sobota, 3 stycznia 2015

Uffff!!!

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 100
˜˜*°°*˜˜
Szczęśliwie wróciłam do domu, choć przeżyłam momenty grozy, wykazałam się zdrowym rozsądkiem i wysiadłam z autka mojego brata w Częstochowie, któremu nerwy puszczały w drodze w sposób nieobliczalny.
Znam te jazdy z nim i nie powinnam była się w ogóle decydować na jazdę z tym kierowcą.
W jedną stronę było jak „Cię mogę” – już na imprezie mnie wkurzył, bo on zawsze miał niskie poczucie własnej wartości i co tu dużo mówić, braki w obyciu.
Postanowiłam sobie, że wrócę pociągiem, ale później pomyślałam, że muszę patrzeć na niego wyrozumiale, bo miał przecież trudne dzieciństwo i zdecydowałam się jednak z nim wracać.
 Kilka słów o imprezie.
Ślub i wesele były super, uwielbiam nie tylko mojego drugiego brata i jego żonę, ale całe Śląskie towarzystwo.
Są to ciepli, radośni ludzie z dużym poczuciem humoru, dzieci mają fantastyczne. Nawet jakby goście dali sobie trochę w gaz, choć tak naprawdę tylko jeden "gościu" był nawalony jak patefon, ale nawet on nikomu nie ubliżał, był po prostu zabawny i tyle. Mnóstwo przepysznego jedzenia, dużo fajnych rozmów, było super – tym bardziej, że ostatni raz byłam u nich pięć lat temu i niektórzy młodociani byli wtedy jeszcze dzieciaczkami.
W sumie gdyby nie mój drugi braciszek, który zawsze jakoś próbuje mnie zdyskredytować, bo sam ma kompleksy - cała impreza byłaby super.
~~~~~~~
Powrót natomiast był straszny.
Najpierw okazało się, że ktoś przebił mu oponę w jego nowym lecz używanym - super za 8 tysiaków aucie i to już go wkurzyło.
Później śliska droga do Częstochowy ja nawet przysypiałam, bo nie chciałam patrzeć jak on jedzie.
Nie ma czucie, źle prowadzi, szarpie przy każdym manewrze, co nie jest miłe, tym bardziej, że ja mam już uszkodzony kręgosłup i takie raptowne skręty kończą się zawsze bólem.
 Dojechaliśmy do Częstochowy i zaczęło się - przestał słyszeć GPSa kazał mi powtarzać co pani mówi i gdzie ma skręcić, po czym robił odwrotnie, czyli jak miał skręcić w prawo skręcał w lewo, zaczął pruć się na babkę z GPSu a pewnie i na mnie, bo pogubił się na total.
Jeździ jeszcze na niemieckich blachach, bo nie przerejestrował samochodu i bał się, że policja go zatrzyma, co potęgowało jego wkurzenie.
 Ja niezwykle spokojny człowiek, póki używał słów związanych z niewybrednym seksem zaciskałam zęby i znosiłam impertynencje wysyłane w eter.
Zadzwonił, telefon i okazało się, że zostawił w Zabrzu wszystkie dokumenty. Młodzi po jutrze wracają do Niemiec a on przecież bez dokumentów nie może być. 
Wpadł w jakiś obłęd, zaczął jeździć w kółko 5 razy dookoła jednego zjazdu, rzucał przy tym łacińskimi "krzywymi", wyskakiwał z samochodu na papierosa, żeby się uspokoić, wracał i dalej robił to samo.
Miałam kompletnie dosyć. Jechała z nami jeszcze jego koleżanka, która wzięła wodę w usta, bo nie chciała go bardziej wkurzać.
Kazałam zjechać mu na pobocze, powiedziałam, że wysiadam i wracam do domu okazją.
Wysiadłam o 15.40 pod Tesco. Z postoju zadzwoniłam po taxi, żeby zawiozła mnie na Dworzec PKS, ale pan mi uświadomił, że autobusu do Łodzi mogę nie mieć za szybko, bo o tej porze, jeśli jeszcze jeżdżą to, co 2 lub 3 godziny. Czy mnie wezmą z psem Pan nie wie. Zapytałam ile zapłaciłabym do Pabianic za taxi – powiedział, że ok 500 zł. Jakbyśmy się umówili na 300 to pojechałby Pan? Pomyślał i zgodził się. Na liczniku pod moim domem, bo go nie wyłączył było 470 zł zapłaciłam 300. Jackowi powiedziałam, że 200, bo byłoby mu przykro, że miałam takie wydatki ale ja spokojnie jechałam, bez nerwów w kulturze i tyle musiał kosztować ten komfort.
Mój brat z Zabrza wie, że nie cierpię prostactwa i przekleństwa typu Q….doprowadzają mnie do szewskiej pasji.
Obiecałam sobie, że już z drugim braciszkiem do jego super autka nie wsiądę a i wizyty u niego na jakiś czas zawieszam, bo miłość miłością, ale takiej ceny za to uczucie nie zamierzam płacić.
~~~~~~~
Dzisiaj pojechałam rowerkiem po owoce i chlebek.
Czuję jak dopiero teraz schodzą ze mnie nerwy tej podróży. Straty oczywiście okazały się o wiele większe, ale pal licho nawet już o tym nie piszę. 
Połowę moich oszczędności zjadła podróż z Częstochowy, kawka w domu smakuje najlepiej, szczególnie, że tu czuję się naprawdę bezpiecznie.
Nie chce mi z głowy wyjść ten mój pabianicki braciszek, zawsze go wspierałam, nawet jak się leczył a on się zachowuje jakbym była jego wrogiem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga