czwartek, 30 stycznia 2014

Przeżyć - rozdział 25


Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 25

 Siedzę nad rachunkami i zastanawiam się jak ja mam to zrobić.
21 stycznia dostałam rachunek za prąd – obiecywali, że prąd stanieje – akurat!!!
Do tej pory płaciłam 1/5 moich miesięcznych dochodów za prąd.
Niestety okazało się, że łagodnie mnie obliczyli i będę płacić jeszcze więcej póki, co mam wyrównać prawie1/2 moich miesięcznych dochodów. Podliczyłam wszystko i wyszło mi, że zostało mi od 21 stycznia do 9 lutego - 32 zł, czyli ok 1zł i 77 gr na dzień.
Na szczęście mam zapasy jedzenia dla mnie i Szabaja, więc jak mi nic nie wypadnie niespodziewanego jakoś przeżyjemy.
Wentylator, mimo, że już się nadpalił cały czas się kręci i ogrzewa mi pokój.
Na szczęście, bo nowy najtańszy kosztuje 39 zł, więc jakby mi ten padł – to dupa blada.
Może da radę do 9 tego.
Śmiać mi się chce, bo dzisiaj zrobiłam na obiad z wczorajszego jednego ziemniaka, którego już nie mogłam zjeść i jednego dzisiejszego świeżego + olej, jajo i łyżka mąki placki ziemniaczane. Były przepyszne, bo ziemniak wczorajszy był z sosikiem z karkówki lekko grzybowym.
Zatem placki miały dość specyficzny smak jeszcze je sporo popieprzyłam – teraz je jakoś czuję na żołądku - wolno się chyba trawią – ej tam - popiję je resztkami Muszynianki, która się niestety kończy.
Jak robi się bieda człowiek wymyśla różne eksperymenty.
Nie wiem czy koniecznie zdrowe, ale mam nadzieję, że uzasadnione ekonomicznie.
Postanowiłam sobie dzisiaj, gdy okazało się, że cały czas mam te 32 zł + 20 gr znalezionych, 
iż średnia na każdy dzień podniosła mi się do 3 zł 22 gr, że przyszedł czas by dokładniej kontrolować wydatki, bo niestety okazuje się - będzie coraz gorzej.
Znaczy to 20 gr mi się znalazło w pudełku z biżuterią, jakbym jeszcze poszukała pewnie znalazłabym więcej.
Od razu przypomniały mi się czasy jak Silezje, które namiętnie paliła ciocia kosztowały gdzieś około 5 zł 25 wtedy, gdy Sporty bez filtra kosztowały chyba 3, 50 ale ich za Chiny ludowe ciocia do ust, by nie wzięła – jak szukałam dla niej drobniaków.
„Basia masz jakieś pieniądze?” Zapytała mnie kiedyś. Chodziłam do „ogólniaka” i były to czasy, gdy się nam też nie przelewało, choć na wczasy jeździłyśmy, co roku – nie tak jak teraz. „Pieniądze? Nie, nie mam – chyba”. „Sprawdź brakuje mi 60 gr na Silezje”.
Czym jest brak pieniędzy na papierosy wiem dobrze, bo paliłam kupę lat i nieraz przekopywałam dom za jakimś „petem”.
Na szczęście to już mam za sobą. „Mam 40 gr” Ciocia wiedziała jak mnie podkręcić. „Jak znajdziesz jeszcze 20 gr usmażę Ci frytki”. 
Tych „nagrodowych frytek” nie zapomnę do końca życia. Ciocia wtedy jeszcze nie miała garnków i frytki piekła w takim kocherku, - czyli naczynku na zupę z zestawu, w którym przenosiło się obiady. Kiedyś taki kocherek z rozgrzanym tłuszczem wypadł mi z ręki na rozgrzany blaszany piec i w jednej sekundzie olej rozbryzgnął się po całym mieszkaniu dotkliwie mnie parząc.
Na szczęście w większości poparzone były nogi.
Jakoś dzięki lekarzowi z „ Łódzkiej Palmy” nie zostały po tym wypadku żadne ślady.
Jak pamiętam bieda towarzyszyła mi nie raz i zawsze sobie jakoś radziłam. Czasami wspiera mnie dziecko, czasami coś zhandluję, lub przyjmę jakieś zamówienie na usługi nietypowe hi, hi trzeba kombinować.
Najbardziej w takich razach doskwiera mi brak owoców, latem są w ogrodzie, ale zimą trzeba kupić. Uzależniłam się od owoców tak jak kiedyś byłam uzależniona od papierosów.
Myśl jednak, że mogłabym już kupić 2 kg pomarańczy poprawia mi humor. Dzwoniła Anulka z Belgii troszkę porozmawiałyśmy, ale Szabajowi się za chciało i musiałam go wypuścić a później zadzwonił telefon i jakaś przemiła osóbka oświadczyła mi, że wygrałam kulę do prania, która zmiękcza pranie i…, coś tam jeszcze. Miałam tylko podać jej mój adres, by wiedziała, gdzie ma mi przysłać zaproszenie na spotkanie w jakimś hotelu. Nawet nie wiedziałam, że jest ich u nas kilka. Spotkanie z poczęstunkiem. Oj ty głupolu myślę sobie daj jej adres a ona już zadba o to by jej się zwróciły koszty kuli czarodziejskiej i spotkania i nawet poczęstunku. Nie podałam nie wierzę w wygrane no chyba, że wygram w totolotka jak zagram, ale nie gram niestety, bo za drogi. Kiedyś stać mnie było tydzień w tydzień wysyłać po 10 kuponów x 6 a dziś mnie nie stać na jeden od święta. Tak mam ta Solidarność poprawiła życie.
Priorytety się zmieniły - cenne jest, co innego.
Każdy ma swój skarb, moim skarbem jest „niezależność” - nikt mi nie zrzędzi, co mam robić i za to gotowa jestem poświęcić inne luksusy.
Całkowita niezależność to skarb wart każdego wyrzeczenia.    

piątek, 24 stycznia 2014

Moja wina? - Rozdział 24

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.

Patrzę na te transmisje z „Majdanu” i serce mi pęka, bo znam Kijów i ludzi tam mieszkających.
Za czasów Gorbaczowa spędziłam w Kijowie trzy tygodnie, poznałam wielu młodych ludzi, ludzi opozycyjnej wówczas sztuki.
Chodziłam na „тайные ночные встречи” – gdzie młodzi ludzie czytali swoją poezję.
Byłam w domu Polki, która wyszła za mąż za Ukraińca i ponad 30 lat nie rozmawiała po Polsku.
Patrzyłam na strusieńkie babuszki, które wyjeżdżały ogromnymi metalowymi koszami na ulice i sprzedawały z nich pomarańcze. Były tak biedne i tak kochane, zakutane w te swoje przepastne chusty, że człowiek miał ochotę cały ten ogromny kosz od nich kupić, by je uszczęśliwić. Myślę o tych biednych starych ludziach, którzy zostali sami w maleńkiej wiosce Futowka pod Kijowem. Którzy częstowali nas tym, co mieli najcenniejszego – samogonem i chlebem ze smalcem i przytulali się do nas jak opuszczone kocięta nie zważając na cichociemnych w czarnych skórzanych płaszczach i ukrywających pod nimi ogromne pistolety. Byli tak szczęśliwi, że jeszcze ktoś o nich pamięta i zechciał przyjechać do nich ludzi skażonych Czarnobylem. Patrzę jak policjanci tłuką pałkami chłopca, który upadł i już się nawet nie broni i myślę sobie, może to wnuk tej babci od pomarańczy albo tej z Futowki – może ona płacze ocierając łzy w swoją przepastną chustę, bo wie, że już go więcej nie zobaczy. Przypominają mi się czasy stanu wojennego u nas i te wszystkie chwile, gdy drżałam o własne dziecko i gdy martwiłam się co będzie dalej. Patrzymy w telewizor, gdzie pokazują nam tylko cząstkę, maleńką cząstkę tych nieszczęść, które tam się dzieją i jemy spokojnie kolację nawet skromną ale mamy ciepłą kawę czy herbatę i spokój i poczucie bezpieczeństwa we własnym domu przed własnym telewizorem.
Confiteor
Bosi na ulicach świata
Nadzy na ulicach świata
Głodni na ulicach świata
Moja wina
Moja wina
Moja bardzo
wielka wina!

Zgroza i nie widać końca zgrozy
Zbrodnia i nie widać końca zbrodni
Wojna i nie widać końca wojny
Moja wina
Moja wina
Moja bardzo
wielka wina!

Zagubieni w dżungli miasta - moja wina
Obojętność objęć straszna - moja wina
Bez miłości bez czułości - moja wina
Bez sumienia i bez drżenia - moja wina
Bez pardonu wśród betonu - moja wina
Na kamieniu rośnie kamień - moja wina
Manna manna narkomanna - moja wina
Dokąd idziesz po omacku - moja wina
I nie słychać końca płaczu - moja wina
Jedni cicho upadają - moja wina
Drudzy ręce umywają - moja wina
Coraz więcej wkoło ludzi - moja wina
O człowieka coraz trudniej - moja wina
- moja wina
- moja bardzo wielka wina!
                                                         Edward Stachura.

Pomyśl człowieku, jeśli pamiętasz jeszcze tamten czas strachu u nas – czy tak być powinno gdziekolwiek?

wtorek, 21 stycznia 2014

Babskie sztuczki Rozdział 23

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.

Minął prawie miesiąc 2014 roku.
Na szczęście zima obeszła się jak dotąd ze mną łagodnie.
Mało pisałam a właściwie wcale, bo wiele godzin rozmawiałam z jednym powiedzmy chłopcem, który jakoś tak przylgnął do mnie nie wiedzieć, czemu.
Początkowo to zainteresowanie moją osobą jakoś mnie podkręcało i było to fascynujące z czasem stało się cokolwiek uciążliwe jak sądzę, również dla niego.
Zwykle tak bywa, że początkowa fascynacja przechodzi taki okres motylkowych zawirowań, po czym kończy się na kotlecie mielonym.
Hi, hi zrobiłam a właściwie podszykowałam dziś rano kotlety mielone.
Sądzę, że będą pyszne, ale się okaże, bo motylki szczególnie te tak zwane brzuszne bywają zwodniczo podniecające, ale najeść się nimi trudno.
Wczoraj do mnie nie zadzwonił, ale już wcześniej jakieś takie tłumaczenia były, że telefon się rozładował, że cosik innego, ot zwykle z czasem migamy się z uciążliwych znajomości tym bardziej, że perspektyw na nic więcej jakoś nie widać.
Zresztą i ja nie ukrywam zniechęcam do siebie delikwentów, bo uważam, że jak przełkną „żabę”, jaką im, na co dzień szykuję, to zniosą wszystko.
Ja nie mam łatwego charakteru, zdziwaczałam sama z sobą na samą myśl, że ktoś miałby zakłócać mój „Eden” przeraża mnie. Nie twierdzę, że nie pragnę kawałka muskularnego mężczyzny obok, ale……musiałby zaakceptować mnie taką, jaką jestem a sądzę, że to wcale nie jest takie proste, tym bardziej, że sama z sobą wytrzymuję czasami z trudem. Wszystko przez tę słodycz, czasami i od słodyczy mdli, ha, ha.
Po jutrze idę do mojego diabetologa i wiem, że mnie opieprzy koncertowo, bo nie zrobiłam od listopada, żadnych badań, które mi zlecił. Będę chyba musiała coś nałgać, że mnie nie było. Powiem, że wyjechałam za granicę a co niech mi zazdrości.
Tak naprawdę mam już dosyć tych wszystkich badań a on na gwałt chce u mnie coś jeszcze oprócz tej odziedziczonej po babci słodyczy znaleźć.
Może mam jeszcze jedną chorobę „paniczną awersję przed lekami” no i oczywiście ogromne „nygustwo”, ale na to na szczęście jeszcze leków, nikt nie znalazł. Co do babci, to troszkę chyba u niej nałapałam plusów, bo wstawiłam się za jej przedszkolem. Sądzę jednak, że ta moja akcja niczego nie zmieni, choć chciałabym szczerze zachować cały ten teren ze względów sentymentalnych dla historii.
Wracając do pana doktora, to będę musiała go oczarować, co nie powinno sprawić mi zbyt dużych trudności, bo widać, że jest „pies na baby” a ja czarować na szczęście jeszcze całkiem całkiem potrafię. Wczoraj w Biedronce jeden starszy pan tak się na mnie zagapił, że walnął reklamówką w podest kasy i wszystkie zakupy rozsypały mu się po Biedronce a ja ze swoimi zakupami w plecaczku na plecach oddaliłam się zwiewnie puszczając mu długie powłóczyste spojrzenie rzęsami wytuszowanymi moim nowym brązowym tuszem MaXfactora 2000 Calorie. 
Hi, hi babskie sztuczki.

sobota, 28 grudnia 2013

Rozdział 22 - przed północą

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 22
Kończy się rok i zawsze w takim czasie przychodzą refleksje.
Nie pisałam dość długo, bo chciałam mieć odpowiedni dystans do siebie i tego, co działo się wokół mnie.
Wzięłam na tzw. „przeczekanie”, bo zwykle, gdy coś dzieje się wokół nas warto opanować emocje i starać się do siebie przede wszystkim podchodzić z odpowiednim dystansem.
Tak naprawdę nie jest to wcale takie łatwe.
Każde z nas pragnie ciepła i dopieszczania jak świeżo posadzona roślinka.
To takie miłe i oczywiście dajemy się ponieść fali tej ożywczej bryzy, bez względu na to ile mamy lat i jak wiele doświadczeń jest za nami.
Zaczynamy w myślach planować świetlaną przyszłość i jakby nie dostrzegamy teraźniejszości.
Czasami potrzeba młotka, do nabicia klinów w marzeniach a czasami kogoś z, zewnątrz, kto postawi nas na nogach ściągając z puszystych obłoków.
Tak było ze mną, przestałam realnie patrzeć na świat – miałam swoje marzenia i swoje wyobrażenia.
Nagle zauważyłam, że tak naprawdę bujam w obłokach, bo to było słodkie.
Cukrzyca pozbawiła mnie naturalnych słodyczy a tu Święta, jak co roku, wszędzie karmią nas słodkimi reklamami, których nie możemy nawet przez szybę telewizora polizać, więc może choćby marzenia – no i pozwalamy się wpuścić w kolejną koleinę, z której trudno jest się wydostać.
Na szczęście zapisałam się do Szafy i ona też pomogła mi realnie patrzeć na świat. Niczego nie dostajemy za darmo, za wszystko trzeba zapłacić teraz lub później.
Płacenie „teraz”, pozwala nam ocenić na ile się myliliśmy. Gorzej jest z płaceniem później, bo nie wiemy czy będziemy w stanie wyjść z tego bez debetu na koncie i z twarzą nienaznaczoną goryczą.
Powiedz, co sądzisz, o tym jak ktoś, kogo bardzo lubisz, przerywa z Tobą rozmowę, bez żadnego sensownego wyjaśnienia?
Np. kończymy, bo wróciła Szprycha. Nie ważne, kim jest Szprycha, kotem, psem czy teściową. Jeśli „ona” wraca a Twój przyjaciel przerywa z Tobą rozmowę znaczy, że Ty jesteś daleko, daleko za Szprychą i nigdy nie będziesz znaczyła dla niego tyle, co „ona”.
Skoro tak to niech on lepiej tę Szprychę dopieszcza a Tobie da święty spokój.
Nie oczekuj nawet, że Cię przeprosi po czasie, bo ktoś, kto jest zafascynowany Szprychą nawet nie będzie w stanie pojąć, że mógł Cię dotknąć.
Cholera przestańcie mnie „dotykać”. Jeśli nie umiecie być delikatni, wrażliwi i czuli odczepcie się ode mnie – ok?
Nie jestem masochistką!!!
~~~~
Tyle marzeń, pragnień tyle,
Wiatr po świecie porozwiewał,
Może, chociaż, na tę chwilę,
jedno wróci, będzie milej.
Może, chociaż dziś w kominie,
świerszcz wyszepcze moje imię.
Może, chociaż w blasku świec,
moje imię będzie brzmieć.
Może serce... zadrży ech....
Chyba serce raczej nie.
Wieczór nocne szaty wkłada.
Koncert senny zapowiada
i muzyczny jakiś ton,
rozkołysał się jak dzwon.
W chwilach smutku, opuszczenia,
czuję szelest swego cienia,
może musnę cichy ton.
Serce zadrży…? Czemu nie...
Serce przecież dobrze wie.
Kiedy w ciszy pośród gwiazd,
znów zakwita nocą kwiat.

środa, 6 listopada 2013

Rozdział 21 Czuły taniec w aromatach.

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 21
Czuły taniec w aromatach.
Bigos wegetariański doskonały na powitanie dziecka w Polsce.
Dziecko jest na bardzo rygorystycznej diecie, bez mięsa, nabiału i glutenu a trzeba je ugościć, by sobie przypomniało jak to drzewiej bywało.
Składniki:
2 kilogram kiszonej kapusty
1 kilogram białej kapusty
jedno kwaśne jabłko
jedna cebula
2 marchewki
1 seler korzeń
mały słoiczek domowej konfitury ze śliwek
10 wędzonych śliwek
15 gram suszonych grzybów
150 ml nalewki miętowo-rutowej/własnej produkcji/
4 łyżki sosu sojowego
Olej ziołowy/własny bukiet ziół/ z oliwy z oliwek
Przyprawy:
8 ziaren pieprzu czarnego
8 ziaren pieprzu czerwonego
4 ziela angielskie
3 goździki
2 liście laurowe
łyżeczka kminku
łyżeczka cząbru
pół łyżeczki tymianku
pół łyżeczki ziaren kolendry
Pół łyżeczki kurkumy,
2 miniaturowe suszone czuszki bez ziaren
Pół łyżeczki curry
Nacie, selera, koperku, pietruszki, lubczyku listek ruty.
~~~~~~~~~~~~~~~~
3 ząbki czosnku drobno posiekane, do ostatniego gotowania
Już się pichci i już jest pyszny.
Nie ukrywam, że pierwszy raz w życiu gotuję wegetariański bigos.
No cóż człowiek całe życie się uczy a dla własnego dziecka nauczy się wszystkiego. Trzeba nie lada kunsztu i umiejętności połączenia smaków, by wykrzesać z bigosu wegetariańskiego ten smak i aromat, który będzie uwodził.
Po 4 godzinach gotowania wygląda tak 
i już uwodzi zarówno aromatem jak i smakiem – a to dopiero początek. Teraz stygnie jutro dalszy ciąg gotowania.
Zjadłam troszkę jest przepyszny.

sobota, 26 października 2013

Rozdział 20-Słodkie jesienne zawirowanie

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 20
Słodkie jesienne zawirowanie
Zrobiłam badania i wyniki mam jak Młody Bóg pierwszy raz od 2 lat.
Szczerze mówiąc czuję się trochę tak jakby grypa miała mnie dopaść – jednak skoro wszystkie wyniki są w normie to żadnej grypy nie będzie. Nie dopuszczę do niej.
W ogródku cudnie przyniosłam truskawki do domu, kwitną i będą miały owoce. Niektóre mają już maleńkie mam nadzieję, że dojrzeją. Podlewam je kurzym nawozem, bo jakieś są mikre.
Wyrosła też mi trawa cytrynowa, teraz tylko trzeba ją pielęgnować, by się nie zmarnowała. Posadziłam też w donicy selery, będę mała do obiadów.
Tak sobie myślę, że nie ma sprawiedliwości na tym świecie. Całe życie ciężko pracowałam, miałam etat, czasami półtora w szkole w przedmiocie, w którym nie da się siedzieć na krześle. Oprócz tego prowadziłam własną firmę, gdzie też trzeba było się nieźle nabiegać. Myślała, że na emeryturze będę mogła sobie pozwolić na to, co lubię, podróże, słodycze, pasje.
O podróżach mogę zapomnieć, bo nie stać mnie na nie, słodyczy, które zawsze lubiłam nie mogę jeść. Zostały mi pasje.
Niestety pasjonatów jak zwykle szlag trafił, są jak sądzę za bardzo zapatrzeni w siebie a może to ja jestem nie ważne.
Nie będę przed nikim się płaszczyła. Miałam nawet taki moment zawirowania, myślałam, że popłynę na fali, ale wszystko diabli wzięli feromony się rozpłynęły nim zdążyły zadziałać i wiem, że już nie będzie dobrze.
Zmarnowałam cudną jesień nie zrobiłam zdjęć, niech to diabli.
Fajnie, że choć wyniki są dobre. A z resztą „Koniec balu panno Lalu”

sobota, 19 października 2013

Milcząca jesień.

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 19
Milcząca jesień
               Puste słowa,                   
wariat wiatr,
                                    noc za oknem
                                   senna mgła.
         Złotych liści
              smutny taniec,
              noc za oknem,
             wiatru granie.
 Puste słowa,
                                     tyle słów.
     Proszę - pomilcz.
                                     Ciszę złów.    
           Senną lampą
             Wiatr kołysze.
                 Milczę - słucham
              nic nie słyszę.
Wiatr za oknem
                                   smętnie gra
                                   z słów utkana
                                   nocna mgła.    
                Jednak mówisz,
               wzdycha wiatr,
               jego słucham,
         czulej gra.            
                                     Złote liście,
  miękka mgła.
Puste słowa,
                                     smętna gra.
                                             Tak!-milczenie,
                zasłuchanie,
                  zapomnienie,
               przytulenie.
Skąd to ciepło?
                                   Komin grzeje!
                                   A za oknem,
                                   wiatr szaleje.
                                              Po co słowa?
                Tyle słów.
                       Milcząc marzyć
                     można znów.
Przecież słowa
                                   zapomnimy,
                                   pogubimy,
                                   roztrwonimy.
                                               Słuchać,
            tulić,
               dawać,
             brać.
Przecież milczą
                                   noc i sad.
  Wiatr za oknem,
tysiąc gwiazd,
                  złote liście,
                   szara mgła,
                  zasuszony
                         w trawie kwiat.
Czułe dłonie.
  Granat nieba.
      Tylko tyle dzisiaj
                                     trzeba.
                                                                       bajsza
Poznałam dwu chyba ciekawych mężczyzn.
Każdy jest inny, każdy ma swój urok i pewnie swoje wady.
Dużo rozmawiamy ostatnio, chyba za dużo, w rozmowach nie ma za bardzo romantyzmu.
Dopieszczamy jedynie własne ego i co z tego wynika.
Hmmm senna muzyka.
No cóż już chyba we mnie nie ma tej chęci odkrywania prawdziwego wnętrza.
Mój interlokutor popija wino i zakąsza francuskim serem.
Ja zastanawiam się, czemu nie czuję zapachu pleśni.
Wentylator gra swój koncert ten drugi zapewne poczułby nutki koncertu Es-dur 365 Mozarta a ja zastanawiam się, na co tak naprawdę mam ochotę.
Co jest w stanie mnie porwać, czuję, że obaj mają jakieś swoje sprawy, w których dla mnie tak naprawdę nie ma miejsca, bo dziś już nie ma takich romantyków, których zachwycałoby wnętrze partnera.
Dziś każdy wlepia swoje gały w siebie i ma w nosie tak naprawdę to, co ja czuję/no powiedzmy ten drugi/.
Żaden z nich nie spytał mnie jak go odbieram, bo go to zupełnie nie obchodzi. Są zapatrzeni w siebie. Wczoraj chciałam zrobić jednemu przyjemność, ale go nie było, zajął się ważniejszymi sprawami a ja tak się starałam, mało sobie wirusa do kompa nie ściągnęłam.
Szkoda czasu i atłasu jak mówiła babcia.
Jesień w ogrodzie mnie urzekła jej warto poświęcić tę senną chwilkę.   
Powinnam też wybrać się do Aniołów po obiecaną leszczynę.

Archiwum bloga