czwartek, 20 stycznia 2022

Godzina duchów.

Bajsza

Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi

Ściąganie pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści - jest zabronione – objęte prawem autorskim.

20 stycznia 2022

 „non omnis moriar”- Horacy

Znowu sianie kolejnych roślin.

17 stycznia posiałam;

SZCZYPIOREK OGRODOWY wieloletni

Kapusta chińska PAK CHOI

LUBCZYK ogrodowy nasiona ziół i przypraw

Endywia MIX różnych gatunków

Cykoria liściowa PALLA ROSSA

Sałatę kruchą

19 stycznia

Wzięłam się w garść i wysiałam kolejne 13 roślinek.

Nie powinnam siać, 13 ale tak wyszło.

Dzisiaj był pogrzeb najlepszego a właściwie jednego z dwóch kumpli mojego byłego.

Kto przeżył rozwód wie, że jeśli ludzie nie potrafią się dogadać, to wtedy szukają osób, które obciążałyby drugą stronę - czyli kumpli.

Mój ex ich nie miał wcześniej/miał mnóstwo kumpelek – one jednak nie chciały się ujawniać w obawie przed reakcją mężów, czy wcześniej chłopaków/.

Jednak na potrzeby rozwodu 2 sobie znalazł.

Najzabawniejsze było to, że jeden to sąsiad - syn kobiety, która exa wprowadzała w życie, zresztą nie jego jednego – cieszyła się opinią osoby lekkiego prowadzenia i nie o samochód tu chodzi.

Synalek zawsze był prymitywny, żeby nie powiedzieć ograniczony.

Żona go zastawiła, bo nawet pokaźny majątek mamusi przestał ją kręcić.

Był, więc wściekły na baby i decydował się wesprzeć exa w tym ciężkim okresie.

Bagatela, cała sprawa wynikała z potrzeby przejęcia naszego wspólnego domu a raczej, żebym po rozwodzie musiała odejść w skarpetkach.

Drugi zaś pozyskany kumpel, to był ten, który właśnie umarł i z którym to ja z racji zawodowych kontaktów wcześniej się kumplowałam.

Mieliśmy wiele wspólnych zawodowych wyjazdów, ale tylko kumplowaliśmy się nic poza tym.

Czasami mi się zwierzał, że np. włosy wychodzą mu na potęgę.

Jednak raz – to było na wyjeździe do Karpacza na wspólny obóz narciarski, mieszkałam w schronisku górskim zdaje się Golibroda w jednej ogromnej sali/jak to w schronisku/z 20 stoma młodymi osiołkami. + 2 opiekunami wśród nich był organizator tej kwatery, były dyrektor jednej, ze średnich szkół, który co prawda na nartach wjeżdżał tyłem pod górkę, ale ogromnie chciał się nauczyć. 

Była dla niego to sprawa prestiżowa – chciał szpanować przed młodzieżą i władzami, bo jego potencjał dyrektorski, chyba ze względu na wiek tracił na wartości.

Był już wtedy podstarzałym łysiejącym kawalerem, dla mnie fizycznie kompletnie nie atrakcyjnym.

Był w psychicznej żałobie, bo pół roku wcześniej zmarła jego przyjaciółka.

Zawsze wcześniej sama organizowałam w czasie ferii szkolnych obozy narciarskie, najczęściej w Bukowinie Tatrzańskiej, bo tam miałam znajomych górali.


Jednak tamtego roku wcześniej spotkaliśmy się z grupą wycieczkową w Mariańskich Łaźniach i mój dobry znajomy, później kumpel exa, zaproponował mi, że on zorganizuje kwaterę w górach przed feriami 2 tygodnie a ja w zamian za to nauczę jego i 10 jego chłopaków jeździć na nartach.

Mogłam też zabrać 10 uczniów z mojej szkoły.

Gratka to była nie lada, bo przed feriami/miał załatwić nam u inspektora szkolnego płatny urlop/, czyli na ferie mogłam jeszcze jechać do Bukowiny.

Warunki w schronisku odbiegały od standardów, do jakich byłam przyzwyczajona, poszłam jednak na to nie upatrując żadnego podstępu.

Ów znajomy był 12 lat starszy ode mnie, co w jakiś sposób okazało się ważne.

Sądzę, że ja też byłam ważna w tym całym przedsięwzięciu, czego wcześniej nie wyczaiłam.

Moja błoga naiwność zawsze była cudowna.

Po 2 dniach okazało się, że w Schronisku jest jedno osobowy pokój z ogromną palmą i mogę w nim mieszkać.

Początkowo sądziłam, że chodzi o to, że te prywatne lekcje narciarstwa, normalnie mnie rozwaliły, facet bał się tak sakramencko nart, że nawet na płaskim terenie cofał się pod górkę tyłem, po czym wpadał w panikę i kładł się na śniegu twierdząc, że chyba złamał nogę.

Wiedziałam, że nic z tej nauki nie będzie.

Jednak już 2 nocy około północy, ktoś do mnie pukał.


Nie mogłam udać, że nie słyszę, bo byłam z młodzieżą i mogło się coś stać jak to z młodymi ludźmi bywało.

Zapytałam, o co chodzi, okazało się, że dobija się do mnie mój kolega, bo ma ochotę się „przytulić”.

Wyobrażam sobie, jaki ubaw miały moje dziewczyny, które spały w pokoju, obok, gdy śmiejąc się odpowiedziałam, żeby przytulił się do S czyli drugiego opiekuna.

Ta sytuacja powtarzała się jeszcze przez 2 noce a później niestety musiałam wrócić do ogólnej sali z chłopakami, bo niby ktoś inny miał wprowadzić się do tego pokoju.

Atmosfera między nami się zważyła, miało to jednak ten plus, że nie musiałam mojemu koledze udzielać prywatnych lekcji i narażać się na jego histerie.

Później, chyba ze 2 lata, mój kolega przyszedł do mojego wtedy jeszcze męża, żeby sprzedać mu jakąś polisę na życie.

Już przestał dyrektorować a właściwie władza z niego zrezygnowała.

Przyszedł tak koło 17 tej a o 2 w nocy jeszcze cały czas siedział. Co rusz to słyszałam z salonu, że „serdeńko, napilibyśmy się herbatki”.

Ten zwrot „serdeńko” doprowadzał mnie do szewskiej pasji, mogłam każdego znajdującego się obok udusić własnymi rękoma.

On go często używał również przy innych, wiedząc jak jest to dla mnie wkurzające.

W tym zwrocie nie było nic z sympatii, raczej pokazanie innym, że to ja tu jestem „kimś”.

Czułam się wtedy zawsze poniżana, nie ważne to było lepsze jeszcze niż; „stare próchno sypie się”.

Tak naprawdę to on był starszy ode mnie o prawie 9 lat.

Tak czy siak już zakosztował dreszczy swojej 22 lata młodszej sekretarki, która była SPOLEGLIWA nie zważając na męża i dziecko za korzyści, jakie jej wówczas oferował.

Zaś mój kumpel jak zobaczył, że nie jestem w żaden sposób nim zainteresowana, postanowił mnie ukarać i zakumplował się z exem.

Szczególnie, że wtedy przy kolejnej herbatce o wpół do trzeciej w nocy, powiedziałam, że najwyższy czas iść spać.

Nie powinno się osobom, które umarły, przypominać ich grzechów, /on w sądzie twierdził, ze jestem niegościnna, o dobijaniu się do mnie na obozie nie wspomniał/, ale ja mu wybaczyłam wszystko, co wrednego mi zrobił.

Ostatnie nasze spotkanie było jak zablokował mi wyjazd z domu, zadzwoniłam na górę/już po rozwodzie i powiedziałam, że nich przesunie swój samochód, bo leciutko go tylko stuknę moim. Biegł pędem i jak mnie przed furtką zobaczył wyciągnął rękę na powitanie i powiedział, bardzo Cię za wszystko przepraszam. Niech mu ziemia lekką będzie. Jest północ godzina duchów.

To ostatnia szansa, żeby się zrehabilitował.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga