wtorek, 5 listopada 2019

Najazd obcych i utrata świadomości.

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
~~~~~~~~~~~~~~
29 - 5 listopada 2019 r
    
Wiem, że to raczej nikogo nie obchodzi, ale najwyraźniej tracę motywację do życia.
Popadam w jesienną apatię, wszystko zdaje się nie mieć żadnego sensu.
Bardzo chciałam mieć pieska, ale analizując „za” i „przeciw” nie wiem czy powinnam.
„Za” miałabym towarzystwo, kogoś, kto mobilizuje, do wyjścia na spacer, kogoś, do kogo można się przytulić, nawet odezwać, gdy jest smutno, kogoś, kim trzeba się opiekować, być odpowiedzialnym itd. 
„Przeciw” - mam zimno w mieszkaniach, piesek mógłby się przeziębiać, musiałby spać ze mną w łóżku.
Piesek kosztuje „pi razy drzwi” – ok. 300 zł miesięcznie, ciągle jeszcze mam wakacyjny dług.
Choruję może być sytuacja, że będę musiała iść do szpitala, wiem, że to ostateczność, ale może się zdarzać.
Minusów jest więcej, iż plusów.
Więc jedno moje marzenie szlag trafił.
Miałam wyjechać, ale takie zaproszenia, miałam każdego roku, od 2015, kiedy to pierwszy raz byłam w Mediolanie.
Cisza…, a i moje zdrowie nie wiem czy jest ok. do latania samolotem.
Arytmia serca, kłopoty z żyłami, kto wie, co jeszcze.
Byłam na stronie Yorków i serce mi pęka, tak bardzo chciałabym, ciast nie mogę, pieska nie mogę.
Matko jedna to po prostu nie ma sensu, jak już nic nie mogę to, czym się cieszyć?
Zjadłam sobie lody na pocieszenie z borówką amerykańską.
Cukier oczywiście skoczył a jak inaczej mogło być? 
Teraz za każdą przyjemność przepłaca się zdrowiem.
Wszystko się kończy lodówka prawie świeci pustkami a mnie się nie chce nawet iść do sklepu.
Pewnie pojadę do sklepu jak już w lodówce zostanie mi tylko światło.
Nie rozumiem ludzi a już mężczyzn to całkiem nie rozumiem.
Stałam się niedzisiejsza – tak to można określić.
Nie wiem może się mylę może to tylko moja bujna wyobraźnia, ale w ostatnim czasie tzn. od 15 października do wczoraj, prosiło mnie o dodanie do kontaktów na Facebooku ok 200 mężczyzn. 
Sprawdzałam nim dodałam ich miejsce zamieszkania i zdjęcia/są zwykle wspólnymi znajomymi z innymi moimi kontaktami/.
Niby byli to artyści malarze czy rysownicy z różnych stron z Indii, Turcji, ale i Włoch, czy Francji.
Kobiet było zaledwie kilka.
Nie wiem wcześniej tego nie było.
Praktycznie nie wielu prosiło o dodanie do kontaktów. 
Rocznie najwyżej z 40.
Teraz niektórzy zaczynają pisać, okazuje się, że nawet nie wiedzą gdzie ja mieszkam.
Jak jednemu napisałam, że jestem z Polski, to, mimo, że wcześniej przysyłał mi różne wirtualne prezenty i zachęcał do rozmowy. 
Jak napisałam, że jestem Polką on na to, że „mam się trzymać od niego z daleka, bo jestem z narodu papy Jana Pawła II”. Byłam w szoku, bo to nie ja zaczęłam z nim pisać.
Odpowiadałam tylko na jego wirtualne zaczepki.
Niby mieszkał we Włoszech na południu.
Miał jednak paskudną gębę, ja to natychmiast zauważam, taki grymas wiecznego niezadowolenia.
Co on ma do narodu papieża Jana Pawła II? 
Wyrzuciłam go z kontaktów.
Zastanawiałam się nad tym nalotem nowych kontaktów.
Czy przypadkiem jacyś terroryści chcą mieć z nami kontakty – to jest bardzo dziwne.
Teraz już nikogo nie dodaję. 
A za to zablokowałam wszystkich Marcello Ferrari, /bo tak się niby nazywał - Ferrari - no nie/blondynka złapie się na markę/ – zablokowałam ok. 30 facetów o tym nazwisku/, choć ten, co pisał do mnie zlikwidował konto.
To też jest dziwne.
W wiadomościach prywatnych teraz figuruje, jako użytkownik Facebooka, zaś w miejscu gdzie były jego wpisy jest informacja 
„Ta wiadomość została tymczasowo usunięta, ponieważ konto nadawcy wymaga weryfikacji”.
No to chyba podpadł przez te wpisy do mnie i dobrze.
Masakra, miałam moment, że nie wiedziałam, co się ze mną dzieje.
Szlam do łazienki i nagle czułam, że nogi mi się plączą i że za moment upadnę.
Chwyciłam z całej siły drzwi od łazienki i to było najgorsze widziałam na nich jakby ekran komputera i chciałam go wyłączyć, bo wydawało mi się, że jak wyłączę to odzyskam siłę.
Nie wiedziałam jak to zrobić – obłęd.
 Mózg odmówił mi całlkowicie posłuszeństwa. 
Stałam tak kilka sekund i nagle pozbierałam się, ale było naprawdę tragicznie.
Coś dziwnego ostatnio się ze mną momentami dzieje. 
Mam takie jakby zawroty głowy, jakby krew mi nie dopływała do mózgu i na sekundy tracę kontakt.
To w sumie było bardzo niebezpieczne, bo jakby trwało dłużej albo jakbym upadła, mam tam 2 stopnie w dół i
posadzkę i tzw. wąskie gardło znaczy ściany w odległości metra od siebie, mogłabym uderzyć głową i nie wiem jakby się to skończyło.
Teraz już muszę uważać i raptownie nie wstawać, póki nie odzyskam równowagi.
Tereska tak miała na rok przed śmiercią, takie zachwiania równowagi, tylko ona nie miała cukrzycy i była 10 lat starsza ode mnie.
Jak piszę to niby wszystko jest już ok., ale przeraziłam się.
Nie, żebym się bała śmierci, wcześniej czy później tak się to skończy. Tylko, żebym sobie nie narobiła jakiejś niepełnosprawności i kłopotu, żeby ze mną nie było.
Wcześniej pisałam z Maciejem i wszystko było ok. 
Tyle, że ten cukier mi skoczył i czekałam, żeby spadł, bo wzięłam najpierw długodziałającą insulinę a później jeszcze musiałam krótko działającą poprawić, bo był ciągle za wysoki.
Zero przyjemności, bo odrobina i tak to się kończy.
Jakiś nerwus, pewnie wezwałby karetkę, ja to biorę na klatę i karawana idzie dalej, póki, co.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga