piątek, 21 sierpnia 2015

Rejs krótki z powodu nadmiaru wódki. Cd.

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Rozdział 140
˜˜*°°*˜˜
21 sierpnia.
Mój szyper zapycha jak poparzony z 2 torbami zakupów głównie alkoholu w różnych postaciach, nawet nie bardzo mam czas cokolwiek sfilmować.
Gdy patrzę na niego z tyłu zastanawiam się, od czego są te brązowe plamy na gaciach. Moja rozbujała wyobraźnia podpowiada mi najprostszą odpowiedź, ale staram się nie ulegać destrukcji.
~~~~~~~
Mój instruktor od deski powiedziałby normalka „żeglarskie życie”.
~~~~~~~
Nogi mi się wykręcają we wszystkie strony na nierównym chodniku, walizka podskakuje jak wysuszona w skwarze ostatnich upałów żabka wariatka.
Wchodzimy po kilku przystankach przewidzianych wyłącznie na dźwiganie puszek z piwem i ciężkich win na pokład jachtu. 
Jest mały i niezbyt komfortowy, ale wiedziałam, że taki będzie, więc nie jestem zdziwiona. 
Mój szyper odpala silnik i perkoczemy się do zatoczki na Jeziorze Guzicznym Małym, gdzie cumuje małżeństwo z Łodzi z psem Azą.
Po drodze coś tam udało mi się sfilmować. Tyle mojego. 
Na miejscu serdecznie, nawet bardzo serdecznie witam się z moją imienniczką. Patrzę na jej męża i widzę, oprócz jego ogromnego brzucha, wielkości pokaźnej beczki piwa fajną rozczochraną siwą czuprynę i kompletnie roześmianą pokancerowaną do granic możliwości paszczę. 
Cholera. Myślę sobie, czy ich ktoś napadł. Czy się tak schlali, że jeden drugiego ratował i odnieśli takie rany. 
Basia żona przyjechała ponoć 2 dni temu, więc chyba to nie jej dzieło, bo rany wyglądają na nieco starsze, choć nie wiele - są jeszcze zaczerwienione, wokół, więc mogą mieć 3 góra 4 dni. 
Już nie pytam nawet, od czego one są, próbowałam jak wsiadłam na jacht, ale bez powodzenia. Szyper był małomówny i już wtedy wiedziałam, że zapewnienia o jego dobrej woli, co do mnie, jako załogi, były składane po pijaku.
Rzeczywistość może być daleka od moich oczekiwań. Kolega i jego żona bardzo mili – naprawę, ale teraz na jachcie widzę, że mój szyper ma rozlatane ręce – sięga jak po ostatnią deskę ratunku po kolejne piwo i milczy dalej. 
Daje mi do zrozumienia, że jestem intruzem i mam się ogarnąć jak moja imienniczka zabrać się za pucowanie jachtu. 
Ma szczęście, że nie robi tego wprost tylko ogródkami, bo się jeszcze nie wściekłam.
Dowiaduję się, że za 2 dni mamy wypłynąć na jeziora.
 ~~~~~~~
Pod naszą cumą jest gniazdo szerszeni, uczę się sikać w wiadro na pokładzie świecąc gołym tyłkiem przed naszymi kolegami z Łodzi. 
Mój szyper nie szczypie się staje ma jachcie i też do wiadra a później do jeziora. Cholera. Woda do picia jest przywieziona z Rucianego zastanawiam się na ile jej starczy. On czyta cały czas Madame Butterfly, czy coś podobnego po angielsku. 
Poza czy faktycznie zna tak dobrze angielski, drżącym, bardzo drżącym ruchem pijackich drgawek odgania napastujące go muszki – mnie jakoś nie napastują chyba one też lubią alkohol. 
Pytam go, czemu drżą mu tak ręce. 
Odpowiada bez ogródek „ normalka alkoholizm”. No tak przecież nie miałam wątpliwości. Ostatni raz widzieliśmy się w czerwcu w Warszawie, wiedziałam, że lubi drinki, ale, żeby aż tak to wyglądało nie miałam pojęcia.
Gdybym wiedziała znalazłabym inny sposób oddania mu kasy za tę pożyczoną niechcący baterię do kamery i nie myślałabym nawet o żeglowaniu z tym człowiekiem, który nie trzeźwieje. 
Teraz zastanawiam się, co mam zrobić?
Kosztowała mnie ta wyprawa już ok. 400 zł. 
Mogę dalej pójść w koszty i może na koniec ratować się na Śniardwach, przed utonięciem, tracąc resztę kasy. Szyper dalej jest niezadowolony, przygryza mi zaczyna niby w żartach, ale, nawet się przy tym nie uśmiecha. Ma minę ....kota na puszczy.
~~~~~~~ 
Jego koledzy mają fajnego psa troszkę większego od Szabaja i brązowo srebrnego, ale przypomina mi Szabaja 
Aza jest już moją przyjaciółką, jest w jej oczach taki sam głęboki smutek, jaki miał Szabaj
Pomagam gotować obiad Basi kroją mięso i kawałeczki przemycam dla Azy. Drugiego dnia zostaje sos z mięsa. Może Aza go zje – proponuję i tu padają te słowa, że próbuję tu wszystkim urządzać życie. Jasne nie powinnam się wtrącać, przy takim nastawieniu, do mnie właściwie nie powinnam się wcale odzywać. Atmosfera zrobiła się ciężka. Mój szyper próbuje nie pić – jest poddenerwowany, wszystko go wkurza czuję to i myślę, co robić. Nawet jego kolega proponuje, że zabierze mnie do swojej większej łodzi motorowej, bo oni nie mają jachtu.
Faktycznie jest tam sporo miejsca a koledze nie trzęsą się jeszcze ręce.
Myślę sobie NIE ta wyprawa to wielka omyłka, trzeba jak najszybciej wracać.
~~~~~~~ 
Szalę mojej goryczy przepełnia jedno słowo powiedziane przez mojego szypra, którego tu nie zacytuję. 
Było odpowiedzią na to jak stwierdziłam, że nie radzi sobie z alkoholem. Poprosiłam go, żeby zawiózł mnie rano do przystani w Rucianym, pożegnaliśmy się bardzo chłodno i wiem, że w tym miejscu nasza znajomość dobiegła końca.
~~~~~~~ 
 Jestem o 8 - ej znów na dworcu w Rucianym. Nie pożegnałam się nawet z Basią i jej mężem, bo jeszcze spali, gdy mój szyper odwiózł mnie do przystani, może i dobrze nie musiałam niczego tłumaczyć. 
Siedzę na przystanku autobusowym i nie mogą pokapować się w tych rozkładach jazdy. Mój szyper jeszcze kupił nowy zapas trunków, dostał ode mnie 2 stówy więc ma za co.
Obiecuję sobie, że wsiadam do pierwszego autobusu, który przyjedzie. 
~~~~~~~ 
No proszę jest do Gdańska – myślę sobie w Trójmieście mam znajomych jakby były kłopoty z połączeniem do Łodzi może ktoś mnie przygarnie.
~~~~~~~ 
Tak też się stało 2 dni spędziłam nad morzem i to zatarło niemiłe odczucia nieodbytego rejsu po Mazurach.
Troszkę jeździłam rowerem, byłam w Sopocie i wróciłam do domu znad morza.
~~~~~~~ 
 Dzisiaj poszłam do sklepu i na całkowite poprawienie humoru kupiłam sobie fajną damkę.
~~~~~~~ 
Bujaj się panie szyper i pij dalej jak sądzę to już nie potrwa za długo, było widać, że i ciśnienie i serce ledwo zipią.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga