wtorek, 21 kwietnia 2020

Około koronawirusowe przeżycia

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie za zgodą autora
„non omnis moriar”- Horacy
~~~~~~~~~~~~~~
20 - 21 kwietnia 2020 r
  
 Nie cierpię polityków i ich niecnych gierek.
Zawsze trzymałam się od nich z daleka.
Teraz znowu polityka dopada mnie okrutnie wyciskając ze, mnie ostatnie soki.
Może inaczej, staram się jak mogę, by nie dać się ponieść emocjom, ale niestety codzienność coraz bardziej uświadamia mi, że przyjdzie taka chwila, gdy nie dam rady tego wszystkiego utrzymać w ryzach.
Siedzenie w domu pozbawia mnie resztek kondycji. 
Nawet nie mam świadomości jak bardzo dotykają mnie różne słabości.
Przez to „siedź w domu” i przez zagrywki Ministra Zdrowia zaczynam popadać w paranoję.


Do tego te wszystkie koszmarne perspektywy pełzające jak padalce w sieci.
To rozwala moją naprawdę twardą psychikę. 
Zaczynam bać się wychodzić z domu.
Wczoraj jednak odważyłam się. 
Oczywiście na rowerze. 
Pojechałam do prywatnego sklepu jakieś 250 m od domu. 
Po chlebek od prywaciarza i kiełbaskę z dzika, chlebek był, kiełbaski nie było.
Przy kasie o 10.15 poprosiłam by pani odebrała ode mnie pieniądze, bo po maleńkim sklepie 3 młodych ludzi jeszcze chodziło.
Mówię, że to mój czas dla seniorów, reszta była znacznie młodsza.
Sprzedawczyni miała minę zbitego szczeniaka.
Pod tytułem „Kochani no, co ja na to poradzę”. 
Młodzi chłopcy tym razem nie zareagowali, ale następnym mogą mi dołożyć, że się wpycham w kolejkę.
Pojechałam do najbliższej apteki 350 m od sklepu, żeby sprawdzić, czy mogę w niej zrealizować swoją receptę.
Pani mówi, że nie, bo 1 partię leków wykupiłam w innej.
Trudno kupiłam 2 leki bez recepty – farmaceutka policzyła 200 % poprzedniej ceny.
Okazuje się, że o tyle te leki zdrożały od zeszłego miesiąca.
Próbuję zapłacić kartą. Odrzuca transakcję.
Co jest? 2 Raz to samo.
Na szczęście mam rezerwową gotówkę.
Jadę do Biedronki 550 m od apteki.
Ta cholerna maseczka a raczej cieniutki komin, który kupiłam w zeszłym roku, jako opaskę na włosy wykańcza mnie – nie mam, czym oddychać.
Maseczka komin jest już mokra, klei mi się do ust, spada z nosa. Strach - jeszcze mnie zaaresztują albo, co gorsza wlepią mandat.

Dojechałam, przypinam rower, zipię jak stara glebogryzarka separacyjna, wszystko leci mi z rąk i z plecaka na trasie do sklepu.
Na podłodze w sklepie leżą moje perfumy w kształcie cygara, lek na rozszerzenie żył i witamina.
Spada na mnie jak to zbieram butelka ze „spirytusem od ruskich”, którym się odkażam jak trzeba.
Jakoś to ogarnęłam, na kasach napisy, że nie przyjmują płatności kartą, bo jest awaria.
Wewnątrz mają bankomat, więc pytam czy on działa. 
Ponoć działa.
Idę wypłacić kasę, maxa, jakiego mogę 1200 zł. 
Napis na bankomacie, żebym skontaktowała się z moim bankiem. Transakcja nie może być zrealizowana.
Znowu wszystko wysypuje mi się z plecaka na podłogę.
Niech ich szlag trafi.
Pytanie na bankomacie, może chcesz wypłacić inną kwotę wpisuję 800 i zbieram, co wyleciało z plecaka.
Włosy mam mokre jakbym się dopiero, co kąpała. 
Rozmoczone loki wpadają mi w oczy, pewnie razem z wirusami, maseczka, czyli komin jest kompletnie mokra jak reszta mojego ubrania.
„Transakcja nie może być zrealizowana – skontaktuj się ze swoim bankiem”.
Nie rzucam mięsem głośno, czasem w takich razach w myślach pomstuję.
Ciśnie mi się na usta jedno brzydkie łacińskie słowo, którego bardzo nie lubię.
Chyba dostaję Zespołu Tourette'a nie wiem, co się ze mną dzieje, ale mam ochotę wykrzyczeć o tej „krzywej” na całe gardło.
Do banku mam jechać, toć to 2 km w jedną stronę – chyba po drodze zdechnę.
Podchodzi do mnie młody sprzedawca widząc moją bezgraniczną rozpacz i z dobrotliwym uśmiechem mówi.
„Niech się pani nie martwi PEKAO się rozpierniczyło”
Ulżyło mi trochę, jednak cała jestem roztrzęsiona, jakiś młody 2 m wielkolud stoi przede mną w kolejce do kasy, proszę go by posunął się do przodu, bo zaraz ręczniki mega paki wypadną mi na podłogę, nie mam siły ich trzymać.
Wycofuje się, nie wiem czy mnie przepuszcza – to ciągle mój czas dla seniorów – 1 paka wypada mi jednak z ręki toczy się po podłodze wpada na butelkę z jakimś sokiem ukrytą pod kasą rozbija ją.
 MASAKRA.
Wsiadam na rower, mam do przejechania ok. kilometra i zastanawiam się, co będzie następnym razem.
Jestem już fajtłapą, niezdarą i nie nadaję się na te wszystkie sankcje około koronawirusowe, awarie i niedogodności obecnego życia.
Nie ma sprawiedliwości na tym świecie. 
Z choinki Baśka się urwałaś, o czym ty kobieto gadasz 
„idź do Ziobry on Ci pokaże sprawiedliwość”.

https://nczas.com/2020/04/19/dotacje-dofinansowania-spolka-zarzadzana-przez-brata-szumowskiego-dostala-22-miliony-zlotych/

Spółka OncoArendi Therapeutics, zarządzana przez Marcina Szumowskiego, brata ministra zdrowia, na początku marca otrzymała dotację rządową na kwotę 22 milionów złotych.Dotację przekazało Narodowe Centrum Badań i Rozwoju (NCBR). Spółka zarządzana przez Marcina Szumowskiego dostała dofinansowanie na „poszukiwanie i rozwój inhibitorów deubikwitynaz do zastosowania w immunoterapii przeciwnowotworowej”.         Jak czytamy na stronie internetowej OncoArendi, całkowity koszt projektu ma wynieść 34 633 291,00 zł, natomiast kwota wnioskowanego dofinansowania to 22 394 791,69 zł. Projekt został wybrany przez NCBR w ramach konkursu ‚Szybka Ścieżka’. Przyznane miliony mają pomóc w wynalezieniu leku do walki z sarkoidozą, czyli rzadką chorobą atakującą układ odpornościowy organizmu. Marcin Szumowski jest prezesem zarządu firmy OncoArendi Therapeutics. Jego spółka Szumowski Investment jest jednym z głównych akcjonariuszy OncoArendi. Brat Szumowskiego posiada 9,18 proc. udziałów w firmie. Więcej ma tylko fundusz IPOPEMA 112 FIZ AN.

Taka spóźniona refleksja mnie dopadła, czytałam w necie, że prezes jest poważnie chory i jego dni są policzone, nie chodzi tu o „UCHO PREZESA”, lecz o coś, co jest niżej. Może szukają leku na jego chorobę i stąd ta tak wysoka dotacja dla spółki na „poszukiwanie i rozwój inhibitorów deubikwitynaz do zastosowania w immunoterapii przeciwnowotworowej”. 

To tylko moja luźna refleksja po zjedzonym śniadanku kanapek z pasztetem z puszki.


2 komentarze:

  1. To masz forsę na te wybryki a narzekasz na PIS

    OdpowiedzUsuń
  2. Sorry, co Ty anonimowy pierniczysz? Jakie wybryki, o czym mówisz, o lekach, których nie mogę kupić z własnej emerytury. 36 lat pracowałam i płaciłam podatki z mojej emerytury też płacę 16 lat podatek. Wybryki mówisz o mnie w porównaniu z tymi posłami PiS choćby tatusiem Morawieckiego, który wyśmiewał się jak żył z nas, że nasze pieniądze trzymamy w polskich bankach a nie na zagranicznych kontach. Gdyby mi dziecko nie pomagało, nie byłabym w stanie zimą opłacić prądu z tej mojej emerytury.
    Powinnam całować pewnie nogi prezesa, że nie odebrał mi emerytury, bo przecież pracowałam w „komunie”. Mnie nawet nie chodzi o pieniądze, choć każdy wie, że żeśmy sobie je wypracowali i należą nam się od każdego rządu jak psu kiełbasa. Mnie chodzi o szacunek i nie mataczenie. Chciałabym dokonać żywota w kraju, z którego nie będą wszyscy na świecie się nabijali, że prezes trzyma wszystko pod butem i nikt nie ma nic do powiedzenia. W kraju, gdzie sprawiedliwość nie jest tylko dla wybranych, gdzie nie zamiata się pod dywan wykroczeń polityków/np. wypadki samochodowe p. premier/. Prawo powinno być takie samo dla każdego. Mówisz, ze mam kasę na wybryki. Chyba anonimowy Cię pogięło. W sumie, o czym ja mam z tobą rozmawiać. Mam nadzieję, że ktoś w końcu kiedyś zrobi z tym bajzlem porządek. Oby nie trzeba było czekać na to kolejnych 5 lat.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga