niedziela, 12 kwietnia 2020

Kiełbaska na Wielkanocne smutki.

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie za zgodą autora
„non omnis moriar”- Horacy
~~~~~~~~~~~~~~
8 kwietnia 2020 r
     
Wczoraj, zatem zrobiłam zakupy, bo pomyślałam sobie, że lepiej teraz niż za 2 tygodnie.
Postanowiłam kupić wszystko, co może mi być potrzebne przez kolejny miesiąc.
Miałam tylko 1 jabłko i pół marchewki.
Żadnych warzyw czy owoców.
 
Zatem pojechałam i kupiłam zapasy na miesiąc;
6 kg ziemniaków,
2 kg zielonych jabłuszek, bo tylko takie jadam,
1½ kg bananów,
1 kg mandarynek,
1 kg pomidorów
2 paczki brązowych pieczarek
1 paczka świeżego groszku zielonego
1 kg kiwi,
1 kapustę czerwoną
1 brokuł
1 kg marchwi
1kg pomidorków koktajlowych czerwonych i żółtych
6 paczek tortilli, bo ona świetnie zastępuje chleb,
3 paczki cienkich podkładów pod pizzę
2 ciasta francuskie,
2 chleby fitness,
5 paczek panierowanych polędwiczek z kurczaka
3 opakowania białej kiełbaski z szynki/jedno do zamrożenia/
½ kg ogonówki, zamiast szynki na święta
1 kg paczki orzechów nerkowca, niestety brazylijskich nie było.
10 opakowań galaretki bez cukru
1 opakowanie kucharka
1 opakowanie mega paka ręczników papierowych
Wszystko ok 35 kilogramów.
Jakbyś nie wiedział, przypchałam to wszystko na rowerze, bo jechać z tymi zakupami się nie odważyłam.
Za to dzisiaj dopiero doszłam po tej wyprawie do siebie i spałam prawie do 15 ej.
Okazuje się, że muszę jeszcze jechać po śmietanę, masło, jajka, baterie 2 x 4 R6, bo ciśnieniomierz mi padł.
10 kwietnia 2020 r
 
Pojechałam po resztę zakupów, kupiłam jeszcze kiełbaskę z dzika. 
Wow!!!, jaka pychotka, w tym sklepie obok mają rewelacyjne wyroby z dziczyzny i chlebek też kupiłam.
❤ 
Martwię się o moje dziecko u nich ponoć są większe problemy z zakupami.
Nie wiem czy to prawda, ale w TV mówili, że ludzie w Mediolanie stali kilka godzin w kolejkach, żeby zrobić zakupy.
Przypomniał mi się czas ze stanu wojennego czy tuż przed nim, gdzie też stałam całą noc w kolejce do rzeźnika, żeby kupić jakieś mięso.
Najlepszy zaś numer był, gdy do sąsiadki przyjechała rodzina z USA to już było po stanie wojennym, gdy mięso było na kartki.
Ona/sąsiadka/ wyjechała i jej goście przez 2 dni mieli być u nas.
Nie miałam w domu jedzenia, żeby ich ugościć. 
Poszłam do maleńkiego sklepu na Warszawskiej.
Na kartkach nie miałam już mięsa a w sklepie były gołe haki.
Mówię znajomej sprzedawczyni, jaką mam sytuację. Ona na to, że ma/lewą polędwicę wołową od cyganów – mieszkam obok romskiej dzielnicy/.
Biorę oczywiście całą. 
Zniknęła pod ladą z moją torbą na zakupy.
Zapakowała tam mięso a ja zapłaciłam ekstra cenę za lewe mięso.
❤ 
Wracam do domu dumna i blada w kuchni przy moich gościach i małżonku wyjmuję polędwicę zapakowaną w Expres Ilustrowany i dumna kładę na stole.
Takiej polędwicy całej ze 2 kg świeżutkiego mięsa nie widzieliśmy ze 4 lata.
Teściu czasem robił przetwory mięsne znał się na masarce, wiec mięsko w domu u nich czasami się widywało w takich ilościach.
Wyprostowałam się i czekam na oklaski a tu Jon z obrzydzeniem rozchyla opakowanie i mówi.
„Musisz zmienić rzeźnika, ten Cię nie szanuje, jak on mógł zapakować takie piękne mięso w gazetę”. Myślałam, że tam padnę on nie miał pojęcia o naszych realiach.
W sklepach mięsnych nie tylko nie było mięsa, ale i nie było papieru do pakowana, bo w sumie nie był potrzebny.
Skoro tamte czasy przeżyliśmy, to i mam nadzieję moje dziecko z głodu teraz też nie umrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga