czwartek, 2 sierpnia 2018

Ma mi się na życie

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
2 sierpnia 2018 r
~~~~~~~~~~~~~
W dalszym ciągu jestem okropnie przeziębiona.
Kaszlę cały czas szarpie mi trzewia, zwykle bolało mnie przy kasłaniu w oskrzelach lub płucach, tym razem boli mnie gdzieś w okolicach pępka.
Kompletnie nie mam apetytu tylko bardzo dużo piję i pocę się cały czas.
 Poszłam do Biedronki optymistycznie piszą na bilbordach, że ode mnie, czyli z Jantaru jest 500 m, ale ja dzisiaj wyraźnie czułam, że to o wiele dalej.
Bardzo jestem słaba doszłam, ale w sklepie, byłam już wykończona i sądziłam, że z zakupami nie dam rady wrócić.

O dziwo kasłałam jakby trochę mniej.
Byłam też w aptece po witaminę C 1500 musującą, ale jak zwykle nie mieli sprowadzą mi na jutro.
Pomyślałam, że może Ruskim sposobem pokonam tę chorobę, więc oprócz czosnku kupiłam po drodze 2 gałki lodów.
Nic nie jadłam od wczoraj i na nic nie miałam apetytu, ale lody wiadomo.
Usiadłam elegancko przy stoliku. Spore towarzystwo oprócz mnie delektowało się też lodami.
Wszyscy mieli o wiele większe porcje, tylko osesek w wózku nie dostał i darł się wniebogłosy. Tata dał mu liznąć i koncert przybrał histerycznego wrzasku, bo małe chciało więcej.
Pomyślałam - dobrze, że siedzę odrobinę dalej to może nie złapie ono mojego wirusa.
Darło się niemiłosiernie i co rusz tata pakował mu swojego loda do buzi.
Na chwilę uspakajał się póki słodycz loda dało się jeszcze wpakować małymi rączkami z brody do buzi, po czym zaczynał od nowa.
Dobrze, że usiadłam, bo nie dałabym rady dojść z plecakiem do Jantaru.
Lody mnie pokrzepiły zostało mi jakieś 100 m - dam radą pomyślałam.
Oprócz dużej butelki wody kupiłam jeszcze czosnek, kalafiora i pomidorki koktajlowe na gałązkach. W plecaku mam jeszcze kamerę i 2 telefony oraz portfel z dokumentami.
W zeszłym roku ponoć, ktoś włamał się do pokoju i ukradł kamerę.
Nie jest jakaś super, ale 7 tysięcy kosztowała, więc szkoda by było.
Noszę ją wszędzie, a że to sprzęt delikatny zapakowana jest w 2 pokrowce/które też ważą/, żeby piach się do niej nie dostał.
Wczoraj zadzwonił do mnie kolega, aby dowiedzieć się o moje zdrowie.
To bardzo miłe jak ktoś interesuje się tym jak sobie radzimy w chorobie.
Dzisiaj ja zadzwonię do niego.
Zadzwoniłam, ale nie bardzo mogłam rozmawiać, bo kaszel mnie bardzo męczył. 
Tak sobie myślę. Kaszlę tak, że echo tego moje kaszlu niesie się po całym korytarzu, aż żal mi tych chłopców, co mieszkają ze mną przez ścianę, bo w nocy pewnie spać nie mogą. 
Zaś moja koleżanka, dzięki, której tu jestem nie tylko, że nie interesuje się kompletnie, co się ze mną dzieje, ale nawet udaje, że mnie nie widzi, jak się czasami spotykamy w łazience czy przy lodówce.
Pewnie uważa, że to ja ją powinnam przeprosić za jej zachowanie. Szkoda gadać.
Myślę sobie, że to, iż tak się pocę jest oznaką, że organizm zwalcza chorobę. 
Tylko czuję się podle, bo ciągle jestem mokra a włosy są po prostu masakryczne. 
Jest jeszcze jeden plus tego kasłania zauważyłam, że bardzo spinają mi się mięśnie brzucha w górnej partii – szkoda, że nie w dolnej byłoby super. 
Ugotowałam 2 gałązki kalafiora, z rozsądku, tyle, co do małej miseczki i nie dałam rady zjeść.
Może zrobię sobie pół kawki. Wyszłam na chwilę przed dom rozmawiałam z moimi gospodarzami, bardzo mili ludzie. Mówili, że za płotem są liski. Liska nie upolowałam ale kotka jak liska tak.
Zaniosłam im kiełbaskę, żeby się nie popsuła. 
Jak jestem na stojąco to mniej kaszlę. 
Kawka jest boska, może się ogarnę i jeszcze troszkę wyjdę. 
Kici, kici


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga