niedziela, 5 sierpnia 2018

Ciemne oblicze Dźwirzyna

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
5 sierpnia 2018 r
~~~~~~~~~~~~~
W dalszym ciągu mam kaszel, trudny do opanowania.
Biorę leki – syrop dla diabetyków/herbapect/ oraz witaminę C 1500 jedną tabletkę dziennie.
Bardzo się pocę, co już zaczyna mnie niepokoić, bo wiąże się to z ogólnym osłabieniem.
Wczoraj powróciły znów dawno niedręczące mnie skurcze kciuków.
Jednak poprawiło mi się samopoczucie i apetyt.
Zatem postanowiłam kupić sobie rybkę.
Niestety była kiepska a i okoliczności jej konsumpcji nie ciekawe.

Wracając z codziennego spaceru, zaczęłam obserwować ludzi. Zarówno mężczyźni jak i kobiety, wyglądają tu bardzo niekorzystnie.
Prawie wszyscy mają podpuchnięte oczy od alkoholu, grube opuchnięte rysy, tępe spojrzenia. Bardzo wielu totalnych grubasów a co dobijające liżą loda lub niosą pudełko z pizzą. 
Widok naprawdę przygnębiający.
Na plaży zamiast muszelek są tony petów, nie przejdziesz 2 metrów by w jakiegoś nie wdepnąć. 
Biedronka jest zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz w opłakanym stanie. 
Przypomina brudne pobojowisko. Może właśnie, dlatego, że jestem chora moje spojrzenie na Dźwirzyno się wyostrzyło. Zniknął zachwyt samym słońcem i szumem fal.
~~~~~~~~~~~~~
W knajpie, w której siedziałam była kilkuosobowa rodzina. Młodzi/rodzice/ nie tacy znowu młodzi – pięcioro dzieci wszystkie z hulajnogami. Babcia, może starsza ode mnie paląca jak lokomotywa.
Reszta rodziny też paląca namiętnie.
Ojciec dzieci, może opiekun ciągnący głośną opowieść o jakimś swoim znajomym poprzetykaną jędrnie słowem z murarskich słowników „o .urwie”.
Dzieci nawet grzeczne oprócz najmniejszego oszusta z długimi włosami udającego dziewczynkę rozkapryszonego i wrzeszczącego bezkarnie w niebogłosy swoje racje i dziewczynka może z 11 nawet 12 lat śliniąca się obficie widać, że niedorozwinięta z jakąś genetyczną chorobą, choć kompletnie nie podobna ani do rodziców ani do babci, jakby była efektem krótkiego romansu z jakimś południowcem może Hiszpanem.
Jako jedyna z rodzeństwa dostała hot doga.

Jej tępe oczy wyraźnie nie radziły sobie z konsumpcją.
Oglądały go ze wszystkich stron bardzo zdziwione jakby to była żaba w keczupie i bułce.
Oczami jej wyobraźni widziałam małe łapki machające ze strachu przed zjedzeniem z wnętrza bułki.
Rodzice jak i rodzeństwo całkiem się nią nie zajmowali.
Kupili strawę i wrócili do swoich ważniejszych spraw.
Dziewczynka jeszcze bardziej się śliniła. Ślina kapała jej po brodzie, nie miała żadnej chusteczki, żeby ją sobie otrzeć. Brakowało jej zresztą rąk. Oczy najwyraźniej szkliły się łzami. Nie wiedziała jak sobie poradzić z jedzeniem.
Hot dog zaczął skręcać się jak śliski wąż w jej nieporadnych rączkach i wyskoczył prosto pod stół, zostawiając po sobie ślady rozmazanego keczupu na przedramionach.
Teraz wzrok dziewczynki stał się jeszcze bardziej tępy i uświadomiłam sobie, że ona chyba nie potrafi mówić.
Wszyscy spoglądali na nią jak na wybryk natury.
Nawet najmłodszy chłopiec przestał się już indyczyć.
Nikt jej nie pomógł oczyścić ramion, czy choćby nie spróbował pocieszyć – ignorowali ją.
Nie zjadła nawet gryza. Zaczęli wstawać od stolika i wynieśli się zabierając swoje hulajnogi. Tylko ona nie miała swojej.
Była kompletnie przybita powlokła się za nimi z tym dziwnym tępym spojrzeniem spoglądając, co jakiś czas pod stolik, gdzie wciąż leżał rozłożony hot dog, jakby tam właśnie było jego miejsce.
Kompletnie straciłam apetyt.
Żeby, chociaż ryba była dobra, ale była nieświeża i źle przyprawiona.
Nawet frytki, były nie do zjedzenia. Zostawiłam ponad pół porcji.
Patrzyłam na tę rodzinę, która stała jeszcze jakiś czas pod knajpą jakby zastanawiając się czy nie zabrać tego hot doga spod stołu.
Teraz choćby po ilości wypitych przez nich piw wiedziałam, że lepiej było nie mieć rodziców niż wychowywać się w takiej rodzinie.
Podpalili sobie kolejnego papierosa. Ojciec kupił jeszcze kilka piw i zniknęli.
Już od jakiegoś czasu widziałam, że z tymi ludźmi, którzy tu przyjeżdżają w większości jest coś nie tak.
Niemcy to wiadomo Ci bogaci jeżdżą na wakacje w atrakcyjniejsze miejsca.
Tu przyjeżdża biedota w tym też ta intelektualna.
Czytałam kiedyś książkę Maria i Magdalena Magdaleny Samozwaniec. Kiedyś Polska inteligencja przyjeżdżała nad morze na wakacje z rodzinami jak nie było jej stać by jechać do Nicei.
Teraz nasze morze jest dla naszej biedoty i nowobogackich, którzy żyją racząc się piwskiem i papierosami.
Świat sfiksował a te tłumy ludzi na plażach to głównie……szkoda gadać.
Przypomniały mi się strajki w Sejmie w temacie niepełnosprawnych dzieci. Ja rozumiem, że Ci ludzie, żyjący, na co dzień z takimi dziećmi mogą być znieczuleni na ich zachowania, ale przecież jakaś empatia powinna być w każdym zdrowym psychicznie człowieku. No właśnie tylko czy to jest zdrowe psychicznie społeczeństwo. Te choroby u ich dzieci skądś się biorą. Strasznie smutny widok sobotniego spaceru. Dzisiaj wszyscy pewnie pójdą do kościoła, po prosić o wybaczenie a po kościele kolejne piwa stępią im umysł. 
Życie jest brutalne nawet tu a może zwłaszcza tu. 
Pójdę znów na spacer, choć codzienny makijaż niełatwo dzisiaj dobrze zrobić.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga