środa, 12 lipca 2017

Jak w dzieciństwie

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
07 lipca 2017
~~~~~~~
Byłam na malinach, ale rozkosz – jadłam prosto z krzaków, jak w dzieciństwie.
Zrobię sobie kawę i przemyślę wszystko.
W sumie to nawet myśleć nie mogę przy tym komputerze.
Kupiłam to dziadostwo w Play i wkurzona jestem strasznie, bo spłacać go będę, jeszcze rok a bateria już tylko do 90% ładuje a faktycznie baterii nie ma, więc jak padnie to cały komp.
Klawiatura buja się jak gondole w Wenecji i połyka literki.
Źle się czuję a jeszcze to mnie wkurza, mój roboczy komp. w salonie odnowy u informatyka.
Tu nawet na swoje konto elektroniczne nie chce mnie zalogować – po prostu obłęd.
Planowałam i jak zwykle, gdy planuję, szlag wszystko trafia.
Pewnie nigdzie na razie nie pojadę a do tego mam straszną chandrę głównie psychiczną z powodu tego jak czuję się fizycznie.
A czuję się podle
Dobrze, że choć malinki były dobre, żebym tylko jakiegoś kleszcza nie złapała, lub żeby mi nie zaszkodziły – ostatnio wszystko mi szkodzi.

Wczoraj znalazłam obrożę jeszcze zapakowaną, przeciw-kleszczową, którą kupiłam dla Szabaja a Szabaja już drugi rok nie ma.
Wszystko mnie dobija, czemu ja mam takiego pecha.
Przeklęta jestem czy znowu wpadłam w czarną dziurę – sama już nie wiem.
Gryzę w zębach 2 pestki wiśni, lubię gryźć, bo wtedy nie chce się jeść. Idę zrobić kawę – to już 2 dzisiaj.
Mój informatyk obiecał mi jutro oddać tego dobrego kompa.
Może humor mi się poprawi.
Odczaiłam jeszcze cudne porzeczki w końcu mają owoce w 3 roku po posadzeniu.
Jutro pojem sobie porzeczek W tym roku, bardzo kiepsko jest z owocami.
 Czereśni praktycznie nie było, truskawki stratowali, jak zmieniali siatkę, poziomki bluszcz zagłuszył a nie chciało mi się go wyrywać.
Tyko maliny obrodziły, bo jabłek też nie ma ani jednego na 4 drzewach. 
Smutno i tyle – wszystko trzeba kupić.
To jest obłęd, żeby było prawie 1000m2 ogrodu obsadzanego latami i żeby nie było żadnych owoców.
Kawa przynajmniej dobra.
 O rany to jest koniec świata. Całą noc nie spałam sama nie wiem – wczoraj jadłam tylko chleb z masłem i klukwą i krupnik z fasolką oraz może z 20 dkg malin.
To wszystko – i całą noc byłam chora – okropnie.
Nie mogę nigdzie jechać tym bardziej, że to dziura jest a ja ostatnio, co 2 dzień mam sensacje żołądkowe.
Może i dobrze – pogoda się popsuła i płacić ciężkie pieniądze za siedzenie w pokoju hotelowym to lekka przesada.
Wiem, że jak nie pojadę, to pewnie pogoda się poprawi, bo ja mam zwyczajnie pecha.
Niestety reakcji mojego żołądka nie jestem w stanie przewidzieć.
Teraz bardzo dbam o to, co jem na wyjeździe kompletnie nie jestem w stanie tego kontrolować. Miałam taki apetyt na ziemniaczki takie maleńkie upieczone.
Dzisiaj właśnie sobie takie zrobiłam. I mięsko rewelacja noga z kurczaka a w środku tatar z biedronki, bardzo pyszne ugotowane w rosole i okropnie dużo sałaty. 
Dzisiaj za to boli mnie staw kciuka lewego – ciupie w nim niemiłosiernie. Byłam na rowerze. A i już mam mój komputer. Oczywiście lżejsza jestem o 2 stówki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga