piątek, 20 maja 2022

POŻEGNANIE.

Bajsza

Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi

Ściąganie pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści - jest zabronione – objęte prawem autorskim.

20 maja 2022

 „non omnis moriar”- Horacy

Teraz wiem, czemu miałam taki sen.

Umarł mój kolega i profesor; geografii, astronomii, PO i przewodnik licznych rajdów po górach i nie tylko.

*Taki smutek w sercu, nigdy nie zapomnę rajdów z panem profesorem tych w których uczestniczyłam, jako uczennica a później, jako koleżanka.

Wędruj i zachwycaj się przestworzami.

Tadeusz był też nauczycielem astronomii, więc i teraz nie zabłądzi na gwiezdnych łąkach.

Niech Cię profesorze dalej marzenia niosą do tych miejsc jeszcze niepoznanych. I my wkrótce dołączymy do Twoich wypraw*.

Widziałam brzask,

wątły, mglisty,

po nim nastał,

świt przezroczysty.

Słońca pierwszy płomień,

rzucił czar.

Ciepło,

resztki trawy a w niej

kwiaty poutykane,

drżące brylanciki rosy,

kryształki naszych smutków.

Drżące w porannym słońcu.

Igły,

modrzewia błyszczące,

perłami porannymi.

Był też człowiek,

promieniami poprzetykany.

Piękny jak amfora ognisty.

Świt był cudny.

Człowiek był szlachetny,

I kryształowo czysty,

Dobry, wspaniałomyślny.

Świt.

Słońce.

Człowiek.

i kwiatów tysiące.

Olśnienie,

oślepienie,

zauroczenie.

Współistnienie.

Nie… istnienie.

Rosło w sobie,

samo w sobie dojrzewało,

zachwytem milczeniem,

ciszą nie pojętą.

Człowiek,

Zamknął drzwi

I serce pękło

 zgasło słońce.

Nie powiedział nic,

Nie - słowo,

Te - drzwi, przerywały istnienie.

Czar chwil prysł.

Człowiek stał się cieniem.

takim, tyci groteskowym

cieniem bez adresu

i imienia.

Teraz na gwiezdnych łąkach

Kwiaty w motyle zamienia.

Teraz uśwadomiłam sobie jedno. Człowiek jest, istnieje tylko póki jeszcze może innym coś dać.

Przestaje istnieć, gdy ludzie już od niego niczego się nie oczekują.

To jest cholernie smutne, gdy umiera TAKI człowiek, na stronie szkoły nie ma nawet kilku słów o tym, kim był i co zrobił dla szkolnej społeczności.

Teraz po moim wpisie w końcu wstawili dość w sumie lakoniczną notatkę.

 Poznałam profesora, gdy przyszłam do liceum.

Mnie nie uczył, geografii, ale uczył przysposobienia obronnego a w 4 klasie maturalnej - astronomii.

Był jeszcze wtedy kawalerem, wszystkie dziewczyny się w nim kochały.

W tamtym czasie nosił taką bródkę jak Eneasz w Troi/wtedy nikt tak finezyjnie nie wycinał brody/ i był na prawdę the best. Był jednym z najfajniejszych profesorów.

Mam mnóstwo wspomnień z tamtego czasu.

Teraz zauważyłam, że na jego profilu Facebookowym, nie ma kompletnie zdjęć ze szkoły.

To dziwne, czyżby i on czuł się rozczarowany stosunkiem władz szkolnych do nauczycieli a i samych nauczycieli.

Stąd też brak wzmianki o jego śmierci.

To tylko moje domniemania i własne obserwacje.

*Człowiek istnieje tylko póki jeszcze może innym coś dać*

Parafrazując póki inni mogą czerpać od niego jakiekolwiek korzyści, później nieelegancko mówiąc „wypinają się na niego”.

Tak było z wieloma fantastycznymi nauczycielami, że wspomnę prof. Zofię Tomaszewską, Renię Tytkiewicz, Eugenię Gwis i p. Perlińską i wiele innych.

Zauważyłam, że czym nauczyciel był bardziej innowacyjny w swojej pracy inni nauczyciele, którym się po prostu nie chciało postanawiali takiego delikwenta zniszczyć i nie przebierali w środkach.

Mnie osobiście nie raz mówiono”, Po co się tak wychylasz?”, inni mają przez ciebie przechlapane. Uczniowie jak to uczniowie, chcą mieć „z górki”. Pamiętam jak w 9 klasie pod koniec semestru wspominana tu prof. E Gwis chemiczka chciała wziąć nas/znaczy klasę/ na zastępstwie, by nas dogłębnie przemaglować. Koledzy poprosili mnie bym poszła, do prof. Piekarka, by to on poprosił dyrektorkę o to zastępstwo z nami, że niby ma u nas mało ocen.

Poszłam do niego powiedziałam, że boimy się chemiczki. Zgodził się i sprawę załatwił po naszej myśli.

P. Gwis szukała nas po całej szkole, przez 40 min.

W końcu jak nas znalazła powiedziała, że przez nas musiała brać krople na serce.

Chciałam pod koniec lekcji podziękować prof. Piekarkowi i podbiegłam do niego, cmoknęłam go w policzek, gdy już wychodził z klasy.

Tak się zmieszał, że obrócił się z dziennikiem pod pachą dookoła i zamiast do drzwi ruszył w kierunku okna.

Zorientował się, gdy klasa wybuchnęła śmiechem.

P. Gwis bardzo szanowałam, dzięki temu, że zawzięła się na mnie i na początku każdej lekcji w 10 klasie musiałam referować temat poprzedniej lekcji dostałam się na studia. Mieliśmy wtedy chemię organiczną i to wałkowanie mnie wtedy okazało się bardzo skuteczne.

Już wiele lat po studiach każdego roku, /gdy była już na emeryturze/ chodziłam do niej prywatnie z workiem orzechów włoskich, które uwielbiała i rozmawiałyśmy o szkolnych czasach.

Z podtekstów też wynikało, że była rozczarowana panującymi stosunkami w szkole.

Tak sobie myślę, czemu ludzie nie potrafią być autentycznie empatyczni.

Wielu kolegom za tzw. friko filmowałam uroczystości rodzinne. Później zachowywali się jakby to było coś normalnego a przy najbliższej okazji czepiali się o jakieś wyimaginowane złe zachowania córki.

Chcieli mnie zniszczyć gnębiąc Agę. Było też tak, że kłamali w żywe oczy wymyślali historie, które nie miały miejsca imputowali mi, że chciałam w czasie strajku generalnego wyprowadzić młodzież na ulicę a było wręcz przeciwnie.

To ja twierdziłam, że tego nie możemy zrobić.

Jak przyszło do konfrontacji, bo mogli mnie wtedy wyrzucić z pracy, może nawet wsadzić do więzienia.

Wszyscy wzięli wodę w usta, nikt nie pamiętał, co mówiłam.

Mleko się rozlało, dyrektorka ustawiona w stanie wojennym przez ruskich aparatczyków doniosła na mnie na milicję.

Byłam tam i tak na cenzurowanym, bo nie zgodziłam się wpuścić do domu milicyjnych szpicli, którzy mieli śledzić Słowika.

Mogłam wylądować w więzieniu, gdyby nie D. Bryl rusycystka, która powiedziała, jako jedyna na konfrontacji jak było faktycznie. KOLEDZY nie miałam od tamtego czasu kolegów, pracowałam w gronie bezinteresownie zawistnych ludzi, którzy utopiliby mnie w łyżce wody.

Wiem, że nie mały wpływ na ten stan rzeczy, miała siostra mojego exa.

Ludzie mi zazdrościli sama nie wiem, czego?

Tego, że zbudowałam dom, że jako pierwsza kobieta jeździłam do pracy samodzielnie kupionym/z filmowania/ samochodem.

Że byłam zgrabna, miałam ładne oczy, byłam inteligentna.

To wszystko mierziło, te osoby, które „po kąpieli używały froterowego ręcznika”.

Zawsze jak pamiętam ludzie czegoś mi zazdrościli. Może tego, że byłam silna psychiczne, że się dokształcałam a nie jak słabsze psychicznie moje koleżanki wylądowałam ze sznurem na szyi.

Takie przypadki u nas też były.

Ludzie umieli u nas dać w kość i słabi w ten właśnie sposób odpadali. Jeszcze napiszę o Tadeuszu ale teraz jest mi za smutno. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga