Bajsza
Wszelkie
podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie
przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści -
jest zabronione – objęte prawem autorskim.
20 maja 2022
„non omnis moriar”- Horacy
❤❤❤
Teraz wiem, czemu miałam
taki sen.
Umarł mój kolega i profesor;
geografii, astronomii, PO i przewodnik licznych rajdów po górach i nie tylko.
*Taki smutek w sercu, nigdy
nie zapomnę rajdów z panem profesorem tych w których uczestniczyłam, jako
uczennica a później, jako koleżanka.
Wędruj i zachwycaj się
przestworzami.
Tadeusz był też nauczycielem
astronomii, więc i teraz nie zabłądzi na gwiezdnych łąkach.
Niech Cię profesorze dalej
marzenia niosą do tych miejsc jeszcze niepoznanych. I my wkrótce dołączymy do
Twoich wypraw*.
❤❤❤
Widziałam brzask,
wątły, mglisty,
po nim nastał,
świt przezroczysty.
Słońca pierwszy płomień,
rzucił czar.
Ciepło,
resztki trawy a w niej
kwiaty poutykane,
drżące brylanciki rosy,
kryształki naszych smutków.
Drżące w porannym słońcu.
Igły,
modrzewia błyszczące,
perłami porannymi.
Był też człowiek,
promieniami poprzetykany.
Piękny jak amfora ognisty.
Świt był cudny.
Człowiek był szlachetny,
I kryształowo czysty,
Dobry, wspaniałomyślny.
Świt.
Słońce.
Człowiek.
i kwiatów tysiące.
Olśnienie,
oślepienie,
zauroczenie.
Współistnienie.
Nie… istnienie.
Rosło w sobie,
samo w sobie dojrzewało,
zachwytem milczeniem,
ciszą nie pojętą.
Człowiek,
Zamknął drzwi
I serce pękło
zgasło słońce.
Nie powiedział nic,
Nie - słowo,
Te - drzwi, przerywały
istnienie.
Czar chwil prysł.
Człowiek stał się cieniem.
takim, tyci groteskowym
cieniem bez adresu
i imienia.
Teraz na gwiezdnych łąkach
Kwiaty w motyle zamienia.
❤❤❤
Teraz uśwadomiłam sobie
jedno. Człowiek jest, istnieje tylko póki jeszcze może innym coś dać.
Przestaje istnieć, gdy
ludzie już od niego niczego się nie oczekują.
To jest cholernie smutne,
gdy umiera TAKI człowiek, na stronie szkoły nie ma nawet kilku słów o tym, kim
był i co zrobił dla szkolnej społeczności.
Teraz po moim wpisie w końcu
wstawili dość w sumie lakoniczną notatkę.
Poznałam profesora, gdy przyszłam do liceum.
Mnie nie uczył, geografii,
ale uczył przysposobienia obronnego a w 4 klasie maturalnej - astronomii.
Był jeszcze wtedy kawalerem,
wszystkie dziewczyny się w nim kochały.
W tamtym czasie nosił taką
bródkę jak Eneasz w Troi/wtedy nikt tak finezyjnie nie wycinał brody/ i był na
prawdę the best. Był jednym z najfajniejszych profesorów.
Mam mnóstwo wspomnień z
tamtego czasu.
Teraz zauważyłam, że na jego
profilu Facebookowym, nie ma kompletnie zdjęć ze szkoły.
To dziwne, czyżby i on czuł
się rozczarowany stosunkiem władz szkolnych do nauczycieli a i samych
nauczycieli.
Stąd też brak wzmianki o
jego śmierci.
To tylko moje domniemania i
własne obserwacje.
*Człowiek istnieje tylko
póki jeszcze może innym coś dać*
Parafrazując póki inni mogą
czerpać od niego jakiekolwiek korzyści, później nieelegancko mówiąc „wypinają
się na niego”.
Tak było z wieloma
fantastycznymi nauczycielami, że wspomnę prof. Zofię Tomaszewską, Renię
Tytkiewicz, Eugenię Gwis i p. Perlińską i wiele innych.
Zauważyłam, że czym
nauczyciel był bardziej innowacyjny w swojej pracy inni nauczyciele, którym się
po prostu nie chciało postanawiali takiego delikwenta zniszczyć i nie
przebierali w środkach.
Mnie osobiście nie raz mówiono”,
Po co się tak wychylasz?”, inni mają przez ciebie przechlapane. Uczniowie jak
to uczniowie, chcą mieć „z górki”. Pamiętam jak w 9 klasie pod koniec semestru
wspominana tu prof. E Gwis chemiczka chciała wziąć nas/znaczy klasę/ na
zastępstwie, by nas dogłębnie przemaglować. Koledzy poprosili mnie bym poszła,
do prof. Piekarka, by to on poprosił dyrektorkę o to zastępstwo z nami, że niby
ma u nas mało ocen.
Poszłam do niego
powiedziałam, że boimy się chemiczki. Zgodził się i sprawę załatwił po naszej
myśli.
P. Gwis szukała nas po całej
szkole, przez 40 min.
W końcu jak nas znalazła
powiedziała, że przez nas musiała brać krople na serce.
Chciałam pod koniec lekcji
podziękować prof. Piekarkowi i podbiegłam do niego, cmoknęłam go w policzek,
gdy już wychodził z klasy.
Tak się zmieszał, że obrócił
się z dziennikiem pod pachą dookoła i zamiast do drzwi ruszył w kierunku okna.
Zorientował się, gdy klasa
wybuchnęła śmiechem.
❤❤❤
P. Gwis bardzo szanowałam,
dzięki temu, że zawzięła się na mnie i na początku każdej lekcji w 10 klasie
musiałam referować temat poprzedniej lekcji dostałam się na studia. Mieliśmy
wtedy chemię organiczną i to wałkowanie mnie wtedy okazało się bardzo
skuteczne.
Już wiele lat po studiach każdego
roku, /gdy była już na emeryturze/ chodziłam do niej prywatnie z workiem
orzechów włoskich, które uwielbiała i rozmawiałyśmy o szkolnych czasach.
Z podtekstów też wynikało,
że była rozczarowana panującymi stosunkami w szkole.
Tak sobie myślę, czemu
ludzie nie potrafią być autentycznie empatyczni.
Wielu kolegom za tzw. friko
filmowałam uroczystości rodzinne. Później zachowywali się jakby to było coś
normalnego a przy najbliższej okazji czepiali się o jakieś wyimaginowane złe
zachowania córki.
Chcieli mnie zniszczyć
gnębiąc Agę. Było też tak, że kłamali w żywe oczy wymyślali historie, które nie
miały miejsca imputowali mi, że chciałam w czasie strajku generalnego
wyprowadzić młodzież na ulicę a było wręcz przeciwnie.
To ja twierdziłam, że tego
nie możemy zrobić.
Jak przyszło do konfrontacji,
bo mogli mnie wtedy wyrzucić z pracy, może nawet wsadzić do więzienia.
Wszyscy wzięli wodę w usta,
nikt nie pamiętał, co mówiłam.
Mleko się rozlało,
dyrektorka ustawiona w stanie wojennym przez ruskich aparatczyków doniosła na
mnie na milicję.
Byłam tam i tak na
cenzurowanym, bo nie zgodziłam się wpuścić do domu milicyjnych szpicli, którzy
mieli śledzić Słowika.
Mogłam wylądować w
więzieniu, gdyby nie D. Bryl rusycystka, która powiedziała, jako jedyna na
konfrontacji jak było faktycznie. KOLEDZY nie miałam od tamtego czasu kolegów,
pracowałam w gronie bezinteresownie zawistnych ludzi, którzy utopiliby mnie w
łyżce wody.
Wiem, że nie mały wpływ na
ten stan rzeczy, miała siostra mojego exa.
Ludzie mi zazdrościli sama
nie wiem, czego?
Tego, że zbudowałam dom, że
jako pierwsza kobieta jeździłam do pracy samodzielnie kupionym/z filmowania/
samochodem.
Że byłam zgrabna, miałam
ładne oczy, byłam inteligentna.
To wszystko mierziło, te
osoby, które „po kąpieli używały froterowego ręcznika”.
Zawsze jak pamiętam ludzie
czegoś mi zazdrościli. Może tego, że byłam silna psychiczne, że się
dokształcałam a nie jak słabsze psychicznie moje koleżanki wylądowałam ze
sznurem na szyi.
Takie przypadki u nas też były.
Ludzie umieli u nas dać w kość i słabi w ten właśnie sposób odpadali. Jeszcze napiszę o Tadeuszu ale teraz jest mi za smutno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za notkę i pozdrawiam