Bajsza
Wszelkie
podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie
przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści -
jest zabronione – objęte prawem autorskim.
20 maja 2022
„non omnis moriar”- Horacy
❤❤❤
Ktoś mógłby spytać, czemu
nie zmieniłam pracy skoro miałam tak złe mniemanie o kolegach.
Powiem tak; może to smutne,
ale ja tak to odbieram.
W tym środowisku są różni
ludzie, tylko czasami do zawodu przychodzą ludzie z tzw. powołania.
Wiadomo pensje tu były
zawsze kiepskie w porównaniu z innymi zawodami ludzi po studiach.
Jeśli zatem ktoś trafiał do
szkolnictwa, to albo z chęci pracy z młodzieżą, albo z tzw. wygodnictwa.
Faktycznych godzin pracy
było niewiele, można, zatem było dorobić w wolnym czasie na różne sposoby.
Powszechna opinia o
nauczycielach była taka, że do tego zawodu, czyli na studia idzie, że tak
powiem wybrakowany element.
Łatwiej było dostać się na kierunki pedagogiczne a i same studia były mniej absorbujące i co tu ukrywać chyba łatwiejsze. Zatem już na wstępie, że tak to określę materiał jest wyselekcjonowany w nie najlepszym tego słowa znaczeniu.
Nauczyciel mówię tu
ogólnie, nie cieszył się najwyższym autorytetem, ani wśród uczniów ani rodziców
ani też środowiska.
Czasami wstyd było się
przyznać, że się jest nauczycielem.
To słynne określenie BELFER
dużo mówi, /potocznie lekceważąco lub żartobliwie – nauczyciel/.
W ratingu popularności szczególnie kobiety z tego zawodu były na szarym końcu, – jako te, które prawią kazania i są często bezpodstawnie przemądrzałe.
Tak czy inaczej od nauczycieli
należało stronić a nauczycielki omijać dużym łukiem.
Jakie zatem plusy były z
pracy w tym zawodzie.
Dla mnie pierwszy i
zasadniczy to stały kontakt z młodzieżą, młodzieżą nie dziećmi.
Szczególnie taką inteligentną
młodzieżą, która przychodziła do Liceum Ogólnokształcącego.
W technikach i zawodówkach było gorzej.
Tamtejsza młodzież, jeśli na początku nie była zmanierowana, to z
czasem nabierała tego prostackiego szlifu naśladując bardziej przebojowych
kolegów.
Wiem, bo szczególnie w
czasie zawodów sportowych miałam z nią do czynienia.
Oczywiście to są
uogólnienia.
Jednak, jeśli mamy
klasyfikować młodzież o wiele przyjemniej pracowało się z tą z liceów.
Jasne, ale czemu szkoła i
szkolnictwo.
Już, jako młoda dziewczyna
miałam szerokie zainteresowania i marzyły mi się inne studia i inny zawód.
Chciałam iść do Akademii
Sztuk Pięknych, miałam zacięcie do rysunku i malowania. Robiłam różne rzeźby. Kochałam
fotografię. Miałam duszę artysty, ale….., sama nie mogłam wtedy decydować.
Moja opiekunka - ciotka
sprzeciwiła się temu pomysłowi. Twierdząc, że w ASP się zmarnuję/alkohol,
narkotyki i takie tam/ „Nie po to mnie wychowywała, bym poszła na zatracenie
mówiła”.
No cóż rodzina była
pedagogiczna i uważano, że i dla mnie będzie to najlepsze.
W sumie nie miałam nic do
powiedzenia.
Wybrano za mnie. Poszłam i skończyłam studia pedagogiczne,
choć jako specjalizację wybrałam turystykę.
Tu właśnie moja droga
życiowa i zawodowa w sposób naturalny połączyła się z moim profesorem i kolegą
Tadeuszem Piekarkiem.
Żeby zaliczono mi specjalizację,
musiałam samodzielnie poprowadzić obóz wędrowny.
Wtedy Tadeusz zgodził się,
żebym w pierwszym roku pracy była jego szefem na tym obozie. Oczywiście
pilotował wszystko złościł się, że w rozliczeniach finansowych wciąż
wyskakiwało 49 groszy. Nie był zachwycony moim luzackim podejściem do
uczestników obozu.
Złościł się, gdy grałam z
nimi po nocach w brydża.
Ówczesna brydżowa ekipa to
byli; Mariusz Cierpisz, A. Woźniak, Mariola Wagner i ja.
Zrywał nas o 4 rano na dalsze wędrówki, ale miał przy tym sarmackie poczucie humoru, to był życzliwy dobroduszny człowiek obdarzony dużym optymizmem, ogromną wiedzą turystyczną, poczuciem odpowiedzialności i nigdy nie podważał mojego autorytetu, co w nim bardzo ceniłam.
Wcześniej jeszcze, jako uczennica byłam z nim na rajdzie w Górach Świętokrzyskich.
Z trudem wybłagałam u ciotki pozwolenie na uczestniczenie w tym rajdzie. To był mój pierwszy raz, gdy nie miała kontroli nade mną. Pracowała w naszym liceum i jestem pewna, że Tadeusz dostał szczegółowe instrukcje jak się mną opiekować.
Zastępcą jego na tym rajdzie
była germanistka, jego późniejsza żona.
Wtedy byli tylko kolegami, może
sympatiami tak to się wówczas nazywało. Pamiętam bardzo wiele zdarzeń z tego
rajdu.
I to, że byłam
nieodpowiednio ubrana w leginsy w kolorze ostrego chabru i biały sweter w
czerwone pasy, przez co wyróżniałam się za bardzo i podpadałam, co rusz różnym
ludziom. Miałam wtedy świeży prezent takie mini jak na ówczesne czasy radyjko „Kolibra”.
Ciągle go słuchałam a w Parku Narodowym było to zakazane.
Podpadłam i dostałam skałki
do plecaka.
Dźwiganie ich było karą za
tego typu wybryki.
Jednak na tym rajdzie
wywinęłam lepszy numer, do którego przyznałam się dopiero po latach już, jako
nauczycielka.
Miałam super humor, bo na
śmietniku za chałupą jak wyrzucałam śmieci znalazłam 50 zł, co wówczas dla
licealistki było niezłą gratką. Zastanawiałam się, co z tą kasą zrobić
słuchałam muzyczki w radiu i w jej rytmie bujałam się przy płocie. Na drugim
końcu tego dość długiego płotu ze sztachet profesor golił swoją zabójczą bródkę,
co wymagało nie lada precyzji. W sumie ani on na mnie nie zwracał uwagi ani ja
na niego do momentu, gdy rozległ się przerażający krzyk Marylki germanistki.
Profesor cały ekwipunek do golenia miał powieszony i poustawiany na płocie.
Marylka obok, na turystycznej kuchence smażyła jajecznicę ze z trudem zdobytych
na wsi jaj.
Wtedy wioski w Świętokrzyskim
były bardzo biedne.
My spaliśmy w chacie, która
nie miała podłogi tylko wyścielone słomą klepisko.
Samotna kobiecina była mocno
spracowana, nie miała męża/zabili go bandyci/ a jedyny syn siedział w
więzieniu.
W obejściu była bieda aż
piszczało. Żeby zdobyć te jajka Marylka przeszła pół wsi jak później opowiadała.
Co się stało?
Ja bujałam się w rytmie muzyki na drugim końcu drewnianego ze sztachet płotu, rozbujałam tak ten płot, że kubek z mydlinami od golenia profesora wylądował w jajecznicy Marylki. Oczywiście całą burę dostał Bogu ducha winny profesor.
Ja zaś dałam uszy po sobie i robiłam za niewiniątko. W ramach pokuty sama zdecydowałam te 50 zł podarować gospodyni, u której spędziliśmy noc. Bardzo mnie wtedy wyściskała, nie mogłam wyrwać się z jej objęć. Miała łzy w oczach. Tak teraz sobie myślę, że te rajdy oprócz walorów krajobrazowych, były niezwykłe wychowawczo. Uczyły nas szacunku dla ciężko pracujących ludzi.
Szukam i nie mogę znaleźć
zdjęć z tego rajdu – jak znajdę to później wstawię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za notkę i pozdrawiam