środa, 11 maja 2022

Odpocznijmy od mrocznych historii

 Bajsza

Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi

Ściąganie pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści - jest zabronione – objęte prawem autorskim.

11 maja 2022

 „non omnis moriar”- Horacy

 O rany pierwszy raz zrobiłam młodą kapustę, krótko gotowaną Al dente.

Podam przepis, bo jak zwykle jest „mój”, – czyli zmodyfikowany.

Główka kapusty, wiadomo drobno posiekana.

Zalana wrzątkiem 150 ml i posypana solą, łyżeczką stewii, popieprzona.

Dla ładności łyżka słodkiej papryki w płatkach.

Dla podbicia smaku zioła tajskie łyżka. To wszystko troszkę z 15 min stoi w garnku, by smaki się zmiksowały.

W między czasie kroję dużą cebulę, zeszklę ją na lekko złocisty kolor na masełku klarowanym.

Kroję na małe kawałeczki 2 spore ząbki czosnku.

Wrzucam na zeszkloną cebulkę na krótko, by się polubiły. Całość ląduje teraz w gotowanej 8 min odcedzonej kapusty/wodę z kapusty zostawiam na rozprowadzenie zasmażki/.

Zasmażka łyżka masła klarowanego i łyżka mąki, po zrumienieniu woda odcedzona z kapusty, by zlikwidować grudki. 

Na sam koniec wrzucamy pokrojony drobno koperek.

Pracowity dzień spędziłam. Pestki z GUAWA, GUJAWA wyjęłam, ogromnego kalafiora podzieliłam na różyczki, żeby zamrozić. Pokroiłam kilogram pieczarek, żeby usmażyć.

Zakręciło mi się w głowie i ratując się przed upadkiem tak balansowałam ciałem, że coś naderwałam w stawie biodrowym i teraz znów jestem kaleką, mam nadzieję, że to mi przejdzie.

Na początku było bardzo źle, nie mogłam kroku zrobić, minął dzień, oszczędzam się chodzę tylko jak muszę i jest odrobinę lepiej.

Historia się powtarza jak w zaczarowanym kalejdoskopie. Musiałam się kolejny raz uszkodzić, żeby zrozumieć, że gdy ja idę do ludzi z sercem na dłoni to oni ….

Nikogo nie obchodzi, co mi się stało – żyjesz ok., bo jakbyś wykorkowała to też byłoby ok.

Oni mają własne problemy i tym wyłącznie się zajmują.

Zawsze tak było a ja ciągle mam nadzieję, że ktoś mnie doceni, może zauważy?

Jestem beznadziejnie głupia, naiwna i aż dziw, że nie padłam ofiarą jakiegoś mordercy.

Sama się proszę.

Wrodzony gen naiwności mam to po ojcu, tylko on już 45 lat przez ten gen nie żyje.

Skończyłam jeść świąteczny, niedzielny chlebek, był pyszny, choć końcówka się odrobinę kruszyła.

Upiekłam go w tortownicy z samej pszennej mąki, przykrytej w połowie czasu pieczenia dużą miską.

Zrezygnowałam z garnka żaroodpornego, bo zbyt długo musiał się piec i skórka była za twarda.

Mam cały czas problem z chodzeniem, muszę bardzo uważać. Przejście do furtki jest problemem, najgorzej jest na zakrętach i zaraz po wstaniu, czyli wchodzenie w pion.

Stawy biodrowe w moim wieku to poważny problem.

Szczerze mówiąc wszystkie stawy mam zdezelowane i obecna sytuacja uświadamia mi, że będzie coraz gorzej.

Matko słodka, wczoraj wyczytałam, że umarła moja polonistka z liceum mając 97 lat. 

Przeżyła nawet moją ciotkę, choć kto wie - ciotka kłamała z wiekiem odejmowała sobie z 5 lat, więc mogła mieć 101 lat, gdy umarła.

Jak sobie pomyślę, że mogłabym tyle lat żyć to masakra, rozpadnę się wcześniej na kawałki i sama siebie będę musiała zbierać.

Kiedy byłam młodsza patrzyłam na ludzi w moim wieku jak na starców.

Teraz nie czuję się starcem, ale świadomość degradacji szczególnie fizycznej organizmu jest przerażająca.

Tylko włosy rosną mi bez opamiętania.

Już mam spore, poniżej łopatek. Przestałam farbować i teraz mam trójkolorowe. Skronie siwe środek jeszcze ciemny a tył dół, ciemny blond.

W sumie nawet fajnie to wygląda.

Pamiętam jak odgrażałam się zielonym irokezem, gdy koledzy nauczyciele czepiali się długości włosów chłopaków w starszych klasach.

Wtedy byłam dość zwariowana, żeby takiego irokeza sobie zrobić, gdyby nie fakt, że szukano dowodów na moją niepoczytalność, żeby mnie ubezwłasnowolnić i odebrać wszelkie prawa, w tym szczególnie do współwłasności domu. Musiałam się opanować, ze swoimi szalonymi pomysłami, bo wylądowałabym pod mostem.

Swoją drogą, byłam wtedy naprawdę w wielkiej potrzebie.

Życie mi się waliło, wyglądało na to, że stracę wszystko i będę z tym zupełnie sama.

Nie mogłam liczyć wtedy na nikogo.

Był dom, w którym się wychowywałam/rodzinne gniazdo mojej babci/u wujostwa.

Gdy ciotka została sama pojechałam zabrać ją do siebie, za nic nie chciała się przenieść.

Miała później chyba pretensje, że za mało czasu z nią spędzałam a przecież byłam u niej z godzinkę codziennie. Jednak, kiedy ja byłam na krawędzi, nikt nie zaproponował mi kąta u siebie.

Znowu było „jak wykorkujesz, czy wyrzucą Cię pod most to Twój problem”.

Stara śpiewka.

To cholerne balansowanie na krawędzi, ze świadomością, że nikt w razie potrzeby nie poda Ci ręki, tyle lat, to zapewne wykoślawia psychikę.

Fizycznie też nie ma szału.

Po ostatnim potłuczeniu jeszcze strupy z nogi mi nie poodpadały a już kolejna kontuzja.

Sądzę,że jedno z drugim się wiąże, psychika wpływa na fizis. Okaleczana latami psychika jest powodem licznych kontuzji. Babcia też umarła, bo miała zawrót głowy i upadła, uderzyła się w głowę i zabiła się w szpitalu. 

Nie cukrzyca bezpośrednio ją wykończyła. 

Ech szkoda słów.

Właśnie na „oko” zrobiłam drożdżowe ciasto z truskawkami i kruszonką z cynamonem w małej 18 cm tortownicy, bo jestem samotną osobą i nie chcę się upaść - piekę maleńkie ciasta jeśli w ogóle..

Na „oko”, czyli mniej więcej ¼ kg mąki pół paczki, czyli 3.5 g drożdży suszonych i pół małej szklanki wody i łyżka stołowa płaska stewii, 1 jajko – ciasto wyrobiłam łyżką stołową, bo nie chciało mi się wyjmować miksera - stało ½ godz. Kruszonka czubata łyżka masła 2 łyżki mąki i łyżeczka stewii + ¼ łyżeczka cynamonu. Kruszonkę wyrobiłam widelcem. Truskawki giganty pokrojone na pół i praktycznie podwójna warstwa.

Nie uwierzycie była ¼ formy 

a teraz jest forma czubata, – czyli ¼ ponad krawędź. Piekę w frytkownicy beztłuszczowej/w termoobiegu/, na razie 30 min 175 st. C, ale jeszcze 20 dołożę, ze względu na wzrost ciasta. To jednoosobowa pychotka na sobotę i niedzielę do kawki.

 Wyszło pyszne – polecam!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga