piątek, 2 kwietnia 2021

wypłakać się muszę a było tak pięknie

 Bajsza

 Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi

Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie za zgodą autora

„non omnis moriar”- Horacy

~~~~~~~~~~~~~~  

 2 kwietnia 2021 r

 Obudziłam się pierwszy raz chyba od roku i taka prosto z łóżka, spojrzałam w lustro, matko słodka pomyślałam, jaka ja jestem ładna i jak bosko się czuję. 

Niesamowite to, całkiem jakbym straciła obiektywizm, ale jest to naprawdę cudowne, mięśnie się prężą i uśmiech sam rozświetla mi twarz. 

Wiosna, wiosna czyni już swoje cuda.

Trochę mnie wcześniej zmęczyło to gotowanie bigosu, ale nie wyobrażam sobie bym nie miała go w lodówce, szczególnie w święta.

Ostatnio nawet obiadu nie jadam, oczywiście próbowałam po dolaniu winka i dołożeniu mięska.

To jeszcze nie jest całe mięsko.

Muszę zrobić te policzki, późno mi je dowieźli.

Może i dobrze, bo musiałabym się forsować w kuchni a tak po malutku wszystko sobie zrobię.

 

Miałam dostać jakiś finansowy prezent na święta z mojej pracy, ale póki, co żadnej wpłaty na koncie nie widzę.

A pismo kazali mi napisać. 

O sorry wpłynęły – 180 zł to akurat na jedną paczkę żywnościową. Nie ma szaleństwa, ale zawsze coś.

Zrobiłam ostatnie zakupy w Gdańskich delikatesach i już w kwietniu niczego nie kupuję.

Może będę musiała kupić jeszcze leki, puchną mi znowu nogi.

Jak człowiek tak siedzi w domu, to mu się nudzi i taka zamówiona paczka z zakupami daje mu troszkę radości. Zmusza też do jakiejś aktywności fizycznej.

Zrobiłam dzisiaj mojemu dostawcy dpd mały Świąteczny prezent, bo nabiega się z tymi paczkami od furtki do domu.

Martwię się o siebie, bo liczyłam na to, że jak się ociepli będę mogła pojeździć rowerkiem a przez tę pandemię będę się bała, póki się nie uspokoi.

Byłam dzisiaj godzinkę w ogrodzie, ale boska pogoda. Mnóstwo krokusów, rośnie prawie same fioletowe, kilka żółtych, białych nie ma wcale. Jeszcze wyjdę na pół godzinki jest tak cudnie.

Byłoby, gdyby nie mój ex, który postanowił zemścić się na resztkach modrzewia, które zostały po poprzednim skróceniu go o jakieś 7 metrów i przy okazji złamaniu przy korzeniu brzoskwini, którą kochałam bardzo, modrzew jak twierdzi obcina, bo igły zrzuca mu na taras. 

Tym razem ściął znowu ok 6 metrów, 

zostało, co prawda jeszcze z 10 metrów, ale wątpię, żeby to kolejne fryzowanie biedaczek przeżył. 

Sadziłam go w 1971 roku na pół roku urodzin Agnieszki. 

Przywiozłam go z lasu, tłumaczyłam córeczce w wózku, że będą rośli razem.

Gdy go obcina, czuję się jakby ranił Agę, jestem przesądna.

Zawsze po tym obcinaniu, błagam modrzew by się mu nie dał i rósł dalej. Drzewa sąsiadki rosnące obok i są o wiele już wyższe, zrzucające zapewne wiele więcej igieł jakoś mu nie przeszkadzają. 

Tym razem połamał doszczętnie stolik ogrodowy, który dostałam od kolegi, żebym miała, na czym pić kawę. Mój cudny kiedyś ogród, teraz na święta wygląda tak i serce mi pęka. Jak można tak wszystko niszczyć, ten modrzew miał ponad 20 metrów i w październiku skończyłby 50 lat.

Miałam dać dalszy ciąg książki ale serce mi pęka z powodu tego kochanego modrzewia i nie mogę.

Jak Adze się coś stanie przez tego egoistę, nie ręczę za siebie. 



        Dostałam przed chwilą na otarcie łez Oliego. 
           I kolejne zdjęcie ze Świątecznej soboty 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga