czwartek, 22 czerwca 2017

Bon Appetit !!!

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
~~~~~~~~~~~~~~
22 czerwca 2017
Kocham gotować i nie chodzi tu o stanie godzinami w kuchni, ale o komponowanie wymyślonych smaków i dekorowanie później potraw tak, by rozbudzały nie tylko aromatem zmysły konsumującego, ale zachwycały formą.
Najczęściej wymyślam te swoje potrawy, w chwilach głodu, czyli nocą.
Nie jestem zwolennikiem potraw rozdrażniających, – czyli takich maleńkich, którymi człowiek nie może się najeść a tylko wkurzyć.
To jest ostatnio domeną tych nowych ekskluzywnych restauracji.
Dzisiaj będzie młoda kapusta w innej odsłonie.
Wcześniej smażę z tymi 10 g oleju rzepakowego drób w posypce czerwonej do kurczaka/posypki jest tylko tyle, by minimalnie dała smak/na tym smaku szklę, surową cebulę i kapustę/.
Po czym podlewam wodą i wszystko ląduje w garnku z resztą produktów
Obiad 448 g. =/294 kal./
Młoda kapusta 150 g. – 43.5 kal./IG 15/
Cebula 40 g./zeszklona na patelni/ – 12.0 kal./IG 15/
Papryka czerw 20 g. – 5.6 kal./IG 15/
Pieczarki 40 g. – 6.8 kal./IG 15/
Pomidorki koktajlowe 35 g. – 5.3 kal./IG 30/
Olej rzepakowy 10 g. – 90 kal./IG 0/
Zioła; majeranek, lubczyk, seler nać, koperek, pieprz. 10 g. ok. - 10 kal./IG15/
Jabłko 50 g. – 26 kal./IG 35/
Śliwki suszone 2 g. – 5.6 kal./IG40/
Żurawina 1g. – 3.2 kal./IG 50/
Marchewka młoda/surowa/do dekoracji 40 g. 10.8 kal./IG 30/
Udko kurczaka 50 g. – 102 kal. /IG 0/
Zaletą tych potraw jest to, że dokładnie wyliczam ile gramów, czego używam i jaki jest IG.
To daje mi rozeznanie ile kalorii zjadam i o ile mniej więcej może podnieść się cukier w organizmie.
Co do IG dane należy brać z przymrużeniem oka, bo dostępne Indeksy Glikemiczne nie są precyzyjne a do tego każdy organizm inaczej przyswaja, bądź nie przyswaja cukier z produktów. Staram się do minimum używać gotowych produktów typu „posypki’, żeby jednak poprawić smak potrawy, można odrobinę zgrzeszyć. Eksperymentowanie z podciąganiem smaków, np. zielonym jabłkiem, czy skórką limonki, bywa ryzykowne, ale czasami warto zdać się na własną wyobraźnię smakową. To jest to, co powoduje, że człowiek staje się kreatywny w kuchni nad garnkiem. Wiesz, czym jest WYOBRAŹNIA SMAKOWA? Jeśli znasz aromat i smak np. rozmarynu. Kosztujesz swoją potrawę i czujesz, że brakuje Ci w niej ostrzejszej nutki, jaką daje np. rozmaryn – dodajesz go tyle, żeby ciekawe słowo POLUBIŁ się z prawie już gotową potrawą a nie popsuł jej smaku i aromatu.
Doskonałymi i bardzo zdrowymi polepszaczami smaku jest np. kurkuma, czy pieprz cytrynowy, czy odrobina skórki cytryny lub pomarańczy, czy kilka ziaren granatu, czy zgniecione ziarnko jałowca, bądź ząbek czosnku, odrobina wina, czy rumu, czy Porto.
Trzeba znać nie tylko te smaki, ale wiedzieć, jak komponują się z istniejącym już smakiem potrawy.
Jest takie babcine powiedzenie „wisienka na torcie”.
O to tu chodzi o podciągnięcie tak smaku, by powstało słynne niebo w gębie.
Oj przypomniała mi się zabawna historia.
Poznałam kiedyś na kuracji, jednego ministra.
Właściwie jemu wpadłam w oko i zasięgnął wywiadu przy pomocy innego ministra bez teki, który też tam się kurował – warto pamiętać, że za czasów tej obrzydłej „komuny” ministrowie nie jeździli na kuracje za granicę a bratali się z prostym ludem, takie były ustalenia ówczesnych władz.
Zatem poznałam go, bo widać mieściłam się w kryteriach, kobiety do wczasowego towarzystwa.
Nie mylić z panią na randkę, bo o ekscesy tu nie chodziło tylko o intelektualne spędzanie czasu rekonwalescencji z osobą na poziomie.
Rozmawialiśmy o wszystkim, na czym się znałam i na czym mój adwersarz się znał, spędzaliśmy sporo czasu razem, czasami w trójkę z przyjacielem ministra lekarzem.
Czasami chodziliśmy potańczyć – jak to na kuracji.
Jeśli chodzi o gotowanie, wtedy jeszcze raczkowałam a moje kuchenne eksperymenty były naprawdę nieliczne.
Pamiętam, że na koniec kuracji/nie miałam jeszcze swojego samochodu/, minister zaproponował mi, że mnie podwiezie do domu, bo i tak nie wiele musiał zboczyć z trasy do swojego warszawskiego mieszkania.
Pochodził z Poznania zaś w Warszawie miał mieszkanie służbowe, do którego wtedy wracał.
Na pożegnanie wymieniliśmy się numerami telefonów, wówczas jeszcze stacjonarnych i każde z nas wróciło do swoich obowiązków.
Jakież było moje zaskoczenie, gdy tego samego dnia wieczorem minister zadzwonił. Załgał się, bym mu dala jakiś przepis na coś do zjedzenia, bo w domu miał tylko 2 jajka, mąkę i koniak. Wtedy ministrowie nie chodzili do knajp na ośmiorniczki. Chciałam mu zaimponować i podałam przepis z kuchni chińskiej na omlet z koniakiem. Nigdy oczywiście tego nie jadłam, ale sądziłam, że powinien smakować bosko. Po godzinie minister zadzwonił i powiedział mi spróbuj to zrobić sobie i zjeść. Koniak wlewało się na koniec na patelnię i przykrywało pokrywką – po jej zdjęciu buchał smród nie do opisania.
Śmiałam się długo jak sobie tę potrawę przypominałam.
~~~~~~~~~~~~~~
Dziś w nocy zadzwonił do mnie kolega.
Od prawie 3.00 rozmawialiśmy godzinę albo i lepiej. Mamy bardzo podobne poglądy polityczne z tym, że mnie one nie ekscytują, jego tak.
Miał chyba zły dzień, więc chętnie z nim porozmawiałam. Rozumiem to czasami nawet w nocy potrzebuję z kimś porozmawiać. Nasze nastroje przecież ewoluują. Taka jest nasza natura, czasami potrzebujemy kogoś, by mieć wrażenie, że nie jesteśmy sami.
Pozdrawiam T, mam nadzieję, że już się wyspałeś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga