poniedziałek, 3 kwietnia 2017

Jak cytryna...

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
~~~~~~~~~~~~~~
3 kwietnia 2017
W domu mam mnóstwo pracy.
W pokojach jest jeszcze zimno, więc nie mogę się forsować z pracami, żeby się nie przeziębić, ale piorę wycieram kurze w kątach, robię to, czego najbardziej nie lubię.
Dzwonił Tymon mówił, że ma do umycia 12 okien na wsi.
Poradziłam mu żeby poszukał kobiety, która mu to zrobi za pieniądze, tak robi mój drugi kolega, który też zresztą zadzwonił zapytać jak się mam.
Głupio mi, bo niechcący malując oczy sprzątnęłam jego 2 długopisy z moimi kredkami do oczu.
Będę musiała pamiętać, żeby mu odwieść jak znowu będę w Warszawie.
Jak to się stało nie mam pojęcia – zwykle to ja coś zostawiam, tym razem stało się odwrotnie.
~~~~~~~~~~~~~~
G. Bardzo mnie zbeształ jeszcze w Warszawie, że mam za wysoki cukier i nic sobie z tego nie robię.
Muszę faktycznie iść do lekarza i dowiedzieć się czy lekarz coś z tym zrobi. Jak znam lekarzy to nie sądzę.
Wiem, że powinnam bardziej dostosować dietę do cukrzycy.
Niestety tu jestem niekonsekwentna, mogę zrezygnować, ze słodyczy, ale owoce po prostu uwielbiam i bardzo ciężko mi z nich zrezygnować.
Zjadam dziennie jedno jabłko – a teraz jem mrożone truskawki. Kupiłam pół kilo zamroziłam i jem po 5 przed snem.
Z truskawkami mam takie fantazje. Wydaje mi się, że będzie mnie nimi karmił mężczyzna, który mnie pokocha.
Fantazja? Nierealna, bo kto teraz pokocha.
Teraz już miłości nie ma obok mnie. Ci, którzy chcieliby może pokochać – ja do nich kompletnie nic nie czuję.
Ci, których mogłabym pokochać, nie są już zainteresowani uczuciami – proza życia jest przerażająca.
Trzeba żyć realnie i nie fantazjować, bo to do niczego dobrego nie prowadzi.
~~~~~~~~~~~~~~
Z głębokiego snu wybudził mnie Tymon – jeszcze oczy mi się kleją i jestem ogólnie rozespana.
Rano o 6 – ej jak brałam tabletkę, to myślałam sobie, że faktycznie ostatnio dużo śpię i ciągle jestem jakby niewyspana. Łóżko działa na mnie hipnotyzująco, staję się jakaś osowiała tylko siłą woli zwlekam się na rower i dopiero, gdy mnie owieje wiosenny wietrzyk nabieram chęci do życia.
To smutne, ale ja tej wiosny straciłam animusz.
 Chętnie pomagam innym jak trzeba, ale jak nie trzeba gasnę, może to już kres moich poczynań na tym padole nadchodzi – sama nie wiem, nic mnie jakoś nie cieszy.
Powinnam się ogarnąć a jakoś mi się nie chce.
Martwi mnie to, bo chyba straciłam wiarę w człowieka, ogólnie rzecz ujmując. Każdy, z kim ostatnio przebywałam miał jakiś interes, brakowało mi poczucia bezinteresowności i zwyczajnej ludzkiej empatii. Interes się kończył i kończą się relacje. Jeszcze do siebie dzwonimy, ale mamy sobie coraz mniej do powiedzenia. 
Ktoś mi niedawno powiedział, że mamy mało czasu i powinniśmy czerpać radość z każdej chwili póki możemy. 
Tylko czy to znowu nie jest to jakiś interes z tą radością.
 Czuję się jak ta cytryna, z której się wyciska sok. Leżę taka zmiętolona – już właściwie zużyta, ale nie do końca, gęba krzywi się na sam widok, teraz nawet apetytu brak, trzeba, by wyrzucić do śmieci, ale jakoś nie wiadomo jak.
Ech życie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga