poniedziałek, 2 marca 2015

To był bal!!!

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 118
˜˜*°°*˜˜
2 marca
dalej na diecie;
Cały czas jestem na diecie. Wczoraj dostałam w prezencie rybkę w galarecie, była pyszna i przypomniała mi jak bardzo lubię różne rzeczy w dobrej galarecie.
Dlatego właśnie wstawiłam 2 nóżki z kurczaka z dużą ilością warzyw na galaretkę.
W sobotę byłam na ok 12 kilometrowej trasie rowerowej – w kierunku Ikei, ale znalazłam taką równoległą drogę, prawie bez ruchu samochodowego.
Nawet się nie zmęczyłam. W niedzielę też pojechałam, ale ściągnął mnie Jasiek do domu bym odebrała rybkę i przejechałam zaledwie jakieś 7 km później już mi się nie chciało jechać, bo miałam iść na imprezkę i trzeba było zrobić się na bóstwo.
Wieczorkiem byłam zaproszona do znajomych na imprezkę z okazji „lecia”. Przyjechali po mnie autkiem, bo imprezka była poza miastem i odwieźli mnie przed chwilką – hi, hi, ale to było wczoraj. Nogi mnie bolą masakryczne, bo były hulanki i swawole utańczyłam się" za wszystkie czasy, no i miałam w końcu okazję, założyć nie tylko czółenka do tanga, ale i najnowszą wieczorową sukienkę, bo co prawda imprezka była w takiej średniej knajpie, ale wszyscy wieczorowo i z pełnym szykiem wystrojeni – jak na prowincji hi, hi.
 W sukienkach czuję się jakbym była nago – mam to od zawsze, nie żebym nie lubiła, ale wiadomo już teraz nago publicznie nie uchodzi, jak powietrze w moich nowych dętkach. Muszę częściej chodzić na takie imprezki, wszyscy super się bawili nie było za dużo alkoholu tylko jakieś lekkie drinki a towarzystwo, w którym byłam to prawie moi rówieśnicy, grupa związana ze sobą przez sport i zwierzątka spotykająca się latem na działkach, lub jeżdżąca a to na żagle a to na piesze rajdy, a to na wycieczki zagraniczne. Znają się wszyscy jak łyse konie. Dawniej często miałam kontakt z nimi – ostatnio to trochę zelżało, ale moja serdeczna koleżanka straciła partnera i postanowiła zająć się mną inną samotną duszyczką, bo zaczyna rozumieć, czym jest samotność. Jak nie tańczyłyśmy rozmawiałyśmy o tym, co się dzieje na świecie.
~~~~~~~
Byłam troszkę przerażona wnioskami, głęboko obie czujemy, że wojna wisi na włosku i jedyne, co mogą zrobić takie starsze jak my panie – to jest bawić się póki jeszcze można, bo czas ucieka i tak naprawdę kolejny tydzień może już wyglądać również u nas jak na Ukrainie. Oczywiście trzeba brać poprawkę na drinki i na to, że nam w głowach lekko zaszumiało, ale cokolwiek nie mówiąc jest już naprawdę strasznie a tak naprawdę nikt się tym nie przejmuje. Dzisiaj jadą do sklepu, bo mam odłożoną śliczną kurtkę i sukienkę letnią za grosze i trzeba to odebrać, hi, hi jeszcze przed wojną. To ostatni zakup, już nic więcej nie kupuję, ale to moja znajoma odłożyła mi jeszcze przed decyzją o oszczędzaniu i nie bardzo wypada mi z tego się wycofać a obie rzeczy są cudne.
Jak wrócę napiszę więcej.
    ~~~~~~~
Wróciłam, choć nie ukrywam, że mam pecha, bo ledwo wystawiłam rower zauważyłam, że podjazd jest mokry a jeszcze chwilę wcześniej było cudne słońce.
Zadzwoniłam wcześniej do znajomej, ze sklepu, że odbiorę ciuszki dzisiaj, bo leżały u niej całe 2 tygodnie albo i dłużej. Musiałam w końcu je odebrać, bo głupio tak komuś blokować, tym bardziej, że kurteczka typu ramoneska z brązowej skórki, takiej troszkę jakby robionej na starą, ale całkowicie nowa jest cudna i poszłaby od ręki. Mam tych kurtek kilka w różnych kolorach, ale faktycznie takich rzeczy wierzchnich w odcieniach jesieni nie miałam a spodnie sukienki w odcieniach jesieni mam nawet sporo.
Wszystko załatwiały mi czarne kurtki, ale czasem człowiek chce pogodniej wyglądać, nie tak jak wampir o północy.
To nie śmiechy, moje szmaciane imperium pełne jest takich gotyckich strojów.
Już część wydałam plastyczce z Gdyni, u której latem mieszkałam, bo ona całkowicie tylko w czernie się ubiera, ale i tak sporo jeszcze mi zostało i nie ukrywam, że niektóre rzeczy po prostu uwielbiam. Tak jak też lubię takie rzeczy militarne, ale wyłącznie w kolorze khaki, maskujące typu salamandra mnie nie pociągają.
Trzeba to w końcu napisać, ja nie ubieram się jak „przystoi” na osobę w moim wieku.
Jeden mój znajomy powiedział kiedyś, że noszę się jak nastolatka.
W sumie nie wiem, czy to miał być komplement, czy delikatne szyderstwo, typu „z tyłu liceum…”
Mam to w nosie, to zawsze był mój styl, starałam się być na topie, nie w sensie podążania za trendami, co roku, ale to modne, co fajnie na mnie wygląda.
Już widzę miny, co niektórych i pytanie, „dla kogo fajnie?” – DLA MNIE – kochani.
Praktycznie nie noszę kwiatów, przy sukniach, jeśli zakładam suknie, bo to zdarza się bardzo rzadko – pereł, biżuterii, no chyba bransoletkę z ćwiekami i jakieś srebro, bo lubię. Bransoletka praktyczna, bo jak trzeba by się bronić, to można jak kastetem wybić jedynki z dwójkami, jednym ciosem.
Hi, hi nie biję się tak a ‘propos, dotąd nie było potrzeby, choć raz jedyny powinnam była mieć tę bransoletkę na ręku, wtedy może bym, jej użyła – dziś bym tego zapewne żałowała.
Mój strój pokazuje nie tylko mój nastrój, ale i moje wnętrze, które w pewien sposób kryje przed światem, jest jakby moją skórą na każdy dzień inną. Sukienki zakładam tylko czasami na imprezki i gdy chcę czuć się bardzo kobieca, choć nawet w spodniach jestem kobieca, bo noszę do nich często zwiewne romantyczne tuniki, które potrafią czasami czarować bardziej niż sukienka. Już kiedyś o tym pisałam, że uwielbiam, piękną bieliznę i cudne koszulki nocne, ale niestety u siebie w nich nie mogę sypiać, bo pewnie bym wykorkowała pierwszej nocy.
Tak, tak, nie noszę hi, hi barchanów, ale czasami zakładam samonośne pończoszki, czy takie z paskiem do pończoch ozdobione różą na łydce.
Ok. na dzisiaj starczy, jutro mam gościa/ starego kumpla, który niestety stracił status przyjaciela/, muszę trochę ogarnąć chałupę.
Ma ode mnie zabrać swoje znaczki, które kiedyś zostawił uznając, że u mnie jest bezpieczniej, widać szykuje się podryw na znaczki hi, hi.


2 komentarze:

  1. Mam alternatywę dla balu, przez Europę do Lizbony na rowerku, dystans 3038 km, więcej w marcowym numerze rowertouru, nic tego nie przebije,

    OdpowiedzUsuń
  2. Sorry chyba nie w moim wieku i z cukrzycą. Lubię jeździć i jednego sezonu zrobiłam po kawałku jakoś ok 4.000 tyś kilometrów, ale bez bagażu i jak piszę po kawałku spacerkiem każdego dnia. Gdybym znalazła kilka osób jeżdżących mniej więcej w moim tempie, może bym się odważyła. Jestem szaloną osobą, ale każde szaleństwo jeśli jest zdrowe, musi mieć swoje granice. Dziękuję za pomysł, ale proszę o takie troszkę bardziej realne.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga