Gdy odlatują motyle
Wszelkie
podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie
przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści
– jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
http://bajszafotokul.blog.onet.pl/
mnie mój 2 blog
Rozdział 118
˜˜”*°•◕❤◕•°*”˜˜
2 marca
dalej na diecie;
Cały czas jestem na diecie. Wczoraj dostałam w prezencie rybkę w
galarecie, była pyszna i przypomniała mi jak bardzo lubię różne rzeczy w dobrej
galarecie.
Dlatego właśnie wstawiłam 2 nóżki z kurczaka z dużą ilością
warzyw na galaretkę.
W sobotę byłam na ok 12 kilometrowej trasie rowerowej – w
kierunku Ikei, ale znalazłam taką równoległą drogę, prawie bez ruchu
samochodowego.
Nawet się nie zmęczyłam. W niedzielę też pojechałam, ale
ściągnął mnie Jasiek do domu bym odebrała rybkę i przejechałam zaledwie jakieś
7 km później już mi się nie chciało jechać, bo miałam iść na imprezkę i trzeba
było zrobić się na bóstwo.
Wieczorkiem byłam zaproszona do znajomych na imprezkę z okazji
„lecia”. Przyjechali po mnie autkiem, bo imprezka była poza miastem i odwieźli
mnie przed chwilką – hi, hi, ale to było wczoraj. Nogi mnie bolą masakryczne,
bo były hulanki i swawole „utańczyłam się" za wszystkie czasy, no i miałam w
końcu okazję, założyć nie tylko czółenka do tanga, ale i najnowszą wieczorową
sukienkę, bo co prawda imprezka była w takiej średniej knajpie, ale wszyscy
wieczorowo i z pełnym szykiem wystrojeni – jak na prowincji hi, hi.
W sukienkach czuję się jakbym była nago – mam to od zawsze, nie
żebym nie lubiła, ale wiadomo już teraz nago publicznie nie uchodzi, jak
powietrze w moich nowych dętkach. Muszę częściej chodzić na takie imprezki,
wszyscy super się bawili nie było za dużo alkoholu tylko jakieś lekkie drinki a
towarzystwo, w którym byłam to prawie moi rówieśnicy, grupa związana ze sobą
przez sport i zwierzątka spotykająca się latem na działkach, lub jeżdżąca a to
na żagle a to na piesze rajdy, a to na wycieczki zagraniczne. Znają się wszyscy
jak łyse konie. Dawniej często miałam kontakt z nimi – ostatnio to trochę
zelżało, ale moja serdeczna koleżanka straciła partnera i postanowiła zająć się
mną inną samotną duszyczką, bo zaczyna rozumieć, czym jest samotność. Jak nie
tańczyłyśmy rozmawiałyśmy o tym, co się dzieje na świecie.
~~~~~~~
Byłam troszkę przerażona wnioskami, głęboko obie czujemy, że
wojna wisi na włosku i jedyne, co mogą zrobić takie starsze jak my panie – to jest
bawić się póki jeszcze można, bo czas ucieka i tak naprawdę kolejny tydzień
może już wyglądać również u nas jak na Ukrainie. Oczywiście trzeba brać
poprawkę na drinki i na to, że nam w głowach lekko zaszumiało, ale cokolwiek
nie mówiąc jest już naprawdę strasznie a tak naprawdę nikt się tym nie
przejmuje. Dzisiaj jadą do sklepu, bo mam odłożoną śliczną kurtkę i sukienkę
letnią za grosze i trzeba to odebrać, hi, hi jeszcze przed wojną. To ostatni
zakup, już nic więcej nie kupuję, ale to moja znajoma odłożyła mi jeszcze przed
decyzją o oszczędzaniu i nie bardzo wypada mi z tego się wycofać a obie rzeczy
są cudne.
Jak wrócę napiszę więcej.
~~~~~~~
Wróciłam, choć nie ukrywam, że mam pecha, bo ledwo wystawiłam
rower zauważyłam, że podjazd jest mokry a jeszcze chwilę wcześniej było cudne
słońce.
Zadzwoniłam wcześniej do znajomej, ze sklepu, że odbiorę ciuszki
dzisiaj, bo leżały u niej całe 2 tygodnie albo i dłużej. Musiałam w końcu je
odebrać, bo głupio tak komuś blokować, tym bardziej, że kurteczka typu
ramoneska z brązowej skórki, takiej troszkę jakby robionej na starą, ale całkowicie
nowa jest cudna i poszłaby od ręki. Mam tych kurtek kilka w różnych kolorach,
ale faktycznie takich rzeczy wierzchnich w odcieniach jesieni nie miałam a
spodnie sukienki w odcieniach jesieni mam nawet sporo.
Wszystko załatwiały mi czarne kurtki, ale czasem człowiek chce
pogodniej wyglądać, nie tak jak wampir o północy.
To nie śmiechy, moje szmaciane imperium pełne jest takich gotyckich
strojów.
Już część wydałam plastyczce z Gdyni, u której latem mieszkałam,
bo ona całkowicie tylko w czernie się ubiera, ale i tak sporo jeszcze mi
zostało i nie ukrywam, że niektóre rzeczy po prostu uwielbiam. Tak jak też
lubię takie rzeczy militarne, ale wyłącznie w kolorze khaki, maskujące typu
salamandra mnie nie pociągają.
Trzeba to w końcu napisać, ja nie ubieram się jak „przystoi” na
osobę w moim wieku.
Jeden mój znajomy powiedział kiedyś, że noszę się jak
nastolatka.
W sumie nie wiem, czy to miał być komplement, czy delikatne
szyderstwo, typu „z tyłu liceum…”
Mam to w nosie, to zawsze był mój styl, starałam się być na topie,
nie w sensie podążania za trendami, co roku, ale to modne, co fajnie na mnie
wygląda.
Już widzę miny, co niektórych i pytanie, „dla kogo fajnie?” –
DLA MNIE – kochani.
Praktycznie nie noszę kwiatów, przy sukniach, jeśli zakładam suknie,
bo to zdarza się bardzo rzadko – pereł, biżuterii, no chyba bransoletkę z
ćwiekami i jakieś srebro, bo lubię. Bransoletka praktyczna, bo jak trzeba by
się bronić, to można jak kastetem wybić jedynki z dwójkami, jednym ciosem.
Hi, hi nie biję się tak a ‘propos, dotąd nie było potrzeby, choć
raz jedyny powinnam była mieć tę bransoletkę na ręku, wtedy może bym, jej użyła
– dziś bym tego zapewne żałowała.
Mój strój pokazuje nie tylko mój nastrój, ale i moje wnętrze,
które w pewien sposób kryje przed światem, jest jakby moją skórą na każdy dzień
inną. Sukienki zakładam tylko czasami na imprezki i gdy chcę czuć się bardzo
kobieca, choć nawet w spodniach jestem kobieca, bo noszę do nich często zwiewne
romantyczne tuniki, które potrafią czasami czarować bardziej niż sukienka. Już
kiedyś o tym pisałam, że uwielbiam, piękną bieliznę i cudne koszulki nocne, ale
niestety u siebie w nich nie mogę sypiać, bo pewnie bym wykorkowała pierwszej
nocy.
Tak, tak, nie noszę hi, hi barchanów, ale czasami zakładam
samonośne pończoszki, czy takie z paskiem do pończoch ozdobione różą na łydce.
Ok. na dzisiaj starczy, jutro mam gościa/ starego kumpla, który
niestety stracił status przyjaciela/, muszę trochę ogarnąć chałupę.
Ma ode mnie zabrać swoje znaczki, które kiedyś zostawił uznając,
że u mnie jest bezpieczniej, widać szykuje się podryw na znaczki hi, hi.
Mam alternatywę dla balu, przez Europę do Lizbony na rowerku, dystans 3038 km, więcej w marcowym numerze rowertouru, nic tego nie przebije,
OdpowiedzUsuńSorry chyba nie w moim wieku i z cukrzycą. Lubię jeździć i jednego sezonu zrobiłam po kawałku jakoś ok 4.000 tyś kilometrów, ale bez bagażu i jak piszę po kawałku spacerkiem każdego dnia. Gdybym znalazła kilka osób jeżdżących mniej więcej w moim tempie, może bym się odważyła. Jestem szaloną osobą, ale każde szaleństwo jeśli jest zdrowe, musi mieć swoje granice. Dziękuję za pomysł, ale proszę o takie troszkę bardziej realne.
OdpowiedzUsuń