sobota, 28 września 2013

Rozdział 18. PARANOJA

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 18
PARANOJA
Ostatnia wizyta lekarska kompletnie mnie dobiła.
Powiem tak niby leczę się u wybitnych specjalistów.
2 lata temu wykryto u mnie cukrzycę typu 2 – jak sądzę spadek po babci.
Prawdopodobnie miałam ją od bardzo dawna, ale…. Gdy skończyłam 30 lat ostatni raz byłam u lekarza.
Później leczyłam się sama, gdy czułam, że jestem przeziębiona lub coś mi dolega.
Nie stosowałam żadnej farmakologii, bo mój organizm źle na nią reagował – mam swoje wypróbowane domowe sposoby pozbywania się dolegliwości.
Gdy wykryto u mnie tę cukrzycę skierowano mnie do szpitala i tam porobiono mi różne badania – wszystko poza podwyższonym cukrem było ok.
W szpitalu podawano mi różne leki, ale mówię szczerze brałam tylko te na obniżenie cukru, reszta lądowała w kosmetyczce, bo nie ufam farmakologii.
Mam podstawy, by nie ufać też przygodnym lekarzom. Może to, co teraz napiszę jest okrutne, może nie do końca sprawiedliwie, ale ja czasem odnoszę wrażenie, że lekarze tak nas leczą, by oni wiecznie mieli pacjentów. Rzadko pozwolą nam wykorkować, ale często swoją INDOLENCJĄ doprowadzają do coraz to nowych chorób.
Nie mówię tego bezpodstawnie. Gdy wychodziłam ze szpitala zmieniono mi na receptach leki na cukrzycę, – czemu nie wiem. Zapisano mi lek na obniżenie cholesterolu, choć nie był powiększony, zapisano mi lek na obniżenie ciśnienia, choć ciśnienie mam ok. 125 na niecałe 80.
Po lekach na obniżenie cukru omal w domu nie dostałam zapaści. Poszłam do lekarza 1 kontaktu, żeby zmienić te leki, bo nie wiedziałam, który mi szkodził. Leków na szczęście na ciśnienie i cholesterol wcale nie brałam. Oczywiście musiałam wykupić, czego bardzo żałuję, bo powinnam sprawdzić w Internecie, na co są te leki, ale zaufałam szpitalnym lekarzom.
Lekarz 1 kontaktu wypisał mi nowe leki, bo kolejka do diabetologa była z miesięcznym wyprzedzeniem. Zaczęłam brać nowe leki nawet nieuświadomiona, który mam brać, kiedy, bo były 2. Wiedziałam tylko, że po 1 tabletce, tuż przed jedzeniem.
W końcu trafiłam do diabetologa ten wypisał te same leki i leczyłam się nimi jak mi kazała doktor 1 kontaktu. Nikt praktycznie nie mówił, mi o diecie, o tym, co mogę a co nie powinnam jeść.
Zaczęła mnie boleć nerka, z nią miałam już kłopoty jak miałam 30 lat – ponoć była wędrująca i były w niej moczany wapnia, ale maleńkie – taki piasek. Ból był tak intensywny, że zmiażdżyłam, 2 ząbki czosnku i obłożyłam bolące miejsce. Nie mogłam iść do lekarza, bo były jakieś Święta i przychodnie były zamknięte. Karetka zaś zabrałaby mnie pewnie do szpitala albo, co gorsza załadowałaby mi jakiś zastrzyk przeciwbólowy. Znając moje alergie na leki mogłabym zejść w samotności, – więc zdecydowałam się na ten czosnek, który wypalił mi dziurę w skórze i spowodował, że rana goiła się 3 tygodnie. O dziwo ból nerki przeszedł, mimo, że były momenty, w których myślałam, że może być źle. Po Świętach poszłam do lekarza, poprosiłam o badania moczu wszystko było ok. Poprosiłam też o ultrasonografię nerek – to było półtora roku temu.
Po 3 miesiącach wyniki moczu bardzo się popsuły, dużo cukru w moczu i jakieś bakterie. Ponownie poprosiłam o badanie ultrasonografem, ale moja doktor stwierdziła, że będę musiała mieć dializowane nerki a może nawet usunięte jak tak dalej pójdzie.
Skierowała mnie ponownie do szpitala, w szpitalu siedziałam od 7 rano do 15 żeby się dowiedzieć, że mnie nie przyjmą, bo nie widzą uzasadnienia badaniami, bym się do szpitala kwalifikowała. Wróciłam do mojej pani doktor z odmową przyjęcia do szpitala
Teraz kazała iść mi do urologa podała nazwisko i tytuł naukowy profesor.
Na 1 wizytę u profesora trzeba było czekać ponad miesiąc a mnie te bakterie w moczu hulały jak się patrzy.
Moje pierwsze wrażenie. Pan profesor siedział i bawił się długopisem, gdy weszłam był zamyślony, jakby nieobecny. Głośno i zamaszyście powiedziałam „dzień dobry”, by wyrwać go z letargu – jednak nie na wiele się to zdało. Beznamiętnym głosem kazał podać mi nazwisko. Widać było w nim jakieś bezgraniczne przygnębienie – wyciągnął kartę, w której nic przecież nie było napisane poza danymi i zaczął się w nią wczytywać. Podałam mu owe fatalne wyniki badania moczu. Spojrzał na mnie jak na intruza, który przeszkadza mu w kontemplacji. Przejęłam inicjatywę, bo doszłam do wniosku, że jak tak dalej pójdzie, to wyjdę z niczym. Zaczęłam mu opowiadać o tym, że już kiedyś miałam kłopoty z tą jedną nerką, że teraz bardzo mnie bolała i co zrobiłam. On cały czas patrzył w tę kartę w końcu wydukał, że trzeba powtórzyć badanie. Zasugerowałam, że może zrobić by ultrasonografię. Nie trzeba najpierw sprawdzić skąd i co to za bakterie. Cukrem widać wcale się nie przejął. Nawet nie dotknął mnie, do tej nerki w ogóle się nie zbliżył nawet wzrokiem, nie badał mnie wcale. Wizyta, gdyby nie liczyć licznych chwil, w których odpływał i był kompletnie nie obecny w gabinecie mogła trwać minutę. Wyszłam, ze skierowaniem na badanie moczu i posiewu.  Kolejny termin wyznaczono mi w recepcji za półtora miesiąca. A bakterie i cukier dalej niszczyły nerkę.
Na kolejnej wizycie pan profesor zachowywał się jak na poprzedniej nie badał – nie chciał zrobić ultrasonografii i był praktycznie nieprzytomny. Zapisał mi tabletki, które miały usunąć bakterie. Bakterie były bakteriami flory trawiennej, tylko nie powinny być w moczu. Zastanawiałam się, co będzie jak mi je zlikwiduje. Przestanę trawić albo wcale nie będę trawiła, nawet nie zapytałam, bo zakończył wizytę, Po używaniu ich przez 2 tygodnie miałam znów zrobić badanie, ale tym razem tylko badanie posiewu moczu. W międzyczasie miałam wizytę u diabetologa, który zlecił mi m. innymi badanie moczu.
Kolejna wizyta u urologa miała być za kolejny miesiąc. Coś mnie jednak tknęło żeby sprawdzić w Internecie, kim jest ów profesor i co znalazłam
„  Ordynator ze szpitala im. Kopernika aresztowana - zatrzymano 26 osób zamieszanych w gigantyczną aferę korupcyjną
2007-09-17, Aktualizacja: 2007-09-21 14:18
Prof. Iwona S., ordynator Oddziału Klinicznego Interny Dziecięcej i Alergologii Katedry Pediatrii UM w łódzkim szpitalu im. Kopernika, wyszła z pracy w sobotę wieczorem.

Prof. Iwona S., ordynator Oddziału Klinicznego Interny Dziecięcej i Alergologii Katedry Pediatrii UM w łódzkim szpitalu im. Kopernika, wyszła z pracy w sobotę wieczorem. Ledwo przestąpiła próg swojego gabinetu, kiedy pojawili się przy niej funkcjonariusze ABW.
Zatrzymali kobietę pod zarzutem przyjęcia łapówki w zamian za ustawianie przetargów na dostawy preparatów medycznych. Wczoraj aresztował ją łódzki sąd. Profesor S. jest znana w środowisku medycznym. To żona Włodzimierza Stelmacha, dyrektora szpitala im. Kopernika, byłego szefa łódzkiego oddziału NFZ.

Prokuratura zarzuca jej przyjęcie 90 tys. zł i telewizora plazmowego w zamian za korzystne dla konkretnej firmy rozstrzygnięcie przetargu na dostawę odczynników do testów alergologicznych. ……. Włodzimierz Stelmach nie ukrywał zaskoczenia, że ABW zatrzymała jego żonę. - Nie miałem pojęcia o jakichkolwiek nieprawidłowościach w moim szpitalu ani o tym, że ktoś wszczął kontrolę. No, ale widocznie żyjemy w takim kraju, w którym nawet profesorów aresztują - powiedział nam wczoraj dyrektor Stelmach. - Pierwsze słyszę, że żona dostała 90 tysięcy złotych i plazmę. Do domu tego nie przyniosła.”
Co do innych artykułów okazuje się, że zostały tylko nagłówki reszta została usunięta. To też jest ciekawe

 Kolejne poręczenia za doktora Stelmacha
Kolejne poręczenia za doktora Stelmacha

Profesor Władysław Bartoszewski i doktor Marek Edelman poręczyli za przebywającego w areszcie Włodzimierza Stelmacha, dyrektora szpitala im. Kopernika. Sąd ma je rozpatrzyć jeszcze w tym tygodniu
„Koniec "aresztu" dla szpitalnej pracowni
szpitalem nadal obowiązywała i tak powstało 8 mln zł długu. Urząd marszałkowski, który nadzoruje szpital, zwolnił dyrektora i skierował sprawę do prokuratury. Nowy dyrektor Włodzimierz Stelmach ogłosił, że zapłaci tylko tyle, ile kosztują rzeczywiście wykonane zabiegi. W ten sposób spółka nie była w stanie
SLD i PSL noworocznie czyszczą

Włodzimierz Stelmach, który pół roku temu stracił stanowisko szefa łódzkiego Narodowego Funduszu Zdrowia. Zmieniono też dyrektorów dwóch innych szpitali. Szefem w Zgierzu został Adam Fronczak, ostatnio kanclerz Uniwersytetu Medycznego i szef jednego z oddziałów w szpitalu. Jest uważany za człowieka
Szpital bez badań

może się znaleźć w trudnej sytuacji, ale słyszeliśmy jak osoby odpowiedzialne za szpital, mówiły, że są w stanie załatwić dla niego diagnostykę w ciągu 10 dni. Jeśli to takie proste, mogą się teraz wykazać. Włodzimierz Stelmach, dyrektor "Kopernika", jest oburzony tą decyzją: - To działanie
Dług szpitala do sprzedania

;Kopernika" - Józefa Tazbira. Nowy dyrektor szpitala Włodzimierz Stelmach zadecydował, że nie będzie płacił Lux Medowi 1,2 mln zł ryczałtu, bo lecznicy na to nie stać. - Zapłacimy tylko za wykonane w pracowni zabiegi - zapowiada. - A umowę trzeba będzie renegocjować. Podobnego zdania jest Urząd Marszałkowski, któremu
Odwołana sesja sejmiku

. Kopernika. Tazbira (kierował szpitalem od 15 lat) zwolniono za rzekomą niegospodarność i nadmierne zadłużenie szpitala, zarząd województwa złożył też na niego doniesienie do prokuratury. Miejsce Tazbira zajął kojarzony z PSL Włodzimierz Stelmach, który pół roku temu stracił stanowisko szefa łódzkiego
Dyrektor Kopernika odwołany

rana spekulowano o tym, kto zastąpi Tazbira. - Pewnie go odwołali, żeby wstawić na to miejsce kogoś z politycznego układu - mówi lekarz. Najczęściej powtarzaną kandydatem był Włodzimierz Stelmach, były dyrektor łódzkiego NFZ. - Mam inne plany, więc odrzuciłem tę propozycję - powiedział nam. Na "

Jak sprywatyzowano kardiologiczną pracownię w "Koperniku"
Jak sprywatyzowano kardiologiczną pracownię w "Koperniku"

korzystna - broni się Tazbir. - Jeśli dług zostałby sprzedany, ponieślibyśmy koszty sądowe i komornicze - według moich wyliczeń aż 3,5 mln zł. Dziesięć dni po podpisaniu ugody zarząd województwa odwołał Tazbira. Nowym dyrektorem szpitala został Włodzimierz Stelmach.
http://info.wiadomosci.gazeta.pl/szukaj/wiadomosci/w%C5%82odzimierz+stelmach
Podobnych artykułów było wiele zniknęły w ciągu 2 tygodni z Internetu.
Nie wiem, może powinnam współczuć panu profesorowi. Poszłam na wyznaczoną wizytę wcześniej o 45 min – tak mi wyszło. Siadłam pod gabinetem i czekam – nikt nie wchodzi i nikt nie wychodzi – dziwne pomyślałam chwyciłam za klamkę – drzwi zamknięte sprawdziłam karteczkę i datę na telefonie czy czegoś nie pokręciłam była 11.00. 18.09.2013 

a wizytę miałam zapisaną na 11.15 – zeszłam do recepcji zapytać, co jest grane?
Pan profesor poszedł już do domu, bo miał mało pacjentów. 
Ja czekam pod gabinetem już pól godziny, więc kiedy poszedł. 
No może z 40 min temu. Myślałam, że mnie cholera trafi. 
Czekałam miesiąc a on sobie poszedł. Niech go szlag więcej do niego nie pójdę. 
Chciałam się zapisać do mojej uczennicy, ale okazało się, że do końca roku już nie ma terminów.
Zapisano mnie do młodego lekarza pewnie bez doświadczenia na następny dzień. 
Poszłam do lekarki 1 kontaktu zapytać jak to jest, czemu od półtora roku nie mogę się doprosić tej ultrasonografii nerki? 
Byłam gotowa iść na skargę do dyrektora. Wiem, jednak, że to jakbym sobie sama nóż w plecy wbiła załatwię się na cacy.
Moja lekarz jak zobaczyła wyniki moczu to znów zaczęła śpiewkę o szpitalu dializach i usunięciu nerek.
Dobijało mnie jeszcze to, że po tym leku na bakterie leki cukrzycowe jakby nie zbijały cukru – były ogromne skoki od 325 do 70 w ciągu dnia. Nawet jej o tym już nie mówiłam, bo weszłam z innym pacjentem na sekundę.
W końcu PILNIE!!! Kazała mi przyspieszyć wizytę u diabetologa, bo hemoglobina glikowana była bardzo wysoka.
Jestem na badaniu u diabetologa, mówię mu o wszystkich moich kłopotach z lekarzami. 
Powiedziałam nawet, że skończę przez nich u psychiatry, bo to fajny człowiek. W końcu zaczyna mi przepisywać leki - jakiś na ochronę nerek
 i mówi Siofor 1000 i ile pasków. Ja mu mówię, że jeszcze ten drugi lek i sięgam po opakowanie, żeby nic nie pokręcić Glibetic 4mg. 
Robi wielkie oczy chwyta mnie za obie dłonie, – ale ja Ci tego nie przepisywałem. Nie możesz go brać!
Nie wiem, kto pierwszy mi go przepisał, pewnie lekarka 1 kontaktu, ale on też go przepisywał jestem pewna.
Po 2 latach używania dowiaduję się, że nie powinnam brać tego leku
Pytam Was kochani czy to jest NORMALNE????? 

˜”*°°*”˜

Od kilku dni nie biorę tego Glibetic 4mg i cukier mam rewelacyjny. Nawet śliwki mogę jeść. Nie podnosi się powyżej 125

1 komentarz:

  1. Odpowiadam na ostatnie pytanie - NIE JEST, ale teraz mam 2022 i jest jeszcze więcej nienormalnie, przypomina się przemówienie Gomółki - "Byliśmy na skraju przepaści i zrobiliśmy ogromny krok naprzód..."

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga