Gdy odlatują motyle
Wszelkie
podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe.
Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści
– jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
http://bajszafotokul.blog.onet.pl/ mój 2 blog
Rozdział 17
Dryfowanie
na bananie
Oprócz bzykania ostatniego obolałego komara dociera
jakiś potok słów życia z telewizora. Strzępy obijają się nam o uszy, zabrzęczą
jak komar chwilę, zaskrzypią i nikną gdzieś w natłoku medialnego bełkotu.
Patrzymy sobie z Szabajem w oczy i żadne z nas nie wie, co powiedzieć, bo
najczęściej milczymy rozumiejąc się bez słów.
Zerkam na telefon, który bzyknął jak komar.
Jasiek zadzwonił a to ci dopiero, jak spałam i teraz
pobrzękuje przypominajka, że nie odebrano.
Jasiek, który za grosz nie jest intelektualistą i
napisał kiedyś „ bul” a ja myślałam, że boli go bardziej, wtedy, gdy to „Ó” się
pierniczy w „U” i traktuje te wygibasy, jak kalekie leki na jego gruźlicę i
bezsenność.
Dla Janka piszę tę pieśń, któremu nic nie brakuje,
prócz zdrowych płuc i polotu.
Niemoc ma wyłupiaste oczy, bo kryje to zdziwienie;
że jednak nie „dam rady” a dawniej „udawało się dać radę”
Zdziwienie ludzi bez polotu przeraża, bo co oni niby
mogą?
Strach paraliżuje im trzewia.
Co…, tam trzewia nogi stają się wiotkie i nawet
uciekać nie potrafią.
Jasiek bardzo chciałby być ciachem intelektualnym,
no, bo kto by nie chciał?
Każdy by chciał być ciachem – przynajmniej
intelektualnym z braku odpowiedniej postury i umięśnienia to – choćby
intelektualnym myśli sobie niejeden.
To jest jak takie lekkie kalectwo na przykład
„koślawy palec”. Nie widać za bardzo, nie dyskredytuje, choć uniemożliwia
praktycznie bieganie maratonów.
Co tam maraton skoro można całkiem dobrze grać w
golfa.
Teoretycznie elitarność golfa nie wymaga od golfisty
idealnych kształtów palucha wielkiego – cokolwiek teraz mam na myśli.
Zrobiłam sama pachnąca kawę i nie mam ambicji bycia
ciachem, choć intelekt u mnie w porównaniu z tym Jaśka jest jak Czomolungma
przy Babiej Górze.
„Nie kcem być CIACHEM mówi Szabaj, bo jakiś matoł,
by mnie zżarł jak parówkę”.
O masz – męska logika!
Nic gorszego, nie może się człowiekowi przytrafić
jak stać się /końcowym/produktem czyjejś przemiany materii.
Fee… takie skojarzenia i na co komu intelekt?
Żeby psuć sobie smak wieczornej kawy.
Wieczorna kawa taka z okruszkiem jak ja mówię jest
doceniana jak najbardziej przeze mnie, szkoda, że sama ją robię.
Kawa jest prezentem za…, no właśnie znów wszystko,
co dobrze się zapowiadało popierniczyło się.
Kawa z Wiednia, – niesmak chyba obudził się, gdy
powiedziałam mojej nowo zadzierzgniętej przyjaźni, że kiedyś pisał do mnie taki
pan, co siedział na żaglówce i coś z Wiedniem miał chyba wspólnego.
A kiedy to było? No jakiś czas temu, kto by
pamiętał, kiedy, różni piszą.
Tego zapamiętałam dzięki tej żaglówce i dzięki temu,
że przysyłał mi jakieś sympatyczności jak sobie o mnie przypomniał. Nic
poważnego.
Bania okazało się, że ów żeglarz wtedy właśnie
szykował grota na foczkę mojej kumpeli i do tego moje pagaje dopieszczał, – co
prawda sporadycznie, ale jednak.
Wżarło się to w mózg i sprawiło, że kumpela stawała
się coraz bardziej agresywna wobec mnie.
Wymyślała mi jakieś swoje przepisy na życie
traktowała mnie jak niemotę, moje zdanie zupełnie się nie liczyło a na koniec
stwierdziła, że jest wysoce prawdopodobne, że roznoszę zarazki,/bo głupia
zwierzyłam się, że jakieś bakterie mam w siuskach i dostałam na nie lek/.
Powiedziała, że nie życzy sobie w swoim domu żadnych
bakterii. Zatkało mnie, bo nie było to nic, czym mógłby się ktokolwiek zarazić,
to nie to, co prątki Jaśka, a przecież byłam u niego i chyba gruźlicy nie
chwyciłam.
Nic tak nie smakuje, jak wieczorna dobra kawa z
Wiednia, która była rewanżem za bezprzewodową myszkę i sesję zdjęciową, którą
kumpeli zrobiłam, by miała fotki do biura dla zagranicznych kandydatów na męża.
Wszystko było ok., póki byłam potrzebna – cholera
skąd ja to znam!!!
A Ty, po co tu przychodzisz mój drogi?
Są miejsca niedopowiedzeń, miejsca gdzie jest
jeszcze ten margines na własną inwencję, na polot, na wyszarpanie czegoś od
kogoś, tu zostały już tylko moje pikantne kotlety z selerem i niesmak po
nieudanej znajomości.
Szukasz inspiracji?
Brawo inspiracja, bywa tak potrzebna do życia jak
dobra wieczorna kawa nawet nie koniecznie z Wiednia.
Bez inspiracji – więcej bez uświadomienia sobie
potrzeby jej posiadania życie staje się jałowe, bezpłodne a seks przypomina
dryfowanie na bananie.
Przecież nie można żyć tylko po to, by zarobić
pieniądze na byt – lepszy czy gorszy.
Człowiek, który zapomina, po co zarabia pieniądze,
jest jak maszyna.
Wystarczy go naoliwić i uważać, żeby śrubki z niego
nie powypadały.
Dla pracodawcy to ideał, nie myśli nie kombinuje
robi swoje i odbiera papierki, które pracownik wyda na byle, co.
Jeszcze lepiej jak żona albo jakaś inna kutwa mu
zabierze, te papierki, prawda Jacku, nie trzeba wtedy myśleć nawet jak to
dzielić, czy w ogóle dzielić.
Nie trzeba ustalać priorytetów.
Ona zarządzi, bo taką rolę przyjęła wtedy, gdy Cię
wzięła nieboraka w jednych przetartych w kroku jeansach.
Tylko czy wtedy były jeansy u nas no, bo w Ameryce
to wiadomo.
Jak sobie myślę, że u nas wtedy mogło jeszcze nie
być jeansów, to od razu widzę długą brodę dziadka Marksa i to wcale nie tego od
Spencera.
Za bardzo się zagłębiłam w te niuanse, pójdę chyba
zobaczyć ile pomidorów na kolację dojrzało.
Z tym ciachem intelektualnym to jest tak.
Jak chcesz powiesić tak wysoko poprzeczkę, żeby nie
można było jej przeskoczyć – to wystarczy coś takiego wymyśleć/jak ciacho
intelektualne/ i sprawa jest załatwiona.
Wiem dobrze, bo kiedyś skakałam w wzwyż.
Nawet - wygrywałam.
Ileż to razy wygrywałam w tym czy czymś innym – tyle
samo pewnie, co przegrywałam.
Taka równowaga jest potrzebna do życia, do
umiejętności oceniania sytuacji do balansowania na linie, do szaleństwa
skojarzeń i ewaluowania wyobrażeń.
ŻYCIE? Hi, hi a później i tak kogoś przecenisz.
Masz ten dzień i to, co z nim zrobisz zależy
„praktycznie” tylko od Ciebie.
PRAKTYCZNIE, jakie to nie adekwatne do zamysłu.
Sam możesz zdecydować prawie o wszystkim, co nie
koliduje z prawem i innymi nakazami i zakazami.
W sumie możesz nawet i je złamać, czyli FAKTYCZNIE –
to Ty decydujesz o wszystkim, no chyba, że byłeś kiedyś nieborakiem w jednych
jeansach i do dziś spłacasz ten dług zdesperowanej panience, która swe
niewątpliwe dziewictwo położyła w swej bezgranicznej desperacji na szali robiąc
tym samym iście żydowski interes.
Jeśli tak i dalej czujesz się winny tego, że żyjesz
to nie możesz nic – tylko czekać aż czyjaś śmierć zakończy tę koszmarną farsę.
Jeśli zaś nie masz takich dozgonnych zobowiązań –
możesz wszystko.
I teraz wieczorem spróbuj sam sobie odpowiedzieć na
pytanie.
Co zrobiłem w tym fragmencie życia – DZIŚ.
Co takiego, z czego jestem zadowolony, może nawet
dumny, co takiego, czym mógłbym się pochwalić komuś, – kto choćby dla mnie jest
ważny.
Czy moje życie jest owocne? Czy daję komuś radość –
czy sobie daję radość?
Tysiące takich pytań miej do siebie w ten jeden
jedyny wieczór po to, by nie wpaść w tryby tej machiny komercjalizacji, która
już pożera Twoje ego.
Hi, hi i nie mów, że można żyć bez niego.
JA jestem ważna dziś tylko teraz i moje życie
powinno barwami tęczy malować mój świat.
A może w B&W – to ma być TWOJA decyzja.
I może czasami unikaj, takich cwaniaczków, którzy
kombinują jak za jedną kawę wystawić Cię sprytnie do wiatru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za notkę i pozdrawiam