środa, 8 października 2014

Zwyczajny dzień z niezwykłym obiadem :D

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 86
˜˜*°°*˜˜
Wczoraj byłam na kasztanach i znów nazbierałam 60 dkg.
Zaczęłam czytać jak przechowywać kasztany, by się nie wysuszały.
Oczywiście w moich warunkach najlepszym sposobem jest zamrażalka.
Napisano, że tylko 2 tyg. maximum mogą leżeć na powietrzu.
W między czasie twardnieją i tracą smak.
Chciałam je przechować dla ekskluzywnych gości i na nie lada okazje.
Znalazłam sporo przepisów na potrawy z kasztanów. Muszę je wypróbować.
~~~~~~~
Spotkałam się później ze Stachem z Łodzi przy Stawach Stefańskiego. On jest inżynierem budowlanym na emeryturze – zapytałam czy mógłby zrobić mi kratkę na kominku.
Miał to zrobić inny kolega, ale znów się obraził.
Mam już dość jego fochów, ciągle mnie poucza, ciągle się obraża, na dłuższą metę to jest nie do przyjęcia.
Do tego twierdzi, że on absolutnie się nie obraża. Już jednego „księcia udzielnego” znosiłam przez 30 lat i więcej osób z muchami w nosie, nie chcę w swoim otoczeniu.
Popadam później w niepotrzebne doły psychiczne, bo zastanawiam się, analizuję, w czym zawiniłam.
Czuję się jak dziecko, które się karci po jakimś czasie i które nie rozumie, o co chodzi - potrzebuję obok siebie człowieka bez kompleksów, takiego, który potrafi cieszyć się dniem dzisiejszym, śmiać się, promienieć, być czułym, rozśmieszać mnie.
Jeśli takiego nie ma na podorędziu wolę być z Szabajem on przynajmniej nie ma fochów.
~~~~~~~
Stach zrobi mi tę kratkę, tylko muszę ją kupić.
Zapłacę mu parę złotych jak będzie chciał i tyle.
Przy Stawach było zimno zmarzliśmy oboje to też nie za długo rozmawialiśmy. 12 km w jedną stronę kilka minut rozmowy i powrót. Stach ciągle jeszcze jest taki wycofany, trudno z nim rozmawiać to chyba po tym wylewie. Jak go poznałam 5 lat temu był uśmiechniętym wesołym człowiekiem, choroba wiele w nim zmieniła aż byłam zdziwiona, że chciał przyjechać rowerem, – wygląda na to, że fizycznie jest ok. Wróciłam do domu i padłam. Zasnęłam zaraz po obiadku. 
Dzwonił też Jasiek, biedaczysko leży znów w szpitalu – to jest dobry i poczciwy człowiek szkoda, że tak ciężko chory.
Okazuje się, że gruźlicę dzisiaj nie leczy się wcale lepiej niż kiedyś, – co rusz dopada go kryzys.
Znów kaszle i jest słaby – jesień jest ciężka dla gruźlików. 
Czasami cieszę się, że mam tylko cukrzycę.
Idę jeszcze się zdrzemnąć, za wcześnie wstałam, ale chciałam zjeść kanapkę z czosnkiem i szyneczką, żeby ten zapach się szybciej rozszedł mocno wczoraj wiało. Jem go rano, bo lepiej się trawi niż w nocy i nie mam kłopotów z żołądkiem. 
Wieczorem też czasami zjadam ząbek - muszę wykurować się przed zimą. Mam dzisiaj super pomysł na obiad.
Mierzyłam sobie ciśnienie 135/73, czyli przyzwoite, ograniczam kawę.
~~~~~~~
Wyspałam się, nad ranem miałam jakiś fajny sen tak się w nim śmiałam, że obudził mnie mój własny śmiech. 
Musiałam śmiać się głośno, bo Szabaj siedział nade mną i patrzył zdziwiony.
Wyjęłam porcję żeberek z zamrażalki są doprawione ziołami, odrobiną rumu i czosnkiem. Postanowiłam nadziać je kasztanami i wypróbować jak będą smakowały. Wszystko duszę w ciemnym piwie Zloty bażant. Dodałam też pół patisona i sporo pieprzu kolorowego z ziołami. Sama taką mieszankę przygotowałam w ręcznym młynku, jest tam liść laurowy, jałowiec, ziele angielsie, kardamon i takie różne specjalnie do mięs, żeby troszkę udawały dzika ;)
Oczywiście cebulka i jeszcze czosnek świeży. Na koniec wszystko posypuję bardzo aromatyczną nacią pietruchy z lubczykiem - mam w ogrodzie.
Do tego długa fasolka ugotowana w rurkach Cannelloni tak, żeby wystawała po za rurki. Oj nie fasolka będzie może jutro dzisiaj z kruchymi ziemniaczkami "Tajfunami" 
Jeszcze zdobiłam już wcześniej taki sos zielony z różnych ziół czosnku i masła, powinien być idealny do makaronu z fasolką.
Jest dobrze, choć mogłoby być troszkę słońca. 
Jak obiadek będzie gotowy zrobię zdjęcie i napiszę jak smakował. 

niedziela, 5 października 2014

Kasztany nie z Placu Pigalle....

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 85
˜˜*°°*˜˜
Kasztany nie z Placu Pigalle, ale coś w tym jest.
Zacznijmy inaczej Plac Pigalle a właściwie cała dzielnica znana we Francji i na całym świecie z tego, że do 1946 roku istniały tam liczne domy publiczne, "hotele na godziny".
Aktualnie znaleźć tam można lokale "peep-show" sex-shopy i tym podobne przybytki.
Jest jedną z najsłynniejszych w świecie "dzielnic czerwonych latarni", obok amsterdamskiej i hamburskiej.
W Polsce Plac Pigalle zasłynął z pamiętanego powiedzenia w „Stawce większej niż życie", którym posługiwali się francuscy antyfaszyści; „W Paryżu najlepsze kasztany są na placu Pigalle" odzewem na hasło było; „Zuzanna lubi je tylko jesienią".
~~~~~~~
Wygramoliłam się z łóżka wzięłam w garść kitkę z włosów i ścięłam ją zostawiając tylko 2 cm na czubku głowy, czyli znów pozbyłam się włosów.
Robię to zawsze wtedy, gdy jest mi źle i chcę z tym skończyć. 
Teraz mam taką kitkę jak samuraj,
 hi, hi w mojej młodości nazwano by tę fryzurę mini chryzantemką.
„Włosy”-
ich rola wbrew pozorom była bardzo ważna miała zarówno znaczenie społeczne jak i mistyczne.
Dla mnie chyba jest magicznym sposobem na skończenie jednego etapu w życiu i rozpoczęcie kolejnego, bo zawsze je ścinam i jest to jakby stanowczy gest odnowy.
Biorąc pod uwagę ile razy je ścinałam – to niechybnie świadczy o tym ile razy zaczynałam wszystko od nowa a przynajmniej ile razy pozbywałam się złudzeń. Coś jest w tym moim rytuale mistycznego, bo przecież szczególnie zauważalne znaczenie włosów było na wschodzie, gdzie zarówno Chińskie warkocze, jak i Japońskie samurajskie kitki, czy Hinduskie sploty, były latami pielęgnowane i zadbane, a ich utrata wiązała się z czymś - przykrym, czasami hańbiącym, najczęściej, gdy pozbawiano włosów właściciela wbrew jego woli.
~~~~~~~
Najbardziej niechlubny związany z tym wątek, dotyczy niestety Indian..., choć w niemniejszym stopniu i białych, którzy ich z tych włosów (skalpów) z upodobaniem i niezrozumiałym okrucieństwem obdzierali - pozbawiali.
~~~~~~~
Wśród Hebrajczyków włosy też miały swoje symboliczne znaczenie, związane z drzemiącą w nich mocą Samsona - który pozbawiony tychże stracił całą moc.
~~~~~~~
Ale tu pojawia się pewien problem, bo sąsiadujący z nimi Egipcjanie, którzy swą wiedzę i mądrość czerpali z bardzo starych i głębokich wręcz niezgłębionych źródeł - robili wszystko, co w ich mocy, aby się tychże włosów jak najskuteczniej, co do jednego pozbywać.
~~~~~~~
Jak zatem zrozumieć i pogodzić te jakże rozbieżne poglądy starych, opartych na głębokiej tradycji, magii i wiedzy kultur wschodu - sięgającego aż po zachód.., i to dziki z odmiennym na maxa zachowaniem Egipcjan?
~~~~~~~
Wg wierzeń m.in. ludów Malezji i Polinezji, człowiek przepełniony jest siłą zwaną "mana", która stanowi podstawę każdej magii. Mana znajduje się w ślinie, w paznokciach, włosach, spermie itd., czyli w elementach, w których zawarte są DNA człowieka, dlatego wykorzystywano części do odprawiania rytuałów.
Nazewnictwo bywa różnorakie w zależności od kultury np. Chińczycy nazywali ją chi.
~~~~~~~
Dlatego m.in. dawniej nie pozwalano obcemu czesać swoich włosów, nie wyrzuca się włosów na wiatr czy do kosza, raczej się zaleca je spalać w ogniu, aby nie trafiły w niepowołane ręce.
~~~~~~~
Indianie nie zdejmowali skalpów bez powodu, to też wynikało z ich wierzeń. Skalp to nie tylko trofeum, ale także symbol siły życiowej, zdjęcie skalpu było równoznaczne z przyjęciem siły życiowej przeciwnika itd.
~~~~~~~
Nie ważne obcięłam włosy, ale nie całkiem, na szczęście, bo zawsze w takich razach chodzi mi po głowie zgolenie się na pałę, – kto wie, co by było gdyby nie - zbliżająca się zima. Umalowałam się i ubrałam kolorowo i wsiadłam na rower, poprawiłam kierownicę, żeby nie pochylać się i pojechałam przed siebie - w jesień.
Boli mnie ciągle z tyłu i co z tego? Widać musi się wyboleć. Jechałam, jechałam w pola na rozłogi aż przy jakimś rowie straciłam równowagę i normalnie zwaliłam się w dzikie chaszcze – było to niezwykle miłe jakby zanurzenie się w ciepłą jeszcze konającym latem łąkę. Myślałam, że coś może mnie boleć, ale nic kompletnie, zarośla były wysokie i jakoś przygarnęły mnie czule. Natura jest taka cudowna, taka przyjazna. Nawet się nie ubrudziłam, słońce po cichutku szło spać a ja podniosłam się i ruszyłam dalej, wybaczając rowerowi, że nie pomógł mi wykaraskać się z opresji.
Ta zmiana kierownicy wpłynęła na nieprawidłową reakcję, muszę się do niej przyzwyczaić Zauważyłam fajną ozdobę w ogródku na peryferiach – taki wóz z kwiatkami i krasnoludkiem. Sięgnęłam po kamerę zawsze mnie rozczulają takie widoki, bo przecież ktoś to tworzy po to by u innych wywoływały uśmiech. W cieniu tuż za siatką dogorywał od dawna jakiś całkiem porządny gdyby nie to, że kompletnie zasypany jesiennymi liśćmi mercedes. Filmowałam wóz z krasnalem, gdy nagle w głębszym tle dostrzegłam takiego fajnego pana z długimi włosami – mógł mieć z 40 tkę na rękach trzymał dość sporego kundelka a drugi przy jego nodze patrzył to na mnie to na niego jakby dopytując się czy ma mnie pogonić. Uśmiechnęłam się - głupio było filmować pana, więc wyłączyłam kamerkę i ni w 5 ni w 9 powiedziałam „dzień dobry” – nawet nie wiem czy pan odpowiedział, bo puścił pieska i zaczął się niebywały jazgot – odjechałam.
Jechałam dalej w zbliżający się złotem nieba zachód aż zauważyłam po drugiej stronie ulicy ogromny kasztan jadalny.
~~~~~~~
Plac Pigalle słynął z domów publicznych a ten kasztan rósł na wprost dawnej „agencji towarzyskiej”- tak to miejsce kiedyś nazywano.
Nazbierałam  kasztanów ile się dało i zamierzam tam jeszcze pojechać może jutro, bo one ciągle spadają z drzewa.
Wróciłam do domu i ledwie weszłam do mieszkania, zadzwonił braciszek z pytaniem; „chcesz patisona”. 
Matko słodka, co to? Nie wychodź z domu przywiozę Ci i oczywiście uszczęśliwił mnie 2 sporymi dyniami, 3 patisonami czarnymi i całym mnóstwem żółtych 3 ogromnymi kabaczkami, 2 dyniami makaronowymi i to chyba wszystko. Jak dla mnie za dużo, najpierw pomyślałam o mojej koleżance. 
Ostatnio jak dzwoniła mówiłam, że jestem chora i ledwo łażę – to powiedziała „jakby, co to dzwoń”. Zatem dzwoniłam, bo wiem, że ona lubi robić przetwory z takich rzeczy, ale cóż ma telefon wyłączony – nie odbiera. 
„Pal ją sześć” – pomyślałam jej strata. Poszłam do mojego exa, żeby zszedł i sobie wziął, co chce i przyszedł zabrał mniej więcej połowę i tak mam za dużo, ale jakoś to może przejem.
Będę robiła soki i tyle, może zupy zobaczy się.
~~~~~~~
Sylwestra spędzam w Zabrzu, czy Pan Jacku wnikając - wyczuwa to?

piątek, 3 października 2014

W czarnej dziurze

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 84
˜˜*°°*˜˜
Fatalnie się czułam ostatnio, miałam jakiś masakryczny ból stawów, mięśni i kości w rękach i nogach. Nie spałam po nocach.
Zakładałam ciepłe rękawiczki na ręce, rozmasowałam łydki w końcu udawało mi się zasnąć nad ranem, ale barki jeszcze mnie pobolewają – najgorszy ból teraz jest w nerkach czy korzonkach.
Początkowo bolało mnie po prawej, ale później ból się przemieścił uciskając jakby kręgosłup lędźwiowy na lewą stronę. Nie wiem dźwigałam wielokrotnie bardzo ciężkie pudło z drewnem i może przez to tak mi się narobiło.
Mam jakiś chyba stan zapalny - jem czosnek na potęgę i wtedy troszkę mi przechodzi.
W sumie z tym czosnkiem to zjadam max 2 duże ząbki dziennie, bo więcej nie mogę mam od niego obolały język, szczypią mnie kubki smakowe.
Tak czy siak czuję się podle i dlatego nie mam nastroju do pisania.
~~~~~~~
Jestem krytykowana za to, co tu piszę, ludzie biorą wszystko do siebie.
Uważają, że powinnam pisać, co innego, dopatrują się tu podtekstów w swoim kierunku. Sądzą, że mają prawo wpływać na zawartość mojego bloga, może powiem więcej chyba nie do końca zdają sobie z tego sprawę - tak myślę, ale usiłują mnie zniewolić, przerobić na swoją „modłę” właściwie pod każdym względem.
Wszystko mnie wkurza, nie cierpię sytuacji, gdy ktoś usiłuje robić mi pranie mózgu.
Nie chodzi tylko o treść bloga, ale i o moje życie moje uczucia, emocje itd.
Trzeba być ślepcem by nie dostrzegać, że jestem osobą niezależną ceniącą bardzo swój sposób życia i żadne podchody, tłumaczenia mnie nie zmienią.
Mogłabym iść na pewne ustępstwa, gdybym widziała, że ktoś poświęca dla mnie bardzo dużo, i że to, co robi wynika z głębokiego uczucia.
~~~~~~~
Jestem samotnikiem i samotnikiem zostanę, wtedy, gdy najbardziej cierpię i tak jestem zawsze sama i nie mogę liczyć nawet na niczyje wsparcie psychiczne.
Czekać na telefon, bo tak naprawdę jestem pamiętana wtedy, gdy ludzie mają do mnie interes.
Moja koleżanka, chciała żebym sfilmowała jej koleżance jakiś wernisaż w Łodzi 5 tego.
Wątpię, bym czuła się na tyle dobrze bym mogła jechać do Łodzi za 2 dni.
Dzwoniłam do niej w zeszłym tygodniu, chciałam zaprosić ją na obiad, odmówiła tłumacząc się przeziębieniem i od tamtego czasu nie zadzwoniła nawet.
Nie dzwonię do nikogo, nie mówię, że coś mnie boli jak mi do niedzieli nie przejdzie pójdę do lekarza, boję się żeby nie skierowała mnie do szpitala, bo moja lekarka jest straszna panikara a ja znów nie miałabym, co z Szabajem zrobić. Wczoraj Szabaj położył mi się prawie na głowie mordkę ułożył na szyi i grzał mi płuca i barki.
Barki przestały mnie boleć po tym wygrzaniu, żeby tak jeszcze ogrzał mi te nerki czy korzonki byłoby super.
Teraz znów zaszywam się pod moimi 2 kołdrami i jak się już umoszczę pewnie zasnę zanurzając się w czarną pustą dziurę, do której już nikogo oprócz Szabaja nie wpuszczę.

poniedziałek, 15 września 2014

Wymysłów Francuski

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 83
˜˜*°°*˜˜
Na nowym siodełku za 35 zł trasa do Wymysłowa Francuskiego
We wsi jest cegielnia – kupił resztki po niej pan, który mnie kiedyś odwiedził w poszukiwaniu swojej jak twierdził narzeczonej.
Zapraszał mnie do fotografowania, ale nie było go dzisiaj za to oszczekały nas psy i kozy beczały na nas.
Nazwa wsi "Francuski" wywodzi się z XVIII w. i nadana została za sprawą markiza Stanisława Jana de Boufflers, który uciekając przed następstwami rewolucji francuskiej schronił się w Prusach. Była to znana osobistość - do chrztu trzymał go sam król Stanisław Leszczyński. W 1784 r. został marszałkiem polnym, a w rok później gubernatorem Senegalu. W 1789 r. zasiadał w Zgromadzeniu Narodowym Francji.
W Prusach przyjęto go do Akademii Berlińskiej. Dzięki koneksjom na dworze pruskim otrzymał od króla folwark Wymysłów tytułem wieczystej dzierżawy liczący 38 włók miary magdeburskiej (ok. 10 ha) "wraz z prawem pasania 18 sztuk bydła w lasach skarbowych, bezpłatny deputat drzewny z tych lasów i drzewo w miarę potrzeby, wreszcie pańszczyznę od 6 chłopów z Mogilna". Ponadto z funduszy rządowych wybudowano mu potrzebne budynki i zakupiono inwentarz gospodarski.
Stosowny dokument w tej sprawie podpisano 27 VI 1800 r. w Pabianicach.
Oprócz markiza w Wymysłowie osiedlili się: hrabina de Salles, markiz de Puissseux i kawaler Saint Angel.
Pobyt Francuzów nie trwał tu długo. Obdarowany Wymysłowem markiz Boufflers jeszcze w 1800 r. sprzedał folwark Ferdynandowi Oppeln-Bronikowskiemu za 3300 talarów.
Po Francuzach pozostała tylko nazwa.
Pod koniec XIX w. było tu 7 domów i 65 osób. Przed I wojną św. majątek należał do Chodakowskich. Po dawnym folwarku do dziś zachowały się tylko resztki parku z alejami kasztanowców. Tyle historycznych faktów. Ludzi tam dziś mieszka nie wielu za to sporo psiaków, które bardzo dzielnie bronią domostw. Moja koleżanka mówiła, że wie jak dojechać, niestety znów błądziłyśmy. 
3 razy wspinałyśmy się na wiadukty, by przekroczyć autostradę nie znalazłam w telefonie nawigacji. Przez co nawet nie szukałam francuskiego cmentarza.
Muszę jutro dowiedzieć się jak się do niej dobrać – póki, co ładuję moją starą nawigację może będzie działała.
Wycieczka udana tylko pod względem kondycyjnym. Pupa nie boli, ale to chyba jeszcze od wczoraj.
Jak przyjechałam byłam kompletnie nieżywa.
Jutro zaś mam wizytę u diabetologa o 13. 30 więc trasa będzie krótka zobaczę którędy pojadę tym razem sama nie mam jeszcze pomysłu – zobaczymy.

niedziela, 14 września 2014

Na grzybach

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 82
˜˜*°°*˜˜
Niedziela przepięknie spędzona, ok. 34 km w obie strony na rowerze.
Zebranych kilogram grzybów 1 koziarek i kilka ogromnych podgrzybków, ale za to bardzo zdrowe – suszą się w piekarniku. Rydz i maślaki wylądowały w koszu, bo nie byłam ich pewna na 100% a nikt na trasie już mi nie potwierdził czy się nie mylę.
Nogi mnie bolą, ale jeszcze bardziej pupa od kolarskiego siodełka.
Jutro jadę kupić inne siodełko a później na kolejną trasę rozgonić zakwasy.
Było super nawet jak zabłądziłyśmy w lesie, musiałyśmy przedrzeć się przez autostradę – znaczy znaleźć zjazd na Mogilno.
Tam właśnie znalazłam największego podgrzybka.
Większy niż duży deserowy talerzyk.
Pierwszy raz dałam radę z moją koleżanką, która wcześniej zawsze mnie odsadzała na trasie, dzisiaj to ona dostawała zadyszki.
 Kondycja z Gdyni procentuje.

Archiwum bloga