niedziela, 5 października 2014

Kasztany nie z Placu Pigalle....

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 85
˜˜*°°*˜˜
Kasztany nie z Placu Pigalle, ale coś w tym jest.
Zacznijmy inaczej Plac Pigalle a właściwie cała dzielnica znana we Francji i na całym świecie z tego, że do 1946 roku istniały tam liczne domy publiczne, "hotele na godziny".
Aktualnie znaleźć tam można lokale "peep-show" sex-shopy i tym podobne przybytki.
Jest jedną z najsłynniejszych w świecie "dzielnic czerwonych latarni", obok amsterdamskiej i hamburskiej.
W Polsce Plac Pigalle zasłynął z pamiętanego powiedzenia w „Stawce większej niż życie", którym posługiwali się francuscy antyfaszyści; „W Paryżu najlepsze kasztany są na placu Pigalle" odzewem na hasło było; „Zuzanna lubi je tylko jesienią".
~~~~~~~
Wygramoliłam się z łóżka wzięłam w garść kitkę z włosów i ścięłam ją zostawiając tylko 2 cm na czubku głowy, czyli znów pozbyłam się włosów.
Robię to zawsze wtedy, gdy jest mi źle i chcę z tym skończyć. 
Teraz mam taką kitkę jak samuraj,
 hi, hi w mojej młodości nazwano by tę fryzurę mini chryzantemką.
„Włosy”-
ich rola wbrew pozorom była bardzo ważna miała zarówno znaczenie społeczne jak i mistyczne.
Dla mnie chyba jest magicznym sposobem na skończenie jednego etapu w życiu i rozpoczęcie kolejnego, bo zawsze je ścinam i jest to jakby stanowczy gest odnowy.
Biorąc pod uwagę ile razy je ścinałam – to niechybnie świadczy o tym ile razy zaczynałam wszystko od nowa a przynajmniej ile razy pozbywałam się złudzeń. Coś jest w tym moim rytuale mistycznego, bo przecież szczególnie zauważalne znaczenie włosów było na wschodzie, gdzie zarówno Chińskie warkocze, jak i Japońskie samurajskie kitki, czy Hinduskie sploty, były latami pielęgnowane i zadbane, a ich utrata wiązała się z czymś - przykrym, czasami hańbiącym, najczęściej, gdy pozbawiano włosów właściciela wbrew jego woli.
~~~~~~~
Najbardziej niechlubny związany z tym wątek, dotyczy niestety Indian..., choć w niemniejszym stopniu i białych, którzy ich z tych włosów (skalpów) z upodobaniem i niezrozumiałym okrucieństwem obdzierali - pozbawiali.
~~~~~~~
Wśród Hebrajczyków włosy też miały swoje symboliczne znaczenie, związane z drzemiącą w nich mocą Samsona - który pozbawiony tychże stracił całą moc.
~~~~~~~
Ale tu pojawia się pewien problem, bo sąsiadujący z nimi Egipcjanie, którzy swą wiedzę i mądrość czerpali z bardzo starych i głębokich wręcz niezgłębionych źródeł - robili wszystko, co w ich mocy, aby się tychże włosów jak najskuteczniej, co do jednego pozbywać.
~~~~~~~
Jak zatem zrozumieć i pogodzić te jakże rozbieżne poglądy starych, opartych na głębokiej tradycji, magii i wiedzy kultur wschodu - sięgającego aż po zachód.., i to dziki z odmiennym na maxa zachowaniem Egipcjan?
~~~~~~~
Wg wierzeń m.in. ludów Malezji i Polinezji, człowiek przepełniony jest siłą zwaną "mana", która stanowi podstawę każdej magii. Mana znajduje się w ślinie, w paznokciach, włosach, spermie itd., czyli w elementach, w których zawarte są DNA człowieka, dlatego wykorzystywano części do odprawiania rytuałów.
Nazewnictwo bywa różnorakie w zależności od kultury np. Chińczycy nazywali ją chi.
~~~~~~~
Dlatego m.in. dawniej nie pozwalano obcemu czesać swoich włosów, nie wyrzuca się włosów na wiatr czy do kosza, raczej się zaleca je spalać w ogniu, aby nie trafiły w niepowołane ręce.
~~~~~~~
Indianie nie zdejmowali skalpów bez powodu, to też wynikało z ich wierzeń. Skalp to nie tylko trofeum, ale także symbol siły życiowej, zdjęcie skalpu było równoznaczne z przyjęciem siły życiowej przeciwnika itd.
~~~~~~~
Nie ważne obcięłam włosy, ale nie całkiem, na szczęście, bo zawsze w takich razach chodzi mi po głowie zgolenie się na pałę, – kto wie, co by było gdyby nie - zbliżająca się zima. Umalowałam się i ubrałam kolorowo i wsiadłam na rower, poprawiłam kierownicę, żeby nie pochylać się i pojechałam przed siebie - w jesień.
Boli mnie ciągle z tyłu i co z tego? Widać musi się wyboleć. Jechałam, jechałam w pola na rozłogi aż przy jakimś rowie straciłam równowagę i normalnie zwaliłam się w dzikie chaszcze – było to niezwykle miłe jakby zanurzenie się w ciepłą jeszcze konającym latem łąkę. Myślałam, że coś może mnie boleć, ale nic kompletnie, zarośla były wysokie i jakoś przygarnęły mnie czule. Natura jest taka cudowna, taka przyjazna. Nawet się nie ubrudziłam, słońce po cichutku szło spać a ja podniosłam się i ruszyłam dalej, wybaczając rowerowi, że nie pomógł mi wykaraskać się z opresji.
Ta zmiana kierownicy wpłynęła na nieprawidłową reakcję, muszę się do niej przyzwyczaić Zauważyłam fajną ozdobę w ogródku na peryferiach – taki wóz z kwiatkami i krasnoludkiem. Sięgnęłam po kamerę zawsze mnie rozczulają takie widoki, bo przecież ktoś to tworzy po to by u innych wywoływały uśmiech. W cieniu tuż za siatką dogorywał od dawna jakiś całkiem porządny gdyby nie to, że kompletnie zasypany jesiennymi liśćmi mercedes. Filmowałam wóz z krasnalem, gdy nagle w głębszym tle dostrzegłam takiego fajnego pana z długimi włosami – mógł mieć z 40 tkę na rękach trzymał dość sporego kundelka a drugi przy jego nodze patrzył to na mnie to na niego jakby dopytując się czy ma mnie pogonić. Uśmiechnęłam się - głupio było filmować pana, więc wyłączyłam kamerkę i ni w 5 ni w 9 powiedziałam „dzień dobry” – nawet nie wiem czy pan odpowiedział, bo puścił pieska i zaczął się niebywały jazgot – odjechałam.
Jechałam dalej w zbliżający się złotem nieba zachód aż zauważyłam po drugiej stronie ulicy ogromny kasztan jadalny.
~~~~~~~
Plac Pigalle słynął z domów publicznych a ten kasztan rósł na wprost dawnej „agencji towarzyskiej”- tak to miejsce kiedyś nazywano.
Nazbierałam  kasztanów ile się dało i zamierzam tam jeszcze pojechać może jutro, bo one ciągle spadają z drzewa.
Wróciłam do domu i ledwie weszłam do mieszkania, zadzwonił braciszek z pytaniem; „chcesz patisona”. 
Matko słodka, co to? Nie wychodź z domu przywiozę Ci i oczywiście uszczęśliwił mnie 2 sporymi dyniami, 3 patisonami czarnymi i całym mnóstwem żółtych 3 ogromnymi kabaczkami, 2 dyniami makaronowymi i to chyba wszystko. Jak dla mnie za dużo, najpierw pomyślałam o mojej koleżance. 
Ostatnio jak dzwoniła mówiłam, że jestem chora i ledwo łażę – to powiedziała „jakby, co to dzwoń”. Zatem dzwoniłam, bo wiem, że ona lubi robić przetwory z takich rzeczy, ale cóż ma telefon wyłączony – nie odbiera. 
„Pal ją sześć” – pomyślałam jej strata. Poszłam do mojego exa, żeby zszedł i sobie wziął, co chce i przyszedł zabrał mniej więcej połowę i tak mam za dużo, ale jakoś to może przejem.
Będę robiła soki i tyle, może zupy zobaczy się.
~~~~~~~
Sylwestra spędzam w Zabrzu, czy Pan Jacku wnikając - wyczuwa to?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga