sobota, 27 lutego 2021

Róża

 Bajsza

Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi

Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie za zgodą autora

„non omnis moriar”- Horacy

~~~~~~~~~~~~~~  

27 lutego 2021 r

❤.

Trzeba mieć ogromną odwagę, by przeżyć zbliżające się wydarzenia.

Znam ludzi, którzy twierdzą, że Świat już nie jest w stanie uporać się z kolejnym zbliżającym kryzysem.

To, co nastąpi całkowicie zmieni nasze podejście do życia.

Oglądałam dzisiaj Festiwal Piosenki i Kultury Romów w Ciechocinku z czasów, gdy jeszcze festiwale były.

Lubię tę muzykę, bo powoduje, że całe ciało zaczyna falować i no nie wiem, żadna muzyka tak szybko nie jest w stanie mnie rozruszać jak właśnie ta.

Budzą się jakieś prymitywne emocje i człowiek pragnie się im poddać.

Dwa zdarzenia z mojego życia a w sumie to może nawet trzy świadczące o mojej słabości do tej muzyki i do urody romskiej.

❤.

Pierwsze to sobie właśnie uświadomiłam, że mój kolega ma coś z takiego tańczącego Roma.

Przetańczyłam z nim wiele wieczorów i nocy i uwielbiałam ten czas.

Byliśmy parą stworzoną do tańca. Rozumieliśmy się w tańcu jak mało, kto i to tak kręciło nas, że było w stanie zastąpić nam wszystkie inne podniety świata. Nikt nigdy nie potrafił wydobyć ze mnie takich pokładów energii jak on.

Oboje tak zatracaliśmy się w tańcu, że świat wokół przestawał istnieć, byliśmy jak na haju.

Stawaliśmy się tańcem i tylko to się liczyło.

❤.

Nieco wcześniej powiedzmy kilka lat wcześniej, bo jakoś tak zaraz po tym jak urodziła się Aga wróciłam do pracy i nie miałam jeszcze samochodu.

Więc codziennie chodziłam na przystanek tramwajowy, by dojechać do pracy. 

Autobusy wtedy jeszcze w moich okolicach nie jeździły.

Jedynym sposobem dostania się do Liceum był tramwaj.

Zauważyłam, że na przystanek tramwajowy zaczął podjeżdżać Rom pięknym zawsze wypucowanym białym mercedesem.

Stawał na wprost mnie i czasami otwierał drzwi jakby zapraszając mnie do wejścia. O różnych godzinach jeździłam do pracy a on podjeżdżał jakby znał mój plan lekcji i wiedział, o której godzinie będę jechała.

❤.

 Obok naszej dzielnicy domków jednorodzinnych zaczyna się słynna dzielnica cygańskich willi.

Wcześniej nigdy Romowie nie zaczepiali kobiet.

Oni mają swoją kulturę i własne obyczaje.

Bardzo rzadko zdarzało się, by któryś zainteresował się nie cyganką.

Była u nas nieco później jedna taka historia miłosna, która zakończyła się tragicznie. 

Rom zakochał się w córce mojej koleżanki z Liceum. Jechali gdzieś samochodem. Mieli wypadek, ona bardzo poturbowana przeżyła, on zaś zginął. 

Mówili, że ponoć byli po cygańskim ślubie, ale szczegółów nikt nie znał.

Moja koleżanka pielęgniarka wyprowadzała ją z paraliżu stąd znam tę historię.

Ten zaś zaczepiający mnie Rom przyjeżdżał na przystanek chyba przez pół roku.

Nie był nachalny, ale i ja nie wykonałam przez ten czas żadnego gestu, żeby uświadomić mu, moje jakiekolwiek zainteresowanie.

Byłam oczywiście już mężatką, ale później często zastanawiałam się, co by się stało gdybym kiedyś wsiadła do tego samochodu.

Tylko tak teoretycznie zastanawiałam się. 

Miałam już Agę i choćby z tego powodu nie mogło to się zdarzyć, ale ciekawość pozostała do dziś.

❤.

Inne podobne zdarzenie miało miejsce nieco później, czasami jak czułam się zmęczona po pracy łapałam taksówkę, żeby dojechać do domu.

Kiedyś zatrzymał się biały mercedes, nawet przez moment pomyślałam, że może to ten Rom, ale taksówka miała koguta takiego jak mają taksówki, więc wsiadłam.

Mężczyzna taksiarz, był piękny jak marzenie o czarnych szałowych włosach, wysoki zgrabny, to odkryłam nieco później. 

Nie ukrywam, że do dzisiaj mam słabość do wysokich zgrabnych brunetów, o bujnych czuprynach.
Ciągle nie wiedziałam, czy to nie ten sam z przystanku, ale tamten nie miał koguta na samochodzie.

Szczerze mówiąc twarzy tamtego nie pamiętałam, ale od czasu poznania taksówkarza on już sam przyjeżdżał po mnie pod pracę i nie chciał zapłaty za kurs, co mnie peszyło.

Zawsze w samochodzie leżała dla mnie cudna czerwona róża.

Trwało to może z pół roku. Woził mnie do domu z pracy a ja głupio się czułam, że nie chciał pieniędzy za kursy.

❤.

Kiedyś była to piękna wiosna zaproponował mi, że porwie mnie na troszkę za miasto w jakiś ciekawe miejsce, bo chciałby ze mną porozmawiać.

Był naprawdę piękny i pewnie schlebiało mi, że taki piękny mężczyzna jest mną zainteresowany.

Oczywiście nie miałam w planach, żadnej zdrady, ale byłam ciekawa, o czym chce ze mną rozmawiać/moja słodka naiwność/.

Przy całej tej swojej fantastycznej urodzie miał jedną wadę

s e p l e n i ł, co powodowało, że jakoś mnie rozśmieszał.

Myślałam sobie jak można być tak pięknym i seplenić?

Pojechałam z nim wtedy, za miasto, opowiadał mi różne rzeczy, ale to seplenienie powodowało, że nie wiele z tego pamiętam. Dowiedziałam się, że jego żona chodziła ze mną do ogólniaka i była w równoległej klasie i że jest właśnie w ciąży.

Pomyślałam wtedy, że nie mogę się z nim więcej spotykać, bo to byłoby nie fair z wielu powodów.

Oczywiście do niczego między nami nie doszło nawet się nie pocałowaliśmy wszystko pewnie przez to seplenienie.

Trzy lata temu ponownie zupełnie przypadkowo się spotkaliśmy.

Pomagał mi wtedy naprowadzić z trasy znajomego, który nie wiedział jak zjechać na Pabianice. 

Później, gdy wróciłam z nad morza zadzwonił do mnie i zaprosił mnie do siebie do domu.

Byłam w szoku, miał ogromne gospodarstwo, z różną zwierzyną za miastem. 

Dom „dziwny” tak to określę. Wypiliśmy kawę i jakiegoś chyba drinka. 

Znowu opowiadał mi o swoim życiu w minionych latach i znowu nieodparcie miałam wrażenie, że ma ochotę na coś więcej, ale…., nie ma odwagi mi tego okazać a ja wolałam udawać, że tego nie zauważam.

❤.

 Ciągle jest piękny mimo upływu lat, 

jego czarna czupryna troszkę się oszroniła, ale dalej można się by przy nim zatracić, gdyby nie to, że wciąż sepleni a to mnie niestety bardzo rozśmiesza. 

Tak sobie myślę, że to ogromna niesprawiedliwość, by być tak pięknym i do tego mieć tak rozśmieszający feler. 

Gdyby, choć potrafił opowiadać swoje historie w postaci dykteryjek, mój nieustający śmiech miałby uzasadnienie, ale on jest niezwykle poważny i romantyczny.

Mój śmiech jest po prostu nie na miejscu, choć jest naprawdę szczery i dobrotliwy a pohamowanie go nie jest zwyczajnie możliwe. 

On tak jakoś mówi/ma taki tembr głosu/ jakby był dzieckiem, co jeszcze bardziej wydaje się być śmieszne. 

Jestem okropna to drugi mężczyzna, który rozśmiesza mnie do łez właściwie bez powodu. 

Pierwszym był mój kolega z pracy, ale on był przeciwieństwem tego pięknego mężczyzny.

Mały, beczułkowaty z zawsze ulizaną lichą fryzurą.

Zaczepiał mnie np. chwytał za warkocz a te jego umizgi powodowały we mnie jakiś niepohamowany śmiech.

Może ze mną jest coś nie tak, że śmieję się, gdy jakiś mężczyzna zaleca się do mnie, gdy ja nie jestem pewna, czy tego chcę. 

Taka reakcja obronna.

Może?.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga