środa, 24 lutego 2021

à la Déjà vu Voilà

 Bajsza

Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi

Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie za zgodą autora

„non omnis moriar”- Horacy

~~~~~~~~~~~~~~  

24 lutego 2021 r

Mam takie chwile, że przypominają mi się zdarzenia, o których kompletnie zapomniałam. 

To tak jakby w szafie otworzyła się taka szuflada, którą zamknęliśmy z jakiegoś powodu na klucz i klucz celowo wyrzuciliśmy do głębokiego jeziora, by nikt jej nigdy nie otworzył.

Ona jednak się sama otwiera a w niej są takie kwiatki.


 Nie pamiętamy o pewnych zdarzeniach, bo powodowały one powiedzmy - nasz psychiczny dyskomfort, który utrudniał nam normalne funkcjonowanie.

Z moich życiowych obserwacji własnych i innych ludzi, z którymi byłam blisko i którzy mieli do mnie zaufanie dowiedziałam się, że oni też mieli swoje tajemnice, które chcieli zachować tylko dla siebie, zapomnieli o nich, bo po prostu nie chcieli ich pamiętać.

Jednak, kiedy zaczęły one ni stąd ni zowąd im się przypominać, czasami nie byli pewni, czy te zdarzenia miały miejsce faktycznie, czy to tylko obudzone déjà vu, spowodowane jakimś obrazem, który nagle wyświetlił się w ich pamięci.

Czasami takie otworzenie wspomnień nas przeraża,


 bronimy się przed nim.

Pamiętam jak jedna moja znajoma, tak się zagubiła w tym odgrzebywaniu wspomnień, że nie wiedziała, czy to jej się śni, czy to zdarzyło się naprawdę.

Często przyczyną tych powiedzmy WIZJI jest chęć ukrycia przed światem, takich rzeczy, które były delikatnie mówiąc np. niechlubne.

Każdy, kto dość długo żył zrobił nawet wbrew własnej woli jakiegoś „babola”, albo jego bliscy go zrobili i nie przysparzał im powodu do chełpienia się tym przed kimkolwiek.

Gdyby sekundę dłużej pomyślał nigdy, by tego nie zrobił, ale zrobił i jeśli o nim nie zapomniał, całe życie pewnie było mu wstyd.

Dlatego właśnie między innymi chowamy takie zdarzenia w najciemniejszym zakamarku naszej duszy i nie chcemy o nich pamiętać.


 Samotność, gdy już nie wierzymy, że ktoś przekopie nasze tajemnice powoduje, że nagle wracają do nas i nie bardzo pamiętamy, dlaczego się wydarzyły, ale jednak wracają.

Ta moja znajoma była o wiele lat starsza ode mnie, ale wracały do niej takie wspomnienia, iż bała się, że może już jej się w głowie miesza.

Była przerażona, próbowałam jej to tłumaczyć, nie opowiadała mi szczegółów tych zdarzeń, ale faktycznie momentami fragmenty, o których mówiła były przerażające.

Mnie przypomniała się najpierw taka ściana zieleni, wiedziałam, że znam ją z Nicei.

Raz tam tylko byłam, jakby powiedzieć zabłądziłam właśnie tam włócząc się uliczkami.

 

Natomiast próbowałam sobie przypomnieć po kolei zdarzenia mojego pobytu w Nicei.

Takie cudowne miejsce a ja prawie nic z tamtego czasu nie pamiętam.

Owszem pojedyncze zdarzenia, ale kompletnie wymazałam z pamięci to towarzystwo, nic kompletnie nic z tamtych rozmów i zdarzeń związanych z osobą, która tam ze mną była, nie chciałam pamiętać i skutecznie zapomniałam.

Czasami gdzieś w snach jakieś okruszki, drobiazgi mi się wyświetlają, ale nawet nie potrafię ich sensownie połączyć ze zdarzeniami.

Nawet zdjęcia z Nicei oglądam tak bezpłciowo, nie ma w tych wspomnieniach żadnych miłych emocji.

Jest inna sprawa, która też przez całe moje życie była wypierana z moich wspomnień. 

Jestem osobą bardzo wrażliwą i zawsze uważałam, że po prostu nie wypada na nikogo naciskać, by otworzył się przede mną.

Jest w moim życiu tajemnica rodzinna.

Nigdy nie miałam dość determinacji, by zmusić rodzinę, by mi ją wyjawiła.

Uważałam, że może sami dojdą do wniosku, że powinnam ją poznać, niestety rodzina nie uznała za stosowne, by mi ją zdradzić, mimo, że ona bezpośrednio mnie dotyczyła a ja nie miałam odwagi naciskać, by mi ją zdradzili. 

Bałam się komuś wyrządzić przykrość pytaniami. 

Teraz, gdy osoby, które ją znały już nie żyją przypominają mi się zdarzenia, których nikt nie jest w stanie już mi wyjaśnić.

 

W mojej pracy pracowała pani, która ni z gruchy ni z pietruchy zaprosiła mnie do siebie na podwieczorek.

Była ode mnie sporo starsza i nigdy się nie kolegowałyśmy, rozmawiałyśmy może służbowo ze 3 razy.

Już wtedy nie bardzo wiedziałam, o co jej chodzi, ale ludzie czasami mieli do mnie sprawy związane z filmowaniem, którym się wtedy zajmowałam, więc zgodziłam się pójść na ten podwieczorek.

Pani miała syna 3 lata młodszego ode mnie i córkę starszą, kilka lat, była osobą samotną. 

Początkowo nie połapałam się, o co jej w sumie chodziło w każdym razie pozornie nie miała do mnie żadnej sprawy. Niedawno jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki uświadomił mi się prawdopodobnie faktyczny powód tego zaproszenia.

W trakcie mojej wizyty u nich była tylko córka i owa pani powiedziała takie zdanie „Chciałabym, abyście się zaprzyjaźniły, bo w sumie jesteście jak siostry”.

Wtedy nic mi się nie skojarzyło, raczej pomyślałam, że chodzi o nasze zacięcie plastyczne. Zapomniałam o tym szybko.

Później od kogoś dowiedziałam się, że ona miała brata, który w dziwnych okolicznościach zginął, prawdopodobnie śmiercią samobójczą.

Niestety nie znałam szczegółów i mimo tych informacji, nie widziałam sensu w tym jej zaproszeniu mnie do siebie.

Kilka lat wcześniej mój ojczym w jakiejś złości powiedział mi, że ja jestem dzieckiem …..,nie mojego ojca. 

Powiedział to tylko raz a ponieważ był zły a ja byłam mała/7 lat/ nie rozumiałam tego.

Po wielu latach dowiedziałam się od mamy, że mój ojciec nie był na moim chrzcie tylko upił się, co mu się zdarzało/od czasu, gdy państwo zabrało im rodzinną fabrykę/ i tego właśnie wieczoru umarł a o jego śmierci wśród znajomych krążyły różne opowieści.

 Dalej moje imiona w kościele Barbara a w USC Grażyna, też jest to dziwne.

Wyglądało jakby rodzice mieli powód, by próbować moją tożsamość ukryć.

Później jeszcze raptem znalazł się nieślubny syn mojego ojca, co rodzinną tajemnicę jeszcze powiększyło.

W końcu też okazało się, że mój dziadek i ojciec adorowali obaj jedną ze swoich pracownic, z którą dziadek rok po śmierci babci i rok po śmierci mojego ojca, /gdy ja miałam półtora roku/ ożenił się i ponoć usynowił chłopca, który był owocem tego potrójnego związku.

Wszystko owiane jest dziwną tajemnicą.

Gdy pytałam mamę o różne rzeczy związane z ojcem, ona za każdym razem mówiła, co innego, tematu jego śmierci nie poruszała a ja nie chciałam na nią naciskać, bojąc się, że te pytania mogą ją ranić.

Inne osoby, babcia ciocia też nie mówiły mi prawdy, żadna wymyślona przez nie historia nie była kompatybilna z drugą.

Teraz tyle lat od tamtych zdarzeń, nic o nich nie wiem. Otwierają mi się te szufladki i wyświetlają się jakieś obrazy, które do niczego nie pasują.

Wyciągnęłam nawet oficjalny akt zgonu mojego ojca, ale on mi też niczego nie wyjaśnił.

Były w nim rzeczy, których normalnie nie ma. 

Napisano, że umarł na zawał serca/miał 27 lat/, akt sporządzono 2 dni po jego śmierci i było napisane, że biegły/2 dni po śmierci/ stwierdził, że do tej śmierci nie przyczyniły się osoby trzecie. 

Był jakiś pokreślony, pozamazywane były wyrazy, których nie dało się odczytać.

Wszystkie te fakty, powodują obudzenie wspomnień, które nie bardzo już teraz powinnam pamiętać.

Przez tyle lat nie poznałam tej tajemnicy i już raczej nigdy nie poznam, a przecież dotyczy ona mojej tożsamości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga