środa, 30 grudnia 2020

chwile smutku i zwątpienia

Bajsza

Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi

Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie za zgodą autora

„non omnis moriar”- Horacy

~~~~~~~~~~~~~~  

30 grudnia 2020 r

W końcu udało mi się wyregulować cukier.

Bardzo mnie to cieszy, bo mogę bez skrupułów zjeść nawet kawałek ciasta.

Wracam do wierszy i wspomnień z początku lat 60 tych.

*******************

Tyle marzeń, pragnień tyle,

Wiatr po świecie porozwiewał,

Może, chociaż, na tę chwilę,

jedno wróci, będzie milej.

Może, chociaż dziś w kominie,

świerszcz wyszepcze moje imię.

Może, chociaż w blasku świec,


moje imię będzie drżeć.

Może serce... zadrży ech....

Chyba serce raczej nie.

Wieczór nocne szaty wkłada.

Koncert nocny zapowiada

i muzyczny jakiś ton,

rozkołysał się jak dzwon.

W chwilach smutku

i zwątpienia,

czuję szelest

nocy cienia,

może chwycę cichy ton.

Nie

Jest zbyt daleko stąd.

*******

Dzisiaj w dniu Starego Roku,

warto spojrzeć na to z boku.

Marzenia zaś wysiać do doniczek,

by rozkwitły nowym życiem?

********

Początek lat 60 to był czas mojego odizolowania się od kolegów.

Jedyne poza babcią osoby, z którymi miałam kontakt to byli zwykle dorośli. 

Marzyciele, bo nikt inny nie potrafiłby mnie zainteresować i nikt inny ze mną by nie wytrzymał.

Najczęściej byłam sama. 

Latem siedziałam na mojej ulubionej koszteli w babcinym przedszkolu, zimą miałam swoją pakamerę w przedszkolu pod strychem, o której nikt nie wiedział, sądząc, że jest to zagracony schowek nikt do niej nie zaglądał. 

Ja go oczyściłam z gratów, wyjęłam klamkę i poprosiłam woźnego, by mi dorobił klucz. 

Zimą w ciągu dnia tam siedziałam. Miałam swoje ulubione książki, bardzo dużo kredek, farb i kartonów. Z tymi akcesoriami w przedszkolu nie było problemu. 

Dużo rysowałam, marzyłam, czytałam książki i robiłam do nich swoje ilustracje.

Do szkoły chodziłam niechętnie. 

Lubiłam początkowo tylko polski, którego uczyła mnie p. Piotrowska – cudowna nauczycielka, fantastycznie prowadząca lekcje. 

Potrafiła zainteresować przedmiotem, pokazując jak ważna jest umiejętność wypowiadania się.

Sama była według mnie mistrzem słowa. 

Kochała poezję i często deklamowała nam różne wiersze – tłumacząc okoliczności ich powstania i ich znaczenie dla społeczeństwa. 

Do tego miała super przystojnego syna, dużo od nas starszego, ale to nie przeszkadzało dziewczynom o nim marzyć. 

Oprócz polskiego kochałam wf. 

Byłam bardzo sprawna i to była zasługa ciotki Todzi, siostry babci, która kupowała mi sprzęt sportowy, jaki tylko sobie zamarzyłam. Kupiła mi narty, łyżwy, super rosyjski rower dużą damkę, rakiety do tenisa. 

Dostawałam, co roku coś fajnego od niej na imieniny. 

Babcia miała dobre serce, ale wszystkie swoje pieniądze przeznaczała na przedszkole. 

Jeśli zrobiła mi jakiś prezent, to dlatego, że było jej głupio przed siostrą. 

Jednak zwykle były to tanie rzeczy i jakby to powiedzieć użyteczne. Jakieś kołnierzyki do fartucha,


 który kupiła ciocia albo kokardy do moich warkoczy. 

Dzięki cioci jako jedyna w całej dzielnicy miałam własny rower, czy rakiety do tenisa. Zabierała mnie zimą na obozy narciarskie a latem na obozy sportowe do Wolborza, gdzie mogłam w Bogusławicach jeździć konno.

Później już pod koniec 6 klasy, polubiłam moją nauczycielkę historii. Przedmiot średnio mi pasował, ale nauczycielka była spoko. 

Szkoły nie lubiłam przez moich kolegów, bo mnie gnębili, naśmiewali się ze mnie, że nie mam rodziców i wołali na mnie „żaba”, bo zawsze miałam duże oczy. 

Kiedy zerwałam znajomość z Sabką i dziewczynami, gdy wracałam ze szkoły, ktoś rzucił we mnie kamieniem. 

Kamień był duży i trafił mnie w ciemię. 

Upadłam i straciłam przytomność, lekarz powiedział, że mogli mnie zabić. 

Nie było wiadomo, kto to zrobił, ale ja czułam, że to była zemsta dziewczyn, kogoś – jakiegoś chłopaka namówiły. 

Do dzisiaj pamiętam gdzie padłam i gdzie to się stało. Dzisiaj po latach tak sobie myślę, że wiele dzieci jest gnębionych przez kolegów z różnych powodów i do dzisiaj nie ma nikogo, kto by im pomógł. 

Jest niby Rzecznik praw dziecka, czy praw obywatelskich, lecz dobrze wiemy, że tak naprawdę, nikt nie reaguje na mściwość oprawców i dzieci są pozostawione same sobie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga