sobota, 1 lutego 2020

Ostatnia lampka wina.

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie za zgodą autora.
„non omnis moriar”- Horacy
~~~~~~~~~~~~~~
1 lutego 2020 r
Patrzyłam przez okno i zastanawiałam się, – czemu w życiu tak jest, że do tej pory nikomu na mnie chyba tak naprawdę nie zależało.
Może inaczej nikt nie miał ochoty zrobić mi choćby drobnej przyjemności.
Właściwie od dzieciństwa to ja musiałam zabiegać o względy ludzi z mojego otoczenia.
Nie chodzi o jakieś atrakcje finansowe typu wycieczka, czy zmywarka, ale o drobiazgi typu kawa na dzień dobry, czy śniadanie do łóżka. 
Takie gesty, które pokazują człowiekowi, przyjacielowi, że sympatycznie spędza się z nim czas i ma się ochotę jakoś zrewanżować.
Patrząc przez okno na oprószone śniegiem drzewa zastanawiałam się, czy może ten czas spędzony ze mną dla innych ludzi nie był dość atrakcyjny, a może to ja za dużo oczekuję?
Kawy do łóżka mi się zachciewa, czy śniadania. Och jakie to miłe.
Przyleciały ptaszki z miasta ćwierkają jak na zamówienie. Muszę przywieźć im z domu ziarnka.
Ten ostatni czas teraz pokazuje jednak, że niczego nie trzeba dawać, by Cię doceniano, życie jest dziwne.
Może mój problem polegał na tym, że godziłam się na bylejakość.
Byłam zbyt tolerancyjna?
Sama nie wiem.
Zaczynam bać się przyszłości, może należy unikać kontaktów z tymi, którzy mnie zawodzą lub nastawiają się na czerpanie jakichś korzyści z kontaktów ze mną.
To jest dziwna sprawa, bo wielu ludzi w moim życiu uważało, że to ja wobec nich miałam jakieś obowiązki, z których się w ich odczuciu nie wywiązywałam.
Uważam, że jeśli tylko mogłam pomagałam moim bliskim i znajomym. A jednak, nie czułam się doceniona. 
W tej chwili zadzwonił, mój dawny znajomy, by zaprosić mnie do Warszawy na trochę. 
Musiałam odmówić, ale może w marcu zobaczymy.
Byłam u lekarza.
Wróciłam kompletnie wykończona.
Wizyty w przychodni dobijają mnie.
Położyłam się spać a jak wstałam bolały mnie oba płuca albo mięśnie wokół nich, normalnie nie mogłam złapać powietrza.
Musiałam sobie je posmarować spirytusem, co oczywiście nie było łatwe, ale jak się rozgrzały przeszło mi z grubsza.
Allbi był jakiś niespokojny.
Chodził od drzwi do okna musiałam go wypuścić na zewnątrz.
Szybko na szczęście wrócił i zasnął.
Czuję się lepiej jak jest w domu.
Zastanawiam się, czy nie złapałam jakiegoś wirusa w tej przychodni, jakaś marna jestem i straciłam power.
Do tego ten weekend spędzę sama i trochę mi smutno, ale takie jest życie.
To, co dobre zwykle szybko się kończy i trzeba zadowalać się tym, co liche i nudne, no chyba, że sama sobie urozmaicę ten czas.
W lesie zrobiło się mokro nie można chodzić na spacery a żeby tu dojechać trzeba mieć napęd na 4 koła.
Widziałam jak taksówkarz się gimnastykował, żeby przywieźć, mnie tu od lekarza.
Na szczęście zrobiłam sobie zapasy jedzenia, więc przez pół miesiąca nie muszę po nic jechać. 
Rowerem nie dałabym rady wyjechać utopiłabym się w błocie.
Tak sobie myślę, że jak pada śnieg czy deszcz jest tu naprawdę nieciekawie.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga