piątek, 7 lutego 2020

Kacze dzidzi.

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie za zgodą autora
„non omnis moriar”- Horacy
~~~~~~~~~~~~~~
7 lutego 2020 r
Wiedziałam, czułam, że coś się zdarzy.
Alldi dziwnie się zachowywał już wczoraj wieczorem.
Popiskiwał jakby coś go bolało.
Biegał od okna do drzwi.
Tylko tym razem biegał do innego okna niż zwykle, no i zwykle nie popiskiwał aż tak natrętnie.
Wypuszczałam go.
Wychodził na chwilę, po czym wracał i patrzył na mnie jakby chciał mi coś powiedzieć. 
Powiedziałam, mu, że za dnia wyjdę z nim, ale on cały czas dopominał się i w końcu zamiast popiskiwania normalnie zaczął gadać tak; gła, gła, gła, po czym ziewał i znowu biegał od okna do drzwi.
Zapaliłam światło przed domem, żeby zobaczyć gdzie on chodzi i czy załatwia się na dworze.
Nie załatwiał się tylko biegł pod szopę, w której jest kurnik i tam tak jakby się przyglądał drzwiom wejściowym.
Pomyślałam, że może coś zakradło się do kurnika, ale kury i kaczki były cicho, więc raczej nie.
Bałam się tam iść, bo kurnik jest lekko za żywopłotem i jakbym tam poszła tracę z oczu wejście do domu.
Było, po 21 więc dałam sobie spokój.
Alldi przyszedł do domu skonfundowany. 
Spoglądał na mnie spode łba w końcu obrócił się tyłem,/już to znam/. To znaczy „nie gadam z tobą”.
Co jakiś czas podnosił głowę i jakby zakwilił, ale przypominał sobie, że brak we mnie całkiem empatii na jego biadolenie i tylko tyłek zarzucał jakby mówił mam cię gdzieś, wzdychał głośno i zasypiał znowu na chwilę.
Zastanawiałam się, o co chodzi z tymi kurami. 
Nawet pomyślałam, żeby wziąć siekierę, zamknąć dom i iść tam sprawdzić, ale przypomniała mi się taka stara historia jak mój znajomy wyszedł w nocy z siekierą, bo coś rumotało za domem. Ktoś go dotknął do barku a ten odwinął się i zdzielił go tą siekierą, mało go nie zabił.
Później okazało się, że to byli jego kumple i chcieli wyciągnąć go z domu do knajpy, czaili się, bo nie chcieli obudzić jego żony.
To też sobie odpuściłam mówię pójdę rano zobaczyć, co tam się stało.
Alldi chyba wyczuł, że zainteresowałam się, bo przyszedł do mnie na kanapę i położył głowę na moich kolanach. Spoglądał czasem z wyrozumiałością ślepiami, ale widać było, że jeszcze mi całkiem nie wybaczył, mojego cykora.
Rano znowu skoro świt zaczął się ten sam taniec.
Jak tylko się ogarnęłam poszłam do kurnika. 
Kurnik jest w takiej szopie, tam są też klatki dla królików a nawet miejsce na kucyka.
Większe zwierzęta 5 koni i kucyka moi znajomi dali na przechowanie do jakiegoś gospodarza, który ma też swoje konie.
Pamiętam jak przyjeżdżałam do nich filmować konie zimą do filmu, który robiliśmy na konkurs do Anglii. 
Wtedy mieli mnóstwo królików pięknych czarnych takich angorowych.
Poszłam z Alldi do szopy, wypuścić kury z kurnika, wzięłam koszyk, żeby zabrać jajka. 
Alldi nie wchodził do środka kurnika, bo kogut go atakował jak tylko próbował tam wejść, więc miał respekt, ale wyraźnie pokazywał mi łbem, że coś tam jest.
Kury jeszcze spały patrzyłam na grzędy i na miejsce na dole w sianie, gdzie siedziały kaczki. Jedna wyglądała jakby wysiadywała jajka, coś spod niej wystawało, jakby mały ogonek.
Nie jestem przyzwyczajona do obchodzenia się z drobiem, boję się i kur i koguta, choć ten ze względu na to, że sypię im już jakiś czas ziarno traktuje mnie z umiarkowaną wyrozumiałością.
Początkowo stawiał się na mnie.
Delikatnie wsunęłam dłoń pod tę kaczkę, która wyglądała jakby wysiadywała jajka.
Kaczki są super, bo jedzą mi z ręki i zawsze się cieszą jak widzą, mnie na podwórku.
Faktycznie siedziała na jajkach trochę się wystraszyłam, bo co ja zrobię jak kaczuszki małe się wyklują.
Spojrzałam na Alldiego a on wyraźnie pokazywał mi, że mam szukać dalej.
Z drugiej strony trafiłam na coś jakby młodą kaczuszkę mięciutką i puchatą. 
Rany boskie, co ja mam zrobić, kaczka nie protestowała a ja myślałam, że serce wyskoczy mi z klatki piersiowej.
To coś było cieplutkie i mięciutkie i miało ogonek?
Wolniutko zaczęłam wyciągać je spod kaczki, żałowałam, że nie założyłam rękawic i nie wzięłam wcześniej Rytmonormu, serce normalnie mi oszalało i czułam, że pewnie stracę za sekundę przytomność.
Trzeba było iść po sąsiadkę, ale śmialiby się, ze mnie, że przyjechała paniusia z miasta i boi się kaczek.
Wyciągnęłam, myślałam, że padnę a Alldi dostał szału szczęścia. 
Kacze dziecko wyglądało tak. 

Skąd ono wzięło się w kurniku w gnieździe kaczki?

O ile znam się na kotach, no, bo to chyba jest kot. 
To jest już trochę wyrośnięty i pewnie głodny.
Poszliśmy z Alldi do domu, żeby zrobić maluchowi śniadanko. Miałam od wczoraj odrobinę gotowanego kurczaka i makaronu do rosołu.
Dałam mu jeść a Alldi nie odstępował go na centymetr.
Pomyślałam trzeba iść do sąsiadów po mleko i spytać czy kotek nie jest ich.
Wyglądał mi na rasowego, ale może się nie znam.
Z tego wszystkiego nie pozbierałam jajek. 
Otworzyłam komputer, żeby sprawdzić jak długo kaczki wysiadują jajka.
Mam czas pewnie wrócą już właściciele.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga