poniedziałek, 8 października 2018

Rytualny taniec. Ufff..

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
8 października 2018 r
~~~~~~~~~~~~~
Matko słodka, jakie te nasze jabłuszka są pyszne.
Mimo, że mało nie złamałam, paluszka przez nie i mimo deszczu – wybrałam się dzisiaj po kolejną porcję.
Dawno nie jadłam takich pysznych jabłek.
Nie wiem nawet, co to za odmiana. Są twarde i bardzo soczyste, jak spadną z drzewa robią się kruche, ale ja najbardziej lubię takie twarde.
Dzisiaj od razu miałam je umyte deszczem.
I tak je przecież obieram. W sumie to myślę sobie, że powinno się je wykorzystać w szerszym jadłospisie.
Pomyślę o tym.
Odebrałam wyniki badań. Nie bardzo się na tym znam, więc muszę z nimi iść do lekarza.
Wszystkie są praktycznie w górnej granicy. Dla jednych to dobrze dla innych źle.
Mam sporo cukru w moczu 177 jednostek a powinno być zero.
Popadam jak zwykle w zimową senność.
Z tym kaszlem się nie skończyło, zobaczymy, co powie na niego pulmonolog, – ale to dopiero 23 października.
Ciągle mówię sobie, że zrobię to lub tamto, pogoda jest rewelacyjna a mnie się nic nie chce.
Wyciągnęłam nawet z garażu rakiety do tenisa, żeby zmobilizować się do jakiejś aktywności, ale jakoś kiepsko mi to wychodzi.
Czasami wsiadam na rower, ale to raczej krótkie trasy do sklepu i z powrotem. Dzisiaj pomyślałam, że może wieczorkiem spróbuję kawałeczek przebiegnąć, jutro troszkę więcej i tak codziennie. Pomysły to zwykle mam dobre gorzej jest z ich realizacją.
 Brakuje mi to swobody, czuję się stłamszona.
Coś chyba jest ze mną nie tak, nie lubię własnego domu. Staram się go polubić, ale jakoś nie mogę, nawet nie wiem, kiedy to się stało.
Myślę, że wszystko zaczęło się od tego ciągłego nękania mnie przez lata.
Nie czuję się tu bezpieczna, w nocy mam włączony komputer lub telefon z muzyką, żeby coś gadało sobie w tle.
Tak łatwiej mi zasnąć, nie słyszę chyba odgłosów domu i to mnie uspokaja, ale nie gaszę światła.
Przynajmniej jedna lampa się pali.
W dzień mam zasłonięte okno grubą kotarą, by nie widzieć, co dzieje się za oknem.
Chodzi głównie o sąsiada z góry i jego kumpla.
2 ludzi, którzy ciągle kombinują jak się mnie skutecznie pozbyć. 
Za późno już by znaleźć inne miejsce do mieszkania, zresztą to byłoby poddanie się, a ja mam naturę sportowca.
Nie toleruję rezygnacji z powodu byle, jakich trudności. Dzisiaj wylazł z garażu do mojego mieszkania wielki włochaty pająk. Myślałam, że mnie sparaliżowało na jego widok.
Nigdy nie zabijałam pająków, ale jemu przywaliłam klapkiem z całej siły 2 razy. Może faktycznie podłożyli mi jakiegoś niebezpiecznego jak się włamali. Poczekałam trochę, by się upewnić, że go skutecznie ukatrupiłam. Matko droga skąd się to we mnie bierze. Wiecie, co się stało wyszedł gdzieś spod mebli taki stawonóg. Taki, których nigdy nie zabijałam tylko łapałam i wynosiłam do ogrodu i nie uwierzycie, podszedł do tego zabitego i zaczął coś w rodzaju tańca w miejscu uginając swoje długie nogi w górę i dół. Wyglądało to jak u dzikich plemion jakiś rytualny taniec. Zatkało mnie, teraz żałuję, że tego nie sfilmowałam, ale czułam, że on zaraz czmychnie pod komodę, na której stoi komputer. Złapałam błyskawicznie klapka i zabiłam też tego. Trudno humanitaryzm, humanitaryzmem, ale to mi wyglądało na jakiś gang pająkowy.
Nie dam się im zjeść, niech sobie nie myślą. 
Dzisiaj w kuchni w garnku znalazłam małego stawonoga i darowałam mu życie, nie jestem mściwa, ale pajęczy gang lub próby jego tworzenia nie będzie tolerowany przeze mnie
~~~~~~~~~~~~
Zjadam 2 duże stołowe łyżki lodów bakaliowych i czuję się silniejsza, choć tak naprawdę wiem, że nie powinnam tego robić.
Gdyby nie to, że czasami rozmawiam przez telefon z przyjacielem byłabym totalnym samotnikiem jak te moje pająki. 
Kiedyś nawet dla jednego napisałam wiersz, 
sądzę jednak, że zbyt dobrze się u mnie czuły i te kudłate będę zabijała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga