czwartek, 25 października 2018

Czas się jeszcze zdrzemnąć

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
25 października 2018 r
~~~~~~~~~~~~~
Nie pisałam, bo kompletnie nie radziłam sobie z własnym ciałem.
Dla kogoś takiego jak ja jest to niewyobrażalne.
Patrzę na przesłane mi przez znajomego jego zdjęcia w ćwiczeniach Jogi i przecież wydaje mi się, że sama bez większej rozgrzewki powinnam takie wygibasy robić.
Nie przyjmuję do wiadomości, że bywa tak, że by wstać z kanapy muszę się jakby nastroić, po czym postawić stopy równolegle w rozkroku. W końcu oprzeć się o szafkę komputera i wreszcie wyprostować zastałe kolana. Wiem, że to brzmi banalnie, wiem, że mimo różnych boleń, brzydkiej pogody, kołaczącego serca i kompletnej niechęci do robienia czegokolwiek POWINNAM codziennie wychodzić z domu choćby na 10 min.
POWINNAM - ja to wiem, ale popadłam w jakiś marazm, czuję się bardzo samotna i bardzo nieszczęśliwa.
Mimo, że jeden z moich znajomych dzwoni lub pisze do mnie codziennie zbywam go, bo już mi nie zależy, by ktokolwiek interesował się mną.
Poddałam się nie chce mi się nawet oddychać.
Byłam 23 u pulmonologa.
W przychodni czekałam prawie 2 godziny, kto wie, czy nie z czynnymi gruźlikami.
Pani doktor o nazwisku mojej babci osłuchała mnie – zdziwiło ją walące zbyt szybko serce, przeprowadziła dość zdawkowy wywiad, wyznaczyła mi kolejną wizytę na 6 listopada/spirometria/ i powrót z wynikiem do jej gabinetu.
Nie zapisała mi niczego, ani na kaszel, choć ten faktycznie ostatnio mi przechodzi, o czym ona nie wiedziała, ani na przytykanie oddechu, ani tym bardziej na to szalejące serce. Dzisiaj w nocy myślałam, że dostaję zawału.
Serce mi kompletnie oszalało, popadało w jakieś zwariowane kołatanie.
Później powiązałam to ze zjedzeniem całej cebuli szalotki na pomidorze i kanapce.
Normalnie miałam wrażenie, że coś w moim organizmie nie cierpiało tego smaku i zapachu świeżej intensywnie pachnącej i szczypiącej cebuli i kąsało we wściekłości moje serce.
Oj chyba mam za bardzo wybujałą wyobraźnię.
Niestety nie mogłam zasnąć przez to kołatanie i dopiero po 2 godzinach, gdy się podniosłam serce się uspokoiło.
Moja psychika po tym wyjeździe całkowicie się rozwaliła.
Dolegliwości oczywiście każdy ma w moim wieku, ale bierze się w garść i jakoś tam sobie radzi. 
Może ma jakiś cel, może kogoś, kto daje mu odczuć, że go kocha, może....
Wracając autobusem ze szpitala spotkałam naszą byłą sekretarkę. Bardzo serdecznie się przywitałyśmy.
Jest dużo młodsza ode mnie. 
Nie wiem czy z powodu chłodu czy z innego miała bardzo siny nos i taki jakby go ledwo, co wyciskała.
Kiepsko to wyglądało, nic nie mówiłam, bo nie chciałam jej sprawić przykrości, ale gdybym ja taki miała załamałabym się kompletnie. 
Ludzie mają swoje problemy, może powinnam koncentrować się na problemach innych i zapomnieć o własnych.
A może powinnam upiec sobie pyszny jabłecznik i zapomnieć o cukrzycy i o wszystkim.
Cukry niestety znów mam za duże, ale w momentach, takiej psychicznej słabości ratuję się lodami z Pliską i mam wszystko w nosie. Konsekwencje pokazuje gleukometr.
ZIMNY JABŁECZNIK NA CYNAMONOWYM SPODZIE
2 szklanki musu jabłkowego,
ja zrobię z kawałeczkami jabłek, bo taki najbardziej lubię.
Pół galaretki cytrynowej i łyżka żelatyny.

Spód:

Herbatniki żytnie pokruszone,
1 /2 szklanki jogurtu naturalnego,
1 łyżka oleju,
1/4 łyżeczki cynamonu.

Spód wymyśliłam, bo chciałam, żeby jabłkowa galaretka miała jakąś bazę.
Zmieszałam jogurt z olejem, dodawałam odrobinę proszku i cynamonu.
Wstawiłam w naczyniu żaroodpornym do piekarnika na 10 minut i był gotowy.
Wystudziłam, po czym dodałam mus z dodatkami.

Nie dodałam cukru do musu, – ale wyszło to mu na dobre.
Galaretkę zmieszałam z łyżką żelatyny i rozpuściłam w szklance wrzątku.
Studziłam dokładnie mieszając. Gdy zaczęła zastygać, dodałam mus jabłkowy i wymieszałam. 
Wylałam na spód w tym samym naczyniu i wstawiłam do lodówki na noc. 
A dodałam piankę z białka i upieczonych odrobinę kruszonek.
Będzie pyszny i orzeźwiający, galaretka jabłkowa świetnie smakuje na wytrawnym cynamonowym spodzie. 
Oczywiście jabłecznik, to też wytwór mojej wyobraźni. 
Ten upiekłam kilka lat temu.
Poszukuję lecytyny sojowej, by robić pyszne lekkie sosy do tego typu deserów.
Wiem, że jest na Allegro, ale wolałabym kupić w sklepie, niestety w żadnym nie spotkałam.
No i jak cudnie wystarczy pomyśleć o dobrym jabłeczniku i zarówno choroby jak i samotność przestają doskwierać.
Pójdę dzisiaj się przejść, choć kawałek.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga