sobota, 13 stycznia 2018

Zespół stresu pourazowego

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
13 stycznia 2018 r
~~~~~~~~~~~~~
Zespół stresu pourazowego, to choroba, która wymaga wsparcia najbliższych.
Doskonale znają jej objawy ludzie, którzy doznali urazów na wojnie.
Oczywiście w takim codziennym życiu zwykle stres jest o wiele mniejszy, ale nawet jak poślizgniesz się na schodach i skręcisz nogę, też cierpisz na zespół stresu pourazowego. 
Czasami tego nawet nie zauważasz, póki nie znajdziesz się znów na schodach.

Dochodzę do siebie wolno, choć tylko 2 razy wsiadłam na rower, uważam to za swój sukces. 
Robię to bardzo ostrożnie, przesiadłam się z górala na damkę.
Niestety prawda jest taka, że ciągle jestem słaba fizycznie no i mam uraz.
~~~~~~~~~~~~~
Przypomniało mi się teraz takie zdarzenie z mojego życia.

Po urodzeniu Agi przytyłam ok 20 kg., a do tego wiadomo jak to po porodzie straciłam sprawność.
Miałam roczny urlop dziekański.
Dostałyśmy z moją koleżanką Ireną, jako pierwsze w dziejach warszawskiego AWF na pierwszym roku ten urlop z powodu ciąży.
Pomógł nam w tym AWF - owski poeta Krzysztof Zuchora, który wstawił się za nami u ówczesnego rektora
Tadeusza Ulatowskiego.
Zależało mi, żeby jak najwcześniej odzyskać sprawność, bo po powrocie na studia czekały mnie bardzo poważne zawody gimnastyczne.
Karmiłam jeszcze piersią maleńką córeczkę, po czym jechałam tramwajem 20 km na zajęcia gimnastyczne, które między innymi dla mnie prowadził trener gimnastyki ŁKS - Józef Szuba.
Robiliśmy tam wszystko, co miało być na zawodach. 
Przyjeżdżali na te zajęcia też inni studenci, którym zależało na dobrym zaliczeniu zawodów gimnastycznych na AWF a gimnastykami nie byli.
Sala i sprzęt sportowy, pozostawiały dużo do życzenia.
Takie to były czasy.
Na jednych zajęciach skakaliśmy przez skrzynię.
Skok był trudny z wysokim odmachem, musiał być bardzo dynamiczny, żeby się udał nawet dla gimnastyczki.
Trener Józek asekurował przy skokach, czyli stał obok skrzyni i chwytał za nadgarstek. 
Chodziło raczej o dodanie skaczącemu otuchy.
Trafiło na mnie.
Gdy wykonałam ten odmach, opierając się jedynie na rękach o skrzynię, ta w jednej sekundzie rozpadła się na kawałki.
Ja wpadłam do środka między resztki desek po skrzyni.
Józka trenera jakaś deska zraniła i krwawił z twarzy.
W jednej minucie zawołał oszołomionych chłopców i zabrał ich na zaplecze.
Nim zdążyłam się wygrzebać z rumowiska desek, oni ustawili drugą nową skrzynię.
Józek trener wziął mnie zszokowaną jeszcze z rumowiska za rękę i poprowadził na rozbieg do nowej skrzyni.
„Musisz teraz jak najszybciej skoczyć rozumiesz – jak tego nie zrobisz teraz - nie skoczysz już nigdy, będziesz miała uraz do końca życia”
Poszedł do skrzyni z umazany krwią twarzą i krzyknął „skacz”.
Trzy razy wspinałam się na palce i nie mogłam się odważyć na rozbieg. 
Wreszcie tak wrzasnął, że wszyscy ćwiczący na przyrządach zeszli z nich i stali jak zamurowani.
~~~~~~~~~~~~~
Piszesz mi anonimowy, że jestem nie do zdarcia.
To prawda, nauczył mnie tego mój jak sądzę dziś już śp. Józek Szuba – najlepszy trener gimnastyki sportowej, jakiego kiedykolwiek miałam.
Skoczyłam wtedy i do dziś wiem, że po każdym upadku trzeba się podnieść i dalej kontynuować to, co robiło się wcześniej. 
Dlatego znów jeżdżę na rowerze, bo wiem, że trzeba tylko chcieć, by przemóc strach i psychiczne zahamowania.
Póki tli się w nas życie trzeba walczyć, nie wolno się poddawać. 
Pewnie kiedyś przyjdzie taki dzień, gdy już nie będę miała siły utrzymać roweru, ale póki co jeszcze trochę pojeżdżę.
Czasami dobijają mnie lekarze – nie mam do nich zaufania, ale czy można się dziwić?
bajsza
komentarz dodano: 2018-01-12 23:42:08
„Niestety nie mogę polecić. Drugi raz wizyta i drugi raz problem. Ból ucha. Zostały wyjęte 'korki', ucho zaczęło puchnąć, zrobił się skrzep. Zakończyło się na SOR 300 km od domu.Antybiotyk. Zepsuty wyjazd. Poraz trzeci tylko w przypadku braku wyboru lekarza mogę skorzystać.Dodatkowo cena 100pln. Leki przypisane były na alergię i miały być brane do nosa, od razu wydało mi się to dziwne. Odradzam”. To opinia z internetu.Jestem przerażona czytając te opinie. Były już artykuły o tym, że zoperowano w naszym mieście nie to kolano, że zostawiono nożyczki po operacji. Moja mama umarła, na martwicę jelit - wożona w tą i z powrotem przez miesiąc do szpitala, bo żaden z lekarzy szpitala nie chciał się nią zająć jak należy. Sama choruję od kilku lat na cukrzycę i jestem kompletnie załamana tym jak jestem leczona. Nie mówcie zatem, że pijani lekarze w pracy - to nic takiego. Ja boję się nawet tych trzeźwych, bo nie obchodzą ich pacjenci tylko kasa. Pijanemu lekarzowi w pracy powinno się odbierać przynajmniej na rok, prawo wykonywania zawodu i kierować go na leczenie. Znam takich, którzy zapili się na śmierć, bo u nas pozwala się ludziom pić w pracy.
Musiałam skomentować ten artykuł, bo trudno przejść obok niego do porządku dziennego. 
Swoją drogą cały czas zastanawiam się po ile promili mieli inni pracownicy tej przychodni/w tym również lekarze/, że żaden z nich nie zauważył pijanego kolegi i nie pomógł mu pojechać do domu by wytrzeźwiał, dzięki temu może tym razem uniknąłby kompromitacji. Mimo to my jak co roku robimy co możemy, by pomóc lekarzom i służbie zdrowia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga