wtorek, 20 maja 2014

Na ziołach.

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 49
˜˜*°°*˜˜
Nie wiem czy kiedyś miałaś takie odczucie, że przeżyłaś „jakoś” kolejny dzień.
Jak by go podsumować, to wcale nie był taki najgorszy.
Szabajowi chyba się polepszyło, deszcz przestał lać i koc się suszy przy rozgwieżdżonym niebie.
Zjadłam na kolację kanapkę z masełkiem i twarożkiem i ….
Cudne są te orliki.
~~~~~~~
Jakiś aparat pisze do mnie smsy i twierdzi, że jest moim J…. i przytula mnie gorąco.
Kimkolwiek jest to miłe, że się pochylił nad moim smutnym losem i mnie przytula, choć smsowo.
Chyba nawet dzwonił do mnie, ale ma pecha, bo wychodzę czasami bez telefonu do kuchni czy do ogródka, czy z Szabajem na siusiu, by popatrzeć na gwiazdy.
Nikt do mnie normalnie nie dzwoni, więc zapominam o istnieniu telefonu.
Jest jeden taki ostatnio, co dzwonił i coś tam mówił, że razem i u niego.
Ma ogromny „+” - własny dom i mogłabym nie marznąć zimą, ale czy byłabym w stanie poświęcić nie tylko niezależność, ale jeszcze aż tak obniżyć loty, by latać tuż nad ścierniskiem – chyba na dłuższą metę wolę jednak wolność i San Francisco.
~~~~~~~
Cholerny BANDZIOR znów zżarł kolejnego małego ptaszka, żeby, chociaż zjadł z głodu, ale on zagryzł i wypatroszył mu tylko serduszko. Mama szczygiełka, która tak ciężko pracowała całe dnie i zbierała liszki dla piskląt, teraz siedzi na moim płotku i chyba płacze, bo ani nie śpiewa ani liszek nie szuka. Przytuliłabym ją do serca, ale pewnie by tego gestu nie zrozumiała – rany jak ja nie cierpię kotów.
Już jej przeszło i śpiewa.
~~~~~~~
Teraz moja eksperymentalna dieta dla cukrzyka w wieku hi, hi kompletnie dorosłym a nawet chylącym się ku….
Postanowiłam eksperymentować na tzw. żywym organizmie
Dziś o 15.46 mam cukier 96, tabletkę brałam o 11.00
2 dzień jem posiłki z sosem ziołowym.
Wczoraj był krupnik z kaszą gryczaną, dziś głupi Jasiek, czyli fasolka po mojemu, bo chodzi o ten sos.
W skład sosu wchodzą następujące zioła i rośliny
2 listki poziomki
2 listki porzeczki czarnej
2 listki lubczyku
4 drobne listki czereśni
4 drobne listki pokrzywy
4 drobne listki rukolii
1 listek jarmużu
2 listki marchewki
4 listki maliny
Mam za mało listków jeżyny, bo to ona powinna być
2 listki pietruszki kędzierzawej
2 listki selera
Maleńki kawałeczek rozmarynu
¼ łyżeczki do lodów kurkumy
¼ łyżeczki do lodów cynamonu
¼ łyżeczki do lodów kminku
¼ łyżeczki do lodów kolendry
¼ łyżeczki do lodów majeranku.
½ łyżeczki od herbaty owocni fasoli
albo morwy białej na zmianę
Pół liścia laurowego.
Duży ząbek czosnku.
Kilka ziaren pieprzu,
Jedno ziarno jałowca.
Wrzuciłabym więcej ale nie chcę przesadzić.
To wszystko oprócz suchych ziół opłukuję nad zlewem i zalewam na sitku wrzątkiem. Wkładam do pojemnika blendera i dolewam tyle wody, by połowa była przykryta – tu już suche wsypuję.
Mielę w blenderze. Może lepiej byłoby nie mielić, bo tu są noże metalowe, ale to lepsze niż długotrwałe gotowanie.
Powstała papka jest bazą sosu czy dodatku do zupy.
Filozofia polega na tym, że wrzucam ją /izolując po zmieleniu od noży blendera/ na koniec gotowania na 1 minutę. Chodzi o to by zabić jak najmniej wartości.
Mieszanka tych składników daje niesamowity aromat.
Teraz pomyślałam, że dla aromatu można dać liść winogrona, ale ja mam ich jeszcze za mało.
Nie ukrywam, że po tej fasolce padłam. Jest ciężko strawna a sos był wzbogacony jeszcze sokiem pomidorowym z działki i skwareczkami z szynki.
Początkowo myślałam, że żołądek mi pęknie, nie zjadłam dużo i łupin fasoli nie jadłam, bo były za twarde. Nie ma jak młoda fasola. Jednak teraz przed 18 tą czuję się już doskonale i na jutro ugotuję wieczorem rosołku. Szkoda, że nie mam szczęśliwego kurczaczka.
Niestety nie można mieć wszystkiego.
Przytulający mnie przestał dzwonić i pisać smsy.
Jacy ci mężczyźni są leniwi zaczną i później już nic im się nie chce. Całkiem jak ten kot bandzior.
Jak to było babciu?
„Jak chcesz liczyć, licz na siebie i nawet tego nie bądź pewna.”
Zatem dzięki za ten jednorazowy gest, już miałam apetyt na rybkę w Sereczynie, ale chyba obejdę się smakiem. Gdybym tak mój sos z ziół zrobiła i jeszcze mięty dodała z masełkiem mniam, mniam rybeczko.
 Dziś podliczyłam rachunki i znów humor mi się popsuł. Zostało mało do 9 tego – nie ma mowy o żadnej rybce ani innych luksusach. Wychodzi po 6 zł 50 gr na dzień. Malutko biorąc pod uwagę, że mam urodziny – to po prostu smutno.
A co tam jem liście a dla Szabaja mam jego chrupki, jakoś przeżyjemy. Jak co to niech Szabaj zapoluje na kota.
Cudna pogoda chwasty do wyrywania pojękują z ogrodu, ale jakoś mi się dzisiaj nie chce. Myślałam kupić jeszcze ze 4 krzaczki pomidorów, ale już też nie mogę. Szkoda.
~~~~~~~
  Humorek mi się poprawił, bo listonosz mi przyniósł, 40 zł nadpłaty z laptopa, zatem jestem bogata mam 8. 50 zł do końca, czyli jakby po pół rybki w Sereczynie dziennie. Słonko i odrobina radości, jakie to fajne.
Wysiałam czarnuszkę, bo wczoraj znalazłam nasionka z zeszłego roku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga