piątek, 28 grudnia 2012

24 lata temu...

Bajubaj
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń i miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe!!! Hi, hi
„Balansować na linie wysoko ponad spojrzeniem Twych oczu”
* * * * *
Znalazłam swój stary pamiętnik.
Wtorek 27 grudnia 1988 r
24 lata temu i jeden dzień.
Jesteśmy same z A.
P wyjechał ze swoimi koszykarkami do Czechosłowacji.
Wstałam o 6 rano, zrobiłam mu śniadanie i prowiant na podróż. Poparzyłam się, bo włączyłam żelazko, żeby wyprasować mu koszule na zapas i taka półprzytomna całą dłonią dotknęłam, żeby sprawdzić czy się nagrzało.
Teraz jestem kompletną kaleką – prawą dłoń mam skaleczoną a lewą poparzoną.
Na szczęście już mnie tak bardzo nie bolą ani jedna ani druga.
Cieszę się jednak, bo nie będę musiała ciągle robić jedzenia – jak P jest w domu to ciągle jest głodny a ja przy nim tyję, bo jem, choć wcale nie mam na to ochoty.
Później biegam bez sensu po schodach albo jeżdżę na rowerku – masakra.
Dziś zrobię na obiad ryż z jabłkami – obie z A bardzo go lubimy.
Myślę sobie, że gdybym była sama, to bym była bardzo szczupła, bo ja lubię niskokaloryczne jedzenie, ale przy nim to całe życie musiałabym spędzić przy garach.
Ryż zaspokoiłby go na godzinę i za godzinę trzeba by szykować kolejne jedzenie.
Oglądałam dzisiaj slajdy z wakacji w Bukowinie.
Martwię się trochę, bo pani Maria nie przysłała mi życzeń – to do niej niepodobne – mam nadzieję, że nie jest chora.
Jest już stara – Boże daj jej wspaniałe zdrowie, bo ono jest jej teraz najbardziej potrzebne.
Miałam dziś szyć kombinezon narciarski, ale zdekatyzowałam tylko flanelę, która ma być podszewką.
Jakoś ten zimowy wyjazd, mimo, że coraz bliższy nie może skrystalizować się w realiach.
 Pieniądze niby uciułałam, więc materialne powinnam dać radę. 
Nie jest to proste P coraz mniej daje mi na dom – muszę cały czas kombinować.
A ma jeszcze w sobotę eliminacje okręgowe Olimpiady Języka Angielskiego.
M./kolega z żoną/, który prosił, żebym mu zarezerwowała pokój u p. Marii już się nie waha czy jechać, ale jakoś nie widzę w jego oczach radości z tego wyjazdu.
Ja uwielbiam te krótkie chwile w Bukowinie.
Wiem nawet, czemu – wyrywam się spod nieprzyjemnej kontroli P i czuję się wolna jak motyl, – choć na śniegu.
M. może martwi się dzieckiem – ich córeczka jest mała i nie wiadomo jak zniesie pobyt w innym klimacie.
Próbowałam namówić Janusza z Adamem, ale nie wiem czy będzie jeszcze jakiś wolny pokój a w naszym jak jesteśmy z A. to jest akurat miejsca.
W tym roku A. chce zabrać jeszcze koleżankę Monisię. Bardzo lubię jak A. ma towarzystwo wygląda wtedy na szczęśliwszą a M i jego żona jak sądzę, są dla niej za starzy.
Mnie szczególnie na wczasach i to zimowych, gdzie całe dni spędza się na nartach towarzystwo po nartach już męczy. Gdybym teraz pojechała w takie towarzystwo jak pięć lat temu do Sztokfisza, to miałabym na długo Bukowiny dość.
Nie lubię balang po nartach zwlekania się rano siłą na kacu na narty.
Choć sama nie piję a raczej „migam” się w towarzystwie dyplomatycznie - to nie wiem czy to bardziej nie męczy niż bym się zalała jak niektórzy i nie pamiętała o Bożym świecie.
Brrr nie cierpię pijaństwa, – co innego pół lampki wina czy likieru na podniesienie cyrkulacji, ale to wszystko.
Dobrze się stało, że uwolniłam się tego Stokfiszowego towarzystwa.
Ono było zabawne na krótką metę a ten ichniejszy highlife te drogie koniaki i ten luz blues jakoś mnie nie zakręciły.
Swoją drogą jak tak patrzę na siebie z boku, to widzę jak ciągle się zmieniam.
Jak niezapisana księga. Zmieniają się moje upodobania i zainteresowania i tak naprawdę jestem z tych zmian bardzo zadowolona – rozwijam się ciągle.
Czasami troszkę żałuję, że niektóre sprawy działy się zbyt wcześnie, że nie rozumiałam ich w pełni nie umiałam należycie ocenić.
Wiem jednak, że moje obecna spojrzenie na życie wynika z tego wieloletniego bagażu doświadczeń i że wcześniej musiało być jak było, żebym dzisiaj była tym, kim jestem.
* * * * *
Dzisiaj jest 28 grudnia 2012 roku – siedzę sama przed Sylwestrem w domu i nie mam zupełnie ochoty na żadne towarzystwo.
Mój kolega znów mnie okłamał – jest obłudny a ja z braku „laku” muszę tę obłudę znosić.
Wiem, że powinnam już dawno podziękować mu za współpracę a raczej za jej brak, ale zostanę sama i gdyby to tylko o mnie chodziło to pal sześć, ale jest Szabaj i czuję się za niego odpowiedzialna usiłuję zabezpieczyć mu opiekę, gdyby mnie coś się stało – tylko czy ktoś, kto mnie okłamuje zajmie się Szabajem – nie wiem - mam wątpliwości.
Muszę sobie to wszystko przemyśleć w nowym roku, bo nie po to odeszłam od jednego kłamcy i obłudnika, żeby mieć obok drugiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga