Bajubaj
Wszelkie
podobieństwa do osób, zdarzeń i miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie
przypadkowe!!! Hi, hi
„Balansować na linie wysoko ponad spojrzeniem Twych oczu”
* * * * *
Znalazłam swój stary pamiętnik.
Wtorek 27 grudnia 1988 r
24 lata temu i jeden dzień.
Jesteśmy same z A.
P wyjechał ze swoimi koszykarkami do Czechosłowacji.
Wstałam o 6 rano, zrobiłam mu śniadanie i prowiant
na podróż. Poparzyłam się, bo włączyłam żelazko, żeby wyprasować mu koszule na
zapas i taka półprzytomna całą dłonią dotknęłam, żeby sprawdzić czy się
nagrzało.
Teraz jestem kompletną kaleką – prawą dłoń mam
skaleczoną a lewą poparzoną.
Na szczęście już mnie tak bardzo nie bolą ani jedna
ani druga.
Cieszę się jednak, bo nie będę musiała ciągle robić
jedzenia – jak P jest w domu to ciągle jest głodny a ja przy nim tyję, bo jem,
choć wcale nie mam na to ochoty.
Później biegam bez sensu po schodach albo jeżdżę na
rowerku – masakra.
Dziś zrobię na obiad ryż z jabłkami – obie z A
bardzo go lubimy.
Myślę sobie, że gdybym była sama, to bym była bardzo
szczupła, bo ja lubię niskokaloryczne jedzenie, ale przy nim to całe życie
musiałabym spędzić przy garach.
Ryż zaspokoiłby go na godzinę i za godzinę trzeba by
szykować kolejne jedzenie.
Oglądałam dzisiaj slajdy z wakacji w Bukowinie.
Martwię się trochę, bo pani Maria nie przysłała mi
życzeń – to do niej niepodobne – mam nadzieję, że nie jest chora.
Jest już stara – Boże daj jej wspaniałe zdrowie, bo
ono jest jej teraz najbardziej potrzebne.
Miałam dziś szyć kombinezon narciarski, ale
zdekatyzowałam tylko flanelę, która ma być podszewką.
Jakoś ten zimowy wyjazd, mimo, że coraz bliższy nie
może skrystalizować się w realiach.
Pieniądze niby uciułałam, więc materialne powinnam
dać radę.
Nie jest to proste P coraz mniej daje mi na dom – muszę cały czas
kombinować.
A ma jeszcze w sobotę eliminacje okręgowe Olimpiady
Języka Angielskiego.
M./kolega z żoną/, który prosił, żebym mu zarezerwowała
pokój u p. Marii już się nie waha czy jechać, ale jakoś nie widzę w jego oczach
radości z tego wyjazdu.
Ja uwielbiam te krótkie chwile w Bukowinie.
Wiem nawet, czemu – wyrywam się spod nieprzyjemnej
kontroli P i czuję się wolna jak motyl, – choć na śniegu.
M. może martwi się dzieckiem – ich córeczka jest
mała i nie wiadomo jak zniesie pobyt w innym klimacie.
Próbowałam namówić Janusza z Adamem, ale nie wiem
czy będzie jeszcze jakiś wolny pokój a w naszym jak jesteśmy z A. to jest
akurat miejsca.
W tym roku A. chce zabrać jeszcze koleżankę Monisię.
Bardzo lubię jak A. ma towarzystwo wygląda wtedy na szczęśliwszą a M i jego
żona jak sądzę, są dla niej za starzy.
Mnie szczególnie na wczasach i to zimowych, gdzie
całe dni spędza się na nartach towarzystwo po nartach już męczy. Gdybym teraz
pojechała w takie towarzystwo jak pięć lat temu do Sztokfisza, to miałabym na
długo Bukowiny dość.
Nie lubię balang po nartach zwlekania się rano siłą
na kacu na narty.
Choć sama nie piję a raczej „migam” się w
towarzystwie dyplomatycznie - to nie wiem czy to bardziej nie męczy niż bym się
zalała jak niektórzy i nie pamiętała o Bożym świecie.
Brrr nie cierpię pijaństwa, – co innego pół lampki
wina czy likieru na podniesienie cyrkulacji, ale to wszystko.
Dobrze się stało, że uwolniłam się tego Stokfiszowego
towarzystwa.
Ono było zabawne na krótką metę a ten ichniejszy
highlife te drogie koniaki i ten luz blues jakoś
mnie nie zakręciły.
Swoją drogą jak tak patrzę na siebie z boku, to
widzę jak ciągle się zmieniam.
Jak niezapisana księga. Zmieniają się moje
upodobania i zainteresowania i tak naprawdę jestem z tych zmian bardzo
zadowolona – rozwijam się ciągle.
Czasami troszkę żałuję, że niektóre sprawy działy
się zbyt wcześnie, że nie rozumiałam ich w pełni nie umiałam należycie ocenić.
Wiem jednak, że moje obecna spojrzenie na życie
wynika z tego wieloletniego bagażu doświadczeń i że wcześniej musiało być jak
było, żebym dzisiaj była tym, kim jestem.
* * * * *
Dzisiaj jest 28 grudnia 2012 roku – siedzę sama przed
Sylwestrem w domu i nie mam zupełnie ochoty na żadne towarzystwo.
Mój kolega znów mnie okłamał – jest obłudny a ja z
braku „laku” muszę tę obłudę znosić.
Wiem, że powinnam już dawno podziękować mu za współpracę
a raczej za jej brak, ale zostanę sama i gdyby to tylko o mnie chodziło to pal sześć,
ale jest Szabaj i czuję się za niego odpowiedzialna usiłuję zabezpieczyć mu
opiekę, gdyby mnie coś się stało – tylko czy ktoś, kto mnie okłamuje zajmie się
Szabajem – nie wiem - mam wątpliwości.
Muszę sobie to wszystko przemyśleć w nowym roku, bo
nie po to odeszłam od jednego kłamcy i obłudnika, żeby mieć obok drugiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za notkę i pozdrawiam