piątek, 4 listopada 2016

Na haju...

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści - jest zabronione – objęte prawem autorskim.
~~~~~~~
4 października 2016
Pogoda raczej zimowa. 
Jestem 7 dzień na kuracji i jedno, co na bank mogę powiedzieć, to jedynie, że od siedmiu dni jestem okropnie przeziębiona.
Złapał mnie nie wiedzieć, czemu jakiś paskudny wirus i trzyma jak opętany. 

Gdyby nie mój Tymek, /który bagatela jest autorem ponad 20 książek w tym też książek dla dzieci, kilku sztuk teatralnych, słuchowisk radiowych, wielu reportaży i licznych tłumaczeń oraz kilku tajemnic napisanych pod pseudonimem/, chyba bym już wyzionęła ducha.
On tańczy przy mnie jak wykwalifikowana pielęgniarka, robi herbatki kupuje różne specyfiki uzdrawiające, znosi smród czosnku i jest alfą i omegą mojego nadwątlonego mocno zdrowia. 
Ma swoje wady jak każdy, poglądy mocno obecnie piiii, pi sowskie, co mnie często dobija. Wiara w wiarę może mniej, choć to ponoć przychodzi z wiekiem i może być tylko gorzej. 
Kuruję się intensywnie, może optymizm zniweluje różnice albo i nie. Ufff!!!!Życie to nie bajka.
Niestety nie mogę korzystać z uroków Krynicy, które są wątpliwe jak moje obecne ego.
To już nie ta Krynica, którą pamiętam sprzed 20 kilku lat. Jest tu jakoś ponuro, nudno i niezbyt komfortowo. Nie wiem czy to z odejściem Bogusława Kaczyńskiego i hrabiego Wojciecha Dzieduszyckiego, prysł urok Krynicy, czy tu po prostu ludzie przyjeżdżają jak na zsyłkę. 

Powstało mnóstwo nowych lokali i pensjonatów, jednak świecą one pustkami tak samo jak Krynicki deptak. 
Widać tu najlepiej totalny zastój w interesach. 

Fortuna nie toczy się kołem. Oczywiście nie spotkasz tu na deptaku, żadnego ministra, aktora, czy polityka, jak drzewiej bywało. 
Czasami jakiś zlękniony kuracjusz pomyka niepewnie do pijalni wód, których tu nie brakuje i które również świecą pustkami. 
Nawet super prezenty od Tymka nie poprawiły mi nastroju 

– jedynie lek na bazie morfiny, daje mi spać po nocach nie wyrywając mnie z poduszki na ataki kaszlu. 
Mam nadzieję, że to już końcówka choroby, bo jestem nią naprawdę umęczona. 
Gdyby nie Tymon chyba bym tu wykorkowała. Czekałam na pieniążki, które miały podratować mi nadszarpnięty opłatami za kurację budżet – niestety nie dotarły i gdyby nie on w sumie nie miałabym nawet na leki najprostsze, nie mówię już o tych droższych a ratujących mnie dosłownie przed wypluciem w kaszlu płuc. 
Może Wam się to wydać dziwne, ale nawet antybiotyk lekarz sanatoryjny wypisuje na 100% płatności, trzeba, zatem być krezusem, żeby nie wykorkować, gdy się tu zachoruje. 
Powinnam mieszkać w pokoju 3 osobowym, gdzie dziewczyny pewnie dostałyby fioła od nieustannego smrodu czosnku i kaszlu przez 24 godziny na dobę z przerwami mniej więcej 5 minutowymi. 
Mieszkam z, Tymkiem choć formalnie jestem w Sanatorium, w pensjonacie 10 m oddalonym od Watry, w której jestem zameldowana oficjalnie i gdzie jadam posiłki. 
Nawet lekarka nie ma nic przeciw, gdyż ma świadomość, że w sumie powinnam leżeć w separatce z pielęgniarka do obsługi. 
Nawet, zatem nie zarzuca mi łamania regulaminu Sanatorium. 
Niestety nie wiem, za co zapłaciłam ponad 20 zł dziennie za pokój, z którego formalne nie korzystam. Jeśli chodzi o zabiegi, to też póki, co od 2 dni zupełnie nie korzystam, bo po prostu nie byłam w stanie ciągle rozbierać się do nich, gdy w pomieszczeniach są przeciągi i chłód.
Już jest mi troszkę lepiej dzięki NeoAzarinie. Lek jest ponoć ziołowy ale uzależniający gdyż kodeina w procesie metabolizmu zamienia się w morfinę i trzeba z nim uważać, żeby nie być na haju.

czwartek, 6 października 2016

Czas, który może zacząć się dla nas...

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest zabronione – objęte prawem autorskim..Inny mój blog
~~~~~~~~~~~~~~
6 października 2016
Szaro buro i zimno robi się wszędzie, jednak w tej szaroburości zaczyna dojrzewać cudny kwiat.
Takiego jeszcze nie znałam, nigdy nie doświadczałam, nie wiem, jaki wpływ będzie miał na mnie, czy obudzi i zachwyci me serce.
Jest jednak nadzieja a to przy tej aurze jest bezcenne.
~~~~~~~~~~~~~~
Marznę to najgorszy okres dla mnie.
Jeszcze za wcześnie, by zacząć grzać a za późno by cieszyć się chłodem. Najgorzej jest z paluszkami rąk. Przemarzają mi nawet w łóżku. Nie chcą siedzieć pod kołdrą, bo ten uszkodzony kręgosłup, potrzebuje ręki a właściwie mojego lewego ramienia, bez niego pod głową nie potrafię zasnąć. To ma nieprzyjemnie konsekwencje w postaci bólu barku, bo on w nocy jest nie tylko obciążony i unieruchomiony, co powoduje deformacje w stawie. Narażona też jest cała ręka na gorszy dopływ krwi i przez to marzną mi paluszki. Teraz jak piszę też zresztą mi marzną. 
Taki mój urok.
~~~~~~~~~~~~~~
Wracając jednak do tych nadziei.
Poznałam kogoś jak sądzę niezwykłego. Znanego polskiego pisarza, publicystę, dramaturga i tłumacza. Jest autorem ponad 20 książek, w tym książek dla dzieci, sztuk teatralnych, słuchowisk radiowych, reportaży.. Zaczynamy się odkrywać, póki, co na odległość, ale już planujemy spotkanie.
Przypominam, że często bywało, iż robiłam sobie nadzieje w podobnych sytuacjach na choćby miłe spędzenie czasu i pamiętam jak to się kończyło.
W tym wypadku oboje posiadamy, podobną szaloną wyobraźnię i duchową wrażliwość. Według mnie z tej znajomości może wyniknąć coś wartościowego, co będzie napędem do naszych twórczych działań. Jestem człowiekiem czynu i stagnacja mnie zabija. Oby tym razem słońce jeszcze tej jesieni zaświeciło dla nas.
Tak czy inaczej podejmuję jeszcze raz wyzwanie.
Oczywiście jak zwykle obawiam się, że poznanie nowego człowieka zawsze wiąże się z zaakceptowaniem jego słabości, o ile one są do zaakceptowania.
~~~~~~~~~~~~~~
Zawsze zastanawiam się, czego nie jestem w stanie zaakceptować - pijaństwa, chorobliwego zrzędzenia, braku higieny osobistej. 
Reszta nawet palenie/warunek, że nie zatruwa mi ktoś powietrza obok/ jest do zaakceptowania.
Matko słodka, przecież ja jestem ideałem, gdzie jest druga taka tolerancyjna kobieta. Oczywiście chciałabym, by ta tolerancja działała w obie strony. Wszyscy mamy słabości i życie solo pozwoliło nam rozwinąć skrzydła, jakkolwiek one są już małolotne i nadwyrężone przez czas i reumatyzm, cieszy nas to, że czasami możemy choćby troszkę poderwać się do lotu. Kto szybował choćby w wyobraźni wie, co to znaczy chwycić wolność wraz z powiewem wiatru i unieść się.
~~~~~~~~~~~~~~
Przypomniał mi się Jacek, dzięki, któremu tak naprawdę pierwszy raz rozwinęłam skrzydła w fotografii.
Nasza znajomość, była tak twórcza i to dla nas obojga, że chyba nigdy później nie widziałam takiej determinacji w pracach fotograficznych szczególnie u niego. Pamiętam Jacku ten okres, gdy tak naprawdę fotografowaliśmy wyłącznie dla siebie nawzajem. Chcieliśmy swoimi pracami zachwycić tego jedynego odbiorcę, każdy kadr, każde pociągnięcie fotograficznego pędzla, było nastawione na to byś był dumny z tego, że tyle mnie nauczyłeś. 
Nigdy nie zapomnę tego cudownego okresu, gdy wzajemna inspiracja fotograficzna w efekcie wpływała na nasze inne twórcze działania. 
Bardzo źle znosiłam to wirtualne rozstanie, – mimo, że to ja jak pamiętasz podjęłam tę decyzję, że to twórcze zauroczenie powinniśmy skończyć. 
Mogliśmy być twórczy dotąd, dopóki nie okazało się, że ktoś obok czuje się skrzywdzony. Wszelkie zauroczenia mają to do siebie, że człowiek czuje się tak niebywale szczęśliwy, fruwa praktycznie w obłokach i często nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że jego szczęście staje się bezwiednie wypadkową czyjegoś nieszczęścia.

No cóż na tym polegają porywy serc. I nie koniecznie musi chodzić to o erotyzm, jak niektórzy sądzą. Właściwie wcale nie musi chodzić. Właśnie przy Jacku odkryłam, że są takie sfery wywołujące w człowieku radość a nawet podniecenie, które kompletnie nie mają nic wspólnego z erotyką a erotyką się stają bez udziału „gwiazd”. 
Ile wtedy wierszy napisałam i on też zaczął pisać i było to takie rozgrzewające namiętność bez udziału "gwiazd". 
Oczywiście mam na myśli te gwiazdy na niebie.
~~~~~~~~~~~~~~
Zastanawiam się czy mogę – sądzę jednak, że tak, bo przecież te wszystkie wiersze były mnie podarowane - po to by obudzić moje senne serce.
Serce obudziło się, ale jeszcze obok czuwał mój rozsądek. 
Dlatego właśnie teraz po latach – przepraszam za tego „krasnala”. Sam wiesz, że to nie mogło się udać.
Czasami radykalne cięcia są bolesne, ale to jedyne, co możemy zrobić na przekór oszalałym sercom.
„Czy ogień, który rozpaliliśmy
bez reszty nas pochłonie?
Ja idę w ten ogień Miła, choć siwe mam już skronie.
Nie chcę odlecieć dębowym liściem...
Akacji Liściu – chodź do mnie.

Tak wyglądamy dzisiaj Bajeczko, a jutro? - dla fantazji nie ma granic...”
~~~~~~~~~~~~~~
Nie ukrywam, że chciałabym spotkać jeszcze kogoś takiego by w podobny sposób inspirował mnie, poruszał me zmysły, rodził pragnienia a nade wszystko dzielił ze mną chwile radości realnie. Kogoś, kto jak ja byłby tak samo „sam” i dla kogo to ja stałabym się całym świtem, gwiazdeczką do podziwiania, ale i troszczenia się o jej wewnętrzny żar. 
I znów nie ma to w założeniu nic wspólnego z erotyką, piszę to, dlatego, że nie tylko młodzi ludzie uważają, że miłość bazuje wyłącznie na erotyce.
Nie są w stanie pojąć, że można pokochać drugiego człowieka po to, by dzielić się z nim tą przysłowiową kromką chleba, która nie tylko pachnie cudownymi aromatami młodości, ale budzi serca do twórczego działania.
Ja wiem, że dla wielu to zbyt skomplikowane, bo to erotyczne „swędzenie” przesłania im całą resztę naszych potrzeb, szczególnie tych spoza obszaru realnej świadomości.
Potrzeb, które dopiero musimy sobie wyobrazić. Matko jedyna, do kogo to ma trafić, co piszę. Dziś mówiłam o „wyobraźni smakowej”, bez której nigdy człowiek posiadający nawet najlepszą technikę, nie jest w stanie stworzyć dzieła sztuki kulinarnej. Mój rozmówca zapytał? 
„Wyobraźnia smakowa?”. „Co to takiego pierwszy raz o czymś takim słyszę?”.
Tak to jest ja na tych swoich zreumatyzowanych skrzydłach szybuję nad górami a tu taki „obciach” – trzeba uważać, bo mi skrzydła mogą się zwinąć a pikowanie ku ziemi dla osóbki w moim wieku może być ostatnim lotem. Oj przypomniał mi się jeden z tych wierszy, który napisałam zainspirowana zdjęciem Jacka, choć to nie ono.


*                                 23.01. 2005r
Stał w otwartym oknie jak przeznaczenie.           
Patrzył w przestrzeń daleką i niepojętą.               
Pod oczami miał cienie nieprzespanej nocy.       
Był smutny i nieobecny.                                   
Tylko ta gwiazda przed świtem
świeciła jeszcze dla niego.
To wiedział
ale już jej nie pragnął,
ani jej ani niczego innego.
Wiatr dmuchnął mocniej
…i dostrzegłam jak odrywa się od parapetu
jak zaczyna szybować w marzeniach
nad górami, lasami nad... czasem,
który właśnie skończył się dla niego.
Troszkę smutny – zwyczajnie jak całe moje życie.
Jednak cudowne przecież jest to, że mimo wszystko polubiłyśmy się z córką mojego nauczyciela fotografii.
To jest ta trwała wartość, oprócz wszystkich tajników wiedzy fotograficznej, które jak tą przysłowiową kromkę chleba podarował mi - obiecując sobie zatopienie się kiedyś w moich zielonych oczach.
Życie weryfikuje marzenia, ale bez nich jakież byłoby jałowe nasze codzienne życie.

czwartek, 29 września 2016

Wczesno jesienne zawirowania

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest zabronione – objęte prawem autorskim..Inny mój blog
~~~~~~~~~~~~~~
29 września 2016
Nadchodzi zima, to się już czuje nie tylko w kościach, ale w moich mieszkaniach.
Poranki bywają bardzo zimne. 
Coraz częściej zauważam stojący pod ścianą ogrzewacz.
Ciekawe, kiedy znów trzeba będzie go uruchomić na dobre, póki, co ogrzewa słodziak wspomnieniami.
Rozgrzewam się gryzieniem orzechów, które uwielbiam. 
Dostałam w końcu kurację.
Super w Krynicy Zdrój, czyli tej górskiej.
Miało być nad morzem, ale widać oni dają na odwrót.
Mam jeszcze sporo czasu do wyjazdu.
Muszę bardzo oszczędzać, bo teraz niestety za kurację się płaci i to wcale nie jest tak mało. 
Podobno za dobę min. 30 zł, – czyli ok 600 zł + przejazd i jeszcze jakieś kieszonkowe. 
Będzie ciężko na szczęście zahaczę o 2 emerytury.
To pozwoli mi wrócić spokojnie do domu.
Wiem, że powinnam sobie zrobić jedno badanie, ale może zrobię je po kuracji – trochę się boję. 
Miesiąc mnie nie uratuje – zresztą prawda jest taka, że jakby coś było nie tak to i tak nie mam się, za co leczyć. 
Dzisiaj musiałam zrezygnować z części leków cukrzycowych, – co prawda – mam zapas i starczy mi na 2 miesiące, ale fakt, że połowa tych leków, kosztuje więcej niż rok temu płaciłam za podwójną porcję. 

Cóż miałam ciekawe życie i to, co jeszcze zostało, jest też fajne, należy się cieszyć tym, co jest i nie przejmować się tym, co będzie jutro. 
Wykorzystać każdy dzień na maxa. Nie martwić się sprawami perfidnymi, oszustami i ludźmi, którzy próbują nas krzywdzić. Przypomniał mi się jeden mój wiersz.

Dotknąłeś mnie,
Nie gestem,
lecz wyobrażeniem,
nie słowem,
lecz założeniem.
Dotknąłeś,
choć nie musiałeś wcale.
Mogliśmy mijać się,
niedbale,
pięknie i obojętnie.
………………….
Powiedz, zatem czemu,
wbrew własnemu
jak twierdzisz sumieniu
dotknąłeś mnie?

Ludzie bywają okrutni, wobec nas wobec zwierząt nawet sami wobec siebie. 
To smutne, bo to okrucieństwo musi wcześniej czy później do nich wrócić i jeśli myślą, że uda im się utopić w alkoholu wyrzuty sumienia to się mylą.

Dzisiaj dowiedziałam się, że jakieś 4 miesiące temu umarła moja Internetowa znajoma.
Sporo młodsza od nas.
Żyła jak żyła - to jej sprawa. Zdawać się mogło, że była inteligentna, nie głupia, ale niestety nie radziła sobie z życiem i już jej nie ma.
Szkoda, że nie potrafimy być, wobec innych uczciwi, choćby tylko na miarę naszej czasami kiepskiej moralności.
Szkoda, że krzywdzimy ludzi, którzy niczego przykrego nam nie uczynili. 
Wybaczmy im, wybaczmy sobie.
Wszyscy spotkamy się kiedyś na łąkach usłanych rumiankiem, kaczeńcami i dmuchawcami - obyśmy nie pamiętali tam naszych wcześniejszych nie ciekawych kontaktów.

czwartek, 22 września 2016

Moje Kilimandżaro

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest zabronione – objęte prawem autorskim..Inny mój blog
~~~~~~~~~~~~~~
22 września 2016
Nie czuję się jeszcze stara, choć już młódka nie jestem, czasami jak coś mi się stanie, choćby ten ostatni wypadek, ważne jest, żeby mieć świadomość, że ktoś bliski o nas przychylnie myśli, że gdyby była taka potrzeba, pomógłby nam. Wiem, bo będąc już nieźle poturbowana, przewróciłam się w mieszkaniu i jeszcze bardziej się uszkodziłam.
Człowiek powinien mieć tego kogoś, kto mu w takich sytuacjach pomoże. Dla mnie to oczywiste.
Ludzie zachwycają się, że ktoś ma wspiąć się na Kilimandżaro, żeby zebrać fundusze na badania nad rakiem. Bardzo to piękne, ale może czasami warto też pomyśleć, co sami możemy zrobić, dla ludzi, których znamy, którzy kiedyś byli nam bliscy a dzisiaj każdego dnia odsuwamy się od nich „bez poczucia winy”.
Celowo wzięłam te słowa w cudzysłów, bo kiedyś człowiek, dla którego poświęciłam wszystko i którego kochałam, pisał do swojej bardzo młodej zamężnej i dzieciatej kochanki, że chciałby, by znów byli z sobą jak na wczasach tak blisko jak tylko można „bez poczucia winy”.
Smutne to jak ktokolwiek o nas zapomina i chce to jeszcze robić „bez poczucia winy”.
Człowiek, człowiekowi powinien wybaczać wszystko, ale gdy dorosły człowiek znający nie tylko znaczenie słów, ale i znający konsekwencje, które powodują takie słowa i wprowadzenie ich w życie moim zdaniem nie powinien mieć nigdy wybaczone w każdym razie nie należy mu nigdy tego zapomnieć.
Dlatego bardzo cenię tych, którzy mają odwagę powiedzieć, nie mogę, bo mam chorych najbliższych i jestem im w tym momencie potrzebny.
Cenię, bo sama już niestety czasami bywam w potrzebie i ciężko jest wierzcie mi kogoś prosić o pomoc.
Czasami myślę sobie skoro zostaję sama w tak trudnych sytuacjach – znaczy, że …..chyba nie okazałam dość serca najbliższym.
Może skupiałam się na innych sprawach, może zdobywałam jakieś swoje Kilimandżaro i ono było dla mnie ważniejsze od potrzeb tych, którzy wówczas byli obok. Coś musiałam najwyraźniej sknocić, skoro, gdy sama mam kłopoty, nikogo to nie obchodzi.
Człowiek często myśli o innych. Domy Dziecka są w potrzebie, Kotański sam sobie nie dawał rady – trzeba było go choćby minimalnie wesprzeć. 14 uczniów zawaliło matmę i trzeba było użyć wszelkich argumentów, żeby ich wybronić przed powtarzaniem klasy.
Obozy - narciarski, kto mógł nauczyć uczniów z centralnej Polski jeździć na nartach.
A właśnie dzięki temu organizowaniu obozów, poznałam osobiście Kwaśniewskiego, wtedy Ministra Sportu i śp. Jerzego Szmajdzińskiego, który bez zmrużenia oka dał nam całe pieniądze na obóz – właściwie jeszcze więcej niż było trzeba.
Działałam robiłam bardzo wiele, może za wiele. Jak tylko było to możliwe zabierałam ze sobą córkę, bo chciałam, żeby nauczyła się żyć nie tylko dla siebie.
Ech…. Było minęło dzisiaj człowiek jest sam jak na bezludnej wyspie, bo inni widać oceniali to wszystko, jako kaprysy szalonej kobiety.
Może nawet tak nie oceniali, ale dla nich nic to nie było warte.
Mieli woje priorytety, ciekawa jestem czy dzisiaj czują lub czuli się spełnieni, gdy żyli, bo wielu z moich rówieśników, już nie żyje.
Przyszedł czas, gdy biorą z mojej półki.
~~~~~~~~~~~~~~
Już teraz nie wiem mówię szczerze zapomniałam czy to było przed tym linkiem czy po, ale zostałam zaproszona na weekendowy wyjazd.
Wybrałam Gołuchów. 
Zamek w Gołuchowie – pierwotna, wczesnorenesansowa murowana budowla o charakterze obronnym, byłam tam kilka razy, ale o tej porze jest tam cudownie ze względu na piękny park i atrakcyjną okolicę. 
W drodze odkryłam np. taką altankę.



W wyposażeniu i urządzeniu wnętrz zamkowych Izabella z Czartoryskich Działyńska akcentowała związki Gołuchowa z rodem Leszczyńskich poprzez umieszczanie Wieniawy (herbu Leszczyńskich), często z koroną, w wielu widocznych miejscach, m.in. nad kominkami.
Paradoksalnie, król Stanisław Leszczyński nigdy w Gołuchowie nie przebywał.
Zamek jest otoczony 162-hektarowym parkiem angielskim zaprojektowanym przez Adama Kubaszewskiego, zawierającym wiele okazów rzadkich i egzotycznych drzew (świadectwo dendrologicznych pasji Działyńskich, które w pełni zamanifestowały się w Kórniku). Jednakże najokazalszym drzewem jest rodzimy dla polskiej flory dąb szypułkowy, zwany „Janem”, to drzewo mające wyjątkowy, osobliwy pokrój oraz obwód 540 cm i wysokość 25 m (w 2014)[1]. Również w parku znajduje się mauzoleum-kaplica grobowa (dawna kaplica pw. Św. Jana Chrzciciela), w którym spoczywa fundatorka, Elżbieta Izabella z Czartoryskich Działyńska.
Zachęcam tych, co nie byli.
Ostatnio tam byłam zbyt późną jesienią, więc cieszę się bardzo na ten wyjazd.
Druga radosna sprawa, to moje skierowanie na kurację, wróciło do kolejki z numerem 1228, więc jest szansa, że kurację dostanę.
Kiedy to się okaże. 

Archiwum bloga