piątek, 26 czerwca 2015

Zalew Jeziorsko i mój instruktor.

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 130
˜˜*°°*˜˜
26 czerwca
~~~~~~~
Nie wiem nawet jak to opisać.
Żyję przecież już dość długo – nigdy wcześniej nie spotkałam takiego człowieka.
Dla swoich pasji prawie każdego dnia ryzykował własne życie.
Po Kościankach krążą o nim różne opowieści.
Ludzie go tu szanują, nikt się już niczemu nie dziwi, ale….patrzą na niego z przymrużeniem oka trochę jak na zakręconego szaleńca.
To co w tym wszystkim jest najbardziej niesamowite, że jest on o 20 lat starszy ode mnie.
Wielokrotnie połamany. Próbował najróżniejszych sportów i pociągają go coraz to nowe.
Kilka lat temu zrobił licencję pilota szybowcowego.
Latał już wcześniej na paralotniach i motolotniach zrobionych przez siebie samego.
W Kościankach raz wystartował z pola Wasiaka i wylądował w Zalewie, innym razem na paralotni spadł z 30 m.
Powiedział, że wtedy ze strachu pękła mu śledziona i kilka żeber.
Innym razem czasza kite przeciągnęła go przez brzóski na polu i dalej 3 km po wodzie zalewu pod sam kościół, raz pod wodą raz nad wodą.
Mała 6 metrowa czasza poderwana przez wiatr tak go przy mnie przewróciła, że miał skancerowaną całą prawą nogę bark, przedramie i jeszcze drobniejsze odrapania po lewej stronie – mimo grubego ubrana. Pierwsze dwa dni po tym upadku ledwo chodził.
Małą czaszę uszkodził, przy którymś kolejnym upadku a że ja nie chciałam w tę zimnicę trenować na wodzie to się nudził, żadna gra w karty ani nawet długie spacery go nie kręciły. Wyciągał mnie na pole i postanowił ćwiczyć na dużej 16 m czaszy kitesurfingu.
Umierałam ze strachu, mimo, że moja rola polegała tylko na podnoszeniu czaszy, żeby wystartowała.
Taka 16 metrowa czasza przy silnym wietrze - takim jaki był między burzami w tym czasie, gdy trenowaliśmy porwana szybko przez wznoszący się komin wiatrowy może nieźle poturbować spadając z 30 metrów, a linka trzymająca ją uciąć nawet palce, gdy szybko zerwie się do lotu a palce wplączą się w linkę.
Trzeba bardzo uważać. Ja nawet rękawic na dłoniech nie miałam. Wiedziałam od samego początku, że przy tym wietrze nieszczęście wisi w powietrzu.
Na szczęście mnie znów nic się nie stało a jego wiatr porwał i rzucił kolejny raz o glebę. Tym razem zabezpieczenia podziałały czasza w porę się wypięła, po chwili przyszła kolejna burza więc zeszliśmy z pola aż dziw, że nie chciał trenować przy walących piorunach. Czasza oczywiście czekała na polu aż burza przejdzie, ale na szczęście do wieczora nie przyszła a ja wymyśliłam, żeby znalazł w Internecie firmę, która naprawi tę mniejszą czaszę kite i to go kompletnie pochłonęło. Zrozumiałam, że jak chcę ujść z życiem muszę namówić go, żebyśmy wracali do Łodzi.
Wszystko dobrze się ułożyło, bo zadzwonił do niego ktoś z lotniska, że musi przygotować szybowiec do przeglądu jak chce latać w tym sezonie i zdecydował się wrócić.
Teraz trochę mi odpuści, dzięki szybowcowi, więc jest szansa, że do Mediolanu pojadę w jednym kawałku.  

~~~~~~~
Jeziorsko ośrodek a właściwie prywatny kemping nad samym zalewem, gdzie mieszkają różni ludzie, którzy lubią się moczyć w wodzie. Obok każdego domku czy przyczepy jest jakaś łódź, lub żagiel.
~~~~~~~
Pod płotem od 6 tej, pieje tuż przy naszej przyczepie cudny biały kogut, żeby obudzić wszystkich mieszkających na kempingu a że Tiger Restart pił przez całą noc – nie śpi jak by mu zwisało, tylko wyrywa panie i panienki do rosołu rozebrane na poranny jogging i wszystko gra jak w tancbudzie.
Mój instruktor, jako, że też kogucik nie za duży pieje z kogutem Wasiaka na zmianę tyle, że ten biały 
nie dość, że pieje aż do południa dla śpiochów to jeszcze trzepie wszystkie kurki z zagrody.
Instruktor tylko ochryple wtóruje w pianiu a energię rozładowuje latając po polach ostatnio za kitesurfingową czaszą. Dziewczynom z kempingu daje spokój na szczęście dla nich.
Kogucika zaś ja karmiłam instruktorskim omletem z waniliowym serkiem, co go jeszcze bardziej mobilizowało do piania i deptania uciekających obłędnie kurek złoto piórek. Miejsce jak dla mnie jest przecudowne, instruktor bardzo ekscentryczny i trzeba uważać, by za bardzo nie wkręcić się w jego pasje, bo to grozi w najlepszym razie połamaniem jak nie czymś gorszym. Mam wiele szacunku dla jego samozaparcia, jeśli dodać, że do dzisiaj jeszcze pracuje na Politechnice przeprowadzając jakieś badania, pewnie po to, by było go stać na kolejne zakupy sprzętu sportowego, który jak w moim przypadku chętnie użycza.
Film robiony telefonem są drżenia

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Casting

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 129
˜˜*°°*˜˜
8 czerwca
~~~~~~~
Znowu jestem. Zrobiłam swojego rodzaju casting. 
Potrzebowałam przewodnika po Warszawie. Wkleiłam prośbę do 95 mężczyzn z Warszawy, deklarujących, że szukają partnerki w jednym z portali. Treść następująca; „Witaj. Potrzebuję pomocy - będę po 9 czerwca/zależy od pogody 10, 11 może 12/ w Warszawie - chcę sobie kupić rower damkę na Mokotowie i potrzebny jest mi ktoś, kto mógłby mi doradzić, jaką wybrać.
/Marzy mi się taka mniej więcej damka w przystępnej cenie, żebym mogła czuć się na niej jak dama a nie jak Batman na góralu – oczywiście tego nie było w ogłoszeniu./
Istotne jest też to, że nie bardzo wiem, w co muszę wsiąść, żeby dojechać z Dworca Centralnego na Mokotów, /czyli przydałby się taki powiedzmy przewodnik po Warszawie/ - Oczywiście miło będzie Ciebie poznać a może z tej drobnej przysługi rozwinie się jakaś miła przyjaźń.
Serdecznie pozdrawiam, gdybyś mógł mi pomóc zadzwoń do mnie na numer xxx xxx xxx.”
W ciągu 7 dni 55 mężczyzn przeczytało list z tego 32 odpowiedziało, jedni, że są zajęci w tym czasie ale w innym chętnie, inni /17/, że pomogą mam zadzwonić tu podali swój telefon, kilku zadzwoniło i nawiązaliśmy miłe rozmowy byli gotowi pomóc.
Wybrałam jednego. Teraz już pozostałym dziękuję za troskę – natomiast wyniki, będą bardzo ciekawe po 2 tygodniach.
Jeden napisał mi, że przeczuwa podstęp – polegający na tym, że pewnie, czemu innemu ten list miał służyć.
Trochę było w tym prawdy przyznałam mu. Chodziło mi o to na ile ludzie są chętni do bezinteresownej pomocy, ile jest w nich empatii i jaka jest moja umiejętność wybierania.
Niestety okazało się, że z tym ostatnim jest najgorzej.
Pan, którego wybrałam wbrew początkowemu intuicyjnemu wrażeniu ze zdjęcia, bardzo się starał i przekabacił mnie tymi staraniami. Okazało się, że jak na raka przystało zapalił się jak żarówka z supermarketu szybko i gdy nadszedł termin wymiękł, czyli jak owa żarówka spalił się bezpowrotnie.
Dla mnie to żadna strata, mam w telefonie jeszcze sporo numerków, gdzie zawsze mogę zadzwonić.
W tak zwanym międzyczasie dziecko wykupiło mi bilet do Mediolanu i to też trochę pokrzyżowało moje plany żeglarskie i nawet te rowerowe, bo nie mogę się wykukać z kasy jak mam do dziecka jechać. No cóż takie castingi wymagają zaangażowania, odpisywania na listy i odpowiadania na telefony, tak czy siak uznałam po wstępnym rozliczeniu wyników, że jest sporo ludzi chętnych i że ja muszę zwracać uwagę na pierwsze symptomy choćby drobniutkie Narcyzmu, bo „ów” rak kompletnie nie szanował rozmówcy, przerywał w pół zdania i kompletnie nie ważne było, co do niego mówiłeś, nie dopuszczał mnie właściwie do głosu.
Po raz kolejny poznałam, co znaczy brak szacunku dla drugiego człowieka.
Reasumując zaproszenie na Mazury ciągle jest aktualne, kolega już tam pływa i jak nie będę miała ciekawszej propozycji spróbuję załapać się na kilka dni, bo wiem, że za długo tam nie wytrzymam. Mediolan od 17 lipca. Reszta wakacji się zobaczy.
Muszę kupić kijki treningowe do Nordic Walking i może trochę zacząć biegać, bo moja waga nie zmienia się za bardzo mimo diety. Schudłam niecałe 3 kg to zdecydowanie za mało.

poniedziałek, 18 maja 2015

„ ...,i była też królewna"

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 128
˜˜*°°*˜˜
17 maja
~~~~~~~
Nobilitacja przeciętności – to brzmi jakoś mało ambitnie, znaczy, że co - popieramy brak marzeń?
Nie absolutnie nie - matko słodka bez marzeń nie ma nic, żadnej kreatywności.
Był u mnie przedwczoraj Maciek po resztę swoich znaczków.
Zaraził mnie jakimś wirusem czy co?
Troszkę siedział poczęstowałam go zupą pomidorową, ciągle nie ma pracy i chyba sprzedaje te znaczki, żeby przeżyć.
Czasami żal mi go, ale, nie mogę mu pomagać, bo sama ledwie przędę.
~~~~~~~
Wczoraj wstałam obudzona kichaniem z bólem gardła i w dreszczach. Nie włączyłam na noc ogrzewacza, bo jak grzeję to jest mi za ciepło a jak nie to jest za zimno – taki okres.
~~~~~~~
Siedziałam przy oknie w kuchni i patrzyłam na mojego szpaczka, jak się uwija - chyba ma już małe i szuka dla nich jedzenia.
Zastanawiałam się, jaką miksturę sobie zrobić na to przeziębienie i wyszło, że tatara z czosnkiem i pietruszką sobie zrobię.
To może komuś wydawać się dziwactwem, ale zawsze nim zrobię sobie miksturę na przeziębienie zastanawiam się, na co mam najbardziej apetyt, czyli czego mój organizm na dzień dzisiejszy najbardziej potrzebuje, jakoś zawsze się to sprawdza. Gardło przestało mnie boleć, ale dreszcze, jeszcze czasami wracają.
~~~~~~~
Wczoraj były urodziny mojej córeczki, chciałam zadzwonić do niej, ale w telefonie pani mówiła mi, że połączenie nie może być zrealizowane. Napisałam życzenia na skype i Facebooku, później jednak zorientowałam się, że mam na karcie coś około 2 zł a to może za mało na łączenie z Włochami.
Trudno napisałam jej, że nie mam pieniędzy na karcie, jak będzie chciała sama zadzwoni.
Moja córeczka zawsze będę pamiętała ten dzień jak się rodziła ile lat, by nie minęło a to, co wtedy się działo wciąż mam przed oczami.
~~~~~~~
Niestety nie mogę ostatnio jeść za dużo czosnku, bo wątroba mnie boli, więc wieczorkiem zaparzyłam sobie malinową herbatkę i dodałam troszkę, łyżkę stołową malinowej nalewki zrobionej 2 lata temu.
 ~~~~~~~
Jak analizuję swoje zdrowie, to widzę, że najczęściej zapadam na przeziębienia, gdy robi się już ciepło.
~~~~~~~
Rozmawiałam z kolegą, który jest w Grecji – pokazywał, jakie cudne słońce jest i mówił, że siedzi bez koszuli, bo nie wyrabia przy tych upałach.
Mogłam tam być z nim, ale bałam się właśnie o swoje zdrowie – już nie wiem, kiedy coś mi się przytrafi.
Przestałam przewidywać a i intuicja w tym względzie jest kulawa.
Dawniej nawet nie zastanawiałabym się a teraz każdą decyzję muszę kilka razy przemyśleć niestety to są minusy tych lat, co dźwigamy na karku.
~~~~~~~ 
Kolejny dzień przeziębiona. Skończyło się pieczywo a że nie za bardzo chce mi się dla siebie samej gotować, trzeba będzie wsiąść na rower i pojechać do Biedronki. Czasami zastanawiam się, co będzie za jakiś czas jak już na rowerze nie dam rady a przecież biorąc pod uwagę różne strzykania w kościach należy przewidywać, że taki czas może nadejść, chyba, że wcześniej jakiś zawał albo coś gorszego, to wtedy problemy się skończą.
~~~~~~~
 Okropne jest jak ludzie myślą w takim kontekście o 2 osobie, o kimś, kto jest obok jak robi się trudno.
Ktoś powiedział, że; „człowiek rodzi się i umiera sam”, ale przecież tak nie jest, gdy rodzi się zawsze jest przy nim matka i dba na ile potrafi, żeby nie stała mu się krzywda, gdy umiera wtedy najczęściej zostaje sam i to jest smutne, bo wszystko, co w życiu robiliśmy przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Optymiści twierdzą, że dobra karma wraca w dwójnasób i że nigdy nie zostajemy sami – niestety to tylko wyssane z palca frazesy. Wszystkich, których znałam a którzy odeszli zawsze mieli takie same dylematy, bez względu jak żyli i ile tej dobrej karmy wokół wysiali - efekt zawsze był podobny.
Jak jestem przeziębiona zawsze nastrój mi siada.
W „Zaczarowanym ołówku” wraca motyw starej piosenki bajki, którą śpiewała mi jeszcze mama, gdy ją miałam „był sobie król, był sobie paź i była też królewna” – rzewnie się robi na sercu, bo, mimo, że minęły długie lata i wiele smutków znaczyło drogi mojego życia – tęsknota tamta z bardzo wczesnego dzieciństwa, gdy sądziłam, że tą królewną jestem ja wraca jak bumerang.
Marzenie jedno z dzieciństwa - czuć się jeszcze choćby przez chwilę jak ta bajkowa królewna.
Chodzi o to poczucie bezpieczeństwa, które miała Bajeczka słysząc je w głosie śpiewającej matki.
Później już nigdy nikt nie umiał go stworzyć.  
Przy okazji Dnia Matki pragnę Ci powiedzieć, gdziekolwiek jesteś, że zawsze bardzo Cię kochałam, mimo, że zostawiłaś mnie z babcią.   

sobota, 16 maja 2015

Żeglowanie - wkrótce.

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 127
˜˜*°°*˜˜
16 maja
~~~~~~~
Normcore, czyli hardkorowo normalna – najnowszy styl w modzie od początku budził skrajne emocje, nie chodziło tu o nowy krój spodni czy paletę kolorów, ale o zmianę podejścia do mody, o rewolucyjną nobilitację przeciętności, banalności i zwyczajności. 
Nagle bycie niemodnym stało się atutem, a ikoną mody został styl koszulowo - klapkowy, czyli taki jak na jacht dla tych, co chcą się wtopić a nie wyróżniać normalnością. 
Normcore’owcy, opisywani, jako „hardkorowo normalni”, „megakonformiści” czy „nowi normalsi”, stali się ostatnio bohaterami mediów.
~~~~~~~
Szał zaczął się od raportu nowojorskiej agencji K-Hole zajmującej się przewidywaniem trendów. 
W grudniu 2013 r. ogłosiła nadejście nowego stylu życia, w którym „przeciętność oznacza wyzwolenie, a niewyróżnianie się - prowadzi do poczucia przynależności”. 
Ta swoista antymoda miała stanowić ucieczkę od dzisiejszej ciągłej potrzeby wyróżniania się.
Stawiając na dostosowanie się do otoczenia, miała pozwalać poczuć się jego częścią - czyż to nie piękne? 
Nie chodziło wyłącznie o styl, normcore to nowe podejście do życia, które adaptują millenialsi, roczniki 80. i 90. 
Nasze pokolenie usilnie chce przekonać siebie, że nie ma wstydu w byciu dość jednolitą masą – twierdzi Silvia Bombardini, krytyczka mody związana z brytyjskimi magazynami „ZOO” i „DUST”, i tłumaczy; – Byliśmy wychowywani w wierze, że jesteśmy wyjątkowi i osiągniemy wszystko, co sobie wymarzymy, przez co każdy ma teraz poczucie wyższości i duże oczekiwania wobec życia. 
Jest też dużo frustracji i poczucia niespełnienia, jeśli coś idzie nie tak.
Życie zaś może być tak naprawdę ciekawe, dopiero na emeryturze - to mówię ja, pod warunkiem, że mu na to pozwolimy.
Codziennie piję szklankę robionych własnoręcznie soków
 to początek wchodzenia w naturalność.
~~~~~~~
Wybieram się z kolegą Markiem/pisarzem/ na Mazury, pewnie jak inne dziewczyny stanę się bohaterką kolejnego opowiadania, ale co mi tam.
Oby pogoda była ładna, bo muszę spędzać noce w jachcie. 
Jedziemy najpierw z Warszawy do Rucianego, gdzie stoi jego jacht i dalej płyniemy na jeziora. 
Popakowałam rzeczy a teraz każdego dnia będę rezygnowała z 3 ciuchów, żeby nie zabierać za dużo.
~~~~~~~
Pisałam o tym minimalistycznym stylu w obecnym sezonie, żeby siebie przekonać, do rezygnacji z rzeczy zbędnych.
Dla mnie to jest bardzo ważne, ale i trudne, bo ja nawet na jachcie, nie wyobrażam sobie, żebym miała nieumalowane paznokcie, lekko podmalowaną twarz – najgorzej będzie z kąpielami i toaletą ogólnie.
Muszę kupić sobie nasączone chusteczki intymne i takie tam. Zobaczymy, jak nie dam rady to mu ucieknę i tyle.
Życie jak za jaskiniowców, nie bardzo do mnie pasuje.
Marek nawet w domu w Warszawie wygląda trochę jak jaskiniowiec więc dla niego to nie pierwszyzna.
~~~~~~~
Dzisiaj napisał do mnie rowerzysta, który z Austrii do Polski przyjeżdża rowerem, żałuję, że terminy niestety się nam nałożyły.
~~~~~~~
Z Markiem mam fajnie, bo on jest zwolennikiem całkowitej wolności w związkach, – jeśli to, co jego dotyczy można nazywać związkami.
~~~~~~~
Koleguje się po prostu i jak sam twierdzi, nie ma z tym problemu, żeby dziewczyna, którą zabiera na żeglowanie kolegowała się, z kim chce. Znaczy tego tak nie powiedział.
On ma dziewczynę, która akceptuje jego koleżanki, więc sądzę, że w drugą stronę też to tak ma działać, obym się nie myliła.
Tu naturalnie wywalam język w bok jak emonek.
~~~~~~~
Czyta czasami to, co piszę i nie wiem czy się nie wkurzy, że tak o nim piszę, ale ja lubię klarowne sytuacje.
Powinien rozumieć, co się pisze dla czytelnika a co jest bazą opowiadania własnych odczuć. 
Żałuję, że nie będę 17 w Warszawie, bo inny pisarz mój kolega rozdaje autografy na swojej nowej książce. 
Dla niego lepiej chyba, bo jeszcze inny pisarz przysłał mi swoją książkę z dedykacją i jego serce tego nie wytrzymało, zatem Jacku może jeszcze nie tym razem, bo kto wie, jakby się to skończyło.

niedziela, 10 maja 2015

Kocham soki!!!

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 126
˜˜*°°*˜˜
10 maja
~~~~~~~
Ostatnio pobolewały mnie stawy - tak napadowo, ale przeszło.
~~~~~~~
Marek namawia mnie na te żagle, musi jednak być ciepło, bo inaczej zaprawię się do reszty.
Jestem pełna optymizmu. Optymizm jest bardzo ważny zauważam to, zawsze, gdy trafiam na ludzi, którym go brakuje.
Ostatnio rozmawiałam z kimś takim, kogo jakoś nakręcają pesymistyczne perspektywy.
Okropieństwo
Chyba lepiej odcinać się od takich ludzi, tym bardziej, że ja sama mam czasami tendencje do popadania w różne smutki a bliskość wieczne niezadowolonych ludzi potęgowałaby jeszcze stany przygnębienia.
~~~~~~~
Najlepszy jest Marek pisarz z Warszawy, on ma tysiące pomysłów na dobry humor, czasami przygnębia go moja powaga.
Okazuję się przy nim wręcz gburowata.
Okropieństwo.
~~~~~~~
Dzisiaj odezwał się Marek z Peloponezu.
Rozmawialiśmy na skype pierwszy raz widząc się w kamerce.
Pokazywał mi okolice miejsca, w którym parkuje swoim kamperem, oraz sam kamper wewnątrz.
Oczywiście jego zaproszenie jest nadal aktualne jak tylko chcę mogę do niego dojechać, jest tam teraz sam, później może dojedzie do niego kolega ale to nic pewnego.
Ja mam dość zapełniony kalendarz, ale nie mówię nie, bo on ma zamiar zostać tam do późnej jesieni, może nawet przez zimę, mam czas żeby się zastanowić.
~~~~~~~
Zrobiłam sobie przepyszny sok z jednego grejpfruta, sycylijskiej czerwonej mandarynki 3 truskawek i banana – pychota, choć miałam mały wybuch część soku wylądowała na mojej bluzce i właśnie bluzka się moczy.
~~~~~~~
Nie byłam na wyborach. Nie widzę kandydata, który by mi odpowiadał, więc zrezygnowałam z tego przywileju wybierania prezydenta.
~~~~~~~
W ogrodzie nic nie robię - wkurzyłam się, bo ja kupuję, inwestuję, sadzę a mój sąsiad bez ustalania ze mną wycina drzewa, więc niech sobie sam w ogrodzie pracuje mam to w nosie. 

Archiwum bloga