niedziela, 23 maja 2021

Jak zbity pies

Bajsza

 

Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi

Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie za zgodą autora

„non omnis moriar”- Horacy

~~~~~~~~~~~~~~  

 23 maja 2021 r

Dziękuję za obiad - usłyszałam to w jakimś filmie i zdziwiłam się, że mężczyzna może dziękować kobiecie za obiad.

Dziś obudziłam się spłakana ze snu. 

Zawsze w ostatnich latach miałam piękne sny i zapomniałam zupełnie jak wyglądała moja małżeńska rzeczywistość. 

Dzisiaj miałam okropny sen, przypomniał mi jak wyglądało moje życie ponad 22 lata temu.

To wszystko, co wtedy się działo, było konsekwencją, tego jak mnie wychowano.

Nie uświadamiałam sobie, tego, że jako żona, partnerka mam jakieś prawa.

Co ja mówię, jakie prawa?

Uważałam, że muszę robić wszystko, by zasłużyć na uczucie, bo przecież w moim życiu kochano tylko wtedy, gdy człowiek całkowicie się podporządkował.

Na miłość trzeba było sobie „zasłużyć”, nie wolno było zadawać zbędnych pytań. 

Wszystko było jedną wielką tajemnicą rodzinną, do której ja sierota nie miałam prawa.

Konsekwencje stworzenia tej rodzinnej wielkiej tajemnicy, rzutowały na całe moje dalsze życie i były ogromne.

Mama jedyna oprócz mnie osoba, której ta tajemnica dotyczyła zdecydowała się uciec nad morze przed jej ewentualnymi konsekwencjami.

Miała świadomość, że to ona będzie w efekcie odpowiedzialna za wszystko, co może się zdarzyć a była zbyt słaba psychicznie by temu podołać.

Słaba psychicznie a ja?

Czy ja byłam silna?

Kto wie może w jakiś sposób czuła się winna temu, co się stało, może faktycznie jakoś przyczyniła się do tego?

Wśród opowieści ciotki były jakieś mętne historie jakieś niedopowiedzenia, że niby była niedojrzała, że gdzieś w Warszawie jak ją zabrała ze sobą zgubiła jej się i nie wróciła do hotelu na noc.

Jak zapytałam, kiedy to było, czy przed ślubem czy już po ślubie, wtedy uciekła do kuchni, że niby coś jej kipi.

Jak próbowałam dopytać, wtedy powiedziała „nie ma, co stare dzieje”. 

Przeskoczyła na inny temat i dała mi do zrozumienia, że nie powinnam się w to zagłębiać.

Tak było zawsze, gdy powiedziała jej zdaniem jedno słowo za dużo.

Byłam a wizytą u mamy już wtedy, gdy ostatni raz uciekła od swojego wiele młodszego męża.

Unikała ze mną rozmów na jakiekolwiek prywatne a dotyczące nas tematy.

Gdy próbowałam dowiedzieć się, co było wtedy w tej Warszawie, o czym zaczęła mówić ciotka.

Mama spojrzała wściekła nie na mnie tylko jakby na ciotkę.

Nie chciałam zaogniać sytuacji, bo wiedziałam, że nic nie zyskam.

Mogę trafić w czuły punkt i wszystko totalnie się posypie.

Miałam już pewne doświadczenie z tych rozmów w poszukiwaniu „Prawdy”. 

Zapytała mnie wtedy czy ciotka mówiła mi jak jeszcze, jako dziecko była głodna i przychodziła do nich licząc na to, że dostanie coś do jedzenia.

Ciotka zawsze wszystkim rządziła.

To było zaraz po wojnie wiadomo kryzys. 

Ciotka  „kazała mi najpierw pozamiatać podwórko, później pozmywać naczynia aż wreszcie dała mi kawałek chleba ze smalcem taki cienki, że było przez niego widać cały świat.

Nie wiedziałam jak go jeść, żeby się najeść".

Jasne, mama miała swoją mamę siostrę ciotki, z którą ciotka też darła koty.

Ciotka uważała, że babcia powinna dbać o swoje dziecko - to oczywiste.

Ale głodne dziecko przyszło do niej.

Ja też do niej chodziłam jak mama już wyjechała nad morze.

Też czasami byłam głodna, ale to już były inne czasy.

Nigdy ciotka nie kazała mi zamiatać podwórka.

Od tego był „dziadek”, jej brat. 

Całkowicie jej podporządkowany.

Bardzo go kochałam, ale on nie umiał bez zezwolenia ciotki puścić bąka.

We wszystkim się jej radził.

Był całkowicie od niej zależny.

Ona była „pani profesor” i wymagała nachalnie należnego jej zdaniem szacunku w całej rodzinie.

Fakt, jako jedyna kształciła się w CIWF – e, który był wojskową szkołą zawodową z programem dwuletnich studiów nauczycielskich dla mężczyzn i kobiet oraz rocznym kursie oficerskim.

 CIWF stał się wielkim ośrodkiem sportu, miejscem zawodów, treningów i przygotowań zawodników do wielkich imprez sportowych i igrzysk olimpijskich. Wtedy, to było COŚ

Była jedyną w rodzinie z 6 rodzeństwa osobą uczącą się w Warszawie.

 Mam podstawy przypuszczać, że to ona wymyśliła tę rodzinną „zmowę milczenia” w sprawie śmierci mojego ojca a może i wydarzeń sprzed jego śmierci.

Mama z ciotką pojechały do Łodzi, gdy siostra ojca przyjechała powiedzieć mamie, że mój ojciec nie żyje.

Ciotka, jako pierwsza i chyba jedyna oprócz mamy widziała go martwego. 

Ona, jako jedyna poznała wersję rodziny ojca na temat jego śmierci.

Później wielokrotnie widziałam i słyszałam jak ciotka „ustawiała” rodzinę w różnych tematach.

To ona decydowała o wszystkim, co jej zdaniem mogło postawić w złym świetle jej „profesorski wizerunek” – no, bo co ludzie powiedzą?

To był argument nie do lekceważenia.

Cała rodzinna miała się jej słuchać i nie daj Boże, żeby ktoś się wyłamał.

Ona była takim rodzinnym Don Corleone w spódnicy.

Jako dziecko a później panienka nie byłam dopuszczana do rodzinnych tajemnic, ale czasem coś się komuś z rodziny  „wymsknęło", szczególnie jak inni mieli zdanie niezgodne z tymi ciotki zarządzeniami.

Wtedy po kątach szeptali swoje opinie dostatecznie cicho, by ciotka ich nie słyszała. 

Mnie jednak coś czasami wpadło w ucho.

Ciotka mojej mamy oględnie mówiąc nie lubiła.

Mówiła o tym dopiero, gdy mama już na dobre wróciła znad morza i próbowała ocieplić nasze/znaczy moje i jej stosunki/.

Ciotka, była zazdrosna o każde moje spotkanie z mamą a może bała się, że dowiem się czegoś, czego wiedzieć jej zdaniem nie powinnam.

Ona faktycznie dzięki temu mafijnemu zażądaniu wypracowała sobie „autorytet” zarówno w rodzinie jak i w pracy.

Wszyscy wiedzieli, że dzięki jej przychylności można wiele zyskać, zaś narażając się jej można wiele stracić. Moja pozycja w tym melanżu musiała być powiedzmy bardzo dyplomatyczna.

Dziadek elektryk wiedział to najlepiej.

Czasami mi mówił po cichu unikaj „spięć”. 

Był w sumie też duszą niepokorną, ale życie nauczyło go, by też unikał spięć – dla tak zwanego świętego spokoju/elektryk wiadomo wiedział jak to robić/.

Jaki zatem był mój rodzinny bagaż doświadczeń?

Był kiepski, wiele lat pisałam takie zdanie w moim blogu, jako motto; „balansuję na linie wysoko, ponad spojrzeniem twego wzroku”.

To miało podłoże jakby w kilku sytuacjach życiowych i stanowiło moją kwintesencję, libretto, meritum, wobec świata, wobec życia.

Miało stać się ideą życiową, maksymą, sentencją.

„Jestem nad Tobą widzę Cię, ale Ty nie możesz już mnie dotknąć”.

Bezpieczne miejsce dla różnych knowań ktokolwiek by to był. A jednak powstał ten wiersz;

Dotknąłeś mnie,

Nie gestem,

lecz wyobrażeniem,

nie słowem,

lecz założeniem.

Dotknąłeś,

choć nie musiałeś wcale.

Mogliśmy mijać się,

niedbale,

pięknie, bo obojętnie.

………………….

Powiedz zatem, czemu,

wbrew własnemu

jak twierdzisz sumieniu

dotknąłeś mnie?

Mijały lata a ta moja asekuracja trwała cały czas.

Czemu dzisiejszej nocy tak płakałam we śnie?

Nie umiałam się przeciwstawić mojemu oprawcy.

Wykorzystywał mnie, poniżał a ja byłam bezsilna, bo nauczono mnie, że muszę ZASŁUŻYĆ – że nie jestem dość dobra, by mieć jakiekolwiek prawa.

W tym śnie pobił mojego psa a on płakał jak dziecko, pobił go, bo tak mścił się na mnie.

Tuliłam pieska i płakałam z nim, 

bo to z mojego powodu, dostał cięgi, byłam niepokorna, nie zadowoliłam mojego oprawcy a jdnak bałam się mu przeciwstawić.

To jest przemoc psychiczna, wykorzystuje się słabość psychiki człowieka, by mu dołożyć.

Nie ma śladów a serce rozpada się na setki maleńkich ostrych kłujących kryształków.

Ból psychiczny zabija podstępnie, płaczesz we śnie, prawdziwymi łzami jeszcze po latach, na myśl o tym jak było.

Płaczesz, bo wtedy nie wypłakałaś wszystkich łez skrycie.  

Zagryzałaś zęby by mu nie dać satysfakcji, że osiągnął swój cel, że Cię kolejny raz zranił, że cierpisz.

Śmiałby się wtedy skrycie, bo o to przecież mu chodziło a Ty musisz być twarda, nie pokazać, że ma tę moc, która Cię podstępnie i boleśnie niszczy.

Można wszystko wybaczyć, ale okazuje się, że zapomnieć się nie da.

Budzisz się po 30 latach zapłakana ze snu, bo Ci się przyśnił tylko jeden epizod a przecież były ich setki. Płaczesz w nocy w czasie snu, bo dalej nie masz dość siły, by się przeciwstawić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga