środa, 12 grudnia 2018

Spod skrzydeł czarnego orła

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
12 grudnia 2018 r
~~~~~~~~~~~~~
Pogoda wczoraj była kiepska, znaczy padało nie mocno, ale taki kapuśniaczek.
Wyszłam kotkom zanieść resztki kiełbaski, to wiem.
Zostałam w domu sama – sprawy się troszkę pokomplikowały, odwiedza mnie sąsiad, ale samemu w cudzym domu człowiek czuje się nieswojo.
Tak, czy siak muszę jeszcze troszkę tu zostać nie mogę zostawić całego gospodarstwa samopas.
Okolica jest cudna, więc jakby pogoda się poprawiła, mogę spacerować po okolicy i cieszyć się świeżym powietrzem.
No i pospacerowałam, wiatr fiździł jak oszalały, przeziębiłam się i mam znowu kaszel i katar.
Rany boskie. Za oknem jakby jezioro się skropelkowało i wisiało wszędzie mokrym płaszczem otulając wszystko w koło a później zakwitło wielokrotnymi tęczami, – co za widok?

Dzisiaj znowu ponury dzień, mam na karku sąsiada ciągle coś wymyśla.
Wczoraj nakarmił mnie racuchami, tłumaczyłam, że to nie dla mnie, cukier znowu skoczył mi na 305.
Tłumaczenie jest dla zorientowanych, więc odpuściłam.
Dzisiaj ma być barszcz z grzybami, mam nadzieję, że nietrującymi, trochę przeraża mnie tutejsza gościnność.
Pewnie wyjadę szybciej, bo chyba dla mnie ten pobyt przestaje być zdrowy.
Jeszcze kilka dni i trzeba będzie się pakować.
Spontaniczność nie zawsze wychodzi nam na zdrowie. 
Tej sytuacji nie dało się przewidzieć. Około 20 dni odpoczęłam w ciepełku i spokoju.
Nie musiałam patrzeć na dewastację ogrodu za oknem miałam tęcze nad jeziorem, kaczki latające kluczem i łabędzia.

Orła nie udało mi się sfilmować – szkoda. Może jeszcze przez te kilka dni siedzę przy oknie, z którego mam cudny widok na jezioro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga