sobota, 3 listopada 2018

Tango, romans, Poi i zupa jabłkowo buraczana.Świruję!!!

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
3 listopada 2018 r
~~~~~~~~~~~~~
TANECZNY ROMANS
A za oknem znów jesień układa w palety dywany,
Złotych liści i purpur tańczące rydwany.
Nocną ciszę przerywa namiętna muzyka,
tango argentyńskie wśród liści przemyka,
podrywa je do tańca a one wirują i gonią się
szeleszcząc w rytm tanga muzyki
a w sercach naszych marzenia ogniem płoną,
wiatr cicho postukuje gałązką w ciemności,
chyba ostatnie liście złotem wybarwiła.
Taka bliska sercu i od zawsze miła
gałązka, jarzębiny
co korale gubi,
piękna dama jesieni z koralowym uśmiechem dla ludzi.
..................
Jesteś, choć nie czuję dziś Twego oddechu,
 jesteś w tym kroku tanga w tym zwiewnym pośpiechu.
Jesteś wśród zapachów, woni i uroków,
jesteś w każdym tanga posuwistym kroku
jesteś i tak patrzysz, ach jak patrzysz w oczy
wzrokiem rozmarzonym.
Porwij mnie tym spojrzeniem między drzew korony,
w to jesienne tango naszej namiętności
ja zmienię wszystkie Twojej szarości nastroje
i wszystkie Twe marzenia po prostu podwoję.
Zatańczmy, – bo tango porywa, odświeża
nas samych i liście i ptaki i drzewa.
Nawet gwiazdy zamilkły i przestały mrugać,
nawet i ulewa serc naszych nie ostudzi
nie powstrzyma kroków.
Bądź tylko zawsze tutaj u mojego boku
i zrozum duszy mojej delikatne granie –
to tango to nie musi być 
- ostatni nasz taniec.
Oj Baśka świrujesz znowu!
............................. 
Czułam, że po tej ulewie może mnie coś chwycić i oczywiście obudziłam się z gigantycznym katarem.
Przypomniała mi się receptura jednego mojego znajomego. Piętką cebuli wysmarować pod nosem, co oczywiście zrobiłam, ale nasilił mi się też kaszel i zastanawiam się czy mimo pięknej pogody, kupionych kwiatów i zniczy powinnam iść na cmentarz. 
Do cmentarza mam bardzo daleko, mogłabym wziąć taksówkę, ale święto zmarłych nie będzie to proste.
Może sobie odpuszczę.
Zapalę znicz za spokój dusz najbliższych w domu i innym razem pojadę na cmentarz. Zobaczymy.
Ogólnie dzisiaj mimo tej podeszczowej niedyspozycji o dziwo mam dobry humor.
Jakieś dobre fluidy fruwają po mieszkaniu.
Wczoraj niechcący wyjęłam z lodówki – wkładając bułki, mielone wołowe i mi się przez noc rozmroziło.
Spora porcja, wyszły 3 duże kotlety i jeden mały. Proza życia, niekoniecznie taneczna.
Uwielbiam kotlety mielone z wołowiny i choć od wczoraj mam spaghetti na obiad dołożę do niego ten najmniejszy kotlecik i będzie super obiadek bez większego wysiłku.
Wczoraj do spaghetti ugotowałam makaron Ramen.
Jest to makaron wprowadzony do kuchni japońskiej przez chińczyków ponad 100 lat temu.
Nazwa ponoć pochodzi od japońskich słów „la”/ciągnąć/ i „mian”/makaron/. Ręcznie naciąga się tradycyjnie długie nitki makaronu. Słyszeliście kiedyś o kansui?
Uważana za magiczną wodę, ta mieszanka soli zawdzięcza nazwę jezioru w Mongolii. W dawnych czasach ludzie zachwycali się nad jego wodami, które sprawiały, że ciasto stawało się pyszniejsze i bardziej sprężyste. Jest to wodny roztwór węglanu potasu, znany w języku angielskim, jako Lye Water a w języku japońskim, jako Kansui.
Dzisiaj już wiemy, że specjalne właściwości jezioro zawdzięczało konkretnemu składowi chemicznemu.
Poznawszy (pobieżnie) tło historyczne kansui, możecie się zapytać, „co ma do tego rāmen?”.
Ach, wszystko. 
To dzięki temu roztworowi makaron rāmen zawdzięcza swój kolor, fakturę, smak, sprężystość.
To tyle o makaronie do mojego spaghetti.
Teraz zaś zainspirowana pomysłem kolegi i własnymi smakami, postanowiłam zrobić na jutro zdrową zupę jabłkowo buraczaną z kurkumą cynamonem odrobiną ziół meksykańskich i tajskich, odrobiną żurawiny, ząbkami czosnku i listkami szałwii i kolendry. – zobaczymy, co z tego wyjdzie. 
Wow! jest pyszna w następnym wpisie podam przepis.
Mam ostatnio kłopoty z jedzeniem czuję się ciągle pełna, więc taka oczyszczająca zupa powinna mi dobrze zrobić.
Z ziemniaczkami super!!!
.....................
Znowu mam chęć na bycie zwiewną. Wczoraj pół nocy tańczyłam tango a później jak się zmęczyłam Poi.
Poi to taniec wywodzący się z Nowej Zelandii, wywodzi się z tradycji plemienia Maori żyjącego właśnie w Nowej Zelandii. Istnieją, co najmniej dwie teorie dotyczące pierwotnej roli poi w tej społeczności.
Według pierwszej, była to metoda treningu przędzenia.
Od zamierzchłych czasów głównym zajęciem kobiet tegoż plemienia była praca w wiosce, zajmowanie się domostwem i wychowywanie dzieci, a ponadto tworzenie ubrań. Fajnie no nie?
W wolnych chwilach doskonaliły swoje techniki, jako tkaczki poprzez kręcenie kamieniami zaczepionymi do sznurków. Pracowały przy tym dłonie i nadgarstki, czyli to, co potrzebne jest przy przędzeniu.

Po pewnym czasie kobiety zauważyły, że podczas machania kulami ciało wpada w naturalny taniec. Zaczęły używać swoich zdolności w obrzędach, jako część tańca, tyle, że zamiast kamienia na końcach sznurków przywiązywały różnego rodzaju ozdoby - począwszy od białych kul z tkanin, przez szarfy, a skończywszy na kwiatach. Kobiety zawsze były kreatywne.
Jednak kamienie nie odeszły do lamusa.
Mężczyźni, widząc jak na kobiecą sylwetkę i zręczność wpływa ów rodzaj ćwiczeń, sami zaczęli używać takich przyrządów, aby pokonać swoje słabości i zdobyć siłę, zręczność oraz sprawność, która miała im pozwolić sprawniej polować.
I tak się stało - wzrastała zręczność, wzrastała siła, powiększały się zdobycze z łowów.
Współcześnie taniec ludzi z plemienia Maori jest znany prawie na całym świecie.
Jednak taniec tradycyjny z poi wykonują jedynie kobiety.

Druga teoria zakłada, że była to forma komunikowania się na odległość.
Te informacje opierają się głównie na przekazie ustnym współczesnych entuzjastów tańca ognia.

Poi w kulturze Maorysów
Taniec Poi (poi - przyrząd używany w tym tańcu) jest wykonywany przez kobiety, jako wyraz wdzięczności.
W tym tańcu używa się małych piłek - poi właśnie - i obraca się je stojąc, siedząc lub kucając. Zawiera kilkanaście typowych ruchów; wytrawne tancerki tworzą też własne kombinacje, które często wchodzą później do kanonu.

Piłki poi dawniej wykonywano z roślin i kawałków materiału, a owijano je w miękką korę z drzewa lub puch z raupo albo innych krzewów z buszu.
Następnie malowano powierzchnię kulki w różne wzory i kolory. Do zwieńczenia poi używano czasem wyczesanej sierści psa - taka kulka nazywana była poi awe.
Poi ma najczęściej od 8 do 10 cm średnicy, wyróżnia się dwie odmiany:

długie POI - gdzie piłka jest większa (powyżej 10 cm), a sznurek ma długość mniej więcej długości ramienia użytkownika.
krótkie POI - piłka mniejsza, a sznurek ma około 25 cm.
Według dawnych opowieści długich poi mogły używać tylko kobiety z dobrych rodzin.
Poi trzyma się między kciukiem a palcem wskazującym i obraca się stojąc albo siedząc/kucając (tzw. waka poi).
Ruch obrotowy wynika z pracy ramion, ale też i nadgarstków. A może lepiej przypomnieć sobie sambę, lub bolero, co Ty na to?

Na dach musisz w taką pogodę?
Ja wolę wrócić do tanga na moich 2m kwadratowych.

 Ech...! Tak być motylem rozsiewającym tęczę
..................
Czas ukryć w ciepłych dłoniach,
zatrzymać,
choć na chwilę,
gdy w skrzydeł srebrnej poświacie
przez łąki fruną motyle
Przez jeden maleńki moment,
przez bardzo krótką chwilę
oddać się namiętności,
gdy odlatują motyle.

malować łąkę barwami
we włosach mieć zapach traw,
gdy odlatują motyle
pokochać jeszcze raz


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga