środa, 5 listopada 2014

recycling

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 93
˜˜*°°*˜˜
Miałam sen nad ranem. 
Śniło mi się, że gdzieś w pracy czekałam na koleżankę, która jak sądziłam była na zebraniu partyjnym.
To tak chyba przed wyborami wszystkie partie w jednym budynku miały swoje zebrania wyborcze.
O jednej godzinie prawie wszyscy kończyli.
Byłam zdziwiona ilością tych partii i zaangażowaniem ludzi, na każdym piętrze kłębiły się tłumy.
To tak wyglądało jak w jakimś kraju komunistycznym, któremu dano pewne swobody, ale tylko po to by naród miał złudzenia, że „coś może”.
Obraz był dość koszmarny a ja czułam się kompletnie wyalienowana, bo każdy gdzieś należał a ja nigdzie.
Jakaś grupa ustawiała się do zdjęcia w korytarzu i ja jakby zostałam przez nią wchłonięta, już po chwili, gdy usłyszałam, o czym mówią pożałowałam, że mogę być na tym zdjęciu i ktoś pomyśli, że należę do nich.
Wolałabym, aby nikt nie kojarzył mnie z ich sposobem komunikacji między ludzkiej.
Wyróżniali się nadużywaniem prymitywnych wulgaryzmów, zarówno kobiety jak i mężczyźni. Matko słodka pomyślałam, co się z tymi ludźmi dzieje, o co oni walczą, czego pragną i czemu są tacy wulgarni, gdzie w tym wszystkim są moje potrzeby i pragnienia miejsce na subtelność.
Wszystko w tym śnie było tak bardzo nierealne jak świt na progu mojego domu, gdy wypuszczam Szabaja na poranne siusiu. Czarny kot na balkonie sąsiada czający się wśród błogiej ciszy pomarańczowego świtu tuż przed wschodem, przerywany jedynie ćwierkaniem różnych ptaszków, gdzieś w czeluściach ogołoconych z liści drzew i ten dziwny powiew wiatru, który układa na ziemi źdźbła traw usłanych suchymi szeleszczącymi liśćmi orzecha.
Nierealność, tamtego snu, który przecież minął, lecz zostawił tak trwały ślad, że zrozumiałam - powinnam go zapisać, bo przecież śniło mi się o jednej z moich najfajniejszych koleżanek, z którą dawno straciłam kontakt.
Poszłam do sekretariatu, żeby wydębić od sekretarki jej numer telefonu, bo albo już wyszła wcześniej albo wcale nie była na tych zebraniach.
Sadziłam, że chyba musiała, bo była dyrektorką już w innym niż dawniej miejscu, ale dyrektorzy musieli opowiadać się za „czymś” a może jak ja była już na emeryturze i nic nie musiała.
~~~~~~~
Emeryt to zakała każdego społeczeństwa.
Nie dosyć, że trzeba mu płacić emeryturę tylko za to, że żyje, to jeszcze trzeba mu refundować przynajmniej część leków na multum jego często wyimaginowanych chorób.
Emeryt - obciąża przychodnie lekarskie, przez co młodzi często ciężko chorzy ludzie muszą czekać w kolejkach.
Zachciewa mu się rozrywek a skąd niby samorządy mają brać pieniądze na ulgowe bilety tramwajowe czy autobusowe dla tych najstarszych, bo potrzebują jeździć czort wie gdzie.
Mają ciągle pretensje, że macierzyste zakłady o nich nie dbają, nie zapraszają, nie pokazują jak małp w klatce tym wszystkim młodym, którzy wciąż na posterunku wkurzeni na total, bo dla ich dzieci nie ma wyprawek, czy godnych rodzinnych zwrotów za wczasy pod gruszą a emeryt wybrzydza; Za mało Uniwersytetów Trzeciego Wieku, Domów Kultury, czy Salonów Fitness i że mu się nudzi na emeryturze.
Wziąłby się jeden z drugim za robotę, bo roboty niezrobionej jest w bród w każdym nawet małym miasteczku. Oczywiście w czynie społecznym, bo nikt emerytowi nie chce płacić.
Przyjaciel mojego znajomego, który przyjechał do niego z Hiszpanii a nie znał polskiego codziennie chodził, gdy jego kumpel szedł do pracy z kubłem pełnym wody i mył windy w bloku, w którym mieszkali i nawet w sąsiednich. Bo się nudził - później jak już wszystkie windy były w miarę czyste zaczął uczyć Flamenco. Nie wiem czy na ulicy czy w jakimś domu kultury, ale się realizował a EMERYT jak nie choruje to się nudzi a jak jeszcze taki oporny, że do żadnej partii się nie zapisze, no to nudzi się na total i do tego tyje a przez to choruje i kółko się zamyka.
Biedny Rząd ma same kłopoty z emerytami.
Budżet pęka w szwach a tu jeszcze takie masakryczne obciążenie - emerytury. Już nawet podniesiono wiek emertytalny, ale przecież ilu jest takich, co mogli odejść w wieku 45 czy 50 lat i teraz po kilku latach marudzą?
Bo to emerytura im nie starcza na kino, czy na opał, czy na pieluchy dla tych, co im się mocz fe… nie trzyma.
Utarło się za Tuska zmodyfikowane komunistyczne powiedzenie;
„Emerycie, poprzyj partię czynem i umieraj przed terminem”. Jednak emeryci nic sobie z tego nie robią i do tego coraz dłużej żyją – te wszystkie partie z mojego snu powinny coś z tym zrobić.
Są jeszcze dzieci tych emerytów jak dziadek z babcią nie zajmują się ich wnukami, bo albo wnuków nie mają ze względów oszczędnościowych czy innych albo za daleko od siebie mieszkają to dzieci też cierpią, zdarza się, że czasami mają wyrzuty sumienia, że nie pamiętają, nie spotykają się nie pomagają i przez to, kiszą się w takim gigantycznym psychicznym kacu póki nie pozbędą się tych resztek empatii dla starych i marudnych dziadków i babek.
Oczywiście wpływa to na ich wydolność zawodową, bo taki kac moralny, nie może być bez skutków ubocznych.
Och coś z tym trzeba zrobić pomyślałam. Gdyby wziąć emerytów pod ambicje związaną z patriotyzmem można by zafundować im DARMO ładne pomniki na miejskim cmentarzu i zaproponować, bezpłatną komfortową eutanazję.
Część na bank zgodziłaby się i tu mogłyby być spore oszczędności dla budżetu kraju.
Ja akurat NIE, ale jakby mi zafundowano KAMPER i opłacono na 10 lat Internet satelitarny, to zgodziłabym się wyjechać w świat i nigdy już nie wracać, – co prawda emeryturę bym pobierała, ale chociaż odciążyłabym Polską Służbę Zdrowia no i w takich podróżach może bym się szybciej wypaliła.
Tak zgodziłabym się wtedy i nie marudziłabym. Zostawiłabym nawet za darmo swoje mieszkania dla młodych, którzy chcieliby w nich zamieszkać i jakoś doprowadzić je do używalności.
Powinien powstać jakiś program dla taniego uszczęśliwiania emerytów to nie jest głupia myśl.
Przecież niektórzy żyją teraz do 100 ki. Jest jeszcze jeden aspekt frustracji wywołanej przez emerytki – jak powiedział Michaś Witkowski znany…..z tego głównie, że doprowadzają go do rozpaczy stare moherowe berety z jego spotkań autorskich. „Sorry on jeszcze, żyje” i tyje jak jego prosiaczek a na spotkaniach tylko ten moher. Mnie zabrakło u Michasia Witkowskiego kreatywności, bo przecież mógłby na jakimś spotkaniu znaleźć koniec włóczki i spruć jakiejś babince ten berecik a może i ją samą i nastąpiłby twórczy recycling.
Kto wie, może z włóczki wyczarowałby plażowe stringi dla młodego ponętnego geja nie, nie geja on gejów nie uznaje dla ponętnego homoseksualisty. Można jeszcze i tak – „Szwajcarska firma oferuje niezwykłą usługę: zamienia... skremowane ciała zmarłych w brylanty. Na całym świecie rośnie zainteresowanie kamieniami szlachetnymi pozyskiwanymi z ludzkich prochów. Niektórych ludzi przechodzą ciarki na samą myśl, że ich szczątki zostaną złożone w ziemi. Inni z kolei nawet po śmierci pragną być oryginalni i każą rozsypać swoje prochy do morza. Nic dziwnego, że tradycyjny pogrzeb staje się coraz mniej popularny. Istniejąca od niedawna szwajcarska firma Algordanza (w języku retoromańskim znaczy to "wspomnienie" - przyp. Onet) rozpoznała nowy trend i proponuje przerabianie prochów zmarłych na diamenty.” 
Gdyby połączyć pomysł z eutanazją i takim recyclingiem Polska mogłaby podnieść swój dochód narodowy, bez żadnych innowacji technicznych w przemyśle. Nie wiem czy nie można by nawet zamknąć wszystkich instytutów naukowych, które i tak ostatnio są wyprzedzane w myśli technicznej przez licealistów i studentów.
Jeszcze jedno gdyby z jednej „pudernicy” dało się zrobić 2 brylanty to może jeden mniejszy mogłaby zapisać wnukowi, czy komuś, kto ją lubił.
~~~~~~~
Zadzwoniłam do koleżanki, odebrał jej mąż. Powiedziałam, że chcę ich odwiedzić – bardzo się ucieszył.
Coś mi jakby świta, że on już od dawna nie żyje, ale może się mylę.
Próbowałam sobie przypomnieć, czemu my przestałyśmy się spotykać?
Jeździłyśmy razem na wczasy, było super i nagle….
Wiem, że ona awansowała na dyrektora i zmieniła pracę może, dlatego – nie mam pojęcia.
Było mi głupio w tym śnie, że tak dawno u niej nie byłam.
~~~~~~~
Szliśmy ulicą Św. Jana od Partyzanckiej cała grupa partii Wolnych Producentów Czerwonych Warzyw - wśród ludzi znałam tylko Gabrysię, nigdy się nie kolegowałyśmy, ale znałyśmy się z pracy – zadeklarowała się kiedyś zrobić mi pewną przysługę, ale później się wycofała.
Szłam, obok, bo tak wyszło ona rozmawiała z jakimś panem nie żałując prostackich określeń i nagle zwróciła się do mnie; „Może Pani przejść na drugą stronę, czuję się skrępowana, że słucha pani tego, co mówię”
Hm… i słusznie pomyślałam, miałam jej coś odpalić, mówiła to z intonacją nakazującą i nieznoszącą sprzeciwu. Skrzywienie zawodowe.
Chyba zrobiłam grymas pod tytułem „spadaj” i szłam dalej obok aż ona z owym panem przeszli na drugą stronę.
Miałam wejść do delikatesów na rogu i kupić jakieś dobre cukierki do kawy, rafaello lub kasztanki później taksówką pojechać z wizytą.
~~~~~~~
Obudziłam się o 6.00 trzeba wziąć tabletkę, przegryzłam ją bananem i zastanawiałam się jak to możliwe, że nie wiem, czemu takie fajne koleżeństwo szlag trafił.
Ja mam coś takiego, że jak jest mi źle uciekam od ludzi, zrywam z nimi kontakt na jakiś czas, sama bujam się z sobą, żeby pozbierać się do kupy, czasami coś napiszę w blogu, albo w pamiętniku, ale i tak nigdy wszystkiego, to, co mnie gryzie to tylko mój problem i nikt nie ma do niego dostępu.
Potrzebuję czasu, żeby się uporać z własnymi kłopotami a ludzie często obrażają się.
Ja wiem, że prawdziwy przyjaciel nigdy się nie obraża, więc macham ręką i mówię sobie - widać nie był to prawdziwy przyjaciel. Tak zwykle kończą się moje znajomości.
Prawda jest też taka, że nie każdy jest w stanie tolerować emerytkę, której zdaje się, że ma panaceum na własne zwariowane życie i nie bardzo lubi być pouczana a do tego wszelkie uwagi zwykle puszcza mimo uszu.
Jestem typem niereformowalnym i jeśli jestem skłonna do przemian to tylko wówczas, gdy sama dochodzę do wniosku, że może warto spróbować inaczej.
 ~~~~~~~
23 znów czas na tabletkę, znowu pod banana, wcześniej jednak na kolację zjadłam chlebek z zeszkloną cebulką.
Kocham takie jedzenie. Miałam się odchudzać, może we śnie trochę poćwiczę a może nie warto, bo w recyclingu mogę wyjść na półtora brylantu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga