wtorek, 18 listopada 2014

Buraczkowa melancholia.

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 95
˜˜*°°*˜˜
Madzia przy okazji pożegnania z moim autkiem uświadomiła mi coś, co zawsze wiedziałam, ale to „coś” jest w życiu tak ulotne, eteryczne, że zwracamy uwagę na to, tylko, gdy już nam go zabraknie.
To „coś”, to samo sedno przyjaźni – NIEZAWODNOŚĆ.
Kiedy jest nam smutno, gdy zwyczajnie mielibyśmy ochotę się upić a przecież nie chcemy, gdy ktoś nas skrzywdzi – zawiedzie – oszuka, gdy coś nas boli tak zwyczajnie zewnętrznie fizjologicznie, czy tak niezwykle psychicznie.
Zawsze, gdy pragniemy czuć się bezpiecznie, gdy otoczenie nas nie koniecznie kocha, gdy czyha na nas zła mamona, gdy brakuje nam pieniędzy, gdy wszystko się pitoli a mamy to „coś”, na co możemy liczyć w chwilach naszego faktycznego czy pozornego zagrożenia jesteśmy spokojni, bo wiemy, że mamy przyjaciela.
~~~~~~~
Wielu ludzi chciałam uważać za przyjaciela, tego, kogo pokochałam pierwszy, drugi i trzeci raz, później już ciężko było pokochać, bo nawet ta przyjaźń wyzłocona miłością się w końcu zbytnio kisiła i przestawała zupełnie smakować. Sądziłam, że to miłość psuje PRZYJACIELSKI UKŁAD, więc uważałam, żeby się nie zakochać, bo kochliwa jestem to wie każdy, kto mnie trochę poznał.
Uważałam, żeby te maślane oczy, ulotne feromony nie psuły relacji, choć nie ukrywam, że zawsze sądziłam, że pewien rodzaj miłości nawet miedzy kobietami jest szlachetnością większą niż dawne szlachectwo czy nawet rycerskość.
Ta szlachetność powoduje, że w ludziach rozkwita jak cudowny kwiat empatia, owiewa nas i czujemy się dzięki tym jej eterycznym mackom bezpiecznie i dobrze - może nawet tak jak kiedyś w łonie matki.
Przyjaźń nabiera rumieńców staje się przewidywalna, wiemy, że możemy choćby zadzwonić i wyżalić się, ale później zaczyna coś zgrzytać nie wiedzieć, czemu i szlag wszystko trafia.
Kiedyś byłam taka dumna z tych moich przyjaźni, dziś coraz mniej czuję empatii wokół siebie.
Czasami nawet myślę, że to moja wina, że ja znów musiałam coś spierniczyć, ale wiem, że tak nie jest, bo przecież przyjaźń i ta NIEZAWODNOSĆ nie są zależne od czegoś tam, one są lub się wypalają jak miłość dziś są a jutro już ich nie będzie. Przyjaciele znikają jak małe gwiazdy. Pamiętam, że przez kilkanaście dni jak było mi kiedyś bardzo smutno usiłowałam napisać wiersz i takiej gwiazdce, którą można było sięgnąć dłonią a jednak to była tylko ułuda. Nie pamiętam czy napisałam go czy poddałam się.
~~~~~~~
Pamiętam, jak byłam bardzo nieszczęśliwa, tak bardzo, że wszystko straciło sens.
Wsiadłam do mojego autka, bo nie czułam obok nikogo, kto mógłby mi pomóc, ukoić mój ból wsiadłam do autka z butelką szampana, miałam zamiar otworzyć ją wypić do dna i dać w gaz na maksa i ….,odpłynąć w gwiazdy.
Wcisnęłam gaz, żeby trochę odjechać od domu a autko zaczęło tak jakoś dziwnie śpiewać do mnie silnikiem, zahipnotyzowało mnie i uspokoiło, zawiozło do lasu, bo byłam spłakana i po zaparkowaniu na leśnym parkingu zasnęłam.
 Szampana nawet nie otworzyłam. Obudził mnie grzybiarz, pukając w okno „wszystko ok?” - Dopytywał.
Jasne już było wszystko ok, innym razem wracałam ze zdjęć w polu na wsi dostrzegłam przed zmierzchem sarnią rodzinkę na wypasie, wjechałam w polną drogę i poszłam robić zdjęcia. Autko zgasło a noc była coraz bliżej.
Nie chciało odpalić, głaskałam je po masce i tłumaczyłam, że nie chcę spać na polnej drodze – odpoczęło sobie chwilę i odpaliło.
Wiele było takich sytuacji, że Ci, na których jak się okazywało bezpodstawnie liczyłam byli zajęci lub nie mieli nastroju a autko zawsze wiozło mnie gdzie chciałam lub gdzie nie chciałam – dzięki niemu powstały tysiące przepięknych zdjęć zachodów, 
było mi przyjacielem najczęściej w smutku.
~~~~~~~
Zawsze świadome rozstanie z przyjacielem jest bolesne, tym bardziej, że z biegiem lat, tych przyjaciół wokół nas jest coraz mniej.
Życie toczy się dalej a my sami musimy znaleźć sobie substytuty, które pozwolą nam zapomnieć i żyć jakby nic się nie stało. Co zatem robię, proza dnia codziennego obiad pichcę.
Pyszne kotlety mielone wołowe, ale to najpyszniejsze to buraczki, takich jeszcze nie jadłeś. Upiekłam sporego buraka w sreberku, ale tak średnio, starłam na tarce z dużymi okami do tego dodałam pół sporego jabłka gruszkowego takiego kwaskowego i twardego i całego banana bardzo dojrzałego, płaską łyżeczkę pieprzu cytrynowego i kopiastą łyżeczkę masła. Wszystko udusiłam przez 15 min pycha
~~~~~~~
Planuję na wiosnę wycieczkę rowerową długą z koleżanką, może uda nam się przeczekać zimę najlepiej niemroźną i doczekać cudnej ciepłej wiosny.
 Pojedziemy a co tam daleko damy radę.
W tym roku jeżdżę po kilkadziesiąt kilometrów. Chcę kupić lżejszy rower. Jak zima nie będzie ostra, to pieniądze przeznaczone na opał byłyby na rower i wózek dla Szabaja. Resztę na podróż też trzeba zaoszczędzić.
Cóż nie wiem może się uda trzeba mieć marzenia.
Nie napiszę gdzie się wybieramy, ale podróż w jedną stronę trwałaby minimum 14 dni. Spore wyzwanie, – ale muszę je mieć, żeby mieć ochotę budzić się każdego następnego dnia – żeby życie ciągle miało sens.
Od kilku dni boli mnie bark czasami bardzo, smaruję spirytusem, miałam go kiedyś wyrwanego, ale to było bardzo dawno. Teraz są momenty, że boli mnie bardzo mam nadzieję, że to jakaś chwilowa niedyspozycja. Buraczki są dobre na wszystko, może mi przejdzie. Jak robię je a robię bardzo rzadko, choć je uwielbiam. Nie lubię szykować ze względu na to, że trzeba w rękawiczkach, ale zawsze jak jem przypomina mi się moja mama. Ona zawsze jak wiedziała, że mam ją odwiedzić robiła dla mnie buraczki. Kochała mnie wiem o tym i ja ją kochałam, czasami żałuję, że tak mało czasu miałyśmy dla siebie, żeby się lepiej poznać. Człowiek miał na wszystko za mało czasu a teraz ma go za dużo – to nie jest w porządku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga