czwartek, 9 października 2014

Jesienne spotkanie.

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 87
˜˜*°°*˜˜
Dzień piękny, bardzo mnie cieszy. Pojadę znów na kasztany, choć w tych żeberkach ich smak mnie nie powalił.
Może lepsze byłyby, gdyby zrobić z nich pastę troszkę przyprawić ziołami.
Wyczytałam, że sztuka pieczenia ich jest trudna - trzeba wprawy. 
Nie dobre są za słabo upieczone, ale i za bardzo też tracą smak. Zastanawiam się czy one nie są przereklamowane. Nic będę próbowała mam ich sporo.
~~~~~~~
~~~~~~~
Teraz trudniejsza sprawa, właściwie najtrudniejsza.
Muszę zaoszczędzić 800 zł na drewno. 
Kombinuję jak mam to zrobić przez maksymalnie 2 no powiedzmy 3 miesiące/267 – to się chyba da zrobić/. Oczywiście muszę wszystko bardzo skrupulatnie zaplanować, żadnych szaleństw.
       Więc tak; 600 zł comiesięczne opłaty/tu się nie da nic uszczknąć/
      90 zł leki i paski/też konieczność/
                            70 nowy aparat do mierzenia ciśnienia/potrzebny bardzo, bo ciśnienie mi ostatnio fiksuje
55 zł karma dla Szabaja
                                 ------------------------------
 815.00 zł
                              + 400.00 po 100.00 na jedzenie, co tydzień/w tym też muszą znaleźć się kosmetyki, proszki do prania, środki toaletowe/
                                 -------------------------------
1215.00
Kompletnie żadnych szaleństw, trzeba jeszcze kupić tę kratkę tj. ok 50 zł + robocizna 50, czyli 100 „pi razy drzwi”.
~~~~~~~
Nie cierpię takiego planowania, ale inaczej nie da  się zaoszczędzić.
Po odliczeniu wszystkiego, co konieczne zostaje
350.00 zł. z oszczędnościami z tego miesiąca.
Gdyby jeszcze zaoszczędzić troszkę na jedzeniu może udałoby się 400 zł odłożyć. 
Ważne jest to by jak najszybciej mieć kasę, bo wnoszenie zimą drewna do garażu jest bardzo kłopotliwe.
Byłoby też dobrze, ze względu na wydatki w grudniu masakra, co ja tu piszę - to są moje codzienne poważne problemy.
Pamiętam okres z 20 stu kilku lat temu jak planowałam w taki sposób wszystkie wydatki.
Pomijam sprawę jak byłam bardzo wtedy nieszczęśliwa, bo uwielbiam robić sobie małe prezenciki. 
Dobiło mnie to, że w końcu stałam się sknerą.
Oszczędzałam wtedy na samochód i udało mi się odłożyć 5 tyś $.
Gdy już miałam tę okrągłą sumkę w sklepie zauważyłam a starałam się omijać sklepy wielkim łukiem – szczególnie te z ciuchami – dostrzegłam cudne futerko sztuczne - panterkę, fajnie rozkloszowane takie do kolan.
Weszłam, przymierzyłam i …,kompletnie zgłupiałam na jego punkcie.
Nie kupiłam od razu – całe dni o nim marzyłam, ale szkoda było mi kasy miałam 5 tyś $, które sama ciężką pracą zarobiłam oszczędzając przez ponad rok.
Tu nie chodziło o to ok. 400 $ tyle mniej więcej kosztowało, ale o to, że nie będę już miała 5 tyś.
Walka, jaką toczyłam sama z sobą była masakryczna.
Nie mogłam jeść ani spać.
Bałam się, że mi ktoś wykupi. 
W sklepach takie cuda były unikatowe. W końcu złamałam się i kupiłam uświadamiając sobie swoje skąpstwo.
Przeraziło mnie ono, wiedziałam, że gdyby wtedy Aga coś chciała, odesłałabym ją do cioci tłumacząc jej, że nie mam kasy. 
Czułam się z tym podle i obiecałam sobie, że więcej nie dam się omamić pieniądzom. 
Było mi wstyd, że pieniądze stały się dla mnie najważniejsze.
Pierwszy raz w życiu miałam tak duże pieniądze. 
Ja, sierota z kompleksem zabiegania o wszystko, człowiek, któremu nic się od życia nie należało, bo był niczyj. To zrozumie tylko ten, kto czuł się niczyj.
Później, gdy kupiłam samochód, zaczęłam odkładać na 2 gi, ale gdy trzeba było urządzić sobie w piwnicach mieszkanie nie wahałam się.
Połowę kasy dałam Adze, gdy wyjeżdżała do Grecji za drugą urządziłam tu gdzie teraz mieszkam pokoje mieszkalne.
Teraz moje dylematy są o wiele mniejsze, ale wymagają dyscypliny, której tak naprawdę nie cierpię – uwielbiam żyć spontanicznie i jestem bardzo ciekawa, czy potrafię wziąć się w ryzy. 
Dwa miesiące to nie rok czasu, można się jakoś ogarnąć. Później się zobaczy. Powinnam oszczędzać. Od grudnia będę mniej płaciła o 35 zł świadczeń, bo przestaję płacić za stacjonarny telefon i za Neostradę. Rozważam też likwidację 2 telefonu komórkowego. 
Mam go po to by zadzwonić czasem do Agi, ale wykombinowałam, że przecież mogę kupić starter za 5zł i dzwonić na kartę tylko wtedy, gdy potrzebuję - zaoszczędzę 25 zł, czyli ok 60 zł mniej bym wydawała.
Ciągle myślę o tym czy nie mogłabym popróbować coś robić zarobkowo, mam liczne talenty, umiem dziergać na drutach, mam manualne zdolności a może jakieś serweteczki drobiazgi do kuchni – trzeba coś wykombinować. Teraz sprzedanie nie jest problemem, gdy zrobi się coś fajnego.
~~~~~~~
Byłam na kasztanach uzbierałam 1 i pół kg, bo odkryłam, że obok jest 2 drzewo, pod którym było jeszcze mnóstwo kasztanów w skorupkach.
Okropnie pokułam palce. Niestety dość długie poruszanie się w kucki sprawiło, że musiałam wrócić do domu na chwilkę.
Jednak jak sobie obiecałam pojechałam do Aniołów.
Dziś zastałam ich oboje w dobrym zdrowiu, co bardzo mnie ucieszyło, uściskaliśmy się, chwilę porozmawialiśmy, bo właśnie wracali do domu.
Ważne, że są w formie, choć Danusia mówiła, że przeszła kolejny 2 zawał w tym roku, przez co polikwidowała grządki i zrobiła na działce trawniki. 
Wróciłam i padłam.
Umówiłam się z nimi na sobotę, może wpadnę jak będzie ładna pogoda.
Wracając wpadłam do Intermarche i kupiłam za ostatnie pieniądze z tego miesiąca karmę dla hi, hi kotów i psów.
Szabaj na szczęście nie umie czytać, więc zjadł z apetytem tym bardziej, że w ramach reklamy, była saszetka z mięskiem takim jak bywa w puszkach.
Powinno mu to starczyć prawie na miesiąc. Może jeszcze coś dokupię, ale zaoszczędziłam, bo zakup ok 3 kg karmy dostałam za 20 zł a nie 55 mam nadzieję, że jest równie wartościowa a może nawet lepsza niż karma ze sklepu weterynaryjnego, która była według mnie za twarda.
Musiałam też coś zrobić z tymi włosami, bo były „ni w pięć ni w dziewięć”. 
Teraz mam krótkie, tylko zostawiłam taki mini warkoczyk z tyłu. Szkoda, że w tym miesiącu nie mam na fryzjera, ale trzeba będzie jak je umyję jakoś to wyrównać. Fryzurki też sama robię sobie całkiem, całkiem.

środa, 8 października 2014

Zwyczajny dzień z niezwykłym obiadem :D

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 86
˜˜*°°*˜˜
Wczoraj byłam na kasztanach i znów nazbierałam 60 dkg.
Zaczęłam czytać jak przechowywać kasztany, by się nie wysuszały.
Oczywiście w moich warunkach najlepszym sposobem jest zamrażalka.
Napisano, że tylko 2 tyg. maximum mogą leżeć na powietrzu.
W między czasie twardnieją i tracą smak.
Chciałam je przechować dla ekskluzywnych gości i na nie lada okazje.
Znalazłam sporo przepisów na potrawy z kasztanów. Muszę je wypróbować.
~~~~~~~
Spotkałam się później ze Stachem z Łodzi przy Stawach Stefańskiego. On jest inżynierem budowlanym na emeryturze – zapytałam czy mógłby zrobić mi kratkę na kominku.
Miał to zrobić inny kolega, ale znów się obraził.
Mam już dość jego fochów, ciągle mnie poucza, ciągle się obraża, na dłuższą metę to jest nie do przyjęcia.
Do tego twierdzi, że on absolutnie się nie obraża. Już jednego „księcia udzielnego” znosiłam przez 30 lat i więcej osób z muchami w nosie, nie chcę w swoim otoczeniu.
Popadam później w niepotrzebne doły psychiczne, bo zastanawiam się, analizuję, w czym zawiniłam.
Czuję się jak dziecko, które się karci po jakimś czasie i które nie rozumie, o co chodzi - potrzebuję obok siebie człowieka bez kompleksów, takiego, który potrafi cieszyć się dniem dzisiejszym, śmiać się, promienieć, być czułym, rozśmieszać mnie.
Jeśli takiego nie ma na podorędziu wolę być z Szabajem on przynajmniej nie ma fochów.
~~~~~~~
Stach zrobi mi tę kratkę, tylko muszę ją kupić.
Zapłacę mu parę złotych jak będzie chciał i tyle.
Przy Stawach było zimno zmarzliśmy oboje to też nie za długo rozmawialiśmy. 12 km w jedną stronę kilka minut rozmowy i powrót. Stach ciągle jeszcze jest taki wycofany, trudno z nim rozmawiać to chyba po tym wylewie. Jak go poznałam 5 lat temu był uśmiechniętym wesołym człowiekiem, choroba wiele w nim zmieniła aż byłam zdziwiona, że chciał przyjechać rowerem, – wygląda na to, że fizycznie jest ok. Wróciłam do domu i padłam. Zasnęłam zaraz po obiadku. 
Dzwonił też Jasiek, biedaczysko leży znów w szpitalu – to jest dobry i poczciwy człowiek szkoda, że tak ciężko chory.
Okazuje się, że gruźlicę dzisiaj nie leczy się wcale lepiej niż kiedyś, – co rusz dopada go kryzys.
Znów kaszle i jest słaby – jesień jest ciężka dla gruźlików. 
Czasami cieszę się, że mam tylko cukrzycę.
Idę jeszcze się zdrzemnąć, za wcześnie wstałam, ale chciałam zjeść kanapkę z czosnkiem i szyneczką, żeby ten zapach się szybciej rozszedł mocno wczoraj wiało. Jem go rano, bo lepiej się trawi niż w nocy i nie mam kłopotów z żołądkiem. 
Wieczorem też czasami zjadam ząbek - muszę wykurować się przed zimą. Mam dzisiaj super pomysł na obiad.
Mierzyłam sobie ciśnienie 135/73, czyli przyzwoite, ograniczam kawę.
~~~~~~~
Wyspałam się, nad ranem miałam jakiś fajny sen tak się w nim śmiałam, że obudził mnie mój własny śmiech. 
Musiałam śmiać się głośno, bo Szabaj siedział nade mną i patrzył zdziwiony.
Wyjęłam porcję żeberek z zamrażalki są doprawione ziołami, odrobiną rumu i czosnkiem. Postanowiłam nadziać je kasztanami i wypróbować jak będą smakowały. Wszystko duszę w ciemnym piwie Zloty bażant. Dodałam też pół patisona i sporo pieprzu kolorowego z ziołami. Sama taką mieszankę przygotowałam w ręcznym młynku, jest tam liść laurowy, jałowiec, ziele angielsie, kardamon i takie różne specjalnie do mięs, żeby troszkę udawały dzika ;)
Oczywiście cebulka i jeszcze czosnek świeży. Na koniec wszystko posypuję bardzo aromatyczną nacią pietruchy z lubczykiem - mam w ogrodzie.
Do tego długa fasolka ugotowana w rurkach Cannelloni tak, żeby wystawała po za rurki. Oj nie fasolka będzie może jutro dzisiaj z kruchymi ziemniaczkami "Tajfunami" 
Jeszcze zdobiłam już wcześniej taki sos zielony z różnych ziół czosnku i masła, powinien być idealny do makaronu z fasolką.
Jest dobrze, choć mogłoby być troszkę słońca. 
Jak obiadek będzie gotowy zrobię zdjęcie i napiszę jak smakował. 

niedziela, 5 października 2014

Kasztany nie z Placu Pigalle....

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 85
˜˜*°°*˜˜
Kasztany nie z Placu Pigalle, ale coś w tym jest.
Zacznijmy inaczej Plac Pigalle a właściwie cała dzielnica znana we Francji i na całym świecie z tego, że do 1946 roku istniały tam liczne domy publiczne, "hotele na godziny".
Aktualnie znaleźć tam można lokale "peep-show" sex-shopy i tym podobne przybytki.
Jest jedną z najsłynniejszych w świecie "dzielnic czerwonych latarni", obok amsterdamskiej i hamburskiej.
W Polsce Plac Pigalle zasłynął z pamiętanego powiedzenia w „Stawce większej niż życie", którym posługiwali się francuscy antyfaszyści; „W Paryżu najlepsze kasztany są na placu Pigalle" odzewem na hasło było; „Zuzanna lubi je tylko jesienią".
~~~~~~~
Wygramoliłam się z łóżka wzięłam w garść kitkę z włosów i ścięłam ją zostawiając tylko 2 cm na czubku głowy, czyli znów pozbyłam się włosów.
Robię to zawsze wtedy, gdy jest mi źle i chcę z tym skończyć. 
Teraz mam taką kitkę jak samuraj,
 hi, hi w mojej młodości nazwano by tę fryzurę mini chryzantemką.
„Włosy”-
ich rola wbrew pozorom była bardzo ważna miała zarówno znaczenie społeczne jak i mistyczne.
Dla mnie chyba jest magicznym sposobem na skończenie jednego etapu w życiu i rozpoczęcie kolejnego, bo zawsze je ścinam i jest to jakby stanowczy gest odnowy.
Biorąc pod uwagę ile razy je ścinałam – to niechybnie świadczy o tym ile razy zaczynałam wszystko od nowa a przynajmniej ile razy pozbywałam się złudzeń. Coś jest w tym moim rytuale mistycznego, bo przecież szczególnie zauważalne znaczenie włosów było na wschodzie, gdzie zarówno Chińskie warkocze, jak i Japońskie samurajskie kitki, czy Hinduskie sploty, były latami pielęgnowane i zadbane, a ich utrata wiązała się z czymś - przykrym, czasami hańbiącym, najczęściej, gdy pozbawiano włosów właściciela wbrew jego woli.
~~~~~~~
Najbardziej niechlubny związany z tym wątek, dotyczy niestety Indian..., choć w niemniejszym stopniu i białych, którzy ich z tych włosów (skalpów) z upodobaniem i niezrozumiałym okrucieństwem obdzierali - pozbawiali.
~~~~~~~
Wśród Hebrajczyków włosy też miały swoje symboliczne znaczenie, związane z drzemiącą w nich mocą Samsona - który pozbawiony tychże stracił całą moc.
~~~~~~~
Ale tu pojawia się pewien problem, bo sąsiadujący z nimi Egipcjanie, którzy swą wiedzę i mądrość czerpali z bardzo starych i głębokich wręcz niezgłębionych źródeł - robili wszystko, co w ich mocy, aby się tychże włosów jak najskuteczniej, co do jednego pozbywać.
~~~~~~~
Jak zatem zrozumieć i pogodzić te jakże rozbieżne poglądy starych, opartych na głębokiej tradycji, magii i wiedzy kultur wschodu - sięgającego aż po zachód.., i to dziki z odmiennym na maxa zachowaniem Egipcjan?
~~~~~~~
Wg wierzeń m.in. ludów Malezji i Polinezji, człowiek przepełniony jest siłą zwaną "mana", która stanowi podstawę każdej magii. Mana znajduje się w ślinie, w paznokciach, włosach, spermie itd., czyli w elementach, w których zawarte są DNA człowieka, dlatego wykorzystywano części do odprawiania rytuałów.
Nazewnictwo bywa różnorakie w zależności od kultury np. Chińczycy nazywali ją chi.
~~~~~~~
Dlatego m.in. dawniej nie pozwalano obcemu czesać swoich włosów, nie wyrzuca się włosów na wiatr czy do kosza, raczej się zaleca je spalać w ogniu, aby nie trafiły w niepowołane ręce.
~~~~~~~
Indianie nie zdejmowali skalpów bez powodu, to też wynikało z ich wierzeń. Skalp to nie tylko trofeum, ale także symbol siły życiowej, zdjęcie skalpu było równoznaczne z przyjęciem siły życiowej przeciwnika itd.
~~~~~~~
Nie ważne obcięłam włosy, ale nie całkiem, na szczęście, bo zawsze w takich razach chodzi mi po głowie zgolenie się na pałę, – kto wie, co by było gdyby nie - zbliżająca się zima. Umalowałam się i ubrałam kolorowo i wsiadłam na rower, poprawiłam kierownicę, żeby nie pochylać się i pojechałam przed siebie - w jesień.
Boli mnie ciągle z tyłu i co z tego? Widać musi się wyboleć. Jechałam, jechałam w pola na rozłogi aż przy jakimś rowie straciłam równowagę i normalnie zwaliłam się w dzikie chaszcze – było to niezwykle miłe jakby zanurzenie się w ciepłą jeszcze konającym latem łąkę. Myślałam, że coś może mnie boleć, ale nic kompletnie, zarośla były wysokie i jakoś przygarnęły mnie czule. Natura jest taka cudowna, taka przyjazna. Nawet się nie ubrudziłam, słońce po cichutku szło spać a ja podniosłam się i ruszyłam dalej, wybaczając rowerowi, że nie pomógł mi wykaraskać się z opresji.
Ta zmiana kierownicy wpłynęła na nieprawidłową reakcję, muszę się do niej przyzwyczaić Zauważyłam fajną ozdobę w ogródku na peryferiach – taki wóz z kwiatkami i krasnoludkiem. Sięgnęłam po kamerę zawsze mnie rozczulają takie widoki, bo przecież ktoś to tworzy po to by u innych wywoływały uśmiech. W cieniu tuż za siatką dogorywał od dawna jakiś całkiem porządny gdyby nie to, że kompletnie zasypany jesiennymi liśćmi mercedes. Filmowałam wóz z krasnalem, gdy nagle w głębszym tle dostrzegłam takiego fajnego pana z długimi włosami – mógł mieć z 40 tkę na rękach trzymał dość sporego kundelka a drugi przy jego nodze patrzył to na mnie to na niego jakby dopytując się czy ma mnie pogonić. Uśmiechnęłam się - głupio było filmować pana, więc wyłączyłam kamerkę i ni w 5 ni w 9 powiedziałam „dzień dobry” – nawet nie wiem czy pan odpowiedział, bo puścił pieska i zaczął się niebywały jazgot – odjechałam.
Jechałam dalej w zbliżający się złotem nieba zachód aż zauważyłam po drugiej stronie ulicy ogromny kasztan jadalny.
~~~~~~~
Plac Pigalle słynął z domów publicznych a ten kasztan rósł na wprost dawnej „agencji towarzyskiej”- tak to miejsce kiedyś nazywano.
Nazbierałam  kasztanów ile się dało i zamierzam tam jeszcze pojechać może jutro, bo one ciągle spadają z drzewa.
Wróciłam do domu i ledwie weszłam do mieszkania, zadzwonił braciszek z pytaniem; „chcesz patisona”. 
Matko słodka, co to? Nie wychodź z domu przywiozę Ci i oczywiście uszczęśliwił mnie 2 sporymi dyniami, 3 patisonami czarnymi i całym mnóstwem żółtych 3 ogromnymi kabaczkami, 2 dyniami makaronowymi i to chyba wszystko. Jak dla mnie za dużo, najpierw pomyślałam o mojej koleżance. 
Ostatnio jak dzwoniła mówiłam, że jestem chora i ledwo łażę – to powiedziała „jakby, co to dzwoń”. Zatem dzwoniłam, bo wiem, że ona lubi robić przetwory z takich rzeczy, ale cóż ma telefon wyłączony – nie odbiera. 
„Pal ją sześć” – pomyślałam jej strata. Poszłam do mojego exa, żeby zszedł i sobie wziął, co chce i przyszedł zabrał mniej więcej połowę i tak mam za dużo, ale jakoś to może przejem.
Będę robiła soki i tyle, może zupy zobaczy się.
~~~~~~~
Sylwestra spędzam w Zabrzu, czy Pan Jacku wnikając - wyczuwa to?

Archiwum bloga