wtorek, 31 października 2017

Odejść w Zapomnienie

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
31 października 2017
~~~~~~~~~~~~~
Bieganie nie wyszło mi na dobre. 
Skręciłam okropnie stopę i jestem unieruchomiona w domu.
Na szczęście mam na miesiąc zapasów, więc nie muszę się martwić.
Dzisiaj nawet postanowiłam zrobić od „0” melasę z 2 granatów. 
Wyszedł maleńki słoiczek, ale plus jego jest taki, że nie ma w nim dodatkowego cukru, oprócz tego, który był w granacie i cytrynie.

Kiedyś robiłam mnóstwo przetworów dla rodziny, szczególnie w okresie stanu wojennego, gdy niczego w sklepach nie było.
W schowku pod schodami sądzę, że do dzisiaj są jeszcze jakieś słoiki z przetworami.
Nie zaglądałam tam od 20 lat.
~~~~~~~~~~~~~
Nie wiem czy to z powodu tej skręconej stopy, czy z innego, mam stan podgorączkowy i cały czas wypieki.
Zrobiłam sobie zupkę gulaszową ze sporą ilością czosnku.
~~~~~~~~~~~~~
 Żałuję, że nie mogę czyścić fug, ale trudno mi się poruszać, boję się mokrych płytek. 
Do tego wszystkiego mam katar, więc chyba jestem znowu przeziębiona.
W mieszkaniach zimno – to okres wiecznych przeziębień. 
Zimno w mieszkaniach jak w grobie - temperatura na zewnątrz 1 stopień, wewnątrz nie wiele więcej.
Jednak nie tylko chodzi tu o przeziębienie i ten grobowy chłód. 
Jest to, jak co roku okres głębokiej depresji i bardzo głębokich przemyśleń.
To chyba jeszcze z wczesnego dzieciństwa pozostała mi trauma chodzenia na cmentarz. 
Wtedy byłam dzieckiem o ogromnej i makabrycznej wyobraźni – wizyty u ojca na cmentarzu przypominały mi o tym, że leży w tej czarnej zimnej ziemi, pogryziony przez paskudne robale z innymi trupami, które przypadły mu w sąsiedztwie. 
Mama a później babcia opowiadała mi tragiczne historie różnych grobów i ich zawartości a ja wyobrażałam sobie po nocach białe topielice harcerek, które tragicznie się utopiły w dużej grupie czy starych zbereźników, którzy wałęsają się po nocach między grobami do ich białych kości. 
Makabryczna była moja wyobraźnia, jednak najtragiczniejsze obrazy związane były z moim ojcem – młodym mężczyzną, który zamknięty w grobie nie był ze mną a ja tak bardzo tego pragnęłam. 
Nie byłam w stanie pojąć tego jak ludzie mogą za życia wybierać sobie miejsca w grobach i chcieć, po śmierci leżeć na swojej matce czy babci. 
Masakra.
Kiedy mój przyrodni brat, powiedział mi, że chce leżeć w grobie wraz z moją mamą i babcią, chętnie się zgodziłam, gdyż nawet w Zaduszki nie chodzę na cmentarz z przyjemnością. 
Chodzę, bo tak każe tradycja. 
Tak jak tradycja każe mi obchodzić Święta religijne takie czy inne, ale zarówno jedno jak i drugie powoduje w mym sercu głęboką traumę, która zaczyna się przed uroczystościami i trwa jeszcze przez jakiś czas po ich zakończeniu. 
Kochałam bardzo zarówno babcię jak i mamę/mimo, że zostawiła mnie w wieku 6 lat/ i pamięć o nich jest w moim sercu i zostanie na zawsze. 
Obrazy, które w sobie pielęgnuję i przechowuję mają ogromną wartość, tylko dla mnie i one jak nic innego mnie ubogacają. 
Wielką czułość czuję dla dziadka, czyli wujka - ojca mojej kuzynki, który kochał mnie szczerze i dawał tego dowody wielokrotnie. 
Zawsze w moich myślach wraca jego smutna szczupła buzia. 
Wygląda w moich myślach jak Ostatni Mohikanin. 
Mimo, że był małym wzrostem człowiekiem – był jedynym o tak wielkim i szlachetnym sercu. 
Uśmiecham się, gdy przypominam sobie jego przed lustrem w takiej śmiesznej czapce/sorry/ z kutaskiem przemawiającego do narodów świata. 
Był prawdziwym mówcą, jednak chyba nigdy, poza tym lustrem publicznie nie wystąpił.
Pamiętam jak przywieźli go poparzonego i zawiniętego w białe bandaże od stóp do głów i jak ćwiczył później przy dębowej szafie, by znów podnosić rękę do góry, po tym jak spadła na niego ogromna gałąź drzewa na ulicy. 
Chciałabym też napisać wiele ciepłych słów o cioci, która mnie wychowywała i wspierała przede wszystkim finansowo, ale nie wiem, czemu w pewnym momencie zrozumiałam, że jej niewątpliwa szczodrość obliczona była na określony efekt.
Gdy w sprawie innej osoby z rodziny powiedziałam jej, że wdzięczność powinna płynąć głęboko z serca i człowiek nie ma prawa oczekiwać wdzięczności od kogoś komu pomógł, jeśli robił to dla niego z miłości. On sam odda to tak jak potrafi i kiedy poczuje, że serce nakazuje mu empatię, wobec pomagającego. 
Nic z obowiązku a z miłości. 
Mimo, a może, dlatego, że uważałam ją za osobę inteligentną, sądziłam, że zrozumie, o czym mówię. 
Stało się inaczej. 
Obraziła się na mnie i mimo, że nie pokazała mi tego od razu zerwała ze mną więzi emocjonalne, które niewątpliwie nas łączyły. 
Stała się oschła i postanowiła mnie ukarać a przecież byłam już dojrzałą kobietą i powiedziałam to, co czułam, bo ufałam jej mądrości.

Nigdy nie szanowałam ludzi mściwych/i ona o tym wiedziała/ 
– takich, którzy odgrywają się na innych tylko za to, że Ci mają własne zdanie, ani tym bardziej ludzi, którzy wykorzystywali nas, dlatego, że wydawało im się, iż kupują sobie naszą przychylność, bo ich na to stać a później jeszcze ostentacyjnie wymagają wdzięczności. 
To bolało, bo okazywało się, że wszystko, każdy gest płynie nie z empatii a z wyrafinowania i nie ma nic wspólnego z uczuciami, współczuciem itp.
Nie myślałam o tym czy stać mnie na kupienie lodów zawsze latem, gdy przyjeżdżałam do staruszków, wiedziałam, że tylko w ten sposób, mogę im podarować odrobinę radości, bo chyba nikt inny, poza mną tego dla nich nie robił. 
Dziadziuś przyjmował lody z ogromną radością, pamiętam jak chował makaron, za fotel, żeby móc już zjeść czekające lody.

Byłam jedyną osobą z rodziny, która woziła zawsze ciocię na cmentarz z całym tym majdanem, kluczyłam między samochodami cała w stresie, bo była ślepa i chodziło o to, aby jak najbliżej wejścia zaparkować. 
Dźwigałam te wieńce, lampiony i prowadziłam ją w tłoku, by ktoś jej nie stratował.
Zawsze dzwonili do mnie jak potrzebowali gdziekolwiek pojechać, dzwonili jak po taksówkę, choć nie byłam jedyną osobą z najbliższej rodziny z samochodem. 
Kiedyś półprzytomna w niedzielne popołudnie, gdy już obsłużyłam rodzinę, posprzątałam po niedzielnym obiedzie, ciocia zadzwoniła do mnie, bym przyjechała po dziadka i zawiozła go do jego brata. 
Ciocia miała emeryturę 3 x większą od mojej ówczesnej pensji, ale szkoda jej było pieniędzy na taksówkę. 
Przecież ja byłam na usługi - wiedziała, że nawet gdybym padała ze zmęczenia nie odmówię. 
Inni w tym córka dziadka, mieli bardziej odpowiedzialną pracę jej zdaniem - wypoczynek był im bardziej potrzebny niż mnie. 
Pojechałam ze zmęczenia nie zauważyłam na skrzyżowaniu, mercedesa, który schował się za budą pracowników drogowych. Wjechałam w niego moim autkiem, szczęście od Boga, że nikogo nie zabiłam, bo przecież poszłabym siedzieć.

Pamiętam jak pod koniec życia, może na rok przed śmiercią ciocia zaczęła opowiadać mi o swoich koszmarach, które nawiedzały ją w dzień i w nocy. 
Przyjeżdżałam by z nią porozmawiać zawsze co 2 dzień, czasami codziennie. 
Słuchałam i próbowałam jej tłumaczyć, że to jej duchowa więź z tymi, którzy umarli, bo jest bardzo uduchowiona. 
Nie chciałam mówić o tym, że mnie też śnią się czasami nieżyjący tylko ja nigdy nie miałam koszmarów, ale śniły mi się zabawne historie związane z nimi. 
W głębi serca nie czułam, abym kogokolwiek w sposób świadomy skrzywdziła. 
Jej koszmary były jakby rachunkiem sumienia tak teraz to widzę. 
Może miała wyrzuty sumienia również w powodu potraktowania mojej osoby.
Mimo wielu wspaniałomyślnych zachowań, była zawsze osobą niezwykle despotyczną.
Gdy ktoś miał inne niż ona zdanie, karała go w jej odczuciu boleśnie powiedzmy za niesubordynację. 
No cóż nie wszyscy jesteśmy doskonali, każdy ma jakieś wady - ja też. 
To, że pomagałam jej jak tylko mogłam, przez bardzo wiele lat, obcinałam włosy, pomagałam w kąpieli, piekłam dla niej ciasta, byłam czuła jak tylko potrafiłam, słuchałam cierpliwie tych wszystkich makabrycznych opowieści i próbowałam jej tłumaczyć, że to nie obłęd, przestało mieć znaczenie, byłam niepokorna i w jej odczuciu należała mi się kara. 
Kto inny stał się w jednej chwili ważniejszy i chętnie z tego skorzystał. 
Los jest jednak sprawiedliwy, wkrótce i ta osoba miała okazję poczuć to co ja czułam. 
Los jest nierychliwy ale sprawiedliwy - zarówno dobro jak i zło wraca do nas wcześniej czy później.
Oczywiście ciocia nie podziękowała mi za pomoc, wręcz przeciwnie domagała się jej do końca. 
~~~~~~~~~~~~~
Myśląc o Zaduszkach czuję w głębi serca, że nie chcę zostać na wieczność na cmentarzu, wśród obcych i niekoniecznie szczerych i życzliwych. 
Chcę odejść tak jak żyję samotnie w ZAPOMNIENIE, 
bo Ci, którzy mnie kochali zawsze będą pamiętali mnie w swoich sercach, zaś Ci, którym byłam obojętna niech lepiej o mnie zapomną, nie chcę by kiedyś dręczyły ich koszmary ze mną w roli głównej, ani nie chcę być niczyim wyrzutem sumienia. 
Zwyczajnie, jeśli nie czujesz, że mnie lubisz, czy kochasz 
ZAPOMNIJ o mnie. 
Tak będzie lepiej dla nas obojga.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga