piątek, 12 sierpnia 2016

Odlatuję.....

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest zabronione – objęte prawem autorskim..Inny mój blog
~~~~~~~~~~~~~~
8 - 12 sierpnia 2016
Idę ciemną uliczką jakiegoś starego miasteczka, gdzie jeszcze jezdnia jest brukowana.
Uliczka ciągnie się w dół ku nabrzeżu, czuję zapach ryb i widzę czające się koty w zaułkach. Woda zatoki błyszczy jak srebrna tafla blaskiem gasnącego księżyca.
Znów tęsknię za Tobą, tęsknię za swoimi wyobrażeniami.
Za chłopcem z tamtej pożółkłej legitymacji sportowej.
Malutki krabik, pędzi na mnie jakby uciekał z miejsca przestępstwa, okropnie spanikowany.
Biegnie wprost, pod moje stopy. Muszę się zatrzymać, żeby nie zrobić mu krzywdy. Żeby go nie podeptać, nie uszkodzić, dać mu kolejną szansę.
Nie wierzę, że jest winien czegokolwiek.
Może ucieka przed własną śmiercią, przed strachem.
Brukiem pod górę, nie dbając o czające się za węgłami głodne koty. Schylam się, biorę go na dłoń i niosę do zatoki, nawet się nie wyrywa. Poczuł się chyba bezpieczne - ciepło moich dłoni i już niczego się nie boi, zwyczajnie zaufał, że go nie skrzywdzę.
Jakie to proste? 
Zaufać i wierzyć, że chcemy sobie tylko pomagać. Znów wczesne rano – oglądam wschód słońca nad zatoką.
Delikatnie układam krabika na wodzie i widzę, jak znika w toni, przebierając zmęczonymi nóżkami.
Noc, żegna się z księżycem ustępując niechętnie świtowi. Słońce jeszcze nie wzeszło, ale już wiadomo gdzie spało. Tęsknię za Twoim rozgrzanym snem policzkiem. Byłoby cudownie móc się do niego przytulić. Jednak Ciebie nie ma, może nigdy nie było.
To, że pisałeś długie romantyczne listy o niczym, nie świadczy.
Pewnie miałeś gotowe szablony, wysyłałeś je do różnych…. Do wielu i obserwowałeś, jak budzisz w nich nadzieje na cudowne jutro pełne zapachu kwiatów i Twoich rozwianych wiatrem włosów.
Ten zapach był oczywiście z moich włosów, bo zapomniałam jak mi rosną, gdy pisałam, te odpowiedzi na Twoje listy, namiętnie podniecona kreatywnością i bogactwem słów, które wplatały się nie tylko we włosy, ale i tańczyły z wiatrem każdego świtu, jak zaczarowane baletnice wschodu.
Byłam w czarodziejskim amoku, wierząc, że każda kolejna chwila prowadzi do nieprzewidywalnej namiętności, której wcześniej nigdy nie zaznałam.
Gdybyś znów napisał uwierzyłabym w każde Twoje słowo, bo przecież trzeba zaufać, by dotknąć chmur, by poczuć, że marzenia mogą się spełniać.
Zupełnie jak ten krabik, gnałam pod górę, wbrew oczywistym faktom, rozsądkowi i własnemu przeznaczeniu. Gnałam, bo byłam pewna, że to jedyna słuszna droga.
Nie chciałam rozumieć, że pozwoliłam się wmanewrować w drogę, z której mogło nie być powrotu. Później coraz bardziej oczywistym zaczynało być, że to złuda.
 „Wymyśliłam cię nocą przy blasku świec,
nauczyłam się ciebie po prostu chcieć.
Wystarczyła mi chwila niewielka,
byś imię miał, byś po prostu się stał.

Wymyśliłam cię z cienia, nim nastał świt,”
~~~~~~~~~~~~~~

Gdy słońce zaczęło wschodzić, uświadomiłam sobie, że mam ciągle jeszcze obolałe kolano i powrotna droga pod górkę, po tych wertepach nie będzie łatwa.
Niestety nikt mi ręki nie poda, żebym mogła, choć odrobinę się na nim wesprzeć.
Żaden „intelektualista stawiający na pierwszym planie wartości a nie materię.” się nie zjawi – „pozostając pod urokiem Twojego/znaczy mojego/ zdjęcia”.
Teraz dobitnie zgrzyta w zębach ta zbitka słów i to nie jest piasek z plaży przy zatoce. Już wtedy przecież było wiadomo, że słowa są dla słów jak w moim wierszu;

Piękne słowa,
wariat wiatr,
noc za oknem
więdnie kwiat.

Złotych liści
smutny taniec,
noc za oknem,
wiatru granie.

Puste słowa.
Wiele słów.
Proszę nie mów.
O’ key mów.

Senną lampą
Wiatr kołysze.
Milczę - słucham
nic nie słyszę.

Wiatr za oknem
smętnie gra
z słów utkana
nocna mgła.

Ciągle mówisz,
wzdycha wiatr,
słucham jego,
czulej gra.

Złote liście,
szara mgła.
Puste słowa,
kiepska gra

Tak! - milczenie,
zasłuchanie,
zapomnienie,
wybaczenie.

Skąd to ciepło?
Komin grzeje!
A za oknem,
wiatr szaleje.

Po co słowa?
Tyle słów.
Milcząc marzyć
można znów.

Przecież słowa
zapomnimy,
pogubimy,
roztrwonimy.

Słuchać,
tulić,
dawać,
brać.

Przecież milczy
noc i sad.
Wiatr za oknem,
tysiąc gwiazd,

złote liście,
szara mgła,
zasuszony
w trawie kwiat.

Czułe dłonie.
Granat nieba.
Czy coś więcej
nam potrzeba?

„Nie jestem z Twojej bajki” – to prawda już wtedy to przeczuwałeś, wtedy, gdy jeszcze nie stałam po kostki w lodowatej wodzie zatoki o wschodzie słońca, przytomniejąc ze snu, który nie zechciał mnie przytulić tej nocy.
Już wtedy uprzedzałeś mnie podświadomie, bym nie wchodziła w te marzenia jak wodę.
~~~~~~~~~~~~~~
Słodki aniele obudź me zmysły,
by z czar nadziei chęci nie prysły,
by się wskrzeszały z pyłów od nowa,
by święta była codzienna ich mowa.
Słońce oczarowane spokojem zatoki, zaczęło lizać, delikatnie promieniami subtelne fale tworzone przez lekkie powiewy ciepłego wiatru, gdzieś pewnie spod Gibraltaru.
Świt dojrzał, przeganiając resztki mgieł między łodziami rybackimi, mewy budziły się głodne, pokrzykując cichutko z zarośli na wydmach.
Byłoby cudownie usiąść tu pod wydmą na starym złamanym wiele lat temu pniu drzewa, udającym ławeczkę z Tobą i milczeć w skupieniu. Jeszcze cudowniej byłoby czuć w chodzie zatoki, Twoje gorące dłonie. Wracałam smutna i przybita jakbym utopiła w zatoce prawo do marzeń. Na długich sznurach ciągnących się nad ulicą, tutejsze kobiety rozwieszały pranie, które trzepało się na wietrze jak zagubione ptaki.
Pomyślałam, że teraz już nic nie będzie takie samo jak dawniej. Spontaniczność, bladych świtów straciła urok i nie chciało się już wymyślać, co by było, gdybyś był realny. Wiesz, że dzisiaj jest noc spadających meteorów. Pamiętam jak wiele lat temu byłam podobnie oczarowana i siedziałam prawie całe noce na maleńkim balkonie greckiej wilii w dzielnicy Nei Epivatos/Nowi pasażerowie/ W Salonikach.
Na balkonie gdzie mieścił się plastikowy fotel i ogromna donica z mocno podsuszonym gadającym oleandrem. Siedziałam i patrzyłam w gwiazdy, bo zdawało mi się, że mój obiekt westchnień 1800 km ode mnie też patrzy na spadające gwiazdy i wzdycha.
Kochane czasami jesteśmy tak naiwne, że aż zęby zaczynają boleć od naszej głupoty – taka jest smutna prawda. Dzisiaj oczywiście wygramolę się do ogródka i obejrzę spadające gwiazdy z goryczą e sercu i świadomością, że nikomu nigdy na mnie tak nie zależało jakbym sobie wymarzyła. Nigdy nikt, nie tęsknił za mną dłużej niż godzinę i nigdy z tej tęsknoty, nie spał w nocy, łudząc się, że i ja też tęsknie. Może miałam pecha, może inne dobrodziejstwa, mnie spotkały. Kochana nie byłam nigdy i to jest bardzo smutne. Pożądana często, ale to bolało jeszcze bardziej.

2 komentarze:

  1. Witaj serdecznie i radośnie Basiu
    odrobiłem zaległości ,Twoich wspaniałych wpisów ..od nostalgicznych do radosnych ,jesteś naprawdę wspaniała w tym co robisz pisząc i w życiu,pomimo przeciwności losu .Życzę zdrówka ,a ten cholerny cukier a kysz . Henryk (Hen47)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga