środa, 13 lipca 2016

Kiełbasa chłopska lekiem na deszczową melancholię...

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści - jest zabronione – objęte prawem autorskim.
~~~~~~~~~~~~~~
13 lipca 2016
Tak sobie myślałam, że gdybym tam wyjechała, pewnie już nigdy nie wróciłabym stamtąd.
Życie jest dziwne stawia przed nami różne wyzwania, barujemy się z trudnościami, bo widzimy w tym jakiś sens – mamy nadzieje, że każdy kolejny udany krok przybliża nas do jakiegoś wyimaginowanego szczęścia i brniemy jak ślepcy po omacku na nos tam gdzie dają kluchy z truskawkami i młodą kapustą, bo zwyczajnie kochamy te smaki i nie mów mi, że w kraju, gdzie jada się na przykład homary, czy ośmiorniczki, jako danie narodowe czułbyś te smaki życia, do których przywykłeś.
Ja teraz wiem, czemu starych drzew się nie przesadza.
Byłam u mojej kumpeli, którą lubię, ale, z którą nam się drogi jakiś czas temu rozeszły. Nie ważne, czemu. Uważałam ją za kogoś bliskiego, nie oceniałam brałam w ramiona taką, jaka była i sądziłam, że zasługuję na wzajemność – jednak z samotnymi ludźmi tak jest, że mają okresy, gdy stają się nadwrażliwi i byle, co ich rozstraja.
Roztroiłyśmy się i lepiej było nam oddzielnie niż razem.
Mówiła o sprawach ostatecznych jakoś mnie to nie zakręciło.
Zwyczajnie wolę się w takie myśli nie zagłębiać.
Dawniej jak był jeszcze Szabaj martwiłam się, że odejdę przed nim i będzie musiał mnie napocząć z głodu.
Nie chodziło mi o mnie, bo mnie to wsio rawno, co „potem”, chodziło mi o niego, żeby go nie napiętnowali później.
Na szczęście dla niego tak się stało, że przyszło mu pierwszemu odejść, więc unikam myśli, co będzie potem.
To zabawne, nie mam oszczędności, raczej długi, więc jakby, co sępy będą nękać ewentualnych spadkobierców. Oczywiście, że chciałabym zostawić im czyste konto, ale czy mi się to uda wątpię. Jestem typową pod tym względem kobietą i mam potrzeby większe niż możliwości.
Moja kumpela jest w innej sytuacji, ciułała i teraz musi to, co uciułała zagospodarować sensownie.
Ma, więc dylematy i powody, do zmartwień.
Wyciągałam ją na spacer i przypomniała mi się na trasie moja babcia, która nosiła na szyi w płóciennym woreczku cały swój majątek. Wiadomo, konta bankowe były wtedy mało popularne. Pamiętam, że srebrne monety utykała po fotelach, bo było ich za dużo i były za ciężkie, żeby nosić je na szyi.
Utykała po fotelach, póki moi mali i nieświadomi wartości monet przyrodni bracia, nie przejęli srebrnego skarbu i nie rozdali go kuplom z podwórka na tzw. szajby, które służyły do gry w odbitkę.
Nie wiem, na czym ta gra polegała, ale rzucało się szajbą, czyli najlepiej ciężkimi srebrnymi monetami, a czym były większe tym lepiej o ścianę i wygrywało się pieniądze jakieś drobne współczesne wówczas, dla tych, którzy srebra nie mieli J.
Zadzwoniłam do brata, żeby zapytać jak gra się nazywała, mówi mi, że „Szpany”, ale jakoś zawahał się niestety obawiam się, że dobrze nie pamięta.
Znalazłam w necie taki opis tej gry, ale bez nazwy
„Gra rozgrywana jest przy ścianie.
1. Wszyscy ustawcie się w jednej linii w odległości
kilku kroków od ściany budynku.
2. Kolejno rzucajcie monetą o ścianę.
Stańcie w miejscu, gdzie ona spadła.
3. Jeżeli w zasięgu waszych rąk znajdują się monety
innych graczy, możecie je zabrać.
4. Wygrywa ten z was, który zbierze najwięcej monet.”
W każdym razie babcia moja przez te szajby straciła ze 2 kg srebra najmniej w monetach.
Przerzuciła się na banknoty. Nosiła je w tym wspomnianym woreczku całkiem pokaźnych rozmiarów, spała nawet z nim pod poduszką.
Wiem, że jej najstarszy brat często przychodził, pożyczał od niej te pieniądze.
Oczywiście nie wszystkie, bo babcia do nikogo nie miała zaufania, zostawiał jej, jako poręczenie jakieś pierścionki, które udawały złote a były podróbkami z tombaku i w ten sposób z części uciułanego majątku babcię oskubano.
Gdy zabrano ją do szpitala w kolejnym ataku cukrzycy, gdzie dokonała żywota, przewracając się na metalowy kant łóżka, przy próbie pójścia do toalety. Magiczny płócienny woreczek zniknął.
Ostatnie miesiące swojego życia mieszkała z nami znaczy w domu swojego brata i cioci jej siostry, która mnie wychowywała. Piszę, o tym, dlatego, bo chyba z pół roku wujek najmłodszy jej brat, poszukiwał owego płóciennego woreczka, wierząc, że babcia go gdzieś ukryła przed pójściem do szpitala.
Gdyby nie ciułała, zrobiłaby radość z pieniędzy najbliższym a tak naraziła ich na koszmary, które chyba śnili po nocach.
Mnie, gdy umarła nie było.
Byliśmy z ciocią i braćmi na obozie sportowym, więc oczywiste było, że zapamiętaliśmy babcię taką, jaka była i nie myśleliśmy o jej pieniądzach.
Cieszę się, że nie mam żadnych oszczędności, bo jakbym miała nosić je przy sobie, to bym się bała, że ktoś mnie dla nich zakatrupi i to, żeby bezboleśnie to pal sześć, ale mógłby mnie okaleczyć i doprowadzić do kalectwa a to byłoby już straszne. Zatem sprawy ostateczne mnie ciągle jeszcze nie dotyczą i nie przejmuję się nimi. Po babci mam karty tarota i cudowne wspomnienia. Karafkę z kieliszkami do nalewek z pięknego kolorowego kryształu. Nalewki uwielbiała robić, choć sama nie piła ich prawie nigdy.
Miałam też wzory do haftów, które sobie opracowywała sama na milimetrowym papierze, ale gdzieś mi się zawieruszyły i bardzo starą książkę kucharską „Kucharz Polski” – to w sumie najcenniejsza oprócz cudownych wspomnień i zdjęć rzecz..
~~~~~~~~~~~~~~
Ze spraw przyziemnych. 
Mam apetyt od wczoraj na kiełbasę chłopską z Intermarche. 
Od rana leje i szansa, że będę mogła pojechać po kiełbaskę pół kilometra w jedną stronę jak na razie jest nierealna. Miałam jechać też na badania do Zgierza, ale wyjazd chyba ze względu na kiepską pogodę i lokalne podytopienia - odwołali.
W lasach będzie za to wysyp grzybów. Pojadę po kurki i zrobię sobie barszczyk jak pogoda się unormuje. Nie ma jak przejmować się jedynie sprawami doczesnymi.
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga