niedziela, 12 kwietnia 2015

Hulaj - że, hulaj

Gdy odlatują motyle
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie, pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści – jest nie możliwe – objęte prawem autorskim.
Rozdział 124
˜˜*°°*˜˜
 12 kwietnia  
~~~~~~~
O rany, ale sobie dałam w kość wczoraj przejechałam rowerkiem z 2 przerwami 45 km. Ostatnio dopadł mnie taki szalony humor, czuję się szczęśliwa i szczęście mnie rozpiera po prostu.
Byłam na bardzo długiej wycieczce rowerowej, przy okazji pojeździłam sobie na hulajnodze w sklepie.
Pana trochę zmroziło i był ciekaw czy dla wnuczka chcę kupić hulajnogę. Powiedziałam, że dla siebie to kazał młodemu sprawdzić, jaki ma udźwig - okazało się, że 100 kg i wyobraźcie sobie nie zarwała się pod moim ciężarem. Fajna sprawa tylko ma za małe kółka.
Jest jakiś trend ostatnio we Włoszech, ponoć wszyscy hulają na hulajnogach do tego wystrojeni w stroje motorzystów. Powiedziałam panu, żeby sprowadził w bardziej odlotowych kolorach, na chromowanych kółkach i lżejsze - żeby po złożeniu wchodziły do plecaka i nie urywały pasków.
Do tego żeby sprawdził farbę na desce, bo na tej, którą próbowałam już prawie nie było wzoru, bo od prób jak sądzę starł się prawie całkowicie. Trzeba było widzieć minę młodego i tego starszego z magicznym lewym okiem skierowanym w sufit. „Czego jej się na stare lata zachciewa?”.
Później zaczęłam wypytywać, czemu te rowery na balonowych oponach są takie drogie i czy są też damki, czy one są do jeżdżenia po plaży. Jak pięciolatka zasypałam panów pytaniami. Wykurzyli się chyba a ja głosikiem słodkiej naiwnej pytałam dalej czy sprowadzą do sklepu też damki na takich balonowych oponach, najlepiej pasuje mi rozmiar koła 28 albo jeszcze lepiej 29, bo ostatnio się zdarzają.
Po paru minutach musiałam wyjść, bo by mnie chyba wystawili w pełnym rowerowym rynsztunku przed sklep, gdy spytałam ich czy jest duży hałas jak się gwoździa złapie w taką balonową oponę i jak wygląda sprawa utrzymania równowagi, czy po prostu koło nie zaczyna buksować z takim obszernym kapciem. Temu starszemu to zwichrowane oko się zamknęło i zacisnął zęby, już jestem spalona na jakiś czas w tym sklepie, młody to wyszedł na ulicę, żeby zobaczyć, czym przyjechałam i trochę mu kopara opadła, jak zobaczył mojego mustanga Superbirke.
Jeszcze sobie otworzyłam torbę pod ramą i wyjęłam z niej na przekąskę pokaźnych rozmiarów truskawkę po tym frustrującym hi, hi panów dialogu, jak się mówi jak dyskusja jest w trójkę - trialog? Zadowolona z siebie pojechałam na dworzec PKP i okazuje się, że jest od nas kilka połączeń do Warszawy, ale najlepsze jest o 9.10 tylko mam problem, bo kasa biletowa nie sprzedaje biletów, znaczy chyba jest nieczynna, ale może było już za późno, bo napisane było, że czynna do 14 tej.
I co ja mam jeszcze napisać jak stopy mam na szyi, matko słodka przejechałam wczoraj 45 km, co jak wół stoi na rowerowym liczniku.
Co prawda w sumie na 2 razy z 3 przerwą na kawkę u kuzyneczki, z którą cały okres licealnych wygłupów przemieszkałyśmy w jednym pokoju, namiętnie słuchając winylowych płyt Wydrzyckiego.
Przy okazji wyobrażając sobie Wasiliszki z babinkami w siermiężnych chustach i gumo-filcach nie pojmując jak taki oryginał mógł wzrastać na takiej głuchej wsi i nie zmarnować się.
Oczywiście kończyło się to zawsze ogromną burą, bo wiadomo Wydrzycki się „wydzierał” - tak komentowała jego kultowe pieśni cała stateczna rodzinka, pełna niezrozumienia dla jego wokalnego talentu.
Oczywiście prorokując nam, że jak on skończymy i wyleją nas w końcu z ogólniaka za nieuctwo.
Zawsze jak się spotykamy chichoczemy się jak wtedy z byle, czego tak było i wczoraj.
Wróciłam do domu szczęśliwa i obolała jak dawno mi się nie zdarzało.
Jadę rozjeździć zakwasy. Rozjeździłam zakwasy, pogoda cudna, kupiłam rybki i zjadłam na obiadek. Chyba szczęście odchodzi - nie jesteśmy wszak młodzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga