Bajsza
Wszelkie
podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie
przypadkowe. Hi, hi
~~~~~~~~~~~~~~
31 marca 2017
Byłam
jak pisałam przygarnięta przez bardzo starego przyjaciela, z którym nie
widziałam i nie słyszałam się od 1997 roku – tak sądzę, bo już jakoś te
ostatnie lata mi się poknociły.
~~~~~~~~~~~~~~
To
naprawdę niesamowity człowiek i zawsze na niego można było liczyć, choć jest
lwem i na co dzień był moim zdaniem kompletnie szurnięty.
Oczywiście
to moje zdanie i to z czasów, gdy ja sama byłam jak gwiazda polarna
rozbłyskująca każdej nocy niczym córa Meteoru, krótko, ale efektownie.
To
były czasy, gdy oboje zachwycaliśmy się urokami życia a wszystko obok powstawało
wyłącznie dla naszej nieprzemijającej przyjemności.
Piszę
tu o latach mniej więcej 70 tych, gdy się poznaliśmy.
G był
wtedy samotnym wilkiem na bardzo wysokim stanowisku i zaangażowany w rozliczne
kontakty, które dawały mu praktycznie władzę absolutną.
Znać go
osobiście było wielkim przywilejem, jego kontakty nie tylko w ówczesnej
„komunistycznej” jak to dzisiaj się mówi Polsce były nie do przecenienia.
Pamiętam
sytuację, gdy moja uczennica po wypadku samochodowym z tirem była w stanie
krytycznym, gdyż w Polsce nie było w kroplówce leku antyseptycznego, który mógł
jej uratować życie.
Zadzwoniłam
do niego w nocy i lek przyleciał Bóg wie skąd w ciągu 4 godzin.
Oczywiście
te jego możliwości przysporzyły mu wielu wrogów, głównie tych, którzy bezinteresownie
mu zazdrościli.
Jesteśmy
mistrzami w kreowaniu bezinteresownej zawiści. Zatem kilka razy on sam znajdował
się w różnych tarapatach, nigdy nie prosił mnie o wsparcie, choćby psychiczne,
jednak często zwierzał mi się z różnych spraw.
~~~~~~~~~~~~~~
Pamiętam
bardzo zabawną sytuację, gdy kiedyś zadzwonił do mnie kolega, z którym
chodziliśmy na Kurs Corela - przerażony, bo ponoć dzwonił do niego kolega
mojego exa, z którym się rozwodziłam, by ten poświadczył za odpowiednią oczywiście
opłatą, że byłam jego nie owijajmy w bawełnę kochanką. Domniemanie miało
opierać się o częste powtarzanie jego nr. telefonicznego w moich bilingach.
Opłata
była uwłaczająca, bo ex zawsze był chytry.
Ja zaś
miałam poczucie humoru i powiedziałam temu nagabywanemu koledze by zażądał sumy
500 razy wyższej za taką usługę.
Jak
się zeszmacić, to przynajmniej za porządne pieniądze.
Wtedy ten,
co dzwonił zaczął wypytywać, mojego byłego czy nie przyjaźnię się z jakimś
facetem, z którym bywam np. z dziećmi w tej samej miejscowości, by móc na tej
podstawie zbudować wymyśloną teorię mojej ewentualnej zdrady.
Wtedy
padło nazwisko G, ale okazało się, że ex tak się go boi, że nawet to nazwisko
wymawiał szeptem - dodając – „nie mogę – on by mnie zniszczył”.
G nie
był raczej mściwy, ale wtedy faktycznie mógłby się wściec, bo świeżo poślubił
młodą jak się później okazało agentkę „Jamesa Bonda 007”, która to jego miała
rozpracować od podszewki i podzielić na niezależne piksele.
Tak
czy inaczej nasza niewątpliwa przyjaźń oparła się wszelkim burzom i zmianom
systemu, nawet przewroty polityczne jej nie złamały.
G
oczywiście wycofał się ze świata, w którym się obracał.
Oczywiście
został sam, bo ani lew ani samotny wilk nie akceptuje na dłuższą metę żadnego towarzystwa,
poza własnym.
Jedyne,
zatem które obecnie kręcą się wokół niego to liczne choroby i te nie pozwalają
mu już cieszyć się w pełni życiem.
Do
tego ciasne, choć bardzo gustownie i z dużym przepychem urządzone mieszkanko, w
samym centrum Bemowa daje mu wraz z wysoką emeryturą niewątpliwe poczucie
„przynależności” do wybranych tego świata.
Moja wizyta,
zatem dla niego była taką wisienką na torcie jego niegdyś bujnego życia.
Miał,
z kim porozmawiać, powspominać czasy, gdy był autentycznym bossem.
Ostrożnie
jednak lawirując, by nie naruszyć już przestrzeni, w którą nie byłam nigdy
wtajemniczona.
Śmiał
się do rozpuku, gdy mu powiedziałam jak usiłowano za marne pieniądze wrobić mnie
w zdradę i z roli, jaką nie odważono mu się zaproponować.
Mój
sposób życia, dość swobodne obracanie się w tzw., „kręgach” pozwalało - ocierać
się o prawdziwe ludzkie dramaty, nie uczestnicząc w nich.
Mogłabym
napisać książkę o nie jednym znaczącym w kraju człowieku, tylko, kogo to
dzisiaj obchodzi, że było źle, że była korupcja, każdy wie.
Ani
jedno ani drugie się nie skończyło – jedni mają więcej i korzystają z tego a inni
im zazdroszczą.
Taki
jest świat i w tym względzie różnica polega tylko na tym, że w tzw. komunizmie
„mieliśmy się spodziewać tego” - takie były założenia.
Teraz
zaś miało być lepiej, jednak okazuje się, że „biednym wiatr zawsze wieje w
oczy”, cwani zaś śpią w puchu i to wcale nie marnym.
Zostali
urodzeni, by rządzić innymi za ciężkie pieniądze.
Okazało
się jednak, że mój znajomy G obecnie bardzo mi pomógł dowiedzieć się wszystkiego,
co tyczyło choroby mojej kuzynki.
Ma ciągle jeszcze znajomych w szpitalach i wiele spraw
przyspieszył, co pozwoliło mi na szybszy i spokojniejszy powrót do domu.
~~~~~~~~~~~~~~
Podziwiam
go, że wytrzymuje hałasy związane z remontem w piwnicach jego bloku,
Ja po
prostu po godzinie pracy tego młota pneumatycznego byłam kompletnie zdechnięta.
~~~~~~~~~~~~~~
Widziałam
się też z Tymonem byłam oddać mu jego kluczyk od samochodu, który dał mi jeszcze
w Krynicy na przechowanie i o którym w końcu oboje zapomnieliśmy.
Tak
jak się spodziewałam Tymon nieogolony i podniecony nieludzko, może po lufie nie
wiem. Zapowiedziałam się - więc mógł się ogolić a tego nie zrobił, czyli
zadołowany jak zwykle.
Trudno
życie pisze swoje własne scenariusze tak być musi.
Miałam
też dużo pracy, bo obiecałam pomóc w sprawach biurowych, czego normalnie nie
cierpię a co przy tym hałasie było czynem heroicznym. Na szczęście jestem już w
domu i gdyby nie konieczność wykonania kilku zaległych prac, mogłabym oddać się
błogiemu lenistwu, pedałując po podmiejskich leśnych ścieżkach.
Ostatni obiad zrobiony naprędce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za notkę i pozdrawiam