Bajsza
Wszelkie
podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie
przypadkowe. Hi, hi
~~~~~~~~~~~~~~
14 marca 2017
Ola,
albo śpi albo, hi, hi w każdym razie chyba z topinamburu nici.
O
matko słodka obudziłam ją. Oddzwoniła ok. umówiłyśmy się na wpół do jedenastej.
Piękna
pogoda, promienie słońca siłą wdzierają, się przez grube kotary, które mają
chronić mnie przed wiosennymi chłodami. Idę pod prysznic temperatura w łazience
6 st. C., ale za to woda ciepła.
Krótko,
żeby tylko się obmyć, bo na rowerze się wystudzę, więc muszę uważać, żeby nie
złapać grypy.
Wpadłam
do salonu rowerowego, panowie mi po zimie zawsze dmuchną w dętki.
Samej małą
pompką mi się nie chce szamotać.
Oni
mają sprężarkę i robią mi to za friko.
Chciałam
bateryjkę w liczniku wymienić, żeby nie było, że tylko na darmowe dmuchanie
przyszłam, niestety takiej bateri nie mieli.
Ich
strata. Jadę przez całe miasto do Oli, ale zatrzymałam się przy sklepie, gdzie
mają wszystko za 1 zł i 50 gr.
Zawsze
tam coś wypatrzę. Dzisiaj kupiłam 5 par fajnych skarpetek kolorowych i
bawełnianych. 2 Super woreczki, w które można chować różności. Np. biżuterię,
czy właśnie skarpetki.
Szczotkę
do rąk. 4 Lakiery do paznokci. Te są tu naprawdę trwałe, hi, hi odpadają razem
z paznokciami.
No i
kolory wybór jak mało gdzie. Gumkę kolorową taką półtora centymetrową do dresów,
czy na paski do spodni – super. To jest super sklep. Wsiadłam na rower i
ruszyłam dalej na połowie drogi była za 5 wpół do jedenastej.
Musiałam
mocno na pedały naciskać na szczęście było z górki. Spóźniłam się z 5 min. Ola
zamiatała sień.
Jak
fajnie jest mieć takie sympatyczne uczennice.
Ugadałyśmy
się, wielu rzeczy dowiedziałam się od niej również tych o topinamburze/słoneczniku
bulwiastym/ a także o oleju z konopi.
Wypiłam
herbatką, aż mi się wierzyć nie chce, że w gościach piję herbatę. Później
pojechałam do mojej kumpeli.
Też
się dowiedziałam również tym razem smutnych nowinek. Nie siedziałam u niej za
długo, wypiłam herbatkę i pojechałam do domu. Niestety droga do domu jest pod
sporą górkę, ale jakoś dałam radę.
Biorąc
pod uwagę pół plecaka bulw w wielkiej doniczce + zakupy, to jestem gościu.
Jutro jadę na badania laboratorium.
Dzwonił
wieczorem T rozmawialiśmy krótko, bo czułam się zmęczona. Mówił, że był na 3
pocztach, żeby odebrać przesyłkę z allegro i oczywiście nie odebrał, bo awizo
jak się okazało leżało w jego skrzynce. Nie miałam siły taka byłam „zjechana” wpaść
w warszawskie klimaty. Tymon nic nie mówi, ale ja wiem, że tęskni. Ja tu
wpadłam w swój rytm. Powiem szczerze Warszawa mnie nie kręci. Myślałam -
„Wolno
bardzo do mnie mów…., Słodko bardzo do mnie mów…., Trzeba cenę swoją znać….,
Trzeba
trzeźwo życie brać…..,
Trzeba
wyczuć, kiedy wstać
I
wyjść..., Trzeba wiedzieć, kiedy
w szatni
Płaszcz
pozostał przedostatni.”
Nawet
George, że swoim lwim pazurem i charakterem, z Toyotą hybrydą wymuskaną
bardziej niż księżna Katerina już mnie nie kręci.
Oddać swoją
wolność za towarzystwo, choćby najznamienitsze, za perły, za bursztyny i inne
świecidełka. Nie jest warte, tego jak wsiadam na rower i galopuję w marzeniach
na swym rumaku.
Mój Ty
góralu
zaczarowany rumaku,
magiczny Pegazie
Rozwiń swe skrzydła
i na nich mnie unieś
w świat nieznanych nam marzeń.
Niech wiatry ciepłe wieją
i w drodze nam sprzyjają.
Niech gwiazdy szlak nam znaczą.
A trzciny i sitowie
niech nam grają.
Niech nam sił nie zabraknie,
niech miłość będzie z nami.
Z radością i uśmiechem,
dzielmy się tym,
co kochamy.
Życie niech nam przemija
w szczęściu i pogodzie,
W sercach naszych
radość niech kwitnie,
jak w zaczarowanym ogrodzie.
Gdy już czas nasz się zbliży
do ostatniej jesieni.
Wtulmy się w siebie cisi i skupieni.
pomilczmy przy muzyce szprych
i przy szeleście liści i zgrzytach łańcucha.
Przeżyjmy jesień -
jesieni bez reszty oddani,
szczęśliwie pożeglujmy
w błękit z obłokami.
Kocham Cię mój Pegazie,
koniku ze snów moich
a najbardziej Cię kocham,
gdy niesiesz mnie z sobą w tę drogę,
którą przebyć pragnę tylko z Tobą.
Wyszło
jak epitafium a miało być tylko kołysanką dla mojego górala.
Już
nie piszę wierszy dla mężczyzny, ostatnie pisałam wiele lat temu, dla tego,
który me serce obudził
na krótką chwilę z letargu, by uwierzyło, że cud może
się zdarzyć, ale i ta chwila stała się tylko omamem i serce znów zasnęło w
beznadziei głębokiej.
I już
nic się nie wydarzy.
~~~~~~~~
Wystarczyło rękę wyciągnąć
i dotknąć tego skrawka przestrzeni,
gdzie woń ulotna
jeszcze w powietrzu omdlewa,
Wystarczyło pomyśleć
te magiczne słowa
I do świtu marzyć.
W oparach zmysłowo
Nie tracąc nadziei i tuląc złudzenia
Wystarczyło uwierzyć
że marzenie się spełnia,
że jest noc,
i księżyca pełnia
a po niej będzie
kolejny dzień nowy,
szczęśliwy, radosny.
i platanowy....
Przesiąknięty miętą i wonią orzecha
Wystarczyło poczekać aż
Mgły wiatr przegoni
Aż nam dłonie splecie,
jak korzenie magnolii
Wystarczyło…
Jakaś
nie całkiem wiosenna melancholia mą duszę trapi.
Tak
bym chciała wiedzieć, że czasem czytasz, to, co piszę – tylko tyle. Tak
niewiele. Gdybyś, choć jakiś kwiat dla mnie wkleił, tam gdzie zawsze bywaliśmy
z taką radością.
Kwiat
dla mnie papierowy, och, co by to była, za chwila szczęścia – żuczku - wiedziałabym,
że Twe serce wciąż bije.
„Zatruci życiem”
Życie w każdej godzinie,
każdej minucie,
każdej sekundzie,
każdej chwili,
przezorności nas uczy.
A my życiem zatruci,
odkrywamy twarze fałszywe,
zakrywamy twarze prawdziwe,
zamykamy się przed światem,
otwieramy się przed nocą.
Na białych poduszkach
wybielamy siebie.
Układamy nowy scenariusz,
który jutro trzeba będzie zmienić.
A gdy już zamykamy oczy zmęczeni,
pod powiekami w ciemności nieodgadnionej,
próbujemy dogonić znikający w dali,
ognik prawdy i chwały,
który przez jedną chwilę był
w zasięgu naszych dłoni.
Nadchodzi sen,
.....,objawienie.
Czysty świat bez cieni.
I my tacy szlachetni
i życie takie piękne, kolorowe.
Dobrze wiemy, skoro śnić umiemy
jak to wyglądać powinno.
Gdy budzimy się ze snu,
wkładamy pancerze
i jak stare smętne nietoperze
z głową w dół ruszamy
ślepi przed siebie,
aż do następnego snu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za notkę i pozdrawiam