Dzwonił
mój ex, że mu jakaś rura kanalizacyjna zamarzłą i musiałam jechać do domu.
Tam w
nieogrzewanych od października mieszkaniach temperatura + 4 st. C.
U mnie nic nie zamarzło, ale podróż czekanie na pociąg
na dworcu zachodnim i nocleg w temperaturze ok. 12 st. C w pokoju, w którym
intensywnie próbowałam ogrzać - wystarczyło bym
po powrocie padła.
Do tego coś mi się w oko zrobiło, mam czerwoną gałkę
oczną i swędzi mnie między rzęsami jak oszalałe. Ciągle jest spuchnięte i
kompletnie nie wiem co z nim robić.
Pomijam już szczawiany, bo te
lekko mi odpuszczają.
Rozsypuję
się na total.
Dobrze, że chociaż ma kto o mnie dbać.
Coś więcej napiszę jak
wyzdrowieję. Buziaki dla wszystkich.
Czytam
i jestem w rozterce, z poezją tak jest, że może człowieka opętać, gdy nie
zastanawiamy się, kim był autor, jakie były jego relacje z najbliższymi,
przyjaciółmi, dziećmi itd.
Jesienin miał, co najmniej 5 żon, no powiedzmy kobiet,
z którymi mieszkał.
Trzeba przyznać, że zmieniał je często. Znaczy, że co?
Jego
miłość wytrzymywała tylko do pierwszego, póki były pieniądze? Może w ogóle nie
kochał żadnej z kobiet.
Czy zatem kochał prawdziwie swój kraj?
Co z dziećmi –
miał ich czworo.
Wśród różnych zdjęć w wydanych biografiach nie znalazłam jego
zdjęć z dziećmi.
Póki, co a przeczytałam ok 200 stron jego biografii nie ma
wzmianki o tym, by je odwiedzał czy troszczył się o nie.
No nie
jest fragment, w którym jest mowa, że Jesieninowi znudziła się żona, z którą
miał córkę i która była z nim w ciąży z 2 dzieckiem /synem/ i aby się jej
pozbyć kazał koledze powiedzieć, że on znaczy Jesienin od pół roku spotyka się
już z inną kobietą i że nie chce już być z żoną.
Kolega
wielokrotnie namawiany zgodził się na to kłamstwo, po czym wkrótce, gdy żona
pojechała rodzić jego syna w swoich rodzinnych stronach rozpuścił pogłoskę, że
przyjaciel odbił mu żonę i ta od niego uciekła.
Kiedy
zaś po porodzie przyjechała z maleńkim synkiem nie chciał na niego nawet
spojrzeć.
Powiedział,
że jest czarny a Jesieninowie nigdy nie byli czarni.
Nie brał pod uwagę tego,
że synowie są podobni do matek a matka była brunetką.
Sam
syn powiedział, że poeta nigdy się nim nie interesował.
Gdy zaś zamordowano
jego matkę - matkowała mu pierwsza żona Jesienina Anna, która wcześniej
straciła pierwszego syna Jesienina Jurija.
Są natomiast sygnały,
że to matki musiały opiekować się dziećmi i na nie również spadał obowiązek
utrzymania ich.
Próbowałam wczuć się w jego życie, szczególnie w okresie
dziecięcym, gdy młody człowiek bardzo potrzebuje więzi z rodzicami.
Sama
byłam dzieckiem, które wychowywało się bez rodziców i wiem, jakie skazy w
psychice takiego dziecka zostają na całe życie.
Młody człowiek potrzebuje
poczucia bezpieczeństwa i kochającego prawdziwie serca.
Jeśli
tego nie doświadczy bardzo trudno poukładać mu później własne życie.
Jednak
nie wyobrażam sobie, bym własne dziecko skazała na podobne cierpienia, które
wynikają z braku choćby jednego rodzica.
Wiem
są sytuacje, na które nie mamy wpływu, /śmierć jednego z rodziców/, ale
egoistyczne dążenie ich do własnego szczęścia narażające dzieci na izolację od
jednego z rodziców jest według mnie skrajnym egoizmem.
Oczywiście myślę o
młodych dzieciach i o rodzicach normalnych a nie alkoholikach czy narkomanach.
Patrząc na Jesienina przez pryzmat filmu jego poezji i biografii zastanawiam się coraz
częściej na ile jego życie było nastawione wyłącznie na karierę zawodową.
Jego siostra Katia powiedziała, że był pozerem.
Co oznacza, że stwarzał wokół siebie taki
klimat, którego zadaniem było ciągłe promowanie jego twórczości za wszelką cenę.
Coraz częściej zastanawiam się na ile szczera była wobec tego jego poezja a w jakim
stopniu była nastawiona na manipulację emocjami czytelnika.
To był prosty
chłopak, jednak szybko się uczył tzw., cwaniactwa.
To w tamtejszych czasach i
kraju było koniecznością, to i dzisiaj w każdym kraju pozwala ludziom windować
na wysokich stanowiskach i urządzić sobie wygodne życie.
Ktoś może powiedzieć,
że to jest swojego rodzaju mądrość, – ale gdzie jest miejsce na te spłodzone
dzieci, czy one dla Jesienina, były tylko wypadkiem w czasie rozpustnych, pijackich zatraceń?
Ech…., tak fajnie się zanosiło a tyle wątpliwości
powstaje, gdy człowiek zajrzy głębiej.
Podobno
Rosjanie kochają Jesienina do dzisiaj.
Ciekawa jestem czy to prawda?
Czy tak
pobieżnie patrząc na jego sukcesy okupione porzuceniem dzieci, kobiet a nawet
przyjaciół, można go kochać, bez zastrzeżeń?.
Nie mówię o rodzicach, bo może oni sobie zasłużyli na to by być tak przez niego traktowani.
Ciekawi
mnie, co Wy sądzicie o takich życiowych postawach?
Dzisiaj
mieliśmy bardzo zaciekłą dyskusję na temat moralności. Tymon uważał, że powinno
się młodym ludziom uświadomić skąd się bierze rozwiązłość szczególnie młodego
pokolenia.
Ja
uważam, że każdy sam powinien siebie oceniać nie siląc się na ocenę innych, bo
przecież ta ocena zawsze będzie subiektywna i młodych może tylko wkurzać, bo
przecież p. Kijowski czy Petru żyją sobie na oczach podatników tak jak żyją i
oni przecież nie są już młodzi, więc, po co komuś wytykać jego błędy młodości.
Wiadomo,
że młodzi żyją tu i teraz i gdzieś mają konsekwencje swojej lekkomyślności.
Później
przychodzą dopiero refleksje o honorze, tylko wiadomo, że honor też dla każdego
ma inny ciężar gatunkowy. Przypomniał się Tymonowi ukochany rosyjski poeta,
który w bardzo młodym wieku tragicznie dokonał żywota i nie wiadomo było, czy
sam się po pijaku powiesił, czy pomogli mu zainteresowani jego opowieścią o tzw.
haku na wysokiego urzędnika państwowego w postaci rzekomego kompromitującego
listu, będącego niby w posiadaniu autora, czyli; Sergiusza Jesienina.
Sergiusz Jesienin urodził się 3 października
1895 roku.
Krótko
żył, bo tylko 30 lat, ale wielokrotnie się zakochiwał i był pięciokrotnie
żonaty.
Jego
pierwsze małżeństwo miało miejsce w 1913 roku i z tego małżeństwa miał syna
Jurija.
Po raz
drugi ożenił się w 1917 i z tego małżeństwa pozostały dzieci: Tatiana i
Konstantyn (w przyszłości statystyk sportowy). Pod koniec 1921 na przyjęciu u
przyjaciela, malarza Gieorgija Jakułowa, poznał amerykańską tancerkę Isadorę
Duncan, z którą się ożenił w maju następnego roku.
Wspólnie
odbyli podróż po Europie i do Stanów Zjednoczonych, jednak pogłębiająca się
choroba alkoholowa i napady szału powodowały, że często niszczył wyposażenie
pokoi hotelowych i robił burdy w restauracjach.
Ich
małżeństwo trwało krótko i w maju 1923 Jesienin wrócił do Moskwy, gdzie ponoć
miał wziąć czwarty ślub, chociaż nigdy nie rozwiódł się z Duncan.
Ostatnie
dwa lata jego życia obfitowały w pijackie zachowania, ale także w najbardziej
znane utwory literackie. Wiosną 1925 poznał Sofię Tołstoj (wnuczkę Lwa
Tołstoja), z którą się ożenił. W 1925 w związku z depresją został skierowany na
leczenie psychiatryczne, jednak zwolniono go ze szpitala na święta.
Zmarł w Leningradzie w Hotelu Angleterre 28
grudnia 1925.
Miał
niewątpliwy talent poetycki.
Znawcy
mówią o nim największy rosyjski poeta.
Mnie
jego wiersze wzruszają do dziś.
Celowo
przytaczam tu niektóre w oryginale, bo nie wszystkie tłumaczenia mi się
podobają.
ПЕСНЬ
О СОБАКЕ
Утром
в ржаном закуте,
Где
златятся рогожи в ряд,
Семерых
ощенила сука,
Рыжих
семерых щенят.
До
вечера она их ласкала,
Причесывая
языком,
И
струился снежок подталый
Под
теплым ее животом.
А
вечером, когда куры
Обсиживают
шесток,
Вышел
хозяин хмурый,
Семерых
всех поклал в мешок.
По
сугробам она бежала,
Поспевая
за ним бежать...
И так
долго, долго дрожала
Воды
незамерзшей гладь.
А
когда чуть плелась обратно,
Слизывая
пот с боков,
Показался
ей месяц над хатой
Одним
из ее щенков.
В
синюю высь звонко
Глядела
она, скуля,
А
месяц скользил тонкий
И
скрылся за холм в полях.
И
глухо, как от подачки,
Когда
бросят ей камень в смех,
Покатились
глаза собачьи
Золотыми
звездами в снег.
PIEŚŃ
O PSIE
Rankiem
w pszenicznej oborze,
Gdzie
złoci się juta w rząd,
Siedmioro
na świat wydała suka,
Rudych
siedmioro szczeniąt.
Do
wieczora ona je pieściła,
Przylizywała,
kłapoucha,
I
płynął śnieg roztopiony
Spod
jej ciepłego brzucha.
A
wieczorem, gdy kury
Spoczęły
na grzędach,
Wyszedł
gospodarz ponury,
Siedmioro
posadził w worach.
Po
zaspach ona biegła,
Spieszyła
za nim bystro,
I tak
długo, długo drżało
Zimnej
wody lustro.
A gdy
już powoli wracała,
Zlizywając
pot z boków,
Wydawał
się jej miesiąc nad chatą
Jednym
z jej szczeniąt.
W siną
dal dźwięcznie
Patrzyła
ona, skulona,
A
miesiąc schodził cienki,
i
skrył się za górkę na polach.
I
głucho, jak gdy, jako ochłap,
Rzucą
jej kamień dla śmiechu,
Opadły
psie oczy
Złotymi
gwiazdami w śniegu.
~~~~~~~~~~~~~~
Polecam
w długie zimowe wieczory sięgnąć po wiersze Sergiusza Jesienina, gdy go czytam
czuję w nim nie wiem, czemu taką dziewczęcą wrażliwość.
Oczywiście
super byłoby czytać go w oryginale, ale Ci, którzy słabiej znają rosyjski mogę
sięgnąć po tłumaczenia.
Właściwie chyba przewiało mnie 31 grudnia jak byliśmy na
tej wyprawie po skarby. Boli mnie znów bark, mam katar kicham i ogólniejestem
rozbita jak antyczny klosz.
Do tego jeszcze nie wiem czy nie nabawiłam się
szczawianów od tego soku pomidorowego, który piłam na potęgę – w każdym razie
mam objawy. Czyli jest jak jest i już.
~~~~~~~~~~~~~~
Do
tego wszystkiego jakiś wielbiciel od 1 stycznia budził mnie codziennie rano telefonem
o 8 z minutami.
Ci, co
mnie znają wiedzą, że do mnie nie dzwoni się przed dziesiątą, bo mogę być
nieuprzejma.
Ten
cwaniaczek mający numer +48616492891 – dzwonił póki nie odebrałam telefonu, po
czym się rozłączał.
To
trwało kilka dni.
Napisałam mu 2 smsy, żeby się ujawnił, – ale on woli mnie
budzić incognito.
Boi
się zapewne gromów, które spadłyby na niego.
Zmuszona zostałam, żeby zablokować
ten numer, – ale ma jeszcze możliwość napisania smsa.
Skoro, zatem jak sądzę
jest moim wielbicielem – to pewnie czyta tego bloga i teraz będzie wiedział, że
może jeszcze ciągle ujawnić się.
Dla tych,
którzy wstają rano i mają darmowe telefony do wszystkich sieci podałam numer
może ktoś w moim imieniu obudzi i jego wczesnym rankiem, żeby zobaczył jak to
jest dobrze zrywać się na dźwięk telefonu.
~~~~~~~~~~~~~~
Kiedyś
już miałam takiego wielbiciela, który dzwonił do mnie w środku nocy, /mieszkał
w USA/miał chyba z 90 lat ledwo się kupy trzymał, paplał jak poparzony, że
marzy mu się seks telefoniczny właśnie ze mną.
Początkowo nie mogłam się
połapać skąd miał mój numer.
W końcu dowiedziałam się, że koleżanka mu dała, bo
nie umiał założyć sobie skype i ja miałam mu pomóc.
O skype nawet się nie
zająknął.
Wpadłam
jednak na genialny pomysł – powiedziałam mu, że zmieniam numer telefonu.
Podałam mu numer do panienek z seksu na telefon, który znalazłam w telegazecie
i o DZIWO!!! Telefony z USA skończyły się.
Zmieniłam też wtedy aparat telefoniczny na
taki, który ma blokadę numerów i smsów.
Teraz
żaden wielbiciel zbyt długo nie może mnie wielbić telefonicznie, bo jak nie mam
na to ochoty – zablokuję go.
~~~~~~~~~~~~~~
Teraz
do ewentualnych przyszłych wielbicieli.
Nieskromnie
powiem, że rozumiem ich zachwyty dotyczące mojej aparycji i wszystkich
przylegających do niej talentów.
Wiem, że jestem niepowtarzalna i uwielbienie mnie może zdarzyć się każdemu szpakowatemu panu w naprawdę znacznym wręcz
niewyobrażalnym stopniu.
Kochani
uwielbiam wszystkich wielbicieli,
– ale może kupujcie mi cudną biżuterię, którą
kocham.
Może być srebrna, złota lub platynowa z kamieni – brylanty, rubiny i
szmaragdy.
Jeśli będzie trzeba otworzę skrytkę na poczcie, gdzie będziecie
mogli te precjoza przesyłać wraz z gorącymi wyrazami uwielbienia.
Pomyślcie dobrze, co
kupić, bo lubię nosić w odpowiednich miejscach nową biżuterię.
Z góry dziękuję
za podchwycenie pomysłu i powiem Wam w tajemnicy, że mało, która dziewczyna
oprze się biżuterii z brylantami. To dobry pomysł na początek każdej znajomości.
Pozdrawiam serdecznie WIELBICIELI,
równieżwszystkich
czytelników tych, którzy jeszcze mnie nie wielbią.
Obudził
mnie dziś telefonem o 8.00 mój dobry kolega z pytaniem „ Czy jestem pierwszym
mężczyzną, który dzwoni do Ciebie z życzeniami?” Półprzytomnie powiedziałam najwdzięczniejszym,
na jaki mogłam się o tej porze zdobyć głosikiem typu „14 latka przyłapana w
papilotach" „tak”. Życzenia były bardzo słodkie a jego męski głos ciągle jeszcze budzi
śpiące słodko motylki. Głosik miałam chyba jeszcze wdzięczniejszy – tok rozumowania
jak u blondynki – o tej porze nie potrafię myśleć spójnie, a po tym jak wczoraj
sobie popiłam/2 pełne i to spore kieliszki szampana/, - jestem nietrzeźwa jeszcze
dzisiaj.
Kawę
udało mi się jakoś zrobić, ale obiecałam koledze sesję zdjęciową i z tego wcale nie
jestem dumna, bo choć było to szczere potwierdzenie wcześniejszych ustaleń, to
ciągle nie wiem, czy to dobrze, że tym motylkom pozwalam się budzić.
Niedokończony... Wpadł przez otwarte okno
jak promień światła o świcie
barwami się mienił cudnymi,
Jak on kochał życie.
Przyglądał się kwiatom w wazonie
I współczuł im szczerze –
Cóż - umierały po woli
W kryształowo czystej
wodzie z dodatkiem soli
Były jeszcze piękne,
ale jakieś takie osowiałe i smętne
Szczególnie róża mała,
taka była bezwonna
i taka spłowiała,
Ech pomyślał, wolność
kocham nad życie
i te kwiaty na łące,
może nie takie piękne,
lecz słodkie,
kolorowe, kuszące
i takie pachnące.
Przysiadł w końcu,
na złotawej gruszce
mieniącej się w słońcu
kolorami tęczy.
Spragniony i troszkę zagubiony
zaczął penetrować,
w ekstazie jej słodki miąższ
i upił się jej sokiem
jak młodym winem.
zatańczył na parapecie
Róże z wazonu patrzyły
na jego taniec szalony
i współczuły mu bo niby taki piękny a taki wstawiony
Morał z wiersza jest prosty,
gdy jesteś wolna,
nie nadużywaj wolności.
No i
masz babo placek, skąd ja to wytrzasnęłam?
Niedokończony
kolejny wiersz, choć morał trafiony bardzo w motylkowe harce. Oj mój panie nie
kuś mnie proszę, bo takich podchodów nie znoszę.
Buziak
dla Was w Nowym Roku i chyba jak Maryla walnę się pod gruszą na dowolnie
wybranym boku z łezką wspomnień w oku. Wow!!! Tymon jeszcze śpi.