wtorek, 31 października 2017

Odejść w Zapomnienie

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
31 października 2017
~~~~~~~~~~~~~
Bieganie nie wyszło mi na dobre. 
Skręciłam okropnie stopę i jestem unieruchomiona w domu.
Na szczęście mam na miesiąc zapasów, więc nie muszę się martwić.
Dzisiaj nawet postanowiłam zrobić od „0” melasę z 2 granatów. 
Wyszedł maleńki słoiczek, ale plus jego jest taki, że nie ma w nim dodatkowego cukru, oprócz tego, który był w granacie i cytrynie.

Kiedyś robiłam mnóstwo przetworów dla rodziny, szczególnie w okresie stanu wojennego, gdy niczego w sklepach nie było.
W schowku pod schodami sądzę, że do dzisiaj są jeszcze jakieś słoiki z przetworami.
Nie zaglądałam tam od 20 lat.
~~~~~~~~~~~~~
Nie wiem czy to z powodu tej skręconej stopy, czy z innego, mam stan podgorączkowy i cały czas wypieki.
Zrobiłam sobie zupkę gulaszową ze sporą ilością czosnku.
~~~~~~~~~~~~~
 Żałuję, że nie mogę czyścić fug, ale trudno mi się poruszać, boję się mokrych płytek. 
Do tego wszystkiego mam katar, więc chyba jestem znowu przeziębiona.
W mieszkaniach zimno – to okres wiecznych przeziębień. 
Zimno w mieszkaniach jak w grobie - temperatura na zewnątrz 1 stopień, wewnątrz nie wiele więcej.
Jednak nie tylko chodzi tu o przeziębienie i ten grobowy chłód. 
Jest to, jak co roku okres głębokiej depresji i bardzo głębokich przemyśleń.
To chyba jeszcze z wczesnego dzieciństwa pozostała mi trauma chodzenia na cmentarz. 
Wtedy byłam dzieckiem o ogromnej i makabrycznej wyobraźni – wizyty u ojca na cmentarzu przypominały mi o tym, że leży w tej czarnej zimnej ziemi, pogryziony przez paskudne robale z innymi trupami, które przypadły mu w sąsiedztwie. 
Mama a później babcia opowiadała mi tragiczne historie różnych grobów i ich zawartości a ja wyobrażałam sobie po nocach białe topielice harcerek, które tragicznie się utopiły w dużej grupie czy starych zbereźników, którzy wałęsają się po nocach między grobami do ich białych kości. 
Makabryczna była moja wyobraźnia, jednak najtragiczniejsze obrazy związane były z moim ojcem – młodym mężczyzną, który zamknięty w grobie nie był ze mną a ja tak bardzo tego pragnęłam. 
Nie byłam w stanie pojąć tego jak ludzie mogą za życia wybierać sobie miejsca w grobach i chcieć, po śmierci leżeć na swojej matce czy babci. 
Masakra.
Kiedy mój przyrodni brat, powiedział mi, że chce leżeć w grobie wraz z moją mamą i babcią, chętnie się zgodziłam, gdyż nawet w Zaduszki nie chodzę na cmentarz z przyjemnością. 
Chodzę, bo tak każe tradycja. 
Tak jak tradycja każe mi obchodzić Święta religijne takie czy inne, ale zarówno jedno jak i drugie powoduje w mym sercu głęboką traumę, która zaczyna się przed uroczystościami i trwa jeszcze przez jakiś czas po ich zakończeniu. 
Kochałam bardzo zarówno babcię jak i mamę/mimo, że zostawiła mnie w wieku 6 lat/ i pamięć o nich jest w moim sercu i zostanie na zawsze. 
Obrazy, które w sobie pielęgnuję i przechowuję mają ogromną wartość, tylko dla mnie i one jak nic innego mnie ubogacają. 
Wielką czułość czuję dla dziadka, czyli wujka - ojca mojej kuzynki, który kochał mnie szczerze i dawał tego dowody wielokrotnie. 
Zawsze w moich myślach wraca jego smutna szczupła buzia. 
Wygląda w moich myślach jak Ostatni Mohikanin. 
Mimo, że był małym wzrostem człowiekiem – był jedynym o tak wielkim i szlachetnym sercu. 
Uśmiecham się, gdy przypominam sobie jego przed lustrem w takiej śmiesznej czapce/sorry/ z kutaskiem przemawiającego do narodów świata. 
Był prawdziwym mówcą, jednak chyba nigdy, poza tym lustrem publicznie nie wystąpił.
Pamiętam jak przywieźli go poparzonego i zawiniętego w białe bandaże od stóp do głów i jak ćwiczył później przy dębowej szafie, by znów podnosić rękę do góry, po tym jak spadła na niego ogromna gałąź drzewa na ulicy. 
Chciałabym też napisać wiele ciepłych słów o cioci, która mnie wychowywała i wspierała przede wszystkim finansowo, ale nie wiem, czemu w pewnym momencie zrozumiałam, że jej niewątpliwa szczodrość obliczona była na określony efekt.
Gdy w sprawie innej osoby z rodziny powiedziałam jej, że wdzięczność powinna płynąć głęboko z serca i człowiek nie ma prawa oczekiwać wdzięczności od kogoś komu pomógł, jeśli robił to dla niego z miłości. On sam odda to tak jak potrafi i kiedy poczuje, że serce nakazuje mu empatię, wobec pomagającego. 
Nic z obowiązku a z miłości. 
Mimo, a może, dlatego, że uważałam ją za osobę inteligentną, sądziłam, że zrozumie, o czym mówię. 
Stało się inaczej. 
Obraziła się na mnie i mimo, że nie pokazała mi tego od razu zerwała ze mną więzi emocjonalne, które niewątpliwie nas łączyły. 
Stała się oschła i postanowiła mnie ukarać a przecież byłam już dojrzałą kobietą i powiedziałam to, co czułam, bo ufałam jej mądrości.

Nigdy nie szanowałam ludzi mściwych/i ona o tym wiedziała/ 
– takich, którzy odgrywają się na innych tylko za to, że Ci mają własne zdanie, ani tym bardziej ludzi, którzy wykorzystywali nas, dlatego, że wydawało im się, iż kupują sobie naszą przychylność, bo ich na to stać a później jeszcze ostentacyjnie wymagają wdzięczności. 
To bolało, bo okazywało się, że wszystko, każdy gest płynie nie z empatii a z wyrafinowania i nie ma nic wspólnego z uczuciami, współczuciem itp.
Nie myślałam o tym czy stać mnie na kupienie lodów zawsze latem, gdy przyjeżdżałam do staruszków, wiedziałam, że tylko w ten sposób, mogę im podarować odrobinę radości, bo chyba nikt inny, poza mną tego dla nich nie robił. 
Dziadziuś przyjmował lody z ogromną radością, pamiętam jak chował makaron, za fotel, żeby móc już zjeść czekające lody.

Byłam jedyną osobą z rodziny, która woziła zawsze ciocię na cmentarz z całym tym majdanem, kluczyłam między samochodami cała w stresie, bo była ślepa i chodziło o to, aby jak najbliżej wejścia zaparkować. 
Dźwigałam te wieńce, lampiony i prowadziłam ją w tłoku, by ktoś jej nie stratował.
Zawsze dzwonili do mnie jak potrzebowali gdziekolwiek pojechać, dzwonili jak po taksówkę, choć nie byłam jedyną osobą z najbliższej rodziny z samochodem. 
Kiedyś półprzytomna w niedzielne popołudnie, gdy już obsłużyłam rodzinę, posprzątałam po niedzielnym obiedzie, ciocia zadzwoniła do mnie, bym przyjechała po dziadka i zawiozła go do jego brata. 
Ciocia miała emeryturę 3 x większą od mojej ówczesnej pensji, ale szkoda jej było pieniędzy na taksówkę. 
Przecież ja byłam na usługi - wiedziała, że nawet gdybym padała ze zmęczenia nie odmówię. 
Inni w tym córka dziadka, mieli bardziej odpowiedzialną pracę jej zdaniem - wypoczynek był im bardziej potrzebny niż mnie. 
Pojechałam ze zmęczenia nie zauważyłam na skrzyżowaniu, mercedesa, który schował się za budą pracowników drogowych. Wjechałam w niego moim autkiem, szczęście od Boga, że nikogo nie zabiłam, bo przecież poszłabym siedzieć.

Pamiętam jak pod koniec życia, może na rok przed śmiercią ciocia zaczęła opowiadać mi o swoich koszmarach, które nawiedzały ją w dzień i w nocy. 
Przyjeżdżałam by z nią porozmawiać zawsze co 2 dzień, czasami codziennie. 
Słuchałam i próbowałam jej tłumaczyć, że to jej duchowa więź z tymi, którzy umarli, bo jest bardzo uduchowiona. 
Nie chciałam mówić o tym, że mnie też śnią się czasami nieżyjący tylko ja nigdy nie miałam koszmarów, ale śniły mi się zabawne historie związane z nimi. 
W głębi serca nie czułam, abym kogokolwiek w sposób świadomy skrzywdziła. 
Jej koszmary były jakby rachunkiem sumienia tak teraz to widzę. 
Może miała wyrzuty sumienia również w powodu potraktowania mojej osoby.
Mimo wielu wspaniałomyślnych zachowań, była zawsze osobą niezwykle despotyczną.
Gdy ktoś miał inne niż ona zdanie, karała go w jej odczuciu boleśnie powiedzmy za niesubordynację. 
No cóż nie wszyscy jesteśmy doskonali, każdy ma jakieś wady - ja też. 
To, że pomagałam jej jak tylko mogłam, przez bardzo wiele lat, obcinałam włosy, pomagałam w kąpieli, piekłam dla niej ciasta, byłam czuła jak tylko potrafiłam, słuchałam cierpliwie tych wszystkich makabrycznych opowieści i próbowałam jej tłumaczyć, że to nie obłęd, przestało mieć znaczenie, byłam niepokorna i w jej odczuciu należała mi się kara. 
Kto inny stał się w jednej chwili ważniejszy i chętnie z tego skorzystał. 
Los jest jednak sprawiedliwy, wkrótce i ta osoba miała okazję poczuć to co ja czułam. 
Los jest nierychliwy ale sprawiedliwy - zarówno dobro jak i zło wraca do nas wcześniej czy później.
Oczywiście ciocia nie podziękowała mi za pomoc, wręcz przeciwnie domagała się jej do końca. 
~~~~~~~~~~~~~
Myśląc o Zaduszkach czuję w głębi serca, że nie chcę zostać na wieczność na cmentarzu, wśród obcych i niekoniecznie szczerych i życzliwych. 
Chcę odejść tak jak żyję samotnie w ZAPOMNIENIE, 
bo Ci, którzy mnie kochali zawsze będą pamiętali mnie w swoich sercach, zaś Ci, którym byłam obojętna niech lepiej o mnie zapomną, nie chcę by kiedyś dręczyły ich koszmary ze mną w roli głównej, ani nie chcę być niczyim wyrzutem sumienia. 
Zwyczajnie, jeśli nie czujesz, że mnie lubisz, czy kochasz 
ZAPOMNIJ o mnie. 
Tak będzie lepiej dla nas obojga.

poniedziałek, 23 października 2017

Milonga i tęsknota za Szabajem

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
23 października 2017
~~~~~~~~~~~~~
Na spotkaniu KN było super. Dawno się tak dobrze nie bawiłam, byliśmy w Łodzi na tańcach tanga.
Spotkaliśmy się, było 9 osób w tym 3 kobiety.
Jako jedyna, która dawno nie była w towarzystwie miałam prawo wybrać sobie to, o czym marzę.
Powiedziałam, że zawsze chciałam wybrać się ma Milonga no i pojechaliśmy.
Było fantastycznie wróciliśmy o 2 nad ranem.
Więcej pisać nie mogę, bo nie wiem czy ktoś z towarzystwa nie miał mi tego za złe.
Od wstania masuję stopy tak mnie bolały jak się obudziłam, odzwyczaiłam się od tańca.
W południe obejrzałam film o psie Puszku - przypomniał mi się Szabaj i rozryczałam się okropnie.
Nie myślałam, że jest we mnie jeszcze taki ból po jego stracie. Poczułam jak bardzo jestem samotna i ile radości wnosił do mojego życia i jeszcze jak bardzo brakuje mi miłości.
Ludzie jak w jakimś starożytnym teatrze wychodzą na swoje sceny i grają swoje role, po czym odchodzą bez wyrzutów sumienia zostawiając za sobą szary pył tych nieskończonych dróg wiodących ich do wyimaginowanych celów.
Zwierzęta a szczególnie psy oddają się bez reszty i jedyne, czego oczekują od nas, to jakiegoś smakowitego kąska i pogłaskania po łebku.
Są nam bezgranicznie oddane. Nie mogę nawet ubierać w słowa tych myśli, które cisną mi się pod palce, bo znowu chce mi się płakać. Jestem okropnie samotna i w sumie te różne drobne przyjemności pozwalają mi na chwilę zapomnieć o tym jak boli samotność.
Niedawno doszłam do bardzo smutnego wniosku. No cóż ponoć sami jesteśmy kowalami własnego losu, nie jestem wcale pewna czy tak jest, że kompromisy, jakich wymagają różne związki prowadziłyby do satysfakcjonujących uczuć.
Czy uczucia mają jakikolwiek sens a może po prostu moje oczekiwania są zbyt duże, może umartwiam się bez powodu? Życie jest jak tykający zegar uzbrojony w cichą bezszelestną bombę śmierci. Do niej właśnie zmierzamy i powinniśmy częściej o tym myśleć. Jeszcze przeżyć dzisiejszy dzień, później może jutrzejszy. Cieszyć się tym, że zobaczymy albo i nie zachód słońca, zjemy pyszny kotlet z pieczarkami, 


czy przytulimy się do chłodnej atłasowej poduszki. 
Strasznie to smutne jak nie ma obok żadnego łebka do pogłaskania. 

sobota, 21 października 2017

Przed spotkaniem KN.

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
21 października 2017
~~~~~~~~~~~~~
Wczoraj była galaretka żurawinowa.
Teraz zamierzam zrobić wieloowocową, żurawina, pomarańcza, mango, borówka amerykańska, arbuz. Zupełnie bez dodatku stevii, bo mango i arbuz są słodkie.
Wczoraj wieczorem poszłam pobiegać.
Muszę popracować nad kondycją, bo mam towarzystwo do biegania a okazuje się, że jestem w tym względzie kompletnie nieprzygotowana.
Będziemy biegać, żeby nabrać odporności i siły na narty.
Nie wiem czy to wypali, ale wszystko jest na dobrej drodze. 
Trzeba się ogarnąć i szukać aktywnego fizycznie towarzystwa. 
Byłam w Klubie Narciarskim i spotkałam wielu znajomych, którzy systematycznie od lat jeżdżą zimą na narty, byłam z nimi 2 razy.
Ja się troszkę boję ze względu na mieszkania.
Jak przychodzą duże mrozy powinnam być w domu, żeby ewentualnie dogrzać.
Zobaczymy.
Póki, co pobiegam z Klubowiczami zawsze mi się to przyda a przy okazji odświeżę stare znajomości.
Wczoraj dostałam zadyszki po pierwszym kilometrze.
Jednak było fajnie.
Wspierał mnie kolega z klasy, mieszka niedaleko mnie, więc asekurował mnie aż pod dom.
Umówiliśmy się na sobotę u niego.
Każdy ma przynieść coś na ząb.
Upiekę, więc dietetyczną szalotkę i mam nadzieję, że się uda.
Inni mają przynieść inne smakołyki.
Dwoje z nas jest cukrzykami, więc prosiliśmy, by tak przygotować menu, byśmy też mogli coś spróbować.  
Może zabiorę też galaretki.
~~~~~~~~~~~~~
Siedziałam do późna w nocy, więc, żeby super wyglądać spałam do południa.
Zrobiłam sobie pyszne śniadanko i potraktuję je jak obiad.
 
Przed spotkaniem zrobię sobie jeszcze jakąś przekąskę.
Muszę się wyszykować na bóstwo, będzie w towarzystwie czterech panów i dwie damy z tych co byli wczoraj na bieganiu. W tym 2 moich ulubionych kolegów. Może zjawią się też inni zobaczymy. 
Mają być, tańce i inne szaleństwa. 
Nie chodziłam na te spotkania 7 lat, więc wypadłam z transu.
Niektórzy w między czasie umarli. 
Między innymi moja koleżanka – szkoda, bo była super.
Wiele z tych spotkań odbywało się u niej. 
Miała super domek w ogrodzie i tam balowaliśmy najczęściej.
~~~~~~~~~~~~~
Jak szarlotka się uda – podam recepturę.
 Czy ja wiem wyszła, ale jest tyci za krucha. 
Trzeba będzie jeszcze ją czymś udekorować.
Pół kilograma płatków owsianych górskich, podpiec troszkę z masłem/ćwiartką paczki/, jak ostygnie wymieszać z 2 białkami ubitymi na pianę, dodać 6 lekko podrobionych orzechów włoskich.
Upiec w temperaturze 150 st., gdy ostygnie pokruszyć i w blenderze zmielić na drobne/coś w rodzaju grubej mąki/dodać 2 jajka całe i łyżeczkę stevii wymieszać mikserem i ułożyć na dno tortownicy. To przepis na 24 cm tortownicę.
2 Duże jabłka pokroić drobno/najlepiej 2 różne gatunki, dodać cynamon wg. uznania i odrobinę imbiru/ułożyć na spodzie - resztą ciasta przykryć jak kruszonką wierzch ciasta.
Po upieczeniu/1 godzina w termo obiegu/ udekorować przygotowanymi w między czasie orzechami włoskimi w czekoladzie.
Ot i wszystko.
Jest przy tym sporo pracy, ale nie ma mąki i cukru.
Jak smakuje powiem, gdy spróbuję.
~~~~~~~~~~~~~
Muszę jeszcze zaliczyć kilka kilometrów na rowerze. 
Zatem na razie kończę

piątek, 20 października 2017

Pycha!!!

Bajsza
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe. Hi, hi
20 października 2017
~~~~~~~~~~~~~
Matko słodka cudna pogoda jest ostatnio.
Jeżdżę na rowerze na dość długie trasy.
Przy okazji oczywiście zaglądam do moich ulubionych sklepów i zawsze coś fajnego kupię.
Wczoraj były to foremki do galaretki. Mam tak wyposażoną kuchnię, że mogłabym gotować dla pułku wojska. 
Teraz tyle cudownych rzeczy wymyślili ułatwiających pracę w kuchni, aż chce się pitrasić. 
Można po prostu oszaleć.
Mam fisia na punkcie gotowania. 
Wczoraj kupiłam też świeżą żurawinę i zrobiłam z jej części galaretki. Część wylądowała w zamrażalniku, jest tam tyle różnych frykasów, że drzwi zamykają się z trudem.
Galaretka zrobiona z naturalnych produktów, ociupinę posłodzona stevią w każdej zatopiona jedna malinka. 
Pycha!!!
Ważne jest to jak zrobiłam galaretkę, po sparzeniu przez pół
 minuty wrzącą wodą zblendowałam żurawinę z 1 łyżeczką stewii i 2 łyżkami przegotowanej wody. Na ½ litra gorącej wody dodaję 2 płaskie łyżki żelatyny - czekam aż woda przestygnie, łączę to z miazgą żurawiny. 
Wszystko jest w galaretce, więc nie tracimy wartości odżywczych i leczniczych żurawiny a ta - jest jednym z najbardziej prozdrowotnych owoców. 
Od wieków używana przez rdzennych mieszkańców Ameryki Południowej – jako pokarm, lekarstwo, a nawet barwnik do farbowania tkanin. W kulturze Indian była symbolem pokoju i przyjaźni. Naturalna świeża żurawina może zastąpić wiele drogich leków i suplementów diety. 
Powinna częściej pojawiać się w naszych domach – nie tylko jako dodatek do potraw, ale także składnik kosmetyków pielęgnacyjnych - to jeszcze należy odkryć.
Jedząc żurawinę zmniejszamy ryzyko zachorowania na choroby przyzębia i próchnicę, wrzody żołądka, infekcje dróg moczowych, a także choroby serca. Jest polecana osobom chorym na cukrzycę, ponieważ skutecznie pobudza pracę trzustki, trawienie i pracę jelit.
Wszystko to dzięki bardzo silnym przeciwutleniaczom, poliantocyjanidom, które znajdziemy w żurawinie. 
Warto wiedzieć, że suszona jest często dosładzana cukrem, dlatego właśnie świeżą należy umieścić w diecie na stałe.
Kwas benzoesowy w żurawinie sprawia, że jest owocem długo zachowującym świeżość. 
Kwasy cytrynowy i jabłkowy nadają żurawinie kwaśny, cierpki smak, dlatego te świeże owoce w diecie pojawiają się bardzo rzadko. 
W formie, jaką wybrałam/galaretka ze stevią/, można jeść ją codziennie przynajmniej w sezonie.
Owoce żurawiny wykazują wiele właściwości leczniczych. Skoncentrowany sok z żurawiny zapobiega powstawaniu kamieni nerkowych. Owoce żurawiny mają także nieoceniony wpływ na układ moczowy – pomagają zwalczać infekcje dróg moczowych czy zapalenie pęcherza. 
Ponadto mają właściwości bakteriobójcze, dzięki czemu skutecznie chronią zęby przed powstawaniem próchnicy.
Dodatkowo zmniejszają ryzyko występowania choroby wieńcowej, zapobiegają rozwojowi miażdżycy i powstawaniu groźnych dla życia zakrzepów krwi.
Owoce żurawiny mają właściwości antybakteryjne i przeciwgrzybicze, dlatego powinno się spożywać żurawinę przy różnych infekcjach, jako wspomaganie leczenia oraz jako skuteczną profilaktykę. 
Flawonoidy w żurawinie z kolei mają właściwości przeciwutleniające, dlatego żurawina stosowana jest w profilaktyce chorób serca, układu krążenia i miażdżycy. 
Dzięki swoim właściwościom żurawina pomaga też utrzymać odpowiedni poziom cholesterolu HDL („dobry” cholesterol). 
Owoce żurawiny mają właściwości oczyszczające organizm z toksyn – są, zatem idealnym składnikiem każdej diety. 
Wszystkie te właściwości żurawina zawdzięcza witaminom A, C, P, B1, B2, a także składnikom mineralnym takim jak żelazo, wapń, fosfor, jod, potas oraz magnez. Dodatkowo owoce tej rośliny są bogatym źródłem flawanoidów – tych samych związków, które występują w czerwonym winie i dobroczynnie wpływają na pracę naszego serca. Sok żurawinowy jest polecany pacjentom przechodzącym okres rekonwalescencji po zawale.
Specyfik ten leczy również jaskrę.
To także dobre owoce na odchudzanie.
Bardzo lekkie śniadanie 2 galaretki 30 kalorii. 
Zjadłam już 3 i czuję, że jutro zjem pozostałe. 
Trzeba je jeść, póki jest na nie sezon i są świeże w zasięgu.
~~~~~~~~~~~~~
Kupiłam też rukolę w doniczce oczywiście zioła w doniczce u mnie wytrzymują zaledwie kilka dni, po kilku dniach wchodzi na nie pleśń i diabli wszystko biorą.
~~~~~~~~~~~~~
Rozmawiałam z moją kuzynką lekarką o tym, co mnie spotkało ostatnio w przychodni.
Ona jest już na emeryturze, ale pracuje jeszcze w kilku miejscach.
Powiedziała mi, że nigdzie nie ma takich zaleceń, więc chyba to zalecenia właścicieli przychodni na Grobelnej.
Ta przychodnia jest prywatna a leczenie w niej jest refundowane przez fundusz zdrowotny, na który mnie potrącają systematycznie pieniądze. 
Wniosek. 
Muszę chyba zmienić przychodnię i lekarza.
Póki, co poszłam do recepcji, żeby mi skserowali całą kartę.
Jak będę miała ją w ręku podejmę decyzję, co robić?
Uważam, że od początku jestem źle prowadzona w cukrzycy. 
Gdyby nie to, że sama się wspomagam dietą i ruchem, pewnie miałabym już poważne kłopoty. 
Karty lekarskie mam odebrać we wtorek, póki, co rozglądam się za dobrą przychodnią. 
~~~~~~~~~~~~~
Teraz zjem pyszne śniadanko.
Maleńkie carpaccio z buraka, figi, bananowej szarotki i czosnku.
+ kiełbaska biała chłopska i dip do niej, czyli sos tatarski z papryczką czerwoną i żółtą, kilkoma kaparami i kilkoma ziarnami marnowanego pieprzu. Listek lub 2 rukoli.
Pychotka.
A teraz jeszcze godzinka drzemki. 
Później znów rower. 
~~~~~~~~~~~~~
Poszalałam dzisiaj - kupiłam na Allegro szczotkę elektryczną do mycia podłóg i innych zabrudzonych rzeczy.
Muszę jakoś ogarnąć dom a z powodu dużej ilości płytek i zimna w mieszkaniach szkoda mi rąk, więc taka szczotka powinna dobrze się spisywać hi, hi z moją pomocą. 
Obiadek
Kawałeczek piersi kurczaka upieczonej w oleju z bazylią i średnio ostrą przyprawą, którą robię do mięsa na grillu.
Fasolka szparagowa, kalafior i carpaccio z długiego buraka. 
Odrobina mango, bo zostało od dekorowania galaretki z żurawiny i pół pomidorka. 
Warzywa troszkę pieprzę pieprzem cytrynowym.
Dip do mięsa to własnej roboty sos tatarski z papryczkami, żółtą i czerwoną, 2 listkami kolendry, jednym źdźbłem cebulki dymki/szczypiorkiem/ + marynowany pieprz czarny do podkręcenia smaku.
Dip wymieszany z carpaccio daje boskie nuty smakowe.

Chce się wylizać talerz jak nikt nie patrzy.

Archiwum bloga