Bajsza
Wszelkie
podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie
przypadkowe. Hi, hi
~~~~~~~~~~~~~~
15 czerwca 2017
Minęło troszkę czasu,
lawirowałam gdzieś w zakamarkach własnej wyobraźni, próbowałam zrozumieć
niezrozumiałe i „wiem, że nic nie wiem”.
Poznałam kolejnego człowieka.
Określenie „poznałam”
jest dziwnym słowem - wytrychem, który niestety niczego nie otwiera, chyba
jedynie drzwi chaosu, pokręconych życiorysów, które rzucają piętno, zostawiają,
stygmaty, w sumie niszczące człowieka.
Spędziłam kilka godzin na
wysłuchiwaniu opowieści człowieka - pisarza o tym jak był, przez „komunę”
gnębiony, niszczony i łamany systematycznie kołem tortur.
Czy to możliwe zastanawiałam się, że ludzie pozwalali tak się gnębić?
W końcu zaczęłam go pytać o inne sprawy – o to jak na tym tle wyglądało jego
życie osobiste?
I co się okazało, że ów, co by nie rzec inteligent, co prawda
bez dyplomu, ale z dorobkiem, co najmniej kilku książek zrobił dziecko,
dziewczynie w wieku ok. 35 lat.
Ożenił się, bo jak rzekł honor nie pozwalał mu jej samej z
dzieckiem zostawić.
Później znaczy po ślubie okazało się, że dziewczyna jest
córką jakiejś komunistycznej szychy, czyli jego ciemięzcy i już w rok po
ślubie, postanowił rozwieść się, gdyż małżonka, mimo, że piastująca wysokie
stanowisko/pewnie dzięki wpływowemu tacie/była alkoholiczką, pijącą każdego
wieczoru i bawiącą się w zwidzie alkoholowym a rano jakby nigdy nic szła do
pracy i nikt nie spodziewał się nawet, że całe noce alkoholizowała się.
Czy to
możliwe nie wiem powtarzam tylko słowa.
Mój pisarz, który postanowił
opowiedzieć mi o swoim pogiętym życiu, nie zdzierżył tego, tym bardziej, że był
represjonowany, przez komunę, internowany i psychicznie i dołowany miał wtedy ok.
34, może 36 lat. Zabrał żonie dziecko, niby sąd przy rozwodzie/ze względu na
pijaństwo, które ujawnił/, przyznał mu rocznego chłopczyka i on wychowywał syna
z kobietą, która zawróciła mu w głowie/mis Polski z któregoś tam roku stewardes/.
Wtedy już ciężko chora na nowotwór kręgosłupa, utykająca o lasce. Nie ukrywam, że lawina słów,
która spadła na mnie była mocno szokująca i spowodowała moje otępienie.
Sama byłam w
tym czasie bardzo chora, z trudem dochodziłam do siebie po ciężkim zatruciu,
które przenicowało cały mój organizm, kilka razy na prawo i lewo.
Nie było przy mnie jak zwykle nikogo, kto
choćby telefonicznie mnie pocieszył.
Mój znajomy zajął się tak bardzo
antybiotykami, które lekarz mu zapisał, że nic innego go kompletnie nie
obchodziło.
Tak to bywa w związkach bez zobowiązań.
Ten zaś nowo poznany pisarz ..szard .an C..rnowski.
Niestety do
dzisiaj nie dochrapał się wzmianki w Wikipedii, choć jego książki w necie są.
Został
jak do mnie twierdził systematycznie niszczony przez reżim komunistyczny.
Kurczę
blade w moim otoczeniu też byli ludzie represjonowani.
Ja sama bardzo
zdecydowanie sprzeciwiłam się, gdy chciano w moim domu zrobić punkt
obserwacyjny tutejszej Solidarności, mało, co nie wylali mnie z tego powodu z
pracy.
Wiem, że w stanie wojennym ówczesna opozycja, była pałowana, internowana
i gnębiona.
To wiedzą wszyscy, nie myślałam jednak, że aż takie psychiczne kancery
porobiło to z ludzi.
Mój poznawany w ciągu kilku dni pisarz, mówił o tym, że
został bezdomnym i gdyby nie to, że jakiś jego przyjaciel pozwolił mu zamieszkać
w zrujnowanym dawnym PGR, mieszkałby do dziś zapewne pod mostem.
Od Stanu
wojennego minęło już trochę czasu, jak to możliwe, że inteligentny człowiek nie
zdołał wykaraskać się na prostą, zadbać o własne i dziecka bezpieczeństwo?
Hmmm, a może
to kolejny alkoholik, który z pełną premedytacją niszczy swoje zdrowie, bo
kiedyś mu się noga podwinęła, albo, ktoś mu ją podłożył, to się przecież
zdarza.
Ja chyba mam problem trafiam na ludzi, którzy niszczą siebie i wszystko
wokół.
Wracając do ostatniego pisarza, on z tą chorą na raka mis i maleńkim
dzieckiem nie miał własnego kąta, mieszkał u znajomych.
Jego 2 kobieta 2 ostatnie lata była sparaliżowana. Nawet nie
dopytywałam gdzie wtedy mieszkali. Teraz jego syn mieszka z tą matką alkoholiczką.
Nie rozumiałam tego wszystkiego, gdyby nie to, że sama czułam i zresztą do dziś
czuję się podle, pewnie bym więcej pytała, choć i to, co usłyszałam i tak było
wystarczająco deprymujące.
W końcu nie wytrzymałam zapytałam jak to możliwe, że
wychowując syna nie czuł potrzeby stworzenia mu stabilnego życia.
Zaczął mi
mówić o kościach wykopywanych na łączkach.
Byłam kompletnie rozbita, – po co ja
się pakuję w takie historie.
Cholera pomyślałam, potrzebuję kogoś, kto przytuliłby mnie powiedział, że mam kryształowe serduszko, że potrzebuje mnie, bo jestem tym promykiem, który rozświetla jego drogę a ja znowu wpakowałam się przez swoją empatię w jakieś cudze bagno.
Cholera pomyślałam, potrzebuję kogoś, kto przytuliłby mnie powiedział, że mam kryształowe serduszko, że potrzebuje mnie, bo jestem tym promykiem, który rozświetla jego drogę a ja znowu wpakowałam się przez swoją empatię w jakieś cudze bagno.
Ufff. Musiałam z siebie wyrzucić tę swoją
naiwność.
Warto powiedzieć, że na koniec jak oprzytomniałam i zaczęłam zadawać
pytania.
Powiedział mi, że żałuje, że się otworzył przede mną i rzucił
słuchawkę – chwała panu.
Poznanie tej niesamowitej historii kosztowało mnie ok.
10 godzin życia i dobijającą frustrację - dlatego o tym napisałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za notkę i pozdrawiam