wtorek, 18 czerwca 2013

Uzależnieni od tradycji.

 Bajka
Wszelkie podobieństwa do osób, zdarzeń i miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie przypadkowe!!! Hi, hi
Ściąganie, pobieranie udostępnianie zdjęć i treści – możliwe jest tylko za moją/autora/ pisemną zgodą.
„Balansować na linie wysoko ponad spojrzeniem Twych oczu”
˜˜*°°*˜˜
Jeszcze słów kilka o kulturze narodu, zwyczajach i o rezygnacji z tradycji, które, upokarzały, czy krzywdziły ludzi.
Słynna w Polsce była jeszcze za mojej wczesnej młodości tzw. Czarna polewka.
Pisał o niej Mickiewicz w Panu Tadeuszu, ale to nie była tylko wymyślona historia, lecz była to tradycja - staropolski zwyczaj.
Samo robienie tej polewki było wysoce niehumanitarne dla kaczki, która umierała w mękach z podciętym gardłem wisząc głową w dół, aby krew spływała, ale również dla ludzi, którzy uczestniczyli w tej rytualnej śmierci, czasami były to też dzieci.
Czarna polewka to zupa z krwi zwierzęcej, zwana także „czerniną”. Dawniej funkcjonował zwrot „dostać (albo podać) komuś czarną polewkę” w znaczeniu: spotkać się z odmową w konkurach (albo odrzucić konkurenta; dostać (albo dać) kosza przez poczęstunek czarną polewką.
Do sfery zwyczajów należało również podanie czarnej polewki mężczyźnie, któremu ojciec odmawiał prawa do starania się o rękę córki. Taką polewkę [była to powszechnie dziś znana czernica, rosół zabarwiony krwią kaczki] dostał od Stolnika Jacek Soplica. Bowiem w zwyczaju było wówczas aranżowanie małżeństwa zgodnego z wolą rodziców.
Tradycja w utworze to świadectwo swoistego dorobku kulturowego i jedności stanu szlacheckiego.
Podobnie jak obyczaje, tradycja sięgała korzeniami przeszłości i pojawiała się, jako element składowy życia i jego dopełnienie od wielu lat.
Powiem teraz tak, by ludzie innych kultur zrozumieli - dziś nikt już czarnej polewki nie stosuje, jako odmowę dla narzeczonego proszącego o rękę i jeśli jeszcze zabija się zwierzęta w sposób rytualny jak tę kaczkę na czerninę, to tłumaczy się to w ten sposób, że jest to śmierć lepsza niż prądem czy w inny sposób wykonywana w specjalnie do tego przygotowanych pomieszczeniach i bez udziału obserwatorów.
Matko droga, żadna śmierć nie jest dobra i złe zwyczaje powinno się piętnować i dążyć do tego, by je wypleniać z kultury nawet, jeśli to miałoby wpłynąć na utratę tożsamości narodowej
Przecież dzisiaj nie stosujemy już pogańskich obrzędów.
Jemy mięso a mięso związane jest nieodłącznie ze śmiercią. Byłoby super, gdyby mięso do posiłków pozyskiwało się np. z klonowania i nie trzeba, by uśmiercać żywych istot.
Gorzej byłoby z roślinami, bo ograniczenie produkcji roślinnej mogłoby zachwiać ekosystem. Równowagę w przyrodzie.
Gdzieś czytałam, że np. Indie, w których dziś panuje bieda predestynują do 3 mocarstwa świata, pod względem ekonomicznym, wypierając w przyszłości oczywiście, nawet Japonię.
Jak zatem to możliwe, że wiele dzieci tam nie chodzi do szkół, że jest bród i smród na ulicach.
Ponoć sprzątanie jest niegodne człowieka. Nie jestem jakimś wyjątkowym czyścioszkiem, ale, mimo, że skończyłam studia i to nie jeden fakultet, zdarza mi się szorować muszlę klozetową we własnym domu i z tego powodu nie czuję się upodlona, niegodna innych ludzi czy gorsza.
Uważam, że zachowanie czystości wokół siebie, świadczy o kulturze lub jej braku. Nie lubię sprzątać, wynika, to ze swojego rodzaju lenistwa, ale uważam, że gdyby ludzie wyrzucali śmieci na ulicę bezkarnie jak w Indiach rozprzestrzeniałyby się choroby wynikające z brudu.
Czemu zatem ludzie nic z tym nie robią i godzą się żyć jak zwierzęta?
Czemu pielęgnują zwyczaje kastowe i chłopak, nie uzyskuje aprobaty rodziców, by poślubić dziewczynę, którą kocha, bo jest za biedna?
Czemu ludzie godzą się na stagnację w 21 wieku tylko po to by zachować głupie zwyczaje. Czemu nie dążą do osiągania piękna nie tylko tego zewnętrznego, ale i tego wewnętrznego. Nie można być pięknym wewnętrznie, gdy człowiek wychowuje się na śmieciach i się z tym godzi.
Wiem nie zmienię świata, ale jeśli otworzę, choć jedno czyjeś oko na otoczenie, w którym żyje i spowoduję, że zastanowi się czy można jakoś to zmienić to będzie cud.
Pamiętam jak za tzw. komuny w Polsce organizowano czyny społeczne – spotkałam się z tym też w Kijowie. Polegało to na tym, że ludzie zbierali się nieomal obowiązkowo na zbiórki i sprzątali skwerki, sadzili drzewa, sprzątali śmieci. Podobne akcje do dziś organizuje się na turystycznych szlakach w górach do dziś obchodzimy Dzień Ziemi i sprzątamy nasze otoczenie tam, gdzie służby miejskie nie posprzątały.
Pamiętam jak byłam, jako opiekun ze studentami na tzw. Hufcu pracy w Niemczech wtedy jeszcze demokratycznych. Młodzi chłopcy ciężko pracowali przy zalewaniu stropu jakiejś fabryki. Podawano im tam podłe jedzenie. Ja miałam tzw. dietę i mogłam jeść w restauracji. Powiedzieli mi jak ich karmią pojechałam tam i na obiad był makaron świderki pokraszony kostką masła na wielki gar i posypany makiem. Zrobiłam tam piekło ściągnęłam do stołówki zakładowej dyrektora firmy i cały aparat Partyjny. Kazałam im usiąść przy stolikach i jeść ten obiad Zrobiłam zdjęcia tych posiłków i oficjeli. Powiedziałam, że w Polsce świnie się lepiej karmi. Wiecie, jaki był efekt od tego dnia młodzież miała nie tylko super obiady, ale jeszcze dostawała codziennie tabliczkę czekolady z orzechami, co w Polsce wówczas było towarem deficytowym. Dyrektor prosił bym tych zdjęć nigdzie nie publikowała.
Jak się tylko chce można zmienić zatwardziałe serca i wredne zwyczaje.
Byłam w ogrodzie zobaczyć jak trawa rośnie, miałam podlać, ale okazało się, że deszcz przeleciał i wszystko dokładnie podlał, zebrałam garnuszek truskawek i 3 poziomki – będzie na wieczorny deser. Jadę dzisiaj po swoje wyniki i do braciszka sprawdzić, co tam z nim jest. Dzwonił do mnie, ale telefonicznie trudno się połapać, co mu dolega.
Martwię się o moich braci, obaj są przyrodni/mieli innego ojca/, ale bardzo obu kocham, są sporo młodsi ode mnie a obaj poważnie już chorzy. Widać ja bardziej o siebie dbam. Wrzucę w tekst trochę kwiatków. Przepięknie kwitnie biały klematis, wspiął się na malinówkę i kwiaty są na wysokości trzech metrów radując oko moje i sąsiadów, drugi niższy na łukach się pnie pod oknem. Jest jeszcze 3/myślałam, że się nie przyjął/, ale widzę trzy gałązki, – co prawda musi przebić się przez bluszcze i róże ma miniaturowe listki, ale wierzę, że jak zakwitnie, kwiaty też będą super. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za notkę i pozdrawiam

Archiwum bloga