Bajsza
Wszelkie
podobieństwa do osób, zdarzeń, miejsc, które mogą zaistnieć są zupełnie
przypadkowe. Hi, hi
Ściąganie pobieranie, udostępnianie zdjęć i treści -
jest zabronione – objęte prawem autorskim.
~~~~~~~
24 grudnia 2019 r.
❤❤❤
Jesteśmy
po kolacji uffff…. Było na bogato, ale o tym później. Miałam jeszcze napisać o
turbulencjach i locie. Może zacznę od tego, że miałam super miejsce w 3
rządzie, pozostałe po mojej stronie były puste i za mną 2 rzędy też, po drugiej
stronie w 2 rzędzie siedział znany włoski dziennikarz.
Pamiętam
go, bo już kiedyś go widziałam.
Wyglądał
dość koszmarnie, miał takie zagłębienia w czaszce i silne przebarwienia jakby
miał wklejaną skórę z innych części ciała. Kiedyś go widziałam, bo go przez
wypadek porównywano z Niki Laudą.
❤❤❤
On
chyba miał wypadek na jakiejś motolotni, ale zabijcie mnie nie pamiętam, tego
zdarzenia, wdziałam to kilka lat wstecz, ze względu na to, że był też
fotoreporterem i pamiętam jego zdjęcia.
Wyglądał
dość kuriozalnie, śmiesznie ubrany i taki wyłączony z rzeczywistości.
Czułam
się jakbym leciała w biznes klasie, ale linie wizz air, nie mają biznes klasy.
Jeszcze
przed oderwaniem się od ziemi zaczęło nieźle bujać na pasie startowym.
Wyglądało
to tak jakby były w pasie dziury a z kół samolotu zeszło powietrze.
Waliło
niemiłosiernie i przypomniał mi się mój pierwszy w życiu lot do Salonik, gdy
byłam pewna, że samolot się roztrzaska i skrzydła jeszcze przed startem mu
odpadną.
Nie
jestem lękliwa, mam świadomość, że co komu pisane to wiadomo – Smoleńsk nie
jest potrzebny.
Wystartowaliśmy,
w tle za mną jakieś 3 rzędy zaczęło ryczeć dosłownie dziecko, jakby je ktoś obzieral
ze skóry.
Dziecka
nie widziałam, ale zapowiadało się koszmarnie.
Do
tego, weszliśmy w taką mgłę, że nawet skrzydeł samolotu nie było widać. Pilot
kazał ponownie zapiąć pasy, bo miały zacząć się turbulencje, śliczna stewardessa, machała rękoma. Chyba tłumaczyła
głuchym, co trzeba robić na wypadek wypadku a druga mniej śliczna zakładała
sobie maskę, bez niej też wyglądała jak upiór z Luwru i ciągnęła za plastikową
rurkę. Nawet nie byłam w stanie myśleć o tym, co będzie jak te skrzydła,
których nie było widać odpadną.
Zaczął
do tego samolot chyba skręcać, czego najbardziej nie lubię, bo mi się
przypominają zjedzone kanapki.
Na
szczęście nie trwało to długo. Chciałam iść do łazienki, bo nigdy w samolocie
nie byłam a na filmach pokazują, co tam można fajnego robić w duecie,
szczególnie jak są turbulencje, ale okazało się, że mam siedzieć w pasach, bo
kapitan nie odwołał jeszcze turbulencji.
❤❤❤
Zobaczyłam
chociaż to dziecko małą może 2 letnią chyba japoneczkę, po mamie, bo tata miał
europejską urodę. Dziewczynka dalej wrzeszczała i sądziłam, że tak będzie przez
cały lot.
Miałam
nawet zanieść jej czekoladowe aniołki, żeby ją uspokoić, ale przypomniałam
sobie, że wędrówki po samolocie są zabronione.
Usiadłam
na środkowym miejscu, mgła nie zachęcała do siedzenia przy oknie. W końcu
wzbiliśmy się ponad mgłę i chmury i zrobiło się fajnie.
Nawet
dziecko się uspokoiło. Tata przyszedł z nią chyba, by jej dostarczyć atrakcji
do 1 rzędu. Puściłam jej oczko, a ona odpuściła mi 2 oczkami na raz i tak sobie
puszczałyśmy 2 oczkami na raz i uśmiechałyśmy się do siebie słodko.
❤❤❤
Zrobiło
się tak miło, że nawet ponury wcześniej pan dziennikarz zaczął się uśmiechać.
Turbulencje
ustały, ale z mniejszym natężeniem, co jakiś czas się powtarzały. Kupiłam sobie
kawę, dla jeszcze większego poprawienia humoru i zaczęło być super.
Cudne
widoki za oknem, żałuję tylko, że nie filmowałam przed lądowaniem, bo sądziłam,
że trzeba telefon dać na tryb samolotowy, ale okazało się, że mogłam filmować.
Zatem
lot, był całkiem całkiem, na lotnisku gdzieś się pogubiłam, Aga dzwoniła, że
nie wychodzę, ale w końcu trafiłam do wyjścia. Napiszę jeszcze tylko, że z Ollim
zakochaliśmy się w sobie. Nawet Aga powiedziała, do męża, że w przyszłym roku
zaproszą mnie do opieki, bo mają lecieć do Australii, bez niego. Chwaliła mnie,
że zakumulowaliśmy się z, Ollim, że jest bardzo aktywny w ciągu dnia. Dawniej
spał całymi godzinami a teraz bawi się ze mną, przynosi mi zabawki ja mu rzucam
a on biega po domu jak opętany. O kolacji będzie później. Mam tu jakieś kłopoty
z cukrem, bo już kilka razy mimo, że mniejsze dawki sobie aplikuję – to spada
mi bardzo nawet miałam już 66.
Muszę
bardzo uważać, bo dotąd takie rzeczy nie miały miejsca.
Napiszę
tylko, że dzisiaj znaczy wczoraj jadłam pierwszy raz w życiu mule.
Zdjęcia
kolacji będą na Facebooku. Atmosfera w tej knajpce była niesamowita. Wrzucę tam też krótkie filmiki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za notkę i pozdrawiam